O
co chodzi z tym karpiem?
Pewnie
o to samo, co z uszkami i barszczem. Uszka z grzybami robię wyłącznie raz w
roku. Nie chcę, aby spowszedniały. Tak samo jak kompot z suszu, u nas jest
tylko w ten jeden szczególny dzień.
Ale
tradycji kupowania żywego karpia nie pojmuję. Cały rok można kupować filety
albo ryby ubite i sprawione a na Boże Narodzenie trzeba koniecznie kupić rybę
żywą, nieść ją do domu w foliowej torbie i zatłuc przy dźwiękach kolędy. Przecież
na Wielkanoc nie kupuje się całej, żywej świni (dopisane - owszem, ignorantko, niektórzy kupują i
robią w domu świniobicie jak za dawnych czasów) żeby zjeść tradycyjną szynkę!
Codziennie
kupujemy filety z kurczaka, kawałki wołowiny, kotlety, porcje łososia,
patroszone pstrągi i mnóstwo innego jedzenia. Tu przepraszam wegetarian, Wy nie kupujecie bo nie jecie niczego co ma oczy.
Może
się nawet nie powinnam odzywać bo u nas karpia się nie je, u moich rodziców i
teściów też nigdy karpia nie było bo zawsze baliśmy się ości. W górach o ryby
było trudno i wcale nie była obowiązkowa na wigilijnym stole, jedliśmy grzyby,
suszone śliwki, kapustę i fasolę. U moich teściów były śledzie, charakterystyczne
wigilijne racuchy i kluski z makiem których wcześniej nie znałam.
Połączyłam z obydwu domów to, co najbardziej nam odpowiadało
W
zeszłym roku byłam w Zatorze, miałam okazję spróbować karpia przyrządzonego na
różne sposoby. Wędzony, smażony i faszerowany. Pachniał wspaniale i wyglądał
znakomicie. Inni uczestnicy degustacji byli zachwyceni a ja… udławiłam się
ością a jadłam niezwykle ostrożnie, w okularach.
Jestem
pewna, że świąteczny karp dobrze przyrządzony to dla biesiadników niebo w
gębie. Ale pytam się, czemu musi być kupowany żywy?
kto zabroni grubemu |
kluski z makiem... pychota, u mnie w domu muszą być obowiązkowo
OdpowiedzUsuńU mnie też kluski to podstawa
Usuńmoże ja nie umiałam ich zrobić i dlatego ich nie jedliśmy, tylko szwagier jadł a reszta była do wyrzucenia
UsuńU nas gotuje się mleko z miodem i makiem i tym zalewa pokrojoną w kostkę angielkę - ja nie przepadam, za to mój mąż mógłby to jeść na tony ;) Karpi nie jem bo nie smakuje mi ich mięso, ale moj tata jest zapalonym wędkarzem, więc przed Świętami zawsze złowi jakąś sztukę, która najczęściej ląduje u Szwagierki bo oni lubią. Z Wigilijnych potraw czekam na uszka z zupą grzybową i na pierogi z kapustą i grzybami (bo tego dnia samkują najlepiej :).
OdpowiedzUsuńU nas wigilia jest skromna, niewymyślna. Karpi nie kupuję, raz dostałam od dobrego ludzia. Jestem odporna na trendy i przymusy świąteczne;)
OdpowiedzUsuńu mnie obowiązkowo barszcz z buraków z uszkami z grzybów. Buraki kiszę wcześniej sama. Karp kupiony ze Starzawy, jest na miejscu oprawiany. Jemy go raz do roku, smażę w panierce, do tego ćwikła. W Przemyślu gdzie mieszkam podaje się na Wigilię różnorodne pierogi. Ja robię ruskie oraz z kapustą. Podaję też kluski z makiem, część maku z makowca dodaję do gorących klusek, trochę miodu i mleka i już. W Przemyślu podają także gołąbki z ziemniaków. Jadłam raz ale mi nie smakowały więc nie robię. Sama przygotowuję sałatkę śledziową oraz śledzie w różnej postaci. Z ciast sernik, piernik, pierniczki i karpatkę. Dobór dań wynika z tradycji oraz gustu kulinarnego moich synów, męża i mojego. Na wigilię staram się wszystko przygotować samodzielnie (przy pomocy domowników). staramy sie żeby było 12 dań. Świecę zapalone przy wigilijnym stole muszą wypalić się do końca. Po podzieleniu się opłatkiem powtarzam życzenia mojego nieżyjącego dziadka "Doczekaliśmy dzisiaj narodzenia Pańskiego, Obyśmy doczekali Zmartwychwstania Jego." Choinka ze szkółki jest zgodnie z tradycją ubierana we Wigilię i stoi do 1 lutego. Wesołych Świąt życzy stała i wierna czytelniczka Barbara
OdpowiedzUsuńBasiu, ta choinka to nie do 2 lutego? Bo w kościele w Matki Boskiej Gromnicznej jeszcze choinki stoją, u mnie też...
UsuńBarbaro - o tych świecach nie wiedziałam
Usuńdziękuję za życzenia i wzajemnie - życzę wszelkiej szczęśliwości
Ja tez nie przyprowadzam karpia do domu, ani żywego, ani martwego. Zastępuje go rybami morskimi. A najchętniej to czym innym, bo za mięsem też rybim nie przepadam. Paszteciki z kapustą z chrupiąca skórką, to lubię.
OdpowiedzUsuńPrzez całe święta omijam te akwaria z żywymi karpiami, bo mi się nie chce patrzeć na to nieszczęście. Też uważam, że jeśli już, powinny trafiać do sklepów tak jak cała reszta ryb. To dla nich katorga, a i ludzie coraz mniej chętnie osobiście ubijają zwierzęta, nawet jeśli lubią je zjeść.
OdpowiedzUsuńwczoraj wpadłam na to w Tesco...A!A!A!
OdpowiedzUsuńnie kupujemy żywego ! nie przepadam ale X-men lubi wiec tylko na wigilię mamy ale dosłownie dwa- trzy dzwonka lub płat.
Za to inne ryby i owszem,lubimy.
na wigilię robię własnoręcznie uszka z grzybami,gotuję barszcz.W tym roku udało się kupić pstrąga potokowego i będzie w galarecie.Karpia nie lubię,na ciepło robię pieczonego łososia.Obowiązkowo kompot z suszu.No i oczywiście śledzie.
OdpowiedzUsuńEla z Gdańska
U nas tez obowiazkowo uszka lepione TYLKO raz w roku i tak samo kompot z suszu. A karpia kupuje wczesniej, przeciez filet tez moze byc,prawda? Gdybym kupila zywego, nikt by nie zabil, nie wiem, co bysmy zrobili. Chyba wypuscili z powrotem do stawu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ja nie kupuję karpia żywego ale lubimy tę rybę i czasem gości na naszym stole. jednak moja Mama mawiała, że przynajmniej raz w roku chce zjeść świeżą rybę a nie mrożoną albo czort jeden wie ile czasu przechowywaną w chłodni na tak zwanym lodzie.
OdpowiedzUsuńKiedy bywam za granicą w miejscowościach nadmorskich zawsze jadam ryby świeżo złowione, ze statku, który rano wypłynął w morze a wieczorem wracał z połowem i muszę przyznać, że te świeżutkie ryby smakowały o niebo lepiej niż te kupowane w naszych sklepach. Świeżutki dorsz, śledziki albo sardynki przyrządzone jak najprościej, pycha.
Najserdeczniejsze życzenia świąteczne dla Ciebie, Klarko i wszystki Twoich czytelników
bardzo dziękuję i wzajemnie życzę - dobrych, spokojnych Świąt, wszelkiej pomyślności!
UsuńUszka z grzybami i też tylko raz do roku, barszcz własnoręcznie kiszony (w tym roku nie,bo mąki żytniej nie znalazłam),pierogi z kapustą i grzybamii łosoś świeży smażony. I tyle bo ile można na raz zjeść?
OdpowiedzUsuńJa też nie kiszę, bo nie mam wprawy, boję się pleśni, więc na wywar z jarzyn albo chudziutki rosołek, taki bez oczek :-)wrzucam pokrojone surowe buraczki, dodaję ziele angielskie i liść laurowy, wciskam sok z połowy cytryny, gotuję 15 min i próbuję - w razie potrzeby dodaję ciut soli, pieprzu lub soku. I gotowe. Smacznego, jeśli zechcesz ugotować.Pozdrawiam, M.
UsuńZdaje się nastąpiło jakieś nieporozumienie. Z mąki żytniej robi się zakwas na barszcz biały. Zakwas na barszcz czerwony robi się z buraków.
UsuńAnonimowy M. - jeśli można coś poradzić, to barszcz czerwony będzie jeszcze lepszy, gdy na wywar wrzuci się pokrojone buraki, zagotuje i zostawi tak, do następnego rana. Dopiero wówczas odcedzić, zagrzać, nie gotować i przyprawić cukrem i sokiem cytrynowym. Będzie bardzo esencjonalny i aromatyczny.
No proszę! Zante, nie omieszkam zastosować w praktyce! :)
UsuńOkazuje się, że nie tylko mięso można przegrzać, ale i zupę! :D :D :D
A swoja drogą, zakupiłem 3 bulwy patatów, bo były w bardzo dobrej cenie, a teraz sobie na nie pacze i oglądam i nie mam pojęcia co z nimi zrobić??? Nie miał Dreptak kłopotów, se kupił potatos!!! :D :D :D
UsuńPonoć - mówię tak, bo sama nie robiłam - najlepsze są gotowane w mleku i zrobione jak puree z naszych ziemniaków: masłem, gorącym mlekiem i dobrze przyprawione.
UsuńTo jeszcze wrócę do barszczu, bo wyżej Anonimowy napisał/napisała, że przyprawa pieprzem barszcz. Z moich doświadczeń to ryzykowne, bo, z jakiegoś bliżej mi nieznanego powodu, bywa, że barszcz gorzknieje, a bywa, że następnego dnia po przyprawieniu nawet niewielką ilością pieprzu, robi się pierońsko ostry.
UsuńZante, jeszcze jedno nieporozumienie - z mojej wiedzy i doświadczenia wynika, że zakwas na barszcz czerwony robi się owszem z buraków (dobrze jest zaszczepić zakwas klarowną "wodą" z żywego domowego kefiru albo dobrym zakwasem chlebowym, ale też raczej oddzielonym od mąki), ale z mąki żytniej robimy zakwas na żur. Zakwas na barszcz biały powinien powstać z mąki pszennej, ewentualnie z owsianej.
UsuńNo - ale mogę się mylić:-)))
Pozdrawiam i życzę Wesołycg Świąt!
Oczywiście życzę Świąt WESOŁYCH. I jeszcze coś mi się przypomniało - zawsze przyprawiam barszcz pieprzem, bo mąż lubi tę przyprawę, a nigdy nie zrobił się piekielnie ostry. Może w czym innym tkwi przyczyna nieznośnej ostrości?
UsuńHajduczku - zgadza się, tego nie doczytałam już u Anonimowego, że pisał/pisała o mące żytniej.
UsuńNatomiast z tym pieprzem to nie zawsze i nie wciąż, po przyprawieniu pieprzem robi się albo gorzkawy albo za ostry. Nie doszłam nigdy od czego to zależy: od rodzaju buraków albo sposobu ich przechowywania przed sprzedażą? Naprawdę nie mam pojęcia. Niemniej tak bywa.
