Krysia z Ryśkiem zostali zaproszeni na wesele córki kuzynki już dwa miesiące temu ale dopiero w tym tygodniu zaczęli się szykować, to znaczy Krysia zaczęła, bo Rysiek to zawsze gotowy, ogoli się, wyczyści porządnie buty, założy najpiękniejszą (według Kryśki) koszulę, dyżurny garnitur i gotowe. A jeszcze mu urody dodają te wybielone ostatnio zęby, z Rysia przystojniak się zrobił jak nie wiem co. Sąsiadka mówi, że wygląda jak Tony Soprano, to chyba dobrze? Może jej chodziło o te koszulki polo bo chyba nie o to, że łysieje?!
A Krysia nie miała co na siebie włożyć i się martwiła cały czas. W lecie to dużo lepiej coś wybrać, a w zimie na wesele iść nie wiadomo w czym. Chodziła po sklepach, mierzyła różne kreacje i była coraz bardziej zła na siebie. Wszystkie sukienki w rozmiarze 42 wydawały jej się brzydkie, czuła się w nich jak stara baba a w mniejsze się nie zmieściła! Wreszcie kupiła komplet – grafitową elegancką sukienkę z marynarką. Pozostało jej tylko dobrać dodatki i tu zaszalała – kupiła czerwone korale i buty też w kolorze czerwień najczerwieńsza.
Jak to zobaczyła mamusia to się tylko skrzywiła, bo w jej mniemaniu w czerwonych butach na takich wysokich obcasach chodzą wyłącznie prostytutki i to młode, ale to tak na marginesie.
W sobotni ranek Krysia pobiegła do fryzjera. Wróciła z wyrafinowanym kokiem, część włosów skręconych w zalotne loki opadało jej na kark i po bokach twarzy. Kiedy robiła makijaż, Rysiek mocował się z krawatem.
Podglądał ją, gdy się ubierała, zawsze to robił i dziś też się śmiał stojąc w drzwiach sypialni i naśladując mamusię „nie idź przypadkiem w pończochach bo cię podwieje”. Krysia tylko parsknęła śmiechem podciągając pończochę wyżej. Założyła te czerwone buty i stanęła przed mężem w samej bieliźnie pytając – o co chodzi z tymi czerwonymi szpilkami?
Pokazał jej o co chodzi i się trochę spóźnili na ślub. I choć po tym pokazywaniu Krysia nie miała ani koka, ani loków tylko proste, gładkie włosy to z tym blaskiem w oczach i wiele mówiącym uśmiechem wyglądała prawie tak pięknie, jak panna młoda.
Co ja na to? Mi tam się taki wstęp do imprezy bardzo podoba. Już wiem, czego szukać na najbliższą rodzinna okazję, bo nawet rozmiar kiecki się zgadza. A i tekścik o butach czerwonych taki w stylu mojej mamy, tylko, że ona zostawi go sobie zapewne na końcu języka ;))) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńuszczęśliwiona kobieta świeci własnym blaskiem, pełna uśmiechu zadowolona z życia, nie przeszkadza jej nic bo wie, że jest najpiękniejsza.
OdpowiedzUsuńPiękne...
OdpowiedzUsuńMój Mąż uwielbia, gdy mam pończochy...
Pozdrawiam serdecznie!
:))) piękna opowieść :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam czytać O Krysi i Rysiu. Te opowieści są przepiękne i bardzo ale to bardzo życiowe. Pozdrowionka
OdpowiedzUsuńCzerwone niczym wino.
OdpowiedzUsuńOsuwające sie el. garderoby są zabawne na etapie podwórkowym,w szkole,kościele czy na przyjęciu co najmniej irytujące.Trzymać się:) mają.
Wstyd przyznać, ale nie przypuszczałam, że to zdarza się komuś po czterdziestce
OdpowiedzUsuńMeggie noszenie czerwonych korali?;)
OdpowiedzUsuńKlara!
OdpowiedzUsuńPołowę racuchów przypaliłam.
I brak mi słów. Jak ochłone i racuchy skończe to coś napisze.
I o to chodzi! :) Trzeba się cieszyć życiem zawsze i wszędzie :)
OdpowiedzUsuńLubię tę parę :)
Padłam, Pani Klarko, padłam!!! :D
OdpowiedzUsuńNie umiem chodzić na szpilkach żadnych, o czerwonych nie wspominając, ale co widzę w dajśmanie czy innym cecece takie cudeńka, to sobie obiecuję, że kupię i postawię na półce jako trofeum! :)
jak ja lubie te opowiadania o nich!
OdpowiedzUsuńna weselu na ktorym bylam ostatnio, tez mialam czerwone pantofle, w trakcie ognistego tanca z tesciem zgubilam obcas (nie flek, caly obcas!), wiec ten kolor cos ma w sobie... :D
ha:-) myślałam raczej o powodzie tego drobnego spóźnienia:-]
OdpowiedzUsuńSzczęśliwa kobieta. Piękna kobieta. A czerwony to kolor miłości i w zasadzie męskości. Taki wstęp do imprezy z cała pewnością gwarantuje dobrą zabawę, nawet jak się na szpilkach chodzić nie umie.
OdpowiedzUsuńTrochę rozśmieszył mnie komentarz Meggie - ale zaraz przypomniałam sobie co myślałam o czterdziestolatkach mając naście czy dzieścia lat. To samo. Że w tym wieku to stoi się nad grobem, a spontaniczny sex wśród czterdziestolatków nie istnieje :-)))Do seksu mają prawo tylko młodzi, gładcy i jędrni.
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że już tak nie myślę. Dziękuję za piękne opowiadanie Klarko !
Otóż to! :))
OdpowiedzUsuńJa tak samo jak Meggie zawsze myślałam: czterdziestolatkowie?! Toż oni jeszcze dinozaury ganiali po podwórku, seks?! Jaki seks?!
Dziś lat mam 20 niecałe i życie zweryfikowało poglądy, na szczęście! ;))
Świetne opowiadanie
OdpowiedzUsuńPewnie luby zainspirował :D
Też mam czerwone korale;)))
OdpowiedzUsuńUwielbiam Pani opowiadania!!!
OdpowiedzUsuńNie tylko o Krysi i Rysiu, ale wszystkie.
I tak jak moje poprzedniczki też zawsze myslałam, że ludzie powyżej 35 lat to dinozaury :D
A co do pończoszek... Nie mam bladego pojęcia co mężczyźni w nich widzą, chociaż, jak ma się zgrabne nogi to widok jest pociągający :D
Pozdrawiam! :D
Teściowa ma pewnie doświadczenie po sobie z młodości:D
OdpowiedzUsuńNo właśnie Daisy, bo myśląc 40-latek, mając lat 20, widzi się swoich rodziców, a kochanków:-)
OdpowiedzUsuńPatrzcie, no, patrzcie, 42 dla starej baby! Chciałabym móc zawsze się wbić weń:-)))))))!
OdpowiedzUsuń