Przy sobocie będzie o zgrzytaniu w małżeństwie. Jeśli ktoś myśli, że małżeństwo to patrzenie w jedną stronę, trzymanie się za rączki i numer w telefonie zapisany pod nazwą „ mąż kochany” to się myli. Ja mam na przykład męża pod ICE a czasem zamiast wysłać o ósmej rano sms „dzień dobry mężu ukochany” wysyłam „kup kotom tabletki na robaki”. Też ładnie, bo zapowiada się ciekawy wieczór. Kto pasł koty wątróbką z roztartą tabletką to wie, co mam na myśli. Ale dziś nie będzie o kotach tylko o małżeństwie, czyli co komu pisane to go nie minie.
Luby jest człowiekiem niesłychanie roztargnionym i ciągle o czymś zapomina. Nie, żeby zapominał, że jest żonaty, nie o to chodzi. Zapomina na przykład, że buty można wyciągnąć z szafki. Wiem, to dziwne. Jak nie ma butów na wierzchu to kupuje sobie nowe. Wyjątkiem są buty do garnituru. Z początku tłumaczyłam jak dziecku – sprawdź najpierw w szafce, przecież masz dwie pary prawie takich samych. A potem machnęłam ręką bo prawdę mówiąc zauważcie – mężczyzna i tak ma najwyżej pięć par butów, a my? Dobrze, mówię za siebie – ja na pewno mam z dwadzieścia par. W niektórych nie chodzę nigdy ale trzymam bo są śliczne. To też by mi mógł zdumiony powiedzieć – po co kupujesz, jak masz w szafce?
Odzież. Niedawno stwierdziłam, że Luby wygląda jak bezrobotny bezdomny. I bardzo dobrze, przynajmniej nie podrywają go baby na placu czy w hurtowni. Przecież ja nie będę facetowi po pięćdziesiątce przygotowywać odzieży jak dziecku do przedszkola. Niech nosi co chce.
Ale nie zawsze jest roztargniony. Zapomina dokumentów, narzędzi, wkłada do zmywarki cukier razem z cukierniczką ale kupuje mi pęki tulipanów i narcyzów wiedząc, że tych rosnących w ogrodzie szkoda mi ścinać. I jak napiszę o tych tabletkach to kupi i nawet się deklaruje – przytrzymać ci kota?
Tak siedzę przy tym komputerze i wiecie co, nie napiszę o zgrzytaniu w swoim małżeństwie. Bo małżeństwo to nie buty, które można wyrzucić i kupić sobie nowe. A nawet buty czasem warto wyczyścić, naprawić, i nie wyrzucać tylko dlatego, że odkleiła się podeszwa. Chyba, że od początku gniotły i cały czas ranią stopy, bywa i tak, to nie ma się co męczyć.
Przytrzymać Ci kota? A hahaha!
OdpowiedzUsuńMałżeństwo to kapcie - czasem stare, rozklekotane, ale sprawdzone i wygodne;) Jak się rozpadają,to się podkleja i podszywa. Obcym się ich nie pokazuje, o!
Szpileczki z szafeczki i fajnie jest.
Dzień dobry Klarko :):):) To nie musi być "zgrzyt", czasem tsunami o sile Fukushimy może więcej wyjaśnić i naprawić (tak, nie pomyliłem się) niż leciutkie tarcie które siedzi jak drzazga w .......no powiedzmy palcu. To tak jak w "Jest taki samotny dom" Budki. ..."A po nocy nadchodzi dzień, a po burzy spokój"... Nawet jeśli coś się zatnie, to nic.
OdpowiedzUsuńMoja babcia mawiała: jednomyślność to bezmyślność. Czasami coś zgrzyta, ale nie może być zawsze słodko, bo by się ulało..:)
OdpowiedzUsuńTak, jednomyślność jest dobra, ale tylko na pierwszy rzut oka. Na dłużej to co najmniej nuda. Wyobraź sobie, że trafiasz na bezludną wyspę z drugim człowiekiem. Załóżmy, że ma on dokładnie taki sam punkt widzenie we wszystkich aspektach życia co ty. Załóżmy, że chcesz z nim porozmawiać. Poruszasz jakiś problem, wyrażasz swój punkt widzenia, a on się po prostu z tym zgadza. I w drugą stronę tak samo. I jak tu żyć z takim człowiekiem na bezludnej wyspie? O czym pogadać? Chyba tylko żyć wspomnieniami. Dlatego gdyby wszyscy ludzie mieli taki sam stanowisko we wszystkich kwestiach na świecie byłoby nudno i, co więcej, świat przestałby się rozwijać.
UsuńZ drugiej jednak strony, różnica poglądów inspiruje do dyskusji, do myślenia. Pozwala spojrzeć na pewne sprawy z innej perspektywy. Ogólnie jest twórcza.
Jest jednak jedno ale. Musi istnieć wspólna płaszczyzna porozumienia, dyskusja musi być prowadzona na tym samym poziomie abstrakcji. Na przykład jeżeli różnica poziomów intelektualnych rozmówców jest zbyt duża, to również nici z dyskusji.
W praktyce oznacza to, że dobierając partnerów ważne jest aby mieć jakąś wspólną płaszczyznę porozumienia, która pozwala na prowadzenie konstruktywnych rozmów i wspólne podejmowanie decyzji. Może to być np. wspólne hobby, zamiłowania itd. W małżeństwie taką naturalną płaszczyzną jest wychowanie dzieci. Przez sporą cześć życia są one w centrum ich uwagi. Przychodzi jednak taki moment kiedy dzieci się usamodzielniają. Idą na swoje, przestajemy mieć wpływ na nie. Dobrze aby wtedy również było coś, co łączy małżonków.
ALEF
Dobrze to napisałeś ALEF.
UsuńKlarka pewnie ma tę wspólną płaszczyznę porozumienia,
ale patrząc na młode małżeństwa widzę ciągle taką sytuację.
On i ona nauczeni tego ,
że należy chronić własną indywidualność
(a to jest takie typowe dla rasy białej i dlatego giniemy)
nie potrafią dogadać się .
Słychać tylko ja , mnie, dla mnie, o mnie.
Brak porozumienia,
brak umiejętności działania w zespole
i koniec małżeństwa...
Teoretycznie masz rację...
OdpowiedzUsuńTylko skąd tyle rozwodów.
Ponoć w sądach rozwód dają łatwo,
ale kolejki ogromne...
Buty muszą być przede wszystkim wygodne, widział kto iść w daleką podróż na szpilkach?! A czym innym jest życie jak nie bardzo długą podróżą?
OdpowiedzUsuńgdzieś w necie trafiłam na "hasło" że jak pewne małżeństwo przeżyło razem 50lat? bo za ich młodości rzeczy zepsute się naprawiało a nie wymieniało na nowe....
OdpowiedzUsuńj.
Ach! Świętą prawdę napisałaś.
OdpowiedzUsuńW małżeństwach i stałych związkach już tak jest. Są różnego rodzaju problemy i zawsze nas coś drażni w naszych partnerach, ale... tak naprawdę nie zamieniłybyśmy się z nikim innym. Kochamy te nasze ciamajdy, rozrabiaki i tych małych chłopców w naszych mężczyznach (oczywiście mówię tu o "normalnych relacjach"). Kochamy ich wady, tak jak oni kochają nasze :)
OdpowiedzUsuńpięknie piszesz ,Klarko o swoim Lubym...wiele ciepła i mądrości jest w Twoich słowach. Ja właśnie przeżywam rozwód syna, którego małżeństwo wydawało się nad wyraz szczęśliwe... aż tu, po 11 latach powiedzieli,że im nie po drodze. Bardzo mi smutno z tego powodu, tym bardziej, że mieszkają w innym mieście i moja wiedza o tym co naprawdę się wydarzyło, jest szczątkowa. Dobrze, że nie mają dzieci... ale serce boli bardzo.
OdpowiedzUsuńMatylda.
Niewygodne buty na początku też mogą sie rozchodzić i być najwygodniejsze
OdpowiedzUsuńKsena
Klarko, jak Ty trafnie to ujęłaś...:)
OdpowiedzUsuńMałżeństwo to zrolowane skarpety, wrzucane przez niego do miski pod umywalką, a przez nią do pralki lub do kosza na bieliznę. Cóż... Dobrze mówisz, dać Ci wina :) Aaa, i serdecznie dzięki za pomoc!!!!!! Buziak
OdpowiedzUsuńmałżeństwo to ósmy cud świata (przynajmniej dla mnie :-))
OdpowiedzUsuńtrzeba pielęgnować, jak niemowlę, by dożyło późnej starości :-)
po to zgrzyta, zeby naoliwic i dalej jechać... muszą byc dolinki żeby były górki, na płaskim to tylko obojetność , żadnych emocji♥
OdpowiedzUsuńZa czasów mojej Babci i Mamy bywały buty czy płaszcze ,,na całe życie''. Teraz coraz więcej produktów jednorazowego użytku. Lub z krótkim okresem przydatności do konsumpcji. Małżeństwo też staje się towarem, niestety...
OdpowiedzUsuńJakie zgrzyty -tulipany i narcyzy przebijają wszystko,a Twój mąż wcale nie jest tak bardzo roztargniony ,skoro wie,że właśnie Tobie te tulipany-pozdr.maria I
OdpowiedzUsuńTeraz młodzi za szybko rezygnują z małżeństwa.Całe życie trzeba pracować nad związkiem i naprawdę warto!!!!Przecież tak pięknie się różnimy.
OdpowiedzUsuńEla z Gdańska
Facet Musi mieć buty 2 rozmiary za małe by za daleko nie odszedł od domu i by czuł ulgę wkładając domowe papucie.
OdpowiedzUsuń"Patrzeć w tym samym kierunku" A de Saint Exuperry, autor
OdpowiedzUsuń"Małego księcia" i ja w zupełności popieram ten tok.
Można wiele mieć, ale jak te wspólne nie biegną w tę samą stronę- to to pojęcie nie wytrzymuje konfrontacji z czasem i rzeczywistością.
Z tymże z jego biografii): opracował stwierdzenie i...zaginął w ....locie nad oceanem.
"Niedokończony, w pół urwany gest"
jr
To też wiele wiele drobiazgów, nieuwierających a pomagających: słowa, myśli, obecności, pamięć.
Gdzieś sie zapodziało w realności, gdzie trzeba zasłaniać własnym ciałem przed nienawiścią.
Klarko, bardzo Ci dziękuję za ten post :) w tym miesiącu mamy z mżężem osiemnastkę i coraz częściej czujemy sie jak wybryk natury; wokół same rozwody... i fajnie wiedzieć, że nie ja jedna nie tylko kocham, ale i lubię i szanuję swojego "lubego". Mocno ściskam za te słowa.
OdpowiedzUsuńE
Witaj Klarko, pozwólmy sobie nawzajem być sobą i mieć te swoje niedoskonałości. Przyjmujmy je z uśmiechem i uczmy się siebie nawzajem takimi jakimi jesteśmy, a wtedy z pewnością łatwiej o porozumienie i raczej o zadbanie o te stare, ale wygodne "buty" zamiast je od razu wyrzucać, bo trochę się zniszczyły i przykurzyły...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam kwietniowo i dziękuje
jakoś tak mi miło było przeczytać Twój tekst Klarko, bo w wielu sprawach myślę podobnie, równie wyrozumiale i też nie wyrzuciłam butów w których wiele rzeczy odpadło, nie tylko podeszwa i nie żałuję tego. Pozdrawiam;-)
OdpowiedzUsuńSlodki ten twoj Luby! Prawie jak bym widziala mojego :)
OdpowiedzUsuńBarbara
Ja niektóre pary mam do trzymania nóg na zlewie, kiedy tak sobie je na moich zgrabnych nóżkach podziwiam. Do chodzenia niezbyt się nadają, bo to skutkuje bąblami.
OdpowiedzUsuń