Z tym barszczem i żurem zdania i opinie są podzielone - biały podobno jest od użycia śmietany? A mąka jest mało istotna? Swego czasu prowadziłem dochodzenie jak to z tymi żurami, żurkami i barszczami jest - nigdy się nie dowiedziałem kiedy jest barszcz biały a kiedy żurek? Jedynie tyle było pewne, że biały jest biały, bo jest biały. :D :D :D
UsuńMoje guru kulinarne "Ciocia" która uczyła mnie gotować w dość podłej knajpie, nastawiała żurek w garze koło kuchni, robiło się go z płatków owsianych, mąki (niestety nie pamiętam jakiej) i czosnku, on tam stał i się kisił, z tego gotowało się żur, rodzaj zupy na na wędzonych kościach a jeśli dodało się śmietanę to był żurek zabielany i wtedy podawało się go z ziemniakami i/lub z jajkiem, a ten bez śmietany z kiełbasą.
UsuńJa wiem tylko tyle, że co region i rodzina to inne żury, żurki i barszcze! I tak: z żuru najlepsze są skwarki, z żurku kiełbasa a z barszczu jajka! O! Poza tym one są dobre i bez tych dodatków, znaczy się te skwarki, kiełbasa i jajka! CBDU! :D :D :D
UsuńU nas raczej gotujemy co dzień świeży obiad, więc nie wiem, co się stanie z takim popieprzonym barszczem, czy będzie gorzki czy przepieprzony ;-)Jak mi kiedyś zostanie to z ciekawości sprawdzę. A żurek na zakwasie z płatków owsianych znam z dzieciństwa, sama na razie nie robiłam. Kupuję "gotowca" w butelce, dodaję swojską kiełbaskę i jest niezły - dodaję do niego jeszcze maleńką szczyptę kminku i dużą majeranku. No i jajeczko.
UsuńPozdrawiam Was świątecznie, M.
Weganie nic nie jedza co ma oczy, wegetarianie jadaja jajka i miecho. Ale zaobserwowalam, ze jak odpuscisz mieso to potem odchodzisz i od ryb i jaj.
OdpowiedzUsuńKlarka, przylec do mnie na wigilie:)
To bedzie mix smakow dopiero. Ryba w ananasach czy jakos tak, sama jestem ciekawa:)
Slowem beda karaibskie wynalazki :)
Pozdrawiam.
A karp... Nie jadam, bo osci. Nie zatluke, nie udostepniam wanny...
Pozdrawiam swiatecznie:)
Nie, wegetarianie jadają jajka i nabiał, mięsa i ryb nie. "Owoców morza" - cóż za piękny eufemizm - też nie. Klarka ma rację - nie jemy niczego, co ma oczy. Nawet szczątkowe:-)
UsuńA jak rozumiec jajka, bo jakis wegan wlasnie mi tlumaczyl, ze jajek tez nie, bo kura ma oczy i nabialu tez nie, bo de facto pochodzi od krowy co ma oczy.
UsuńNie spieram sie, bo weganem nie jestem:)
A w poprzedniej wypowiedzi palnelam glupote. Nie chodzilo mi o mieso (to przy jajkach, ale o ryby)
UsuńJuż tłumaczę. Weganie nie jedzą niczego, co pochodzi od zwierząt: mięsa, ryb, jajek, nabiału (czyli produktów mlecznych - serów, jogurtu, mleka itp.), miodu i innych produktów pszczelich. Dodatkowo unikają tych produktów w kosmetykach i własnych ubraniach (futra - to oczywiste, ale też paski, torebki, kurtki i buty ze skóry) oraz farmaceutykach - np. kapsułki w otoczce z żelatyny. Na ogół też weganie nie wykorzystują zwierząt na inne sposoby, np. nie jeżdżą konno.
UsuńWegetarianie nie spożywają niczego, co wcześniej należy zabić - a więc mięsa, ryb, "owoców morza", ślimaków i żabich udek, kawioru (bo żeby go zdobyć, na ogół trzeba rybę uśmiercić). Nie jedzą żelatyny (galaretki i otoczki niektórych lekarstw, choć niektórzy robią wyjątek dla leków ratujących życie albo suplementów niemożliwych do zdobycia pod inną postacią). Oczywiście nie używają futer i przedmiotów ze skóry. Używają natomiast produkty odzwierzęce typu miód, jajka, mleko i jego pochodne, bo w celu ich pozyskania nie trzeba zabijać zwierzęcia.
