Wczoraj skończyłam na tym, że „poprzez zaspy i bezdroża
przez pustynie lodowate” wracaliśmy w kierunku domu ze skierowaniem do szpitala
w torbie. Siedziałam w tym aucie i na przemian mówiłam tylko dwa zdania „ale
jak można mieć wodę w płucach” i „czemu on mi nie dał leków tylko to
skierowanie” a Krzysiek nic się nie odzywał bo musiał uważać, droga była w
fatalnym stanie i to nie jest wina drogowców, po prostu tak intensywnie padało
i mroziło. Już kombinuję żeby nie pisać o tym co było dalej tylko o drodze i
o pogodzie. Jak zawsze, co ważne to na końcu.
Przyjechaliśmy do domu żeby zabrać parę rzeczy i dać kotu
jeść. Spakowałam ładowarkę, czytnik, tabletki które biorę stale, butelkę wody i
minimum wyjazdowe. Minimum wyjazdowe to jest kilka próbek kosmetyków, szczotka
do zębów, podkoszulek, ręcznik i klapki pod prysznic.
Krzysiek coś zjadł, ja odpoczęłam po kolejnym ataku kaszlu i
w drogę. Gdzieś tak po paru kilometrach usiłowałam nakłonić Krzyśka aby wrócić
do domu bo może mi samo przejdzie ale stanowczo powiedział że nie, bo już za
dużo spalił paliwa i nie będzie jeździł tam i z powrotem.
Pocieszałam się, że
skoro mam skierowanie do konkretnego szpitala na konkretny oddział to mnie
przyjmą, dadzą coś żeby mi się lepiej oddychało, jakiś antybiotyk i już. Ale
zaraz sobie przypominałam te mrożące w żyłach sceny z filmów i książek gdzie
pacjenci chorzy na zapalenie płuc chorowali ciężko i długo a potem umierali, zostawiając
zrozpaczonych małżonków. I nawet powiedziałam o tym Krzyśkowi ale on tylko
mruknął „oby” albo coś w tym rodzaju, nie wiem dokładnie bo miałam grubą czapkę
nasuniętą na uszy i oczy.
Przyjechaliśmy na miejsce, rozejrzałam się i wydusiłam z
siebie – tu jest jakby sor, źle trafiliśmy, ja mam skierowanie na oddział
wewnętrzny i wyniki badań w garści więc powinna być jakaś osobna procedura? Naoglądałam się
seriali medycznych i mam za swoje.
Wypełniłam ankietę i usiadłam. Poczekalnia jak na dworcu.
Przeszklone drzwi do podjazdu otwierały się co chwilę wpuszczając lodowate
powietrze. Na ścianie huczał telewizor. Czułam się fatalnie. Ból głowy nie
pozwalał mi na otwarcie oczu, z trudem oddychałam. Weszłam do pokoju, gdzie
robi się selekcję, pani zrobiła mi ekg, zmierzyła ciśnienie i dała pod język
tabletkę. Przeprosiłam za to że przyjechałam na sor mówiąc że gdyby kierujący lekarz
dał mi jakiekolwiek leki to na pewno by mnie tu nie było bo na sor to tylko z
kością na wierzchu albo z zawałem a tak to bez sensu. Pani powiedziała, że
lekarz nie miał rentgena a to jest w tym wypadku podstawowe badanie i dlatego
mnie tu przysłał.
Mam spokojnie czekać.
W poczekalni były zajęte prawie wszystkie miejsca ale gdy
zaniosłam się kaszlem, moje bakterie wyskoczyły z płuc i zaczęły radośnie przeskakiwać
na ludzi i zwolniły się dwa krzesełka w
pobliżu grzejnika. Na drugie miejsce usiadła pani z Liszek i to jest historia
na osobną notkę, ale opowiem o niej w skrócie.
Pani przyjechała w towarzystwie młodej kobiety i siedziała w
poczekalni, bo karetka przywiozła jej krewną, która teraz była na obserwacji a
pani czekała nie wiedząc co dalej z tą krewną i przy okazji mówiła o swoim
życiu do tej osoby towarzyszącej. Jedna córka miała męża chama,
który zostawił ją i wnuka dla innej kobiety i co ten wnuk przeżył, ile ona
musiała się namęczyć i ile ją to kosztowało czasu i pieniędzy aby ten Wiktorek
wyszedł z tej traumy. Pół godziny opowieści ale to nie wszystko bo w pewnej
chwili karetka przywiozła starszą osobę w szlafroku i pani z Liszek postawiła diagnozę
– na pewno z zapaleniem płuc, kto to wysyła babcię z zapaleniem płuc do
szpitala, wiadomo że już nie wróci, moja mama miała zapalenie płuc i leczyliśmy
ją w domu (tu historia choroby z nazwiskami lekarzy) karmiłam ją i
pielęgnowałam bo tylko mnie akceptowała, w dniu śmierci umyłam jej włosy, obcięłam paznokcie i dopiero
umarła.
