Nie mogłam się doczekać już od połowy sierpnia. Wiem, będziecie się śmiać bo ze mnie była strasznie nawiedzona prymuska i przez wakacje zdążyłam przeczytać wszystkie podręczniki swoje i starszych sióstr też. W połowie sierpnia miałam już książki elegancko oprawione w papier, tak samo zeszyty, na każdej okładce naklejka z podpisem, w piórniku zastrugane kredki, nowe tenisówki pachniały gumą i mimo roboty w polu czas się wlókł, bo ja już chciałam iść do szkoły!
Jak ta nasza matka dała radę wyposażyć sześcioro dzieci do szkoły to nie wiem. A stancja, a bilety miesięczne, a te wszystkie składki?
Nie miałam problemu z galowym strojem bo zawsze nosiłam mundurek, najpierw zuchowy a potem harcerski, a w szkole średniej przepisówkę, czyli białą bluzę z marynarskim kołnierzem, kto chodził do średniej szkoły do Tarnowa to być może pamięta, która szkoła tak się wyróżniała na mieście. Jeszcze tarcza, oj, jaka byłam dumna z czerwonej tarczy na kurtce.
Zaczynało się mszą, prosto z kościoła szliśmy do szkoły i jeśli była ładna pogoda, pierwszy apel odbywał się na szkolnym boisku. Pan dyrektor z panem wuefistą ustawiali na stole niemiłosiernie trzeszczące radio i słuchaliśmy inauguracyjnego przemówienia, to znaczy nikt nie słuchał, nie z powodu trzeszczenia tylko z powodu nudzenia.
Zmiany, zmiany! Wyrośnięci, uśmiechnięci, opaleni, dziewczynkom przez wakacje urosły warkocze, chłopcom załamywały się głosy. Nie wszyscy nauczyciele wrócili po wakacjach, czasem przychodzili całkiem nowi i oni budzili największe zainteresowanie. A pani od muzyki urodziła dziecko i już nie przyjdzie i z kim teraz będzie chór, no! Nawiasem mówiąc „jechałam” na opinii starszych sióstr bo one są niezwykle muzykalne a ja przeciwnie ale na chór chodziłam i nikt mi nie powiedział, że nie umiem śpiewać.
I jeszcze druga część apelu – któryś z nauczycieli przypominał o rocznicy wybuchu wojny, potem harcerze zanosili kwiaty pod pomnik Marii Kotulskiej, pierwszej dyrektorki szkoły, zamordowanej w czasie wojny, chwila ciszy, hymn, a potem do klas na chwilę i koniec pierwszego dnia w szkole.
Jeszcze we wrześniu chciało się wstawać, rano można było zaryzykować i iść z gołymi nogami i w tenisówkach, po południu wracaliśmy czasem w stroju gimnastycznym, wrześniowe słońce dogrzewało a po wuefie nikomu się nie chciało przebierać.
Jesienią mieliśmy najlepsze zbiórki harcerskie – przy ognisku, z pieczonymi ziemniakami, ze śpiewem do nocy, aż przychodziła plucha, dzień się kończył tuż po południu i nikt już nie pamiętał o minionych wakacjach.
Niesamowite Klarka, że po tym co tu tak plastycznie opisałaś ja się odnalazłam tylko do ukończenia 14 lat. Miałam podobnie od połowy sierpnia taka tęsknotę za szkołą. Ale chyba moja młodość na ukończeniu podstawówki się zakończyła. Jako 15 -latka zaczęłam dorosłe życie pracującej osoby na pełnym 8 godzinnym etacie gońca,a potem szkoła wieczorowa i tak już do końca wykształcenia. Nic z tej mojej młodości nie miałam(-;
OdpowiedzUsuńUleczko, mieliśmy zdrowie, zapał do pracy, cieszyliśmy się z każdego zdobytego drobiazgu do domu i dla dzieci, o sobie nie myślałyśmy za wiele, ja wcale nie żałuję, że się nie zastanawiałam godzinami nad bzdurami typu w co się ubrać i czy mam za chude nogi;) Pozdrawiam Cię serdecznie!
Usuńo tak, ja też już mniej więcej od połowy sierpnia nastawiałam się na powrót do szkoły. zszyty, długopisy, bajeranckie ołówki... gromadzenie tych drobiazgów to była jedna z najprzyjemniejszych rzeczy. przeglądanie podręczników... w sierpniu wydawały się takie ciekawe! no i nadchodził wrzesień, ten moment ekscytacji, ciekawość, co przyniesie ten rok szkolny. może jakąś miłość? może inną przygodę? i oczywiście obietnice składane samej sobie, że w tym roku pilnie będę się uczyć! a później był październik... :) a wtedy to już przyświecała myśl "oby do wakacji" :)
OdpowiedzUsuńobietnice podobne do postanowień noworocznych;)
Usuńróżnie to bywało :))), ale ja kochałam jednakowoż wakacje większą miłością, szkoła to szkoła,czyli obowiązek,a ten trwał i trwał... całe długie miesiące - no i kiedyś wakacje były nieco dłuższe aniżeli teraz ;), ale podziwiam Cię kochana za takie zachowania - widać, że dały fantastyczne rezultaty :))
OdpowiedzUsuńuściski ślę !
dopiero gdy dziecko zaczęło chodzić do szkoły, zaczęłam żałować wakacji, w wakacje dzieci są całkiem inne
UsuńWitaj
OdpowiedzUsuńMiałam bardzo podobnie, ech pięknych wspomnień czar :) nie było za bogato, ale wesoło i nigdy pesymistycznie.