Ojjj, ale się nawymądrzałam, przepraszam! I życzę Wesołych Świąt:-)))
HAjduczke, dzieki, to mi wyjasnia sprawe, bo u mnie w miksie kultur i "jadaczy" jest np wersja, ze niektorzy wegacostam zyja na samych ziarnach i owocach.
UsuńPieknych Swiat dla Ciebie tez!
My jesteśmy karpiożercami, więc koniecznie smażony i w galarecie, do tego ryba po grecku, śledzie, kapusta z fasolą, barszcz z uszkami, pierogi z kapustą i grzybami, oszukany kompot z suszu (bo bez wędzonych śliwek, ale ze świeżym jabłkiem i pomarańczami), kutia. Też miesznka z różnych regionów :-)
OdpowiedzUsuńAle w życiu nie kupię żywego karpia, wystarczy mi trauma z dzieciństwa.
nie musi
OdpowiedzUsuńa ja usłyszałam gdzieś, że karp to bardzo nowa tradycja w Polsce, powstała za PRL
OdpowiedzUsuńnie wiem, gdzie to zweryfikować wiarygodnie
Tak Rybenko. Podobno to prawda. Też o tym czytałam. Poraz pierwszy karp na wigilijnym stole pojawił się w 1947 r. Po prostu mieliśmy zniszczoną flotę i ówczesny minister wpadł na pomysł hodowli karpia, bo tradycje w tej hodowli mieliśmy od XII wieku. Niestety nie udało się wyhodować tyle tej ryby żeby zapewnić regularne dostawy, więc wymyślono hasło, że na każdym polskim stole będzie karp. I tak przywykliśmy.
UsuńA dlaczego żywy? Bo kiedyś innego nie było, a że czasami dostawali ludzie go w pracy, to wszyscy myślą, że taka tradycja.
A na polskich,,staropolskich stołach to królował w wigilię raczej szczupak. Karpia hodowano i jedzono, ale nigdy w Święta.
Ja karpia nie lubię.
dzieki kochana:))
UsuńNie mam pojęcia o istocie tego zagadnienia, bo nie kupuję karpia.U mnie je sie sledzie.Zielone - smazone(jesli uda sie je dostac, co na Podkarpaciu o cud zakrawa) i solone z cebulką w oleju i occie.I tyle. A z dzieciństwa pamiętam zabijanie karpia jako koszmar. Prawdziwy koszmar. Potem snił mi sie ten karp, że lezy ze mna na poduszce, patrzy na mnie z wyrzutem i krwawi...Never again!!!
OdpowiedzUsuńO rany, pewnie, że nie musi być żywy! Po co? I ciekawe, co na to powiedziałby Jezus, na tę hekatombę ku czci. Zabić- no trudno, tak, ale męczyć- nie. U mnie w domu zawsze był faszerowany karp w galarecie, bez cienia ości. To wszystko przez babcię, która była za młodu służącą w żydowskim domu (i dobrze ten czas wspominała). A w ogóle to jestem prawosławna i już nie będę się mądrzyć :) Cudownych Świąt wszystkim!
OdpowiedzUsuńwzajemnie, szczęśliwych Świąt!
UsuńW moim rodzinnym domu nigdy się karpia nie kupowało bo ojciec wędkarz, łowił sam. Złowił kiedy złowił, zaciupał tak jak normalnie zaciupuje inne ryby, matka wsadziła do zamrażarki i było. No chyba że złowił dzień przed wigilią to wtedy karp pływał w wannie żeby dzieci miały tradycję. Tak było, proszę się nie śmiać. Jak córka wędkarza jestem z tym oswojona i nie mam problemu jak widzę rybie flaki a rybie pęcherze stanowiły dla nas jako dzieci fajną zabawkę.
OdpowiedzUsuńJa też całkiem niedawno musiałam zaciupać własnoręcznie flądrę którą dostałam od wędkarza jako już zaciupaną, ale nagle mi ożyła. To ja nie rozumiem o co to całe halo z karpiem. Nawiasem mówiąc, to niezbyt smaczna ryba jest.
