To się zdarzyło naprawdę. Całkiem możliwe, że znacie tych ludzi albo bardzo im podobnych dlatego proszę, nie piszcie, że Małgosia była głupia i zasłużyła sobie na swój los.
Małgosia miała dziewiętnaście lat, była najstarsza z rodzeństwa, rozpaczliwie szukała pracy. Kiedy więc kuzynka zaproponowała jej pracę za granicą u swej znajomej, Małgosia zgodziła się bez wahania. Znajoma, córka tych porządnych ludzi z miasteczka, dobra dziewczyna, wielu Polakom już załatwiła wyjazd i nawet nie bierze za to pieniędzy.
Bała się bo nigdy w życiu nie była za granicą, nigdy nie była samodzielnie dalej niż 100 km od domu, nie dziwcie się więc, jak bardzo przeżywała ten wyjazd.
Znajoma kuzynki mieszkała za granicą od wielu lat a teraz potrzebowała kogoś do opieki nad kilkuletnim dzieckiem. Małgosia miała zajmować się małą Andżelą, czasem w razie potrzeby przyrządzić dla niej posiłek, wyprasować jej ubranka i dbać o porządek w dziecinnym pokoju. W zamian za to miała dostawać niewielkie wynagrodzenie, naprawdę niewielkie ale lepsze to niż nic.
Pracodawczyni pokrywała koszty przejazdu, zapewniała pokój i wyżywienie zastrzegając sobie, że nie jest to praca na dłużej, po trzech miesiącach Małgosia musi wracać do domu albo szukać sobie innego zajęcia.
Małgosia miała w wyznaczonym dniu wsiąść do busa, powiedzieć kierowcy, gdzie ma ją wysadzić a tam na miejscu miała ją odebrać Wiola, znajoma kuzynki. I tu od razu zapytacie – tak bez umowy, w obce miejsce, bez pieniędzy na bilet powrotny? Tak właśnie, bo pieniądze były pożyczone na przejazd w jedną stronę, przecież nie jechała do obcych, kuzynka zapewniała ją, że nie ma się czego obawiać.
Nie będzie o mafii, handlu żywym towarem, zmuszaniu do prostytucji, nie, o tym nie napiszę bo Małgosi nic takiego nie spotkało.
Po długiej podróży obolała od siedzenia w ciasnym busie wysiadła w małym miasteczku w górach. Było przepięknie ale dziewczyna nie widziała urody krajobrazu. Ze zmęczenia kręciło jej się w głowie, do tego w czasie podróży dostała okresu i czuła się fatalnie.
Wiola czekała na nią. Po krótkiej podróży przyjechały na miejsce.
Dom wyglądał jak barak albo większa przyczepa. Było w nim dwa pokoje, niewielka kuchnia i łazienka. Na końcu korytarza stał oparty o ścianę materac i to było miejsce dla Małgosi. Dziewczyna chciała się umyć, poprosiła również o podpaski i wówczas usłyszała, że wszystkie Polki przyjeżdżają z wielkimi wymaganiami, od razu czegoś chcą a pracować im się nie chce. Było też o brudasach i śmierdzielach.
Powiecie mi teraz – uciekaj, Małgosiu, uciekaj! Małgosia nie uciekła, bo co powiedzą w domu, za co kupi bilet, jak odda pożyczone na przyjazd pieniądze, to dopiero początek, nie ucieka się przecież z powodu paru niemiłych słów.
Potem było tylko gorzej. Wiola rzadko robiła dla Małgosi osobne zakupy, rzadko - kiedy już nie było resztek, jakie dawała dziewczynie, bo nie zawsze wszystko zjadali. Czasem zostawał kawałek pizzy to mogła sobie zjeść, tam na wsi w Polsce nie widują takich rarytasów na oczy. Jogurt, który się przeterminował, nadpsute owoce, rozbabrane przez dziecko posiłki. Tym się Małgosia żywiła a raz w tygodniu Wiola kupowała dla niej specjalnie kilka pudełek z zupami do podgrzania w mikrofalówce i paczkę chleba tostowego.
Mogła sobie parzyć herbatę z woreczków, które były już wykorzystane ale jeszcze całkiem dobre, mogła odzwyczaić się od słodzenia, od jedzenia nie bardzo, ciągle była głodna. Nie będę tu pisać o samych przywilejach, bo przecież dziewczyna pojechała do pracy, miała więc obowiązki.
Do utrzymania czystości w tak niewielkim domku nie trzeba wiele, dlatego Wiola nie kupowała żadnych środków czystości, Małgosia sprzątała szczotką, czystą wodą i szmatą. Do prania Wiola dodawała odrobinę proszku, dodam, że Małgosia prała ręcznie, oczywiście dla wszystkich. Wkrótce jej dłonie popękały do krwi. Raz w tygodniu dziewczyna mogła się wykąpać pod prysznicem, dostawała wówczas nakrętkę mydła w płynie i to mydło musiało jej wystarczyć na cały tydzień. W tygodniu mogła się myć tyko w misce.
Wyzwiska, przekleństwa, wyśmiewanie – to było zawsze. Dziecko w obecności rodziców kopało ją, pluło, szarpało za włosy. Dziecko kłamało – a ona mi dawała słodycze, a ona jadła nasze winogrona, a ona się kąpała! Ona – tak nazywało swoją nianię.
Tu wreszcie napiszę – Małgosia chciała wrócić do domu. Chciała, ale nie mogła. Bo wszyscy się dowiedzą, jakim jesteś gnojem i leniem, i że kradniesz, i ciekawe komu uwierzą, a najważniejsze – za co wrócisz głupia Polko?
Wróciła dopiero po trzech miesiącach. Miała tylko tyle pieniędzy, żeby oddać dług. Przed wyjazdem dostała kilka bluzek po Wioli, trochę ciuchów dla matki i dla brata. I ostrzeżenie – jeśli komuś opowie, jak było, wszyscy się dowiedzą, że uciekła od Wioli a potem była dziwką, piła, łajdaczyła się a zarobione na dupie pieniądze przehulała. I ciekawe, komu uwierzą.
Biedna dziewczyna...
OdpowiedzUsuńNiestety ludzie wykorzystali ją m.in. dlatego, że właśnie trudno komuś uwierzyć w to, że tam za granicą może być taki prymityw i człowiek człowiekowi wilkiem jeszcze bardziej, niż tu, gdzie na pewno uciekłaby od razu!
Na Onecie mnie szlag trafia, nie mam siły tam już komentować!
No dobrze że dałaś to tutaj, bo tam to już w ogóle nic nie można zrobić. Straszne. Można by powiedzieć - głupia Małgosia, głupia. A jaka ma być, bez doświadczenia, z małego miasteczka, młoda... naiwna. Takich to najłatwiej opluć, oszukać, dobić. Niech to szlag, ile jeszcze w świecie jest prymitywów, a mianują się ludźmi ŚWIATOWYMI - tylko dlatego że uciekli z bagienka żeby stworzyć drugie, jeszcze większe bagno. I nie mówię tu bynajmniej o Małgosi.
OdpowiedzUsuńJa na onecie próbowałam dodać komentarz chyba z 10 razy i nie wiem czy się udało czy nie. Nawet nie będę próbowała sprawdzać czy w końcu się udało czy nie. No biedna Małgosia, trafiła właśnie na taką światową, która pewnie sama pochodziła z jakiejś małej wioski, a że za granicą trochę grosza więcej ma to już jest lepsza od wszystkich innych. Dziwię się temu, że czasem ludzie lepiej traktują własne zwierzęta niż innego człowieka, a czasem nawet lepiej niż własne dzieci. Ten świat chyba naprawdę chyli się ku upadkowi...
OdpowiedzUsuńIm tragiczniej tym lepiej dla Onetu? Tak to działa? :) Czy dokładniej zniechęcanie do wyjazdów do pracy za granicę? :D
OdpowiedzUsuńmogłam tam jeszcze narobić rażących błędów i więcej nazmyślać, żeby bardziej mogli po mnie jeździć, następnym razem tak zrobię, napiszę rozdzierający kawałek o maltretowanym mężu. Licznik hula, komentarze wchodzą, poprawiałam ramki, dopisywałam kawałek teksu, blog istnieje bez błędów, cót!
Usuńhehe, cót nad wisłom ;)
Usuńczekam więc na maltretowanego męża :))
Naiwność ludzi z małych miast to jedno, zdarza się zresztą wszędzie - jak widać po artykułach w sieci. Ale Wiola to poezja..... rozumiem, że Wiola występuje jako Polka na obczyźnie? Bo to by wiele tłumaczyło..