Pozdrawiam na miły weekend :)
witaj, jakie to szczęście, że po latach pamiętamy przeważnie tylko miłe rzeczy
UsuńZawsze tęskniłam za szkołą w wakacje ze względu na koleżanki i kolegów, na mnóstwo śmiechu i całe dnie wygłupów. Uczyć się nie lubiłam, prymusem nie byłam (pewnie dlatego dopiero teraz zabieram się za maturę, ech...) i jeszcze w dodatku w podstawówce przeszłam niezłą szkołę życia jako kozioł ofiarny trzech skretyniałych zwyroli...
OdpowiedzUsuńOdkąd poszłam do pracy i poczułam smak pieniędzy zarobionych własnoręcznie (i własnonożnie) naprawdę wolę pracę, za którą ktoś mi płaci, a i trochę śmiechu się znajdzie w trakcie, niż naukę i szkolne obowiązki. Myślę, że jestem jedną z tych osób, na które powiedzenie 'jak pójdziesz do pracy, to zatęsknisz za szkołą!' nie podziała...
a spotykasz czasem tych prześladowców? Bo może by się jakoś zemścić albo coś..;)
UsuńJa uwielbiałam to podekscytowanie. Tą niewiadomą co nas czeka w tym roku wymieszaną z opowieściami kto co przeżył przez te wakacje. Bo to zawsze były Te wyjątkowe wakacje a TEN rok przed nami miał być TYM niezapomniany.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
ładnie to napisałaś:)
UsuńZdecydowanie zakup wyprawki dla 6-ga dzieci byłby niemal nie możliwy dzisiaj, w czasach kiedy wszystko jest i nie ma problemu. Książki zmieniają się niemal co roku, a kiedyś rok po roku dzieci przejmowały książki jeden od drugiego. Mój rocznik w sumie był ostatnim, jak uczył się "Moje pierwszego elementarza" (potem weszły książki do tzw. nauczania zintegrowanego). Ja też jako dziecko tak do 3-ej klasy lubiłam szkołę, potem mówiąc dobitnie szkoła mi zbrzydła. To już drugi rok, jak myślę sobie 1 września, że przede mną jeszcze miesiąc wakacji, tym bardziej, że nie mam "Kampanii wrześniowej"
OdpowiedzUsuńprzeważnie wszystkie dzieci tak mają, lubią "panią", chodzą z radością do szkoły a potem im to mija. We wrześniu jest najmniej deszczu i najłagodniejsze światło, warto mieć takie długie wakacje.
UsuńFajnie sie teraz wspomina te czasy:)
OdpowiedzUsuńlubię i nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że wspominanie świadczy o starzeniu się albo o tym, że nie żyje się dniem dzisiejszym tylko grzebie w przeszłości.
UsuńNie pamiętam jak to było 1 września,
OdpowiedzUsuńchociaż jakaś ekscytacja chyba była.
Bardziej pamiętam koniec roku :-)
rozdanie świadectw i nareszcie wakacje - też miło wspominam
UsuńJak tak sobie przypominam to też pod koniec wakacji już mi się chciało do szkoły i też przyjemnością było szykowanie torby szkolnej. Każdy zeszyt obłożony i wypisana pierwsza strona, fartuszek z białym kołnierzykiem.....A na opinii starszej siostry w szkole też jechałam, szczególnie w liceum. Miałam szczęście bo ona z matmy była dobra ja za to kapuściany głąb:)
OdpowiedzUsuńI tak sobie pomyślałam,trochę też w odniesieniu do Twojego poprzedniego wpisu, że przydałby się Tobie jakiś mały upominek na ten rozpoczynający się rok szkolny. Jest "koci", ale ten kot nie będzie przynosił Ci myszy za to posłuży do książki. Tylko jak Ci to przekazać?
Napiszę maila. ja z matmy do dziś jestem głąb, trzech pozycji nie dodam w pamięci a jak zapisuję punkty w czasie gry to mi zarzucają oszustwo a nie zawsze oszukuję
UsuńTo trzeszczące radio było chyba w każdej szkole
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
W moich szkołach nic nie trzeszczało :) Ale to oczekiwanie, okładeczki, podpisy, wypisy, układanie, przekładanie... było zawsze :)
OdpowiedzUsuńktoś kumaty umiał ustawić radio!
UsuńJaka szkoda, że teraz nie ma harcerstwa. No przynajmniej nie we wszystkich szkołach. Ja tez nie mogłam się doczekać szkoły. Z tym, że zapał trwał mniej więcej do połowy września:D
OdpowiedzUsuńwiduję czasem harcerzy w Krakowie ale bardzo rzadko, albo nie noszą mundurków albo nie ma drużyn w szkołach
UsuńCzekałam, ale tylko ze względu na koleżanki. A od pewnego momentu i... kolegów!
OdpowiedzUsuńu nas jakoś wszyscy byli mniejsi od nas i wyglądali jak dzieci, co ja piszę , przecież to były dzieci:D
UsuńWidać wiele sentymentu w Twoim dzisiejszym wpisie. Ja pamiętam tylko, że wakacje były niesamowicie długie, nie to co teraz, czas pędzi jak szalony...
OdpowiedzUsuńMiłej niedzieli Klarko:)
właśnie, czemu teraz czas tak pędzi, dopiero był maj i już koniec lata
Usuńdo dziś mi mam deprechę z powodu 1 września...
OdpowiedzUsuńale z powodu rocznicy wybuchu wojny czy bo ojasnygwint szkoła się zaczyna?
UsuńKlarko zapraszam do mnie. Wiem, jestem upierdliwa, ale nominowałam Cię w kolejnym łańcuszku. Nie zabijaj, nie ja go wymyśliłam :)
OdpowiedzUsuńdziękuj, zaszczytów nigdy za wiele, kiedyś wreszcie kącik chwalipięty zrobię na wierzchu (na razie mam na pulpicie)
Usuń... a też tak mieliście, że pierwsze kartki w zeszycie zapisywaliście starannie, tzn. ładne literki niewychodzące na linie, podkreślone tematy, a po pierwszym błędzie/skreśleniu, jak kura pazurem?:-)
OdpowiedzUsuńfidelia
ja nie, ale za to jak moje zeszyty dorwały młodsze siostry to rysowały gdzie popadnie, fizyka nie fizyka - misie, kwiatuszki i słoneczka
UsuńWpasowuję się dokładnie w Twoje wspomnienia Klarko. Też nie mogłam doczekać się powrotu po wakacjach do szkoły. Chociaż uwielbiałam swoje wakacje. Głównie z powodu obozów harcerskich, na które wyjeżdżałam w każde wakacje.
OdpowiedzUsuńWszystko było - i oczekiwanie na początek roku, i radość z nowych zeszytów, przyborów, książek, i zapał (początkowy) i nudy okrutne i radość z zakończenia tegoż roku i wakacji.
OdpowiedzUsuńNa początku roku zabierałem się do czytania co ciekawszych podręczników - z biologii, geografii, polskiego, chemii nawet, a przede wszystkim z historii. Na zakończenie roku były do przeczytania nagrody, ale to tylko w podstawówce, potem przyszły lata durne i chmurne, chociaż mania czytania została. A na starość jeszcze doszła mania pisania.
A jeżeli chodzi o harcerstwo to jakoś mnie ten cały ceremoniał nie wciągnął. Zuchy były takie infantylne z tymi zabawami w kółeczko, harcerstwo w podstawówce takie nijakie, a potem HSPS jak ruskie pioniery - nie zaszczepiłem się. A teraz jeździmy na Watrowisko, gdzie naczelnym organizatorem i dobrym duchem jest harcmistrz RP - ot, wszystko przychodzi na starość :D
Tak miło czytało mi się te Twoje wspomnienia z rozpoczęcia roku, że prawie zapomniałam o tym swoim, jutro rano. ;)
OdpowiedzUsuńJa też uwielbiałam szkołę zawsze, jakaś już taka dziwna jestem. Pociąg do wiedzy, nowe pachnące książki, czyste zeszyty. Było co robić, całe życie się tam gnieździło. Piękny czas, już teraz mięknie mi serce, jak pomyślę że za maksymalnie 4 lata moja córka pójdzie do przedszkola i zacznie ten korowód.
OdpowiedzUsuńA 3. 09 Dzień Walki z Teroryzmem. I wysłuchałam z tejże okazji jury "Must be...." w aranżu Musisz..... współpracować bo....i tu miss Ella z podręcznikowej angielszczyzny wyłuszczy nam ,dobrze?
OdpowiedzUsuńObejrzałam spektakl "Warszawa" przed i po....z tą różnicą, że już ich nie było..."bohaterów" sprzed.
Zasmoociła mnie świadomość,ze dziecko obok znowu żadnych wakacji nie miało...a także kłopoty Wiśniewskiej z "Kogla mogla" z waletami studenckimi....
Rok jak co rok.
PS Co o stylu rokoko? Bo mnie wpadł w oko.
No i min. Edukacji - podręczniki ....jak kiepściutkie prace....Głossy za zmianą kadry? Czy chcemy mieć taki poziom wiedzy?
PS Nadal Jedyna. Ale w tym roku już z rodziną:0)Więc - raczej z perspektywy nauczyciela niż rodzeństwa.
jr (dostrzeżona)