Bardzo lubię karpia i kompot z suszonych owoców,ale smakuje nam tylko w Wigilię.
OdpowiedzUsuńWanda
witaj Klarko. nie musi byc kupowany zywy i z racji wieku stwierdzam dużą zmianę na przestrzeni 50 przeżytych wigilii ;)w poważaniu wielkim jest sprzedawca ,ktory sprzeda zaciupanego i oprawionego karpia.kiedyś to nawet Kronika Filmowa opisała temat karpia w siatce ;)potem weszly nieszczesne reklamówki foliowe i to jest złe :( dzisiaj naród jest bardziej uczuciowy i mało obyty ze śmiercią jadła . nie obruszajcie sie ze trzeba rybę zabic .bo trzeba także świnke,cielaczka i kurczaka nawet tego z marketu ukatrupic zanim trafi na stól :(w porównaniu z ubijaniem karpia inne zwierzęta bardziej cierpią :( nie mowiąc o przezyciach tych zwierząt zanim sięgnie ich obuch :( karp jest kruchej kości i mam nadzieje ,że go mniej boli ...o ile umieranie moze mniej bolec :( cholerka, chyba zostanę wegetarianem :(( pozdrawiam i życzę smacznego wszystkim smakoszom. bo mimo wszystko mięsko jest dobre-rybka też. A karp ma napewno mniej osci niz inne rybki :)
OdpowiedzUsuńale co innego ubić po wyciągnięciu z wody a co innego wlec przez pół miasta i takiego na wpół uduszonego trzymać w wodzie ..aż nadejdzie jego czas
UsuńMoja Wigilia jest tak daleka od tradycji jak stad do... Warszawy:))) Przede wszystkim w moim rodzinnym domu nigdy nie bylo zadnych pierogow na Wigilie. Ojciec twierdzil, ze skoro Wigilia jest swietem to jedzenie owszem moze byc postne ale ma byc swiateczne, a pierogow nie zaliczal do swiatecznego jadla:)))
OdpowiedzUsuńByly ryby, duzo ryb i pod roznymi postaciami. Byl tez karp, ktorego nigdy nie cierpialam a pamietam, ze musialam "chociaz kesek dla tradycji".
No to nareszcie na swoim mam swoje wlasne tradycje:))) Nie zmuszam ani siebie ani nikogo do jedzenia w imie tradycji (a jeszcze 14 lat temu zmusilam Wspanialego, z tym, ze on byl ostatnia ofiara:)))
Najczesciej na Wigilie robie paella z owocow morza, lub wloskie cioppino rowniez z owocow morza . Krokiety z grzybow i kapusty, barszczyk czerwony bo to akurat wszyscy lubia i specjalnie dla Juniora sledzie w oleju. To cala moja Wigilia, do tego jakies ciasto, tu nie ma regul, zalezy od mojego osobistego widzimisie i tego co mi do glowy na ostatnia minute strzeli:)) Jedno jest pewne, musi to byc ciasto, ktorego jeszcze nigdy nie pieklam, bo nigdy nie pieke takich samych ciast, byloby za nudno:)
to jest wyzwanie takie nigdy nie pieczone ciasto,
Usuńa wino do kolacji pijecie? U nas od niedawna, wcześniej było bez alkoholu
Tak mamy zawsze wino do kolacji. Ja tak rzadko pieke ciasta, ze jak bym powtarzala to juz zupelnie nie chcialoby mi sie piec:) Ja pieke tylko 3-4 razy w roku, owszem czasem sie spinam i na jedno swieto pieke dwa trzy rozne ciasta. Ale juz chyba z tego wyroslam:)
UsuńJestem Ślązaczką i karp na Śląsku był na świątecznym stole, przynajmniej w mojej rodzinie od wielu pokoleń. Ryba musiała przed zabiciem jakiś czas pływać w wannie, aby pozbyć się zapachu mułu. Zabitych ryb się nie kupowało, ponieważ nie było pewności czy była ona żywa przed zabiciem, czy śnięta, czyli martwa. Martwych ryb się nie jadło, taka była tradycja i nie miało to nic wspólnego z komuną. Karp obłożony warzywami i przyprawami na kilka dni, następnie smażony na maśle jest pyszny i jest główną potrawą na śląskim wigilijnym stole. A karp, który nie ma nic wspólnego z komuną, jest bardzo smaczną rybą, tylko trzeba go odpowiednio zrobić
OdpowiedzUsuńNigdy nie kupuję żywych ryb. Zatem i na Wigilię również. Filet z karpia jest pyszny, a świeży na pewno, przecież jest duża rotacja towaru. W tym roku pewnie zjem inną rybę, co tam w ostatniej chwili uda mi się nabyć. A jak się nie uda, to na świętach świat się nie kończy - zawsze można kupić (i pożreć!) potem.
