Syn mojej przyjaciółki zapytał mnie, co podobało mi
się we Francji najbardziej. I co najbardziej mi się nie podoba.
Tydzień na południu tego kraju to zbyt krótko by
widzieć blaski i cienie, ale przecież nawet po tygodniowym pobycie mam prawo
powiedzieć – jestem zachwycona wszystkim. Dlatego będę pisać tak jak odbierałam
bodźce, odtwarzać z pamięci to wszystko, co czułam patrząc, widząc i słysząc.
Pamiętacie jak bałam się nie samego lotu, bo czymże
jest samolot jeśli nie zwyczajnym środkiem komunikacji? Bardziej należy się obawiać jazdy samochodem. Bałam się swojego skrępowania, jeśli mi każą otwierać walizkę
i zaczną coś z niej wyrzucać bo będę źle spakowana to pewnie się rozpłaczę.
Teraz już wiem – jeśli leci się latem do Marsylii to
wystarczy spakować kilka koszulek, szorty, ze dwie cienkie sukieneczki, sandały i
klapki, bieliznę na zmianę i kostium kąpielowy. Kosmetyki można kupić na
miejscu i nie bawić się w domu w przelewanie do tych małych lotniczych
pojemniczków. To napisałam dla tych, którzy tak jak ja tego nie wiedzieli.
Mieszkaliśmy w prywatnym domu i korzystaliśmy z
hojności gospodarzy bez ograniczeń ale gdyby było inaczej to tak właśnie bym
zrobiła – nie ma co targać z Polski kosmetyczki z szamponem i mydłem.
Linia do Marsylii z Krakowa nie jest zbyt popularna,
odprawa przebiegła szybko i bez problemów, do samolotu wsiadali prawie sami
Francuzi i Arabowie. Było kilkoro dzieci, niektóre z nich małe, płakały w czasie
lotu.
Przede mną siedziała francuskojęzyczna mama z dwójką przedszkolaków. Zanim
usiedli, stanęła nad nimi i palnęła im kazanie. Nie zrozumiałam z tego prawie
nic, ale z gestów wynikało, że mają być cicho, mogą grać albo coś oglądać i nie
przeszkadzać bo ona zamierza czytać. Podczas lotu od czasu do czasu
dyscyplinowała je rzucając zza książki imię pociechy. Wierciły się mniej niż
ja. Potem jeszcze kilka razy już we Francji obserwowałam podobne zachowanie
matek na plaży i w sklepach – zdecydowane karcące spojrzenie, wskazanie ręką,
stanowczy głos. Dzieciaki bawiły się ale nie było wrzasków i bezustannego
przeszkadzania.
Lot nie był niczym szczególnym, dużo gorzej jeździ
się w korkach na krakowskich ulicach. Mogłabym nawet stać gdyby przewoźnik
przewidział stojące miejsca.
Patrzyłam na przybliżające się miasto. Ta woda
naprawdę jest kobaltowa – pomyślałam. Zachodziło słońce. Czułam, że może być
jeszcze piękniej.
Do jutra.
Klarko, jestes taka szczesliwa na tych zdjeciach... Nigdy nie bylam we Francji, tym bardziej z checia poczytam o Twoich wrazeniach
OdpowiedzUsuńPowieść w odcinkach, super! Ciekawe, czy będzie odpowiedź na pytanie syna przyjaciółki.
OdpowiedzUsuńNa południu Francji byłam bardzo dawno, czasem wyjeżdżam za granicę i powiem Ci jedno - człowiek od razu czuje się inaczej, bo w powietrzu czuć inną atmosferę, inną energię... W Polsce jest smutno, unosi się zapach goryczy i nienawiści... Sytuacje, które opisujesz są prawie wszędzie normalne, to w Polsce jesteśmy zaskoczeni czyjąś życzliwością, to przykre. Nie trzeba jechać na zachód, już na Słowacji, gdzie byłam przed laty ludzie obcy w małej miejscowości się pozdrawiają. Cieszę się, że naładowałaś się pozytywną energią, oby Ci starczyło na dłużej. Musisz częściej wyjeżdżać! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo sie ciesze, ze urlop Ci sie udal i wrocilas naladowana dobra energia. Oby starczylo Ci jej na dluzej. Teresa
OdpowiedzUsuńOd lat uważam, że samolot to najbezpieczniejszy środek lokomocji. Osobiście nie pisałabym się na taką długą podróż autokarem- raz mi wystarczyło w latach 80. do Rzymu. Młoda byłam, zaraz po maturze i ze znanym towarzystwem, więc to była przygoda na tamten czas, ale nawet dzisiejsze na full wypasione autokary do mnie nie przemawiają.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa Twoich relacji o Francuzach, bo choć kilka dni spędziłam na granicy Szwajcarii ze Francją, nocując nawet po stronie francuskiej i poznając urokliwe miasteczko Annecy, to jednak Szwajcaria była wtedy naszym celem. I tak szczerze, nigdy nie myślałam o niej jako o kierunku podróży. A nie jesteś pierwszą osobą, którą oczarowała ��
A w ogóle to brawa dla tych, co was zaprosili i tak pięknie ugościli!
OdpowiedzUsuńWielkie!!!
UsuńPróbuje się wczuć w te Twoje pierwsze uczucia. Jak to jest widzieć Francję pierwszy raz.
OdpowiedzUsuńKochana
OdpowiedzUsuńW Marsylii nie byłam, ale rozumiem Twój zachwyt.
Jakbym o Toskanii słyszała, mnie ono właśnie zauroczyła:)
Serdecznosci zostawiam dla Cię:)
Czekam na ciąg dalszy. Pewnie, że będzie piękniej.
OdpowiedzUsuńJa wybierałam do tej pory zawsze wycieczki autokarem, ale ostatnio tyle tych wypadków, że chyba się odważę i wsiądę do tego samolotu :) A jestem na etapie szukania ciekawego miejsca do zwiedzania (nie lubię plażować), zaciekawiłaś mnie Marsylią!
OdpowiedzUsuń