Wizytę miałam umówioną na 10;45. Zwyczajną, do lekarza pierwszego kontaktu. O wpół do jedenastej byłam w przychodni (mam kawał drogi z przesiadką). Spokojnie poszłam do toalety, potem napiłam się wody z dystrybutora i poszłam pod gabinet. A tam czarno od ludzi!
Siedziałam spokojnie aż do momentu, gdy zaczęła mnie zaczepiać siedząca obok starsza pani, pełna pretensji, że ona po wylewie i nie powinna nigdzie czekać tylko od razu wchodzić a poza tym przyszła tylko po receptę.
Przypomniały mi się słowa mojej synowej, gdy raz opowiedziałam o podobnej sytuacji – mamo, walcz o siebie, nie ustępuj każdemu!
Słuchawki do uszu, oczy wlepione w telefon – nic nie widzę, nic nie słyszę.
W
przychodni przeważnie nie ma zdrowych ludzi a lekarz ma zaledwie 15
minut na pacjenta. Chory człowiek czuje się źle, jest znękany i
zmartwiony i często potrzebuje kontaktu.
Mamo walcz o
siebie.
Ludzi przybywa, kolejna pani chce tylko o coś zapytać.
Dwunasta piętnaście. Lekarka otwiera drzwi i wywołuje mnie. Wstaję ale dwie panie szturmują wejście do gabinetu i krzyczą, że muszą.
Lekarka odmawia, wpuszcza mnie.
Pyta o samopoczucie, mierzy mi ciśnienie. 190/110. Nie pozwala mi jechać do domu.
Wypisuje zlecenie i kieruje mnie do zabiegowego. Czekam bo tam również jest kolejka. W końcu dostaję tabletkę pod język i mam czekać na korytarzu pół godziny. Mija ten czas, wchodzę, mierzą mi ciśnienie, nie ma zmian. Znów dostaję lek, znów pół godz czekania.
W tym czasie pani, która chciała tylko receptę, dobija się do zabiegowego bo ma coś zlecone.
Mija czas czekania ma poprawę, lek nie działa. Dostaję kolejny lek. Tym razem po 10 minutach poprawa jest niewielka ale jest, pielęgniarka dzwoni do lekarki która pozwala mi jechać do domu.
Boję się ale przecież to środek miasta, wokół pełno ludzi wychodzących z pracy, w autobusach tłok, dam radę.
Wyglądam na zdrową osobę ale czasami mam zaburzenie równowagi więc jeśli się wywrócę to uznają mnie za pijaczkę – nakręcam się.
Jest autobus, zaraz potem przesiadka, zdążyłam na ten o 14;40.
Czuję się całkiem dobrze. Jutro też coś napiszę.
Trzymaj się!!!
OdpowiedzUsuńTak nie powinno być!!! 😬 DTCK❤❤❤
OdpowiedzUsuńSynowa ma rację, walcz o siebie. Wyglądnie świadczy o samopoczuciu. Nie znoszę tych wszystkich "jatylko". W takiej sytuacji mówię, że owszem wejdzie, ale jak ja wyjdę i wchodząc do gabinetu mówię głośno, że pani/pan Jatylko nie przestrzega zasad kolejki. Moja doktor z miejsca wyprasza takiego delikwenta mówiąc, że nikogo o nazwisku Jatylko nie ma na liście dzisiejszych pacjentów i może przyjąć, ale na końcu.
OdpowiedzUsuńZdrowiej, ciesz się wiosennym słoneczkiem Kochana!
Moze to z nerwow , z przejecia tak Ci to cisnienie skoczylo..Klarko,uwazaj na siebie, nie mysl o innych, nie denerwuj sie byle czym.Teraz to TY i tylko TY jestes najwazniejsza !! Odpoczywaj, czytaj, lez, sluchaj audiobukow, ogladaj tv i znowu odpoczywaj, spaceruj po ogrodzie, lez i odpoczywaj!!!
OdpowiedzUsuńBo jak człowiek widzi miłą Klarkę z ciepłą buzią to od razu myśli, że może ja łatwo wykorzystać.
OdpowiedzUsuńNie dawaj się!
Pamiętaj o siekierze w torebce! Nosisz nadal? Dbaj o siebie <3
OdpowiedzUsuńPopieram synową! ♥️
OdpowiedzUsuńNiestety taka mamy obecnie służbę zdrowia pacjent jest numerkiem..
OdpowiedzUsuńa chory człowiek ma walczyć... walczyć? Kurde wszędzie walka wszędzie wojna... Jak tu panie żyć.... Klarka jeszcze trochę a będziesz zdrowa musisz to wytrzymać 🥰🥰
KK! Sluchaj sie synowej - nie badz miekiszonka;))) Gdyz czasem twardym trzeba byc. Takie cisnienie to pewnie z powodu Pani Jatylko. W domu bedzie normalne. Czy masz jakiegos kota pod reka? Moze byc dochodzacy. Swietnie obnizaja cisnienie;)
OdpowiedzUsuńO rany :(
OdpowiedzUsuńKochana Klarko, dziś też Cię czytam :) Bo chcę wiedzieć, co u Ciebie :) Trzymaj się! Pozdrawiam serdecznie, Iza
OdpowiedzUsuńA tak naprawdę to nie powinnaś jeździć sama po mieście i to niezależnie do którego lekarza jedziesz. A to, co sobie ktoś pomyśli gdy się zatoczysz to powinnaś mieć tam, gdzie plecy kończą swą szlachetną linię - mądry pomyśli, że masz zawrót głowy, a głupi- że popiłaś.Swoją drogą jak nisko upadł ten kraj, że każda utrata równowagi kojarzy się tylko i wyłącznie z pijaństwem - to porażająco smutne.