OdpowiedzUsuńhaha przypomniało mi się jak raz nie było choinki bo osoba odpowiedzialna za jej kupno zawaliła, i kupiliśmy choinkę po świętach!
UsuńU mnie od dawna już filety lub inne pocięte już kawałki ryby
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Moja Wigilia, jak u większości wyżej, to modyfikacji tradycji przyniesionych przez nas z domów rodzinnych. Przez wiele lat musiało być u mnie tak, jak u moich Rodziców. Gdy dzieci podrosły, a i liczna biesiadników, niestety, znacznie zmalała, robię tylko te dania, które moi Najbliżsi zamawiają oraz całkiem nowe,nasze, które lubią. W efekcie robię karpia smażonego z migdałami (kupuję żywego, ale ze "znajomego" sklepu zabieram już oprawionego), barszcz z uszkami, czasem, gdy jest u nas OMC Synowa także grzybową (bo nie cierpi barszczu), śledzie w trzech postaciach, pierożki pieczone z kapustą i grzybami, roladki z łososia wędzonego, nadziewane serkiem i kapustę z grzybami i żurawiną. Wszystko robię sama, żadnych półproduktów czy gotowców. Niestety już nie robię od kilku lat juszki (kompot z suszu), fasoli z kapustą, makiełek, kutii czyli ukochanych potraw mojego taty (pochodził z Medyki), bo musiałabym je robić tylko dla siebie.
OdpowiedzUsuńTradycja i pamięć po Wigiliach dzieciństwa to łuski z karpia chowane do portfeli, siano pod obrusem, żadnego prania suszącego się w Wigilię, pilnowanie, by próg domu jako pierwszy w Wigilię koniecznie przekroczył mężczyzna ;-))) No takie tam zabobony, zarezerwowane dla tego jedynego dnia w roku, do rygorystycznego przestrzegania.;-)))
a co pieczesz?
Usuńtzn jakie ciasta
nie kupuje żywego
OdpowiedzUsuńdo tradycyjnych, wielkopolskich dań doszła kutia;D
Według mnie, tak długo nie będziemy krajem cywilizowanym, jak długo nie będzie absolutnego zakazu kupowania jakichkolwiek żywych zwierząt z przeznaczeniem do zabicia we własnym zakresie.
OdpowiedzUsuńA karpie lubię i jadam.
Karpiami zajmuje się mój Tata, rodzice kupują ryby wcześniej i zamrażają. Ale mam koleżankę, która na Wigilię pewnego roku kupiła żywego karpia, a była tylko z córką. Po burzliwych debatach,podczas których stało się jasne, że żadna ryby nie zabije, wyrzuciły karpia przez okno. Blok, 9 piętro. Do dziś nie wiadomo, czy karp przeżył. Jak zbiegły na dół to go już nie było :-D
OdpowiedzUsuńU mnie oprócz potraw obecnych wszędzie, w różnych modyfikacjach, raz w roku powtarza się ciasto, które robię tylko na ten jeden wieczór. Nazywa się miodownik :-)
makabryczne ale nie mogłam opanować śmiechu, chciały go tak zabić a potem pozbierać z chodnika i usmażyć?