O kurwa, Krzysiek, wracamy natychmiast do domu!
W tej chwili zawołała mnie pielęgniarka. Założyli mi
wenflon, pobrali krew i wysłali na przeswietlenie a potem odesłali do
poczekalni, gdzie było jak w pułapce - ze ściany darło się przeraźliwie jakieś
dziecko i podobno był to program muzyczny, jakieś łowienie talentów, dziewczynka
wyglądała mi na opętaną ale ja się nie znam. A zaraz obok snuła swoje opowieści
pani z Liszek. O wnuku Wiktorku, o córce Ani, o wujku alkoholiku, o sąsiadach, współpracownikach,
policjantach z posterunku w Liszkach, o kupowaniu nielegalnych papierosów, a
wszystko to było autopromocją wielkodusznej, mądrej, uczciwej i oddanej osoby.
W sumie na blogach jest to samo – stwierdziłam. Nie jest to
samo bo masz u góry krzyżyk i nikt nikogo nie zmusza do czytania tak jak tu – warknął
Krzysiek, który też miał dość a przecież jest przyzwyczajony do bezustannej
paplaniny w pracy.
Nie wiem z jakiego powodu spuchły mi powieki i najwygodniej było mi siedzieć albo
stać z zamkniętymi oczami. Oprócz tego musiałam dość często chodzić do toalety
a tam było bardzo brudno, ale to bardzo brudno, moje bakterie niewiadomego
pochodzenia skakały z radości widząc mnóstwo innych koleżanek.
Tymczasem pani z Liszek snuła opowieść coraz głośniej albo
tak mi się wydawało, nie wiem, ale słychać było tylko ją i nawet imprezowicze
przywiezieni karetką tak bardzo nie przeszkadzali jak jej monotonny monolog.
Nie wytrzymałam. Ktoś to musiał zrobić i
padło na mnie.
Bardzo proszę, aby mówiła pani ciszej, źle się czuję, mam
gorączkę, nie mogę cały czas trzymać słuchawek w uszach przez które i tak
wszystko słychać, po prostu niech pani mówi ciszej – poprosiłam, choć w tej chwili nie wiem czy byłam taka
grzeczna, możliwe że byłam. Kilka osób z poczekalni uśmiechnęło się do mnie kiwając
nieznacznie głową.
Pani z Liszek zaczęła mówić teatralnym szeptem. Na chwilę, bo jak tylko poszłam wywołana przez pielęgniarkę to wróciła do normalnej rozmowy.
Moja woda z płuc chyba przedostała się do pęcherza –
jęknęłam czując, że kolejny raz muszę iść do toalety.
Tymczasem na podjeździe zatrzymywały się karetki przywożąc
imprezowiczów. Najpierw wesołych Brytyjczyków, potem Rosjan. Mieli poobijane
łby i znakomicie się bawili. Nie idźcie na sor w sobotni wieczór! Karetki
przywożą głównie pijanych ludzi a poczekalnia pełna oburzenia. Nic nie mówiłam
bo co będę tłumaczyć – było co najmniej 10 stopni mrozu i jeśli ktoś leżał na
ławce to do rana byłby martwy. Oczywiście, tak, zgadzam się, nie od tego są
karetki, powinna to załatwiać straż miejska, policja itd. Ale i tak uważam, że pijak nie pijak,
na mrozie nie powinien leżeć i trzeba go zgarnąć bo się wykończy.
Zostałam znów zawołana, tym razem dostałam kroplówkę i
mogłam położyć się na łóżku. Przyszła do mnie lekarka i powiedziała, że mam
zapalenie płuc (kurwa, ale nowina) i po prawej stronie niewielką ilość płynu,
która powinna się wchłonąć. Wręczyła mi wypis i recepty informując, i jak zejdzie kroplówka to jeszcze mi zmierzą
temperaturę i będę mogła jechać do domu.
Jak zapłacę zbójecką opłatę za szpitalny parking. I tak się
stało.
Piszę rano, bo tylko rano mam trochę siły. Męczy mnie
mówienie, jestem słaba. W wypisie mam rozpoznanie – zapalenie płuc wywołane
nieznanym drobnoustrojem. Kaszlę dziś mniej i trochę spałam na leżąco. Do
tej pory przez kilka dni drzemałam przy stole albo przy biurku.