OdpowiedzUsuńPrzytulam;)
Och zgadzam się.
UsuńPo wizytach w przychodni jestem jeszcze bardziej chora, a na wchodzenie tylko by o cos zapytać, już nie dam się nabrać.
OdpowiedzUsuńuważaj na siebie...
jotka
Klarko walcz i dbaj o siebie. Serdeczności. Dorota
OdpowiedzUsuńJa bym zyczyla Ci aby bylo tak ja u mnie. Przychodze 15 minut wczesniej (przychodze pol godziny wczesniej gdy to jest nowe dla mnie miejsce), w automacie pakuje karte w czytnik, on wyrzuca mi kwitek z numerkiem kolejki i numerem poczekali. Zostalam odfajkowana: pacjent zglosil sie na umowiona wizyte. Szukam sobie wiec miejsca w podanej poczekalni (najpierw szukam poczekalini) i siedze sobie w tlumku czarnym od ludzi (no moze jest nas kilkoro bo czesto ktos z osoba towarzyszaca), wybieram sobie miejsce na wysokim stolku, jak mnie cos boli to predzej wstane, a jak mnie akurat nic nie boli przy wstawaniu to siadam na niskim stolku i nogami opieram sie mocno o podloge, na wysokim to mi nogi dyndaja, czego nie lubie wiec chetniej postoje i szybciej rusze :). Gapie sie w telefon oczywiscie, zeby sie nie wylamywac z szeregu, bo wszyscy tak robie, z innymi to tylko na migi, szczegolnie z osoba towarzyszaca, bo co kogo obchodzi co mi dolego lub czy sie boje jak cholera czy mnie cos smieszy - twarz bez wyrazu, oczami co chwile rzucam na ekran gdzie ukazuje sie numerek zapraszajacy. Zawsze ukazanie sie numerku zaskakuje mnie i dopiero gdy wszyscy sie w niego gopia i nikt nie wstaje, to czuje, ze to moj. Ide z godnoscia, powoli, bez jakiegokolwiek wyrazu na twarzy, ze paczcie ja juz ide a wy siedzicie (tak sobie tylko mysle gleboko w sobie). Raz w ciagu 10 chyba lat (no nie chodze tez zbyt czesto ale jak chodze to cala seria) zdazylo mi sie, ze jakas pani zapytala mnie czy dobrze trafila do poczekalni nr 5, przytaknelam glowa i na tym nasza rozmowa sie skonczyla. Nie mam szans na to, ze spotkam kogos znajomego, nie ma szans na nawiazanie sie jakiejkolwiek rozmowy bo kazdy siedzi cicho: przypomina sobie numery, ktore musi potem wyrecytowac aby go zidentyfikowac i powtarza sobie w myslach jakie leki bierze (a nazwy lekarstw to z wiekiem coraz mniej sie pamieci trzymaja i na mysl przychodza inne slowa lacinskie, eh!) Po wyjsciu z gabinetu to juz jest tylko wyjscie. Wyjscie do najblizszej apteki i powtorka: karta w automat, numerek, nazwa leku, kasa, karta platnicza i jezu jaki to mam do tej wlasnie karty numer, nie to nie ten, zmiana karty i tak do trzech razy sztuka. Udalo sie. Do domu ale jeszcze autobus wiec znow karta albo bilet, wklepanie strefy, plimk i jedziemy... albo nie jedziemy. Autobus to prostsza opcja. Wlasny samochod i placenie parkingu to czesto wieksze wyzwanie dla chorego przeciez czlowieka. Trzeba byc w dobrej formie, zeby chorowac! Zycze wiec dobrej, dobrzejszej i najdobrzejszej formy i sluchaj sie Synowej!
OdpowiedzUsuńPojechałam z moim małżonkiem, który miał podobne ciśnienie, jak Ty, na Nocną Pomoc Lekarską. Ponieważ po podaniu tabletki ciśnienie nie spadało, lekarz wezwał pogotowie. W karetce podano mężowi dożylnie lek, który nie zadziałał, potem drugi. Ratownicy z pogotowia przewieźli nas na Izbę przyjęć najbliższego szpitala. Dopiero po dwóch dolewkach tego drugiego leku, ciśnienie zaczęło spadać, a gdy mąż usiadł, było na tyle niskie, że nastąpiło, jeszcze w karetce, lekkie omdlenie. W szpitalu zostawili męża na obserwacji (ok. 2 godziny) i zrobiono mu badania krwi. Sorry, ale uważam, że lekarka zlekceważyła Twój stan zdrowia i na dodatek pozwoliła Ci samodzielnie wrócić do domu.
OdpowiedzUsuńJestem prawie pewna, że to ciśnienie to z nerwów. Niby człowiek jest spokojny, ale w środku się gotuję, bo wkurzają takie Jatylko, a wyobraźnia podpowiada jeszcze gorsze scenariusze. Ale kontroluj ciśnienie, bo czasem choroba zaczyna się od jednorazowej akcji.
OdpowiedzUsuńZdrówka, Klarko! I walcz o siebie!
Klareczko Kochana!Ręce i nogi opadają jak widzisz obok tyle głąbów....Bez obrazy Pani Kapusto! Twoja Synowa ma rację!!Wiem ,powinnaś w spokoju posiedzieć i wejść bez problemu ,ale niestety się nie da!Ciśnienie pewnie wynikiem zdenerwowania ,niestety ...Masz prawo wejść do lekarza bez sępów ,ale sęp to nasz ptak narodowy...............Buziaki Kochana!Mocno przytulam !!!!!!!
OdpowiedzUsuńTrzeba wiedzieć,że ciśnienie nie spada szybko i się tym dodatkowo nie denerwować. Czasami trzeba dwukrotnie aplikować lek, żeby zadziałal.
OdpowiedzUsuńLudzie niekiedy pchają się na bezczela. Kiedyś baba chciała mnie w konia zrobić, podała tę samą godzinę co ja miałam, więc od razu wiedziałam,że kłamie, co wyraziłam jej głośno i dobitnie.
A.
Tak, walcz o siebie bo zwłaszcza w przychodni mało kto wykazuje zrozumienie dla innych. Z tym ciśnieniem to potrafią się dziać prawdziwe cuda, a syndrom białego fartucha ma się naprawdę dobrze. Dbaj o siebie Klarko. DTCK
OdpowiedzUsuńBardziej niż przychodni strzeż się tak wysokiego ciśnienia,to bardzo niebezpieczne.
OdpowiedzUsuńPrzychodnie to paskudne miejsca. Jutro z rana zaliczam i ja. Dziękuję za wprowadzenie w temat 👍
OdpowiedzUsuńBędąc w styczniu w Polsce wiozłam siostrę do szpitala w Olsztynie, dorobiła się wody w płucach, która na dodatek nie chce zejść, nawet już pod opieką lekarzy ( wypisali ja z tą wodą do domu). Dobra, o czymś innym miało być. W szpitalu są dwie poczekalnie. Jedna od razu przy recepcji, z monitorem, który wyświetla numerek pacjenta ( numerek, który pobrał z automatu) i głośnikiem, przez który lekarze zapraszają pacjenta do siebie. Siedzę z siostrą w tej pierwszej poczekalni, ale.... coś mi się nie podoba, bo wygląda na to, że jesteśmy jedyne, a siostra ma numerek 106 - czyli nie możemy być jedyne. Wywołują nuner 104... gdzie ci ludzie?
OdpowiedzUsuńWstałam, połaziłam, znalazłam załom korytarza a za nim drugą, zawaloną poczekalnię. Idziemy tam, w końcu numer 106 będzie w sumie za moment. Wokół kręci się pan ( chory) , który przyjechał z żoną ( zdrowa). Ciągle chce się przepchnąć bliżej drzwi gabinetu, bo on chce- musi o coś zapytać.
Wychodzi pielęgniarka i zbiera dokumenty..
pan pielęgniarki nie pyta, ale tupta nożynkami i bardzo chce bliżej drzwi gabinetu lekarskiego. Jego żona go dopinguje:" Tak ... idź... ty musisz, jesteś przecież ciężko chory..."
Pielęgniarka próbuje rozładować tłok. Mojej siostrze pozwala zostać, wszak za chwilę powinna być wywołana, a pana odsyła do poczekalni przy recepcji, kiedy wychodziłam jeszcze tam siedział .
KK! czekam na opowiesc o Pani Jatylce lub o Panu Jatylku. Zamiast sie wkurzac i cisnienie podnosic - Ta zbieraj material!
OdpowiedzUsuńDo ludzi w przychodniach mam czasem ochotę strzelać.
OdpowiedzUsuńMoja tesciowa to taka pani Jatylkowa x 3. Niedawno maz najadl sie wstydu, bo zawiozl ja do kontroli po operacji onkologicznej i w poczekalni pelnej ludzi, cytuje malzonka, "odpierdalala szopki" "bo ona jest po operacji" (kazdy tam obecny byl). Nie wskorala nic. Skad sie biora tacy ludzie??
OdpowiedzUsuńPisze jako anonim, bo mi wstyd.
Oj przykro, ze tak trudno...moze choc warto pomyśleć o jakiejs opasce na nadgarstek z informacja oogolna, ze w razie czego jest stan zdrowia taki, ze w razie utraty przytomności gdzies dzwonic, pomoc. By dać szansę ludziom dobrym szybko pomoc w razie W
OdpowiedzUsuńSłuchaj synowej! Mądra dziewczyna.
OdpowiedzUsuń