Majka nie poszła po maturze na studia. Nie dlatego, że nie chciała. Mieszka w malutkiej wsi położonej kilkanaście kilometrów od stutysięcznego miasta. Daleko do wszystkiego – do szkoły, do pracy, blisko jedynie do marzeń o wyjeździe na zawsze.
Ojciec Majki pracuje w dużym mieście i przyjeżdża do rodziny raz w tygodniu albo rzadziej, co się dziwicie - jak się człowiek utyra przez cały tydzień to w niedzielę ma ochotę tylko spać a nie jechać kilka godzin po to, by za chwilę znów ruszać w drogę. I jeszcze trzeba przecież wydać pieniądze na podróż, bez sensu takie życie. Tak mówi. Bo jest jeszcze trójka dzieci i wszystkie uczą się dobrze, nawet najmłodszy – pięciolatek – już umie czytać, liczyć, mówi po angielsku i potrafi bezbłędnie powiedzieć, jaka jest stolica którego kraju, taki mały a taki mądry!
Majka jest najstarsza i często musiała się rodzeństwem zajmować, robiła to chętnie i z radością, matka nieraz powtarza – gdyby nie Majeczka to te młodsze nie byłyby takie mądre, nieraz, kiedy nie umiałam im w czymś pomóc albo sprawdzić lekcji to biegły do siostry.
Koleżanki Majki albo poszły na studia, albo zarejestrowały się w urzędzie pracy, skąd dostały skierowania na różne kursy, przeważnie na naukę robienia tipsów. Kilka dziewczyn wyjechało za granicę. Majka szukała pracy i gotowa była robić różne rzeczy – obierać warzywa, zmywać naczynia, nalewać piwo, rozkładać towar, rozdawać ulotki, opiekować się dziećmi i sprzątać w prywatnych domach. Okazało się, że najlepiej sobie radzi z dziećmi. Miała wszak w domu niezłą praktykę i doskonale wiedziała, na co należy najbardziej uważać przy niemowlęciu a co robić, by trzylatek nie demolował domu.
Przez pół roku opiekowała się dorywczo różnymi dziećmi aż wreszcie trafiła na rodzinę, która potrzebowała niani na stałe.
Rodzina mieszkała na przedmieściu wojewódzkiego miasta w dużym domu z kolumnami przy wejściu. Wokół domu rósł równo przystrzyżony trawnik, na trawniku stało kilka zabawnych gipsowych figurek, duży, betonowy grill wyglądający z daleka jak kapliczka i koło grilla masywny stół i ławy.
Majka rozglądała się z ciekawością, bo jeśli w domu mieszkało dziecko, to na zewnątrz nie było jego śladów. Nigdzie żadnej zabawki, porzuconej łopatki, nie mówiąc o modnej trampolinie czy zwyczajnej huśtawce.
Otworzył jej pan domu, pani domu czekała na nią na kanapie w salonie. Niania była potrzebna od jutra i tak Majka znalazła swoją pierwszą pracę.
Chłopczyk miał nieco ponad dwa latka i był śliczny. Mama dziecka nie pracowała zawodowo, za to tata pracował przez cały dzień i wracał do domu, kiedy maluch już spał. Niania miała zajmować się tylko dzieckiem i jego rzeczami, do jej obowiązków należało podgrzewanie posiłków, prasowanie jego ubranek i sprzątanie zabawek. Miała przyjeżdżać na ósmą i zajmować się dzieckiem do szesnastej.
Godziny pracy jak w biurze – śmiał się pan domu dodając, że będzie płacił pięć złotych za godzinę. Nie ma mowy o zawarciu umowy dla niań bo żona nie pracuje zawodowo. Majka jeszcze spytała, czy będzie mieć jakieś dodatkowe obowiązki i usłyszała, że żadnych, bo wszystkim zajmuje się mama chłopca.
Jechała busem o szóstej dwadzieścia, przesiadała się na autobus miejski i była kilka minut przed ósmą. Józuś już dawno nie spał. Dawała mu śniadanie i zabierała na spacer, aby pani domu mogła jeszcze pospać. Wracała do domu, gdy na zewnątrz robiło się gorąco.
-To idź z nim na basen albo do galerii – w domu tylko hałasujecie i brudzicie, jakby nie miał swojego pokoju!
O to głównie chodziło, malec rzeczywiście pchał się na te białe kanapy w salonie, chciał dotykać bibelotów porozstawianych na szklanych półkach, jeździć samochodzikami po wypieszczonych podłogach, łaził za matką domagając się brania na ręce i na kolana i najczęściej słyszał – pobaw się sam, idź do swojego pokoju, nie ruszaj tego, nie wolno!
- Jak ty do niego mówisz, Józuś? On ma na imię Józef, żebyś inaczej do niego nie mówiła.
- Jak on do ciebie mówi, ciociu? Ma mówić nianiu! Niech ludzie wiedzą, że mnie stać na pomoc dla żony.
Możesz sobie robić kawę i herbatę jak chcesz. Możesz sobie zabrać te spodnie, matka chyba umie szyć to ci zwęzi. Możesz wytrzeć blaty i podłogę. Możesz obrać ziemniaki. Wyprasować przy okazji moje koszule, przecież i tak prasujesz dla Józefa.
Minęły dwa miesiące i chłopczyk na widok Majki piszczał z radości, tulił się do niej na pożegnanie i dopytywał, czy na pewno przyjdzie jutro. Nauczył się samodzielnie jeść, wybierał z zapałem kawałki warzyw z zupy, gryzł kanapeczki i uroczyście pożegnał wraz z nianią „monia” czyli smoczek.
Na placu zabaw Majka była czasem zaczepiana i pytana, czy dobrze zarabia, i jak jej jest. Odpowiadała grzecznie, ale stanowczo, że nie chce o tym rozmawiać. Pewnego razu jedna z mam wręczyła jej wizytówkę mówiąc, że gdyby chciała zmienić pracę, to może przyjść natychmiast do niej. Skąd wiedziały, że jest nianią? Przecież Józef wołał na placu zabaw – nianiu siku! Tego też go nauczyła.
Bywało tak, że Majka musiała zostać z dzieckiem dłużej. Czasem tak długo, że nie zdążyła na ostatni autobus. Wtedy pan domu odwoził ją albo zostawała na noc. Zawsze obiecywał, że zapłaci jej za nadgodziny. W pierwszy miesiąc Majka wstydziła się upomnieć ale przy drugiej wypłacie powiedziała, że należy się jej dodatkowe 200 zł. Za ten i poprzedni miesiąc.
I się rozpętała awantura. Bo pani domu wyliczyła jej – ile wypiła darmowej kawy, herbaty, ile zjadła pizzy (nie gotowali obiadów w domu, jedli na mieście, a kiedy Majka musiała zostać dłużej, zamawiali dla niej pizzę) i wreszcie policzyli jej.. odwożenie do domu.
Dostała siedemset złotych. Jeszcze tego samego dnia zadzwoniła do kobiety z placu zabaw. Tylko dziecka żal.
a załóż się,że będą opowiadać o czarnej niewdzięczności dziewuchy, która miała u nich jak pączek w maśle!;/
OdpowiedzUsuńjasne, za te pieniądze to sobie może och, poszaleć, a jak się jej coś stanie to nawet nie pójdzie do lekarza, bo za co? za parę lat wypadną jej nieleczone zęby (bo za co). Dobrze,że jej matka da talerz zupy i dach nad głową.
UsuńStraszne... biedne dziecko...
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam już tam, ale z komentowaniem dałam sobie spokój.
OdpowiedzUsuńMasz rację, rodzice do bani, tylko dziecka żal...
Nie ma co komentować faktu, że niania odeszła do nowych pracodawców. Ludzie kompetentni zawsze znajdą pracę i zostaną docenieni.
UsuńŻal natomiast rodziców, bo dzieci dadzą sobie radę. Żal, bo trzeba będzie ich na starość uczyć, aby do osoby opiekującej się nimi nie zwracali się per córciu, tylko siostro, ewentualnie pani Basiu.
ALEF1
Nowobogacka rodzina, eh szkoda słów, szkoda dzieciaczka, bo to on najbardziej ucierpi.
OdpowiedzUsuńJa też to znam, moja mama pracuje jako "niania", znaczy ciągle pracuje, tyle ze już nie tam: mama trójki dzieci tez nie pracowała a moja mama miała byc tylko za dzieci odpowiedzilna- koniec konców opiekowała sie trójką dzieci prała, prasowała, sprzatała, myła okna i gotowała dla dzieci- tyle tylko ze za nadgodziny płacili i dojeżdzać miała blisko
OdpowiedzUsuńNie wypowiem się, bo musiałbym zbyt emocjonalnie, a nie wypada :D
OdpowiedzUsuńBiedne dziecko, ma wszystko w domu, oprocz zainteresowania i milosci. Mam nadzieje, ze ta para dostanie kiedys nauczke za takie traktowanie czlowieka.
OdpowiedzUsuńczasem zdarzają się odwrotne sytuację - jedną znam z dość bliska :/ - "państwo", którzy płacą nawet za dni, kiedy niani nie ma i kiedy zamiast dzieckiem opiekuje się u siebie w domu ich psem, bo jadą na wakacje ;) i nianie, które tylko patrzą żeby dostać więcej... Ale tego malucha szkoda, bo nikt więcej nie weźmie go na kolana i nie nauczy kochać :/ echh..
OdpowiedzUsuńDEDYKUJę im film POROZMAWIAJMY O KEWINIE
OdpowiedzUsuńPrzykro, szkoda chłopca, niestety - prawdopodobieństwo, że wyrośnie na zimnego i nieczułego dorosłego jest ogromne, i odpłaci swoim rodzicom brakiem zainteresowania i może "luksusowym" domem opieki (nie uważam, że to zawsze złe rozwiązanie - ale nie o tym tu mowa).
OdpowiedzUsuńW Gdańsku wciąż stawką jest 800 zł miesięcznie, a na wioskach nawet 600, trzy lata temu 500 - znajkrótszym dojazdem rodziców trzeba liczyć 9 godzin pracy opiekunki, co daje 3,30-4,40 za godzinę. I co z tego, że dziecko się przywiązuje do opiekunki, a one odchodzą jak tylko znajdą coś lepszego? Rodziców nie stać, by dać więcej, jak sami dostają 900-1300 a jeszcze muszą ze dwie stówy na bilety przeznaczyć... I tak pracują tylko na opiekunkę, ale przecież bez tego staż pracy by nie leciał i prawa do emerytury się przesuwają...Albo wcale ich nie ma.
OdpowiedzUsuńSama byłam opiekunką za 7 zł/h jakieś 10 lat temu, ale sporadycznie - na co dzień też by mi tyle nie dali, mimo odpowiednich papierków, kwalifikacji i sympatii dzieci :)
Natomiast słoma w butach to całkiem inna sprawa...
napisałam na dole i dopiszę jeszcze i tu - w wychowywaniu dzieci nie liczą się wyniki sprzedaży, staż pracy i prawo do emerytury, nic nie zastąpi matki, i szlag mnie trafia, że matki opiekujące się własnymi dziećmi są postrzegane w naszym społeczeństwie gorzej, kiedy właśnie one inwestują najwięcej. Ej, poniosło mnie na własnym blogu. Bo wychowanie dzieci to jest najcięższa i najbardziej odpowiedzialna praca.
UsuńAle czasem jedna pensja nie wystarczy by tym ukochanym dzieciom zapewnić podstawowe potrzeby, jeśli sam wynajem mieszkania tyle kosztuje :) I rodzice muszą się sprężyć by w ogóle utrzymać na rynku pracy. Ale już tylko od nich zależy JAK wykorzystają ten króciutki wolny czas z dzieckiem... Nawet godzina spędzona rzeczywiście z maluchem jest cenniejsza niż cały dzień w domu, ale dziecko też ma się samo bawić, bo matka pierze i sprząta, a ojciec majsterkuje lub ogląda tv...
UsuńA może taka wersja:
OdpowiedzUsuńmłode małżeństwo, poznali się na studiach, oboje przyjechali z małych miasteczek, pochodzą z niezamożnych rodzin. Pracują, zarabiają średnią krajową, czyli 2850 netto. Razem całkiem nieźle 5700 złtych. Kupili mieszkanie, co prawda daleko od centrum i do pracy muszą dojeżdżać, ale skoro miały się urodzić bliźnięta musieli kupić coś większego. Rata kredytu to prawie 3000. Rodzice nie mogli im pomóc po tym jak kupili im samochód, żeby chociaż dojazdy były łatwiejsze. Niby nieduży, ale za ubezpeczenie i benzynę trzeba płacić, pewnie z jakieś 400 zł. A jak pojadą do rodziców to nawet i więcej. Do tego czynsz i prąd i na życie zostaje 1800 złotych. Tyle się mówi teraz o oszczędzaniu, więc dla chłopców założyli lokaty, żeby mieli coś na start. 1600. Bliźniaki trochę za wcześnie się urodziły. Najpierw leżały w inkubatorze, teraz niestet sporo chorują, także na leki. Żłobek kosztuje 900 złotych, ale dzieci przychodzą często chore, więc chłopcy też ciągle chorują. Szef dziewczyny już krzywo patrzy, kiedy znowu mówi, że musi wziąć wolne, ale nie ma babci albo cioci do pomocy. Dlatego szukają teraz opiekunki za 900zł. Na jedzenie, lekarstwa, ubrania zostanie im 700zł. To przecież całe 175zł na tydzień.
muszę zadać kilka dodatkowych pytań. Retorycznych. czy ludziom się coś poprzestawiało w głowach i nie pamiętają, że dziecku potrzebni są najbardziej rodzice, zwłaszcza w pierwszym okresie życia? Czy ludzie zapominają, że prawie każda osoba może zastąpić doskonale mamę i tatę w pracy a mamy i taty przy dziecku nie zastąpi doskonale żadna opiekunka? Na czym oszczędzacie? Na własnych dzieciach!
UsuńOczywiście, że w pracy może mnie zastąpić wiele osób, ale wtedy budżet mi się nie zamknie. Kiedyś się nam zamykał, teraz się nie zamyka.
UsuńNa marginesie, jak się nazywa system gdzie budżet się nie domyka? Niewolnictwo, czy jakoś bardziej infantylnie?
ALEF1
Nikt nam nie zwróci straconych lat, które oddaliśmy pracy zamiast być z własnym dzieckiem. Patrzeć jak się rozwija, uczyć go świata i kochać. Oddałam 9 lat moim starszym dzieciom. Dzisiaj są już dorosłe i widzę, że to nie były stracone lata.
OdpowiedzUsuńPaństwo nas przekonywało, że nie warto marnować młodości na wychowywanie dzieci. Przecież na starość ono się nami zaopiekuje.
UsuńNa szczęście przyszedł kryzys i co niektórym się oczy otwierają, że jednak te obietnice państwa opiekuńczego między bajki można włożyć.
ALEF1
O zatrudnieniu w prostych słowach opowiada prof. Gwiazdowski (zwłaszcza od 6 min.)
Usuńhttp://www.youtube.com/watch?v=naeE8XcYZGQ
ALEF1
Często najbardziej oczywiste prawdy o roli rodziców giną w wyrachowaniu i ideologii. A ta akurat rodzina, którą opisałaś, to taka modelowa z bulionerów.
OdpowiedzUsuńPrzykre, ale jakże częste :-(
OdpowiedzUsuńTo horror. Miałam w życiu kilka opiekunek do dzieci - musiałam, bo praca, szkoła a rodzina wypięła się na mnie. Niektóre z nich wspominam do dziś jako bardzo dobre, serdeczne osoby. Mam też kilka mniej fajnych wspomnień, bo jak zawsze trafia się na różne osoby.
OdpowiedzUsuńbiedne dzieci..;-)
OdpowiedzUsuńTrochę mną to wstrząsnęło. Uważam, że do opieki społecznej powinno się móc zgłaszać także brak uczucia. Bo to że dziecko ma wszystko z rzeczy materialnych nie znaczy, że nie dzieje mu się krzywda.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi go :(
tanatoza.blogspot.com
Chcesz - masz. Jedź do Norwegii. Tam rodzicom można odebrać dzieci za brak uczucia.