Dziękuję Wam za słowa troski i życzenia powrotu do zdrowia,
nie oddzwaniam i nie odpisuję bo nie mam sił ale czytam co jakiś czas, choć nadal najlepiej mi
siedzieć z zamkniętymi oczami.
Dziś też Cię kocham.
Duzo, duzo zdrówka zyczę, trzymam kciuki i wysyłam ciepłe myśli :)
OdpowiedzUsuńKlarko,swoje przeszłaś,panią z Liszek kazałabym rozstrzelać,bo być skazanym na sluchanie tych historii z d... to musiało byc dla Ciebie jak wymyślna tortura.
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim zdrowia zdrowia i jeszcze raz zdrowia !!!
Moce wysyłam!!!!
:****
(Ale skąd ta bakteria nieznanego pochodzenia??Co za g...)
nie mam pojęcia, nikt mi nic nie mówił, tyle wyczytałam w skierowaniu i w wypisie
UsuńTo się tak nazywa: zapalenie płuc wywołane przez drobnoustroje niewiadomego pochodzenia. A żeby stwierdzić dokładnie trzeba by było zrobić antybiogram z wydzieliny pacjenta.
UsuńEchhhhhh!!! Ta polska służba zdrowia. Trzeba mieć końskie zdrowie by u nas chorować. Zdrowiej szybko :)
OdpowiedzUsuńrozchorowałam się czytają ufff
OdpowiedzUsuńzdrowiej, Klarko♥
i kogel mogel jedz każdego dnia z rana
tak mnie z choroby płuc wyleczył ginekolog mojej mamy, gdy byłam mała
tak, ginekolog :) stary lekarz, Żyd ze Lwowa
bo kiedyś lekarze znali się ogólnie na medycynie, nie to co teraz wąskie specjalizacje , a i tak się nie znają
Zaliczyłam SOR tyle razy, że na palcach obu rąk nie zliczę. Czytając Twój post znowu się tam znalazłam. Trudno mi pisać ten komentarz...
OdpowiedzUsuńPrzytulam, wracaj do zdrowia!!!
Marytka:-***
Ale w końcu się doczekałaś i Ci pomogli. Przetrwałaś nawet Panią z Liszek. Zdrowiej Kochana!
OdpowiedzUsuńSOR to cały poemat.Tam spokojnie można umrzeć i na nikim to nie zrobi wrażenia- ani na lekarzach ani na pacjentach.Przez SOR nie przechodzisz tylko wtedy, gdy zgłaszasz się ze skierowaniem do szpitala wystawionym przez lekarza z przychodni przyszpitalnej- tego szpitala do którego masz skierowanie.Nie wiem kto to wymyślił, ale zapewne ktoś świrnięty.
OdpowiedzUsuńBrawa dla tego lekarz, który Cię skierował do szpitala- bo bywa również zapalenie płuc bez świstów i zgrzytów w osłuchiwaniu i rozpoznać je można tylko na rtg.Po chorobie powinnaś zrobić kontrolne rtg. Nie robili Ci posiewu to i nie mogą wiedzieć co wywołało to zapalenie płuc. A następnym razem nie czekaj aż "samo przejdzie", bo przejść to może co najwyżej na Twoich bliskich.;)
Łykaj pilnie co Ci zalecili, nie leż na płasko, leż na dwóch poduszkach. I rób ćwiczenia oddechowe.
I zdrowiej, zdrowiej!;)
sory to zło
OdpowiedzUsuńkonieczne
dobrze, że jesteś już odpowiednio leczona, powolutku ale wrócisz do normalności
zdrowo egoistycznie leż i rób co chcesz!
Zdrowiej:)SOR - mrozi krew żyłach! a jakby nie patrzeć- to dostosowałaś się do zaleceń pani z Liszek!( kto babcię z zapaleniem...)no, tylko tych paznokci jeszcze nie obcinaj!
OdpowiedzUsuńDobrze, że Cię wypisali, szpital przeraża mnie niezmiernie, mam wrażenie że człowieka ubezwłasnowolniają tam na poczekaniu, bez wyroku sądu. SOR to SOR trudno spodziewać się czegoś dobrego. Najważniejsze że masz diagnozę i leki. Zdrowiej Klarko, załatw bakcyla,wszystkiego dobrego życzę 😘
OdpowiedzUsuńklarko nie czytam kilka dni a tu taki armagedon. Na sor nigdy nie pojadę sama, już dawno do tego doszłam, normalnie co by mi nie było wyjdę na ulice, przewrócę się udam trupa i poczekam na pogotowie. w mieście tutejszym na sorze spędza się po 12 godzin, normalnie można umrzeć i zmartwychwstać! Zdrówka kochana i dbaj o sibie. ściskam
OdpowiedzUsuńzdrówka...