OdpowiedzUsuńHoho, post trafil na strone glowna Onetu, tam sie dopiero zacznie! :) Dobrze, ze moge spokojnie tutaj skomentowac. Mieszkam za granica od prawie 9 lat. Co prawda nie spotkalam sie z az takim wyzyskiem i niesprawiedliwoscia jak ta opisywana Malgosia, ale widzialam postawy naszych rodakow mieszkajacych na oczyznie. I jest to tak, ze poki ktos dopiero stawia pierwsze kroki w obcym kraju, nic nie ma, to jeszcze znajda sie chetni, zeby pomoc, przetlumaczyc, wyjasnic do jakiego urzedu udac sie w jakiej sprawie. Niestety, niech no czlowiek zacznie wychodzic na prosta, skonczy szkole czy kurs, znajdzie dobra prace, a juz nie daj Boze dorobi sie auta, domu! Koniec! Nagle wszyscy zadeklarowani "przyjaciele" odwracaja sie od czlowieka, przy okazji obgadujac za plecami, bo "jakim prawem jemu moze sie teraz lepiej powodzic niz mnie!?" Ale niech sie potem komus noga powinie, to watpliwi przyjaciele wroca, zeby poklepac ze wspolczuciem po plecach, a naprawde beda sie za plecami nieszczesnika upajac jego porazka... Tacy sa Polacy za granica, oczywiscie nie wszyscy, ale znam kilka takich niechlubnych osobnikow...
OdpowiedzUsuńAgata
Boze strzez mnie od Polonii! Polskich mszy i Rodakow.
UsuńNa emigracji wyladowalam w srticte anglojezycznym srodowisku. Nie mieszkalam w polskich enklawach, bywalam i owszem, jak zatesknilam za piernikami albo mieszanka wedlowska. Nie wiem, jak to jest, bo po prostu nie mam doswiadczenia w tym zakresie. Mialam tylko doswiadczenie z tlumaczeniem w wiezieniu dla polskiej kobitki (kradla w sklepie). Doswiadczylam w ten sposob powiedzenia- jesli Polak ci nie zaszkodzil to juz Ci pomogl. Nie sadze, ze jednak wszyscy sa z gruntu zli czy chetni do wyzyskiwania. I tez nie sadze, ze to kwestia malych miejscowosci. To kwestia wiary we wlasne sily i mozliwosci.
Mysle tez, ze warto przyjrzec sie poziomowi emigrantow, ale to juz inna para kaloszy.
If you want you can -jesli chcesz-mozesz!to wszystko. A ze kosztuje wyrzeczen i pracy...jezyk, szkola po pracy, wieczne zmeczenie i gonitwa, by za pare lat stanac troszke wyzej, budzi zazdrosc ludkow, ktorzy wlasnej wielkosci dopatruja sie w roznorodnych formach znecania nad drugim czlowiekiem. Dlaczego dzwon glosny? Bo pusty jest w srodku.
I jeszcze jedno - ktos, kto nie jadl chleba z emigracyjnego pieca nie ma pojecia co znaczy emigracja. I na temat ludzkich wyborow i determinacji moze jedynie pogdybac w zaciszu wlasnego biurka.
Pozdrawiam slonecznie!
To prawda. Obraz polskiej emigracji jest fatalny, ale to nie jest immanentna cecha emigracji jako takiej. To efekt upadku cywilizacyjnego. Miałem kontakt z emigracją starszą – lata 50. – 60., a nawet starszą. To była inna bajka. Nie powiem, że ludzie byli wtedy idealni, ale …. w porównaniu z tym co się stało po roku 80., kiedy wysypało się z Polski pokolenie wychowane w PRLu, to tragedia.
UsuńALEF
raz na jakis czas przychodzi do nas posprzatac pani T. (ukrainka) - bierze niewielkie pieniadze, zawsze sie strasznie opiera jak chce jej "dorzucic" pare zlotych do okraglego rachunku, a sprzeta tak ze ja przez tydzien bym tak nie wysprzatala domu
OdpowiedzUsuńdopiero po kilku miesiaca "odwazyla sie" zaczac rozmawiac ze mna "jak rowny z rownym" czego od niej od poczatku chcialam ale ona chyba myslala ze to jakis podstep - jak zaczela mi opowiadac jak ludzie - polacy ja potarafia traktowac - masakra, zazwyczaj "panie domu" co to maz zarabia a Pani w zyciu nie przepracowala godziny ale do sprzatania domu bierze sobie kogos glownie po to zeby miec sobie na kogo pokrzyczec - to jest moj osobisty komentarz do tych historii bo pani T. nigdy by tak o nich nie powiedziala bo jest wdzieczna ze ma prace
Niestety tak jest, nie trzeba być w obcym kraju, by być wciągniętym w ten mechanizm władzy i zależności. I tu w Polsce wystarczy. A im bardziej jesteś zależny tym bardziej najgorszy kmiot będzie się na Tobie wyżywał.