UsuńGdyby coś takiego wprowadzono w Polsce, to byłby już definitywny koniec naszego narodu.
ALEF1
Wiem, że często mama musi wracać do pracy, żeby utrzymać pracę i dziecko zostawia się niani. Ale ta z Twojej opowieści zołza jedna, nie musiała, wolała dłużej pospać i pewno latać po butikach!!! I takich bab nie rozumiem!!
OdpowiedzUsuńJa też musiałam wracać do pracy, ale wtedy mąż zrezygnował ze swojej i poszedł na wychowawczy. Tak było korzystniej i taka była wtedy sytuacja.Był z synkiem w domu do 5 roku życia. Dopiero wtedy mały poszedł do przedszkola
Rodzimy kapitalizm. Krwiożerczy
OdpowiedzUsuńrodem z dziewiętnastego wieku.
Pozdrawiam
Jaki kapitalizm? Panie Antoni, Pan nie znasz definicji kapitalizmu. Toż to socjalizm w postaci czystej (prawie ;) )
UsuńALEF1
to ja nie na temat, na temat będzie później, trochę sobie poczytałam, masz świetne pióro:)), czytam i czytam i oderwać się nie mogę :))
OdpowiedzUsuńja swoje dzieci wychowałam sama, ale jedno, ostatnie / obecnie ma 15 lat/ dałam niani, starszej pani - cudownej kobiecie - z sercem na dłoni , moje Łucja do dzisiaj ja wspomina, odwiedzamy ją i utrzymujemy kontakt, wtedy a było to 15 lat temu płaciłam jej 12 zł za godzinę inie żałuje żadnej wydanej złotówki, chociaż to było wtedy ponad pół mojej pensji, ale musiałam utrzymać prace, bo staraliśmy się o kredyt na dom, wiem jednak, że nic nie zastąpi mamy, no może najbliższa rodzina , babcia może być takim substytutem, to co opisałaś, takie matki, to niestety częsty przypadek, z jednej strony dobrze że chociaż urobiły jednego Dudusia, a z drugiej strony, pytanie po co ???, nie lepiej kota wziąć, no ale sierściuch przecież po kanapach by latał - tez trzeba by niani do takiego...
uściski ślę!!
już jak Twoja fanka
matka 3 córek i właścicielka hmmm 11 kotów ;)) plus 5 małych i 2 kremowych kanap - cholerka a jednak da się to pogodzić ;)) , ale kanapy tanie z Ikei to nie szkoda :))
Bardzo dziękuję:) jak to miło widzieć nowych czytelników, rozgość się u nas.
Usuńoj, jedenastoma kotami to mi zaimponowałaś, ja bym tego nie ogarnęła!
Serdeczności!
Jest taki film - 'Niania w Nowym Jorku' - ze świetną Scarlett Johannsonn (nie wiem jak to się pisze) w roli głównej. Film oparty na książce, która podobno oparta z kolei na faktach... Historia młodziutkiej dziewczyny, która przez przypadek zostaje nianią dla bardzo bogatej, nowojorskiej rodziny.
OdpowiedzUsuńMożna się pośmiać, można popłakać. Popłakać znacznie częściej. Uwielbiam ten film i tylko szkoda, że niestety przedstawia zalążek tego, co się dzieje na Upper East Side... :(
no właśnie tylko dziecka żal - masakra, miałam napisać pod tymi bliźniakami za 5 zł ale jakoś mi nie wyszło że niezła stawke - moja niania w przeliczeniu na dziecko dostaje 4x tyle a i tak mi się wydaje ze to strasznie mało jak za taka odpowiedzialna i ciezka prace - kiedys sie zastanawialam czy gdybym miala do wyboru co to cobie i bycie niania za ta sama pensje to co bym wybrala no i na bycie niania to bym sie zdecydowala za 2x tyle co teraz mam mysle - moje dziecko mowi po imieniu do niani - ale na pytanie kto to odpowiada ze niania
OdpowiedzUsuń