OdpowiedzUsuńKlarko, zdrowia...
OdpowiedzUsuńSOR czasami jest złem koniecznym.
A teraz nie czytaj, tylko śpij i się lecz😘
Klarko kochana, tez miałam kiedys zapalenie płuc po grypie. Wiem, jakie to pieroństwo. Sciskam Cie serdecznie!***
OdpowiedzUsuńCóż bede komentować
OdpowiedzUsuńPo prostu zdrowia zyczę.
Wierna czytelniczka (tez Krakowianka, ale teraz spod Krakowa, jakies takie 50 km)
Dobrze, że już jesteś w domu, że masz diagnozę i stosowne leki. Dbaj o siebie, dużo śpij, odpoczywaj. A po chorobie pamiętaj o rekonwalescencji.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci dużo zdrowia. Trzymaj się!
Dbaj o siebie Klarko! Dużo odpoczynku i zdrówka!!!!!!
OdpowiedzUsuńJak panią z Liszek zwalczylaś to i bakterie niewiadomego pochodzenia zwalczysz! Jeszcze raz zdrowia!!!
Pani Buka
Odpoczywaj, kuruj się i szybko wracaj do zdrowia.
OdpowiedzUsuńMoja Mam dwa razy przez zapalenie płuc wylądowała w szpitalu i nie był to przyjemny pobyt. Dobrze, że jesteś w domu, jak leki skuteczne to szybciej dojdziesz do sił.
Serdeczności.
Kochana Klarko!
OdpowiedzUsuńSzybkiego wyzdrowienia i dobrego samopoczucia na zaś:)
Buziaczki, a co tam zarazki:)
Szybkiego powrotu do zdrowia.
OdpowiedzUsuńregian
Dużo zdrowia i wirtualne uściski ☺.
OdpowiedzUsuńA trzeba bylo te swoje bakteryjki z kolezankami w SOR-owym kibelku zostawic. Niechby mialy towarzystwo!
OdpowiedzUsuńtezMonika
No to wirtualnie oklepuję Cię po pleckach i dziś tez Cię kocham! Zdrowiej!
OdpowiedzUsuńZdrowiej nam jak najsprawniej! ♥
OdpowiedzUsuńTez zycze zdrowia! Krakowianka z Wiednia
OdpowiedzUsuńKlarko kochana dobrze ze juz jestes w domku zlekami i diagnoza.Teraz trzeba cierpliwosci wylezec i wygonic to chorobsko.Potwierdzam kogiel mogiel z cytrynka i codzienne oklepywanie pleckow od dolu do gory bardzo pomaga wyprobowane na sobie i dzieciach.Zycze szybkiego polepszenia bo podsypialam tylko na siedzaco w lozku inaczej dusilam sie cale noce przez 3tygodnie na paracetamolu dopiero po tym dostalam antybiotyk i szybko pomoglo.o przeswietleniu to moglam tylko pomarzyc taka prawda o leczeniu w UK.Na pocieszenie tez czeka sie kilka godzin na pocaekalni Zycze zdrowka trzymaj sie cieplutko i dbaj o siebie Dziekuj Kszysiowi ze cie nie posluchal i nie zawrocil do domu Pamietaj ze wszyscy Cie kochaja i trzymaja kciuki.Marta z mroznego N.
OdpowiedzUsuńO mamuniu! Ale jednak w domu, zatem mam nadzieje,ze za chwilę leki zrobią swoje i poczujesz się lepiej.
OdpowiedzUsuńBakterię to pewnie powinni przepadac,zrobić posiew , żeby dobrać antybiotyk,no ale , to tak na filmach tylko chyba robią. Trzymaj się i wracaj do sił.
Zdrowia! Osoby towarzyszące na SORze powinno się kneblować. Na wejściu
OdpowiedzUsuńTo straszne, czułam większe napięcie niż przy czwartej serii "Mostu nad Sundem". Boję się lekarzy, szpitali, kolejek i pań opowiadających historię życia. Łączę się w bólu i cieszę, że to już za Tobą. Jesteś bardzo dzielna, że to przetrwałaś. Teraz niech tylko leki zadziałają i wiosna przyjdzie. Dużo siły zyczę i powrotu do zdrowia.
OdpowiedzUsuńZdrowia i zdrowia :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że tej wody tylko troszkę :) Dużo zdrowia życzę :)
OdpowiedzUsuńmiałam wodę w płucach po operacji. I na tym poprzestanę.
OdpowiedzUsuńKlarko kochana, biedna, biedna, ale tu thrillera wystrzeliłaś, wysiadają wszystkie drukowane, w nich nie ma tych skreślonych zdań, które są solą opowieści. Wracaj do zdrowia (podobno szpitale są wylęgarnią bakterii niewiadomego pochodzenia a ty tam ostatnio bywałaś), SOR-y znam z autopsji (arytmia + migotanie zastawek), mają ten plus, że bardzo chce się stamtąd do domu.Teraz już będzie tylko lepiej!
OdpowiedzUsuńJuż dawno mówiłam, że szpital w Leśnej Górze to ściema, nasze swojskie szpitale odbiegają od tego ideału bardzo.
OdpowiedzUsuńAle opisałaś z takim rozmachem, że nie wiem czy zachwycać się czy współczuć...
Ależ paskudztwo Ci się przyplątało...
OdpowiedzUsuńKuruj się i zdrowiej szybciutko!
Dorota
Spokojnie,za parę dni będziesz jak nowa!:)
OdpowiedzUsuńSzybkiego powrotu do zdrowia. :) SOR, ech sorrr... Kilka dni temu spędziłam na takowym kilka godzin, bo wypadła mi nefrostomia.. A jaka była radość, że tylko 6 godzin, bo poprzednim razem załatwienie tego samego zajęło 11 godzin...
OdpowiedzUsuńSzybkiego powrotu do zdrowia życzę :)
OdpowiedzUsuńKlarko... szybkiego powrotu do zdrowia życzę! Mam nadzieję, że mroźna pogoda wybije wszystkie wirusy i mikroby, żeby jak najmniej podobnych historii nam się zdarzało;-((( Przyjmuj leki i dbaj o siebie...
OdpowiedzUsuńOpowieść wspaniała, szkoda, że nie fantastyczna.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, ku zdrowiu!!!!!!!
To jest prawda sor w weekendy to przeważnie imprezowicze.Trochę jest to niesprawiedliwe ponieważ karetka przywiezie takiego pijaczka i on ma pierwszeństwo,a pozostali muszą czekać na swoją kolejkę.Szybkiego powrotu do zrowia:**!
OdpowiedzUsuńOjojoj, ta wizyta na SOR to był horror. Dobrze, że Ci chociaż pomogli i do domu odesłali, bo zostanie w szpitalu, jeśli nie ma takiej konieczności to kolejne paskudne przeżycie.
OdpowiedzUsuńPań z Liszek jest więcej, niestety pasożytują głównie w poczekalniach do lekarzy, bo wiedzą, że tam słuchacze nie mają gdzie uciekać.
Klarko...zdrowia Ci życzę! Taki pomysł mam...żeby w torebce nosić krówki tzw mordoklejki...poczęstujesz taką delikwentkę jak ta z Liszek i...na chwilę spokój i cisza...błoga cisza będzie :-) Kuruj się zatem i...czapkę noś koniecznie ;-)
OdpowiedzUsuńTą panią z Liszek to chyba bym udusiła gołymi rękoma. A może pomyliła ona szpital z targowiskiem?
OdpowiedzUsuńOczywiście dużo zdrowia życzę. Pozdrawiam serdecznie
Świetnie opisałaś całą sytuację. Odpoczywaj, leż i wracaj do zdrowia ! W tym przypadku - nic nie przyspieszysz. Pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńTo chyba Ci ciezko czytac z zamknietymi oczyma :)
OdpowiedzUsuńZdrowiej,
Ciepelko podsylam :)
Dużo, dużo zdrowia i pisz, bo piszesz świetnie.
OdpowiedzUsuńDużo zdrowia. Ten "nieznany drobnoustrój" chyba musiał bardzo, ale to bardzo się cieszyć na widok koleżanek z kibelka. Skoro tak nawywijał w Twoim organizmie, znaczy silna i podła gadzina. Niech idzie precz!
OdpowiedzUsuńI ja Cię kocham. Całym sercem. I wysyłam wszystkie dobre fluidy, którymi dysponuję, wyczyniam czary i odczyniam ewentualne uroki.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że choć trochę sie uśmiechniesz, jak to przeczytasz, a ja znów ślę moc dobrych myśli i dobrej energii i w ogóle wszystko dobre. Dla siebie zostawię ociupinkę, żeby tak całkiem nie pozbawić sie życiowej energii :)
Trzymaj sie i zdrowiej, kochana Klarko!
Przepraszam za brak niektórych polskich znaków, ale mi ALT szwankuje.
Usuń