OdpowiedzUsuńOj, Klarko, czytam Cie od dluzszej chwili, ale ta historia wyjatkowo mnie zasmucila. Sama mieszkam za granica od kilku lat i widze, jak polacy sie tutaj zachowuja. Rzadko chca pomoc, a jak juz pomoga, to potem oczekuja niewiadomo jakiej wdziecznosci. I wystarczy, ze znajdziesz lepsza prace i mozesz pozwalic sobie na wiecej, od razu przestaja z Toba rozmawiac. I traktuja wszystkich z gory, niewazne kim dla nich jestes. Rodzina, starym znajomym... Ach, duzo mozna pisac. Dziekuje, za poruszanie waznych tematow. Pozdrawiam. Asia
OdpowiedzUsuńTo wszystko o czym tu piszecie to efekt schamienia społeczeństwa, niszczenia autorytetów, odrywania od korzeni, tradycji. Skąd niby ludzie mają wiedzieć jak należy się zachować, co dobre, co złe, co to honor, co to godność ludzka? W szkole tego uczą? Może jeszcze są nauczyciele, którzy zwracają uwagę na wychowanie oprócz nauczania, ale jeśli nawet tacy jeszcze są, to ich autorytet jest najczęściej podkopywany poprzez chory system edukacji.
OdpowiedzUsuńNajczęściej dzieci i młodzież wychowuje ulica. A na ulicy trzeba się pokazać. Być silnym.
W efekcie obserwujemy takie obrazki jak opisane powyżej.
Może niektórzy się nawet ze mną zgadzają, ale bardzo chętnie popierają plan obowiązkowej edukacji coraz młodszych dzieci, bo przecież oni muszą pracować aby zapewnić dzieciom wykształcenie. A ja pytam jakie wykształcenie w tych niby szkołach ? Że nie wiem co piszę? Wiem! Znam sytuację zarówno w małych szkołach wiejskich, jak i wielkich miejskich molochach.
Do tego dochodzi walka o byt. Dziś ludzie uważają, że mają szczęście jeśli obydwoje rodzice mają pracę (zwłaszcza dobrą). A czy znacie takich, którzy krytykują nasz system, że obydwoje rodzice muszą (!) pracować, aby wychować dziecko (czasem dwoje, rzadko więcej)? Przecież kiedyś było inaczej.
ALEF
mi sie wydaje ze to jest czest efekt takiej "wojskowej fali" opisane sytuacje czesto zdarzaja sie u tzw. kiedys nowobogackich - sami dopiero co sie wychylili w swoim mniemaniu troche ponad stan totalnego ubustwa i chca sobie udowodnic ze sa teraz lepsi od innych i bron boze pomoc zeby inni byli "tak wysoko postawieni" jak oni bo przeciez wtedy by nie byli lepsi - niestety czesto ucza tego nieswiadomi swoje dzieci - ja np troche sie balam brac pania do sprzatania glownie dlatego ze zastanawialam sie a co jesli moje dziecko nie bedzie moglo zrozumiec ze ma po sobie sprzatac - mi matka mowila ja po tobie nie bede sprzatac a moje dzieci co odpowiadza? - przyjdzie pani i posprzata... ale widze ze to tylo ja sie przejmuje moja sasiadka np z zadziwiajaco dla mnie duma chwalila mi sie ze ona to nawet nie wyciera jak jej sie cos roleje bo przeciez ta sprzataczka to tak wszystko potem ladnie wysprzata...
UsuńAż się wierzyć nie chce w to, co tutaj przeczytałam... Brzmi strasznie i niewiarygodnie, Polak Polakowi wilkiem?! Ale znam 'zagramanicę' z tej drugiej strony - moja przyjaciółka od kilku lat mieszka z rodziną na emigracji właśnie i ileż to razy nasłuchała się tu i ówdzie od polskich świń, złodziei i nierobów, ech...
OdpowiedzUsuńNa to się nie można uodpornić, przykro jest zawsze i tłumaczenie samemu sobie, że to tylko puste gadanie nic nie daje. Nic!
Biedna Małgosia... Ale są i plusy tej sytuacji - na przyszłość będzie już silniejsza!