UsuńKiedyś się karpia kupowało jak akurat "rzucili". Jednego roku mieszkał z nami przez kilka dni. Jak się kąpaliśmy, siedział w wiadrze. Karmiłyśmy go z siostrą pszenicą i chlebem. W Wigilię tato z ciężkim sercem go utłukł a mama usmażyła. Nie zjedliśmy ani jednego kawałka. Teraz na targu pan waży rybę, jak ktoś ma życzenie, odwraca się, błyskawicznie go tłucze i patroszy. Jest kartka, że usługa kosztuje 2 pln. Każdy się gapi w niebo i płaci bez dyskusji.
OdpowiedzUsuńale tu ciekawie!!!
OdpowiedzUsuńkiedy ja to wszystko przeczytam?
A u nas karp zawsze , choć niekoniecznie żywy. Może być z zamrażalki. Ale pamiętam taki rok, kiedy miałam z 17 lat -tata w pracy , a mama ze złamaną ręką . I ja - najstarsza siostra i 7 karpi ... I musiałam dać radę .
OdpowiedzUsuńZawsze kupuję wszelkie ryby pod postacią filetów,nie na widzę skrobania i filetowania,po takiej robocie cała kuchnia nadaje się do mycia.Na wigilie robię rybę po grecku,rybę na ciepło,barszcz z pasztecikami z kapustą,pierogi z kapustą i grzybami.
OdpowiedzUsuńKarp tylko z własnego stawu:)
OdpowiedzUsuńOstatniego żywego karpia w domu rodzinnym dobrze pamiętam. Było to ponad 45 lat temu... Dwa dni pływał w wannie, a gdy przyszło do ,,eutanazji'',jakoś nie było chętnych. Zwykle robiła to Babcia, ale wtedy coś musiało się takiego wydarzyć, że nie mogła. Tatko odmówił, Mama takoż, my z Sister próbowałyśmy, ale nieskutecznie. Już nie powiem jak, bo to dość makabryczne. W sukurs chyba przybył ktoś z sąsiadów.
OdpowiedzUsuńOd wielu, wielu lat w ogóle się u nas nie jada karpia. Na wigilijnym stole gości pstrąg i dorsz...
U mnie w domu rodzinnym karp pływał w w wannie = nic nie miała przeciwko bo łazienka była zimna i ciepła woda była tylko wtedy jak się napaliło w piecu...łazienkowym. Bydlę (ten piec) było humorzaste i zimą bly raczej inne formy ablucji praktykowane dla dzieci rzecz jasna.
OdpowiedzUsuńPóżniej już w czasach hmm.. dorosłych jako ,że siosstra miała największe mieszkanie cała rodzina spotykała się u niej a ja,jako ta co miała dojścia targałam karpie w siatce z Gliwic do Sosnowca.W przepełnionym pociągu taki jeden karp zdrugim potrafił ożyc i biegac razem z siatką po wagonie. Wiecie co - to były bardzo fajne czasy..
Teraz idę do sklepu i kupuję karpia. W Holandii nie je się słodkowodnych ryb.Na karpia trzeb się zamówić ..hi,hi jak w dawnych czasach
Klarko, ja w tym roku goszczę na wigilii i w święta "prawie-synową", która musi pozostawać na diecie bezglutenowej i w dodatku źle toleruje grzyby. Wobec tego nasza i tak niezbyt tradycyjna, bo wegetariańska wigilia odmieni się jeszcze bardziej!
OdpowiedzUsuńWymyśliłam barszcz na zakwasie (który już się robi oczywiście), do tego bezglutenowe naleśniki z kiszoną kapustą i odrobinką dosłownie grzybów leśnych - przygotowane w formie krokietów/pasztecików. Będzie tofu przygotowane jak ryba po grecku. A także kapusta z grochem, gołąbki faszerowane kaszą jaglaną z odrobinką suszonych grzybów i drugie - z kaszą gryczaną i twarogiem, dość ostro przyprawione. Pewnie fasola piękny jaś pod jakąś postacią i wegański pasztet soczewicowy z żurawiną. A na deser makowiec japoński (bez mąki