czwartek, 24 sierpnia 2023

skóra się ściera i człowiek umiera

 

Upał wściekły. W pracy piję izotoniki i ciągle moczę się wodą morską albo mgiełką, kiedy idę do ludzi to mgiełką bo boję się, że taka spocona nie pachnę najpiękniej. Tak, niby wszyscy wiemy, że jest gorąco i nikt się nie dziwi że człowiek pracujący fizycznie poci się, ale co innego wiedzieć a co innego widzieć i czuć.

W moim rodzinnym domu nie było łazienki ani bieżącej wody. Tak samo zresztą jak u moich koleżanek i kolegów ze szkoły.  Prawie wszyscy byliśmy biedni a w niektórych domach nie było podłóg. U nas nie było podłogi w sieni i na ganku. Kiedy to piszę, zastanawiam się, jak w takim razie było z ogrzaniem domu bez podłogi? Skoro chodziło się bezpośrednio po ziemi?

Moja mama uszczelniała na zimę okna watą a podmurówkę domu z zewnątrz ocieplała gałązkami jodły tak jak ja teraz obkładam krzaki róż. Jodła służyła nam również za wycieraczkę.

 

Po przeczytaniu „Chłopek” postanowiłam trochę więcej pisać o tej biedzie w górzystych rejonach, gdzie jeszcze w siedemdziesiątych latach nie było ani porządnej drogi,  ani prądu.

Mieliśmy taką dużą, blaszaną balię i w niej się kąpaliśmy. Do codziennego mycia musiała nam wystarczyć miednica. Woda w studni w lesie, grzanie na blasze! Kiedy w końcu nalewałam sobie wody, myłam się partiami, potem wrzeszczałam na cały dom „spłuknijcie mi włosy” aż któraś siostra, mama albo babcia wchodziły i pytały – a gdzie masz wodę?  Bo ja nigdy nie naszykowałam sobie  osobnego garnka z wodą do spłukiwania, ciągle o tym zapominałam, jak już miałam wodę na miednicy to się myłam i potem musiałam prosić o pomoc.

I co dalej? Kiedy już się wytarłam i ubrałam, musiałam wylać wodę z miednicy do wiaderka  i zetrzeć podłogę a potem wynieść wiadro. Łatwo nie było.   Ne chodziłyśmy brudne ale i tak wstydziłyśmy się rozbierać u lekarza czy na gimnastyce bo wówczas dzieci były wszędzie zawstydzane i wyśmiewane, zarówno przez rówieśników jak i przez dorosłych. Teraz wiem, że to nie dzieci powinny się wstydzić za brudne podkoszulki, dziurawe kapcie i skarpetki, tłuste włosy, wszy i dziurawe zęby.

 

Ale mam tu na blogu taki licznik odwiedzin i jeden  z najczęściej odwiedzanych  postów ma tytuł „czemu nastolatki nie chcą się myć”.

 

 

19 komentarzy:

  1. No pewnie, że powinnaś o tym pisać, bo niektórym się wydaje, że za komuny to był wszędzie raj. Niewątpliwie znacznie lepiej było w dużych miastach, ale nawet w stolicy były tzw. miejsca zapomniane przez Boga i ludzi i nie było w mieszkaniach łazienki ani toalety. Z pierwszych klas podstawówki pamiętam kontrole pań higienistek, bo brudne szyje, wszy i dziury w zębach mało kogo dziwiły- ale nie były to lata siedemdziesiąte ale pięćdziesiąte. Ale pamiętam różne wakacyjne wyjazdy w połowie lat sześćdziesiątych i kwatery na których nie było łazienek i toalet - nawet w takim "ekskluzywnym" Zakopanem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Klarka mieszkałam w dużym mieście w Wałbrzychu, na 5 rodzin był jeden zlew na korytarzu kąpiel była co tydzień ale ja dziwna jak mówiła moja mama mylam się codziennie w misce za zasłoną, trzeba było wodę przynieść grzać na gazie a później wylać na. korytarzu do zlewu. Do kąpieli znosiło się długą wannę że strychu była wspólna i po kolei się myło w tej samej wodzie a na końcu pies. Ja byłam uparta i albo mylam pie pierwsza albo wcale. Tak to u mnie wyglądalo


    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam te historie z dawnych lat. To jeszcze nie moje czasy, więc czyta się jak opowieści z innego kraju :)

    OdpowiedzUsuń
  4. U nas na wsi woda była, a kran mielismy na korytarzu. Kąpiel w balii, którą przynosiło się raz w tygodniu do kuchni. Toaleta oczywiście na podwórku. Pamiętam, jaka to była wygoda, kiedy wujek wybudował nową kuchnię kaflową z "kociołkiem ", czyli pojemnikiem, w którym była ciepla woda, kiedy paliło się pod kuchnią.
    Dla mnie zawsze największym luksusem była, jest i będzie łazienka i miejskie co.
    Pozdrawiam, Klarko!🥰

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie tylko na wsiach tak było...
    jotka

    OdpowiedzUsuń
  6. Mieszkałam w bloku w Warszawie i miałam bieżącą wodę. Ale spędzałam wakacje u babci i codziennie grzalysmy z kuzynkami wodę na piecu i się myłyśmy w miednicy
    Trudno mi sobie wyobrazić taką codzienność

    OdpowiedzUsuń
  7. Taka byla i moja codziennosc i to dlugo .Dopiero w 1976 wynieslismy sie z domu moich rodzicow w drugi koniec Polski i mielismy toalete i biezaca wode oraz wanne i umywalke.

    OdpowiedzUsuń
  8. Czesto do rodzicow przychodzila babcia. Nie mogla zrozumiec dlaczego wieczorami zamykalismy sie z mezem w kuchni i mylismy sie codziennie. Stala pod drzwiami i stukala, bo "musiala" juz tam wejsc i wolala" ciagle sie myjecie , po co ? Ubrudziliscie sie az tak od wczoraj ?"

    OdpowiedzUsuń
  9. Na wakacjach u babci — na peryferiach powiatowego miasteczka! — chodziło się całą rodziną raz albo i 2 razy dzienne do studni po wodę (dzieci niosły mniejsze wiaderka), a w gorące dni wystawiało się wanienki z wodą do ogrodu, aby się zagrzała w słońcu...

    OdpowiedzUsuń
  10. Mieszkaliśmy w dużym ogrodzie (dziadek jeszcze za cara prowadził nasiennictwo,ogrodnictwo) i do nas przyjeżdżały kuzynki na wakacje (z jedną z nich mam kontakt do dzisiejszego dnia,która mówi,że tak jak było w tym ogrodzie to nigdy nie zapomni i nikt z jej pamięci tego nie zatrze) a było doskonale,owoców i warzyw w bród (było to w latach wczesnych 60- ub.wieku.) .To ogrodnictwo prowadził dalej po dziadku jego syn z rodziną,a myśmy też tam mieszkali.W ogrodzie tym była sadzawka,do której stryjek zrobił kładkę z poręczą.Wieczorem braliśmy ręczniki i myliśmy się nad sadzawką,no super sprawa.A w pogodny ciepły dzień wzieliśmy balię (taką od prania bielizny) i pływaliśmy po tej sadzawce,a na brzegu sadzawki rosła pochylona nad wodą grusza klapsa,której owoce były tak pyszne,że nęciły nas okropnie.Oczywiście w tamtych latach nie było bieżącej wody,ani łazienek,tylko była ubikacja na zewnątrz.Dla nikogo to nie był problem.W studni woda była wspaniała,krystaliczna i zimna.Do prania brało się wodę z sadzawki,bo była cieplejsza i tzw.miękka.Chętnie bym tam powróciła,mieliśmy tam wolność i swobodę.Pozdrawiam M

    OdpowiedzUsuń
  11. Dobrze, że mamy lepsze czasy, ciepłą wodę w kranie, pralkę automatyczną, nie trzeba stać w kolejkach aby dostać produkty spożywcze. Ludzie nie tęsknią do dawnych czasów tylko do młodych lat.

    OdpowiedzUsuń
  12. Było może inaczej,ciężko ...ale człowiek człowiekowi wilkiem nie był....A wakacje u babci na wsi były wspaniałe,z brudu nie poumieraliśmy.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Moja Mama też miała dom bez kibelka i łazienki, ale Jej Tata był postępowy i z kawałka kuchni zrobił ubikację i łazienkę razem. Za to teraz na pd-wsch pl biedy nie uświadczysz- wszyscy z rodziny męża mają domy, działki, a my z niby bogatego Śląska "gnieździmy" się w bloku. Czasy się zmieniają...
    J.

    OdpowiedzUsuń
  14. Jakie to zycie wczesniej bylo trudne. Teraz to mlodzi zyja wypas.

    OdpowiedzUsuń
  15. I ja pamiętam, jak się wodę ze studni wiadrami do domu nosiło, na szczęście studia w podwórku, tylko latem wysychała to trzeba było beczkę na wozie przywozić. My mieszkaliśmy w 5 osób jednym pokoju- pokój, salon, sypialnia, łazienka i kuchnia była w tym jednym pokoju, w sensie, że jak przyszli goście to był salon, jak trzeba było spać, to sypialnia, a w sobotę była łazienka, gdzie w kotle na kuchni mama grzała wodę, i najczęściej jedno po drugim się myliśmy od najmłodszego, a koniec zimy jeszcze do tego wszystkiego mieszkały z nami kurczaki, bo te maleństwa musiały mieć ciepło, więc mieszkały z nami jakiś czas. A dziadkowie w tym samym budynku we dwoje mieli dwa pokoje, z czego jeden był używany tylko jak córka z warszawy przyjedzie żeby miała gdzie przenocować, poza tym stał pusty. W ósmej klasie byłam jak rodzice dobudowali drugą, naszą, część domu. Nie było wykończonej łazienki, ale pomieszczenie na łazienkę już tak i był wąż ogrodowy zamiast kranu był założony, a jak się w CO paliło to nawet ciepła woda była więc to był luksus. A to już lata 90były

    OdpowiedzUsuń
  16. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  17. Przerabialiśmy ten system mycia w naszej starej chałupie w Gorcach. Ciekawe doznanie szczególnie w zimie. W sieni przezornie postawiona beczka a w niej 200 l wody ( jak nie zamarzła ) i sławojka na zewnątrz, szczególne doznania zabezpieczała nam przy ujemnych temperaturach. Wszystko to traktowaliśmy jako atrakcję bo w miejskim domu czekał na nas burżuazyjny luksus, gdzie to w jednym kurku ciepła w a drugim zimna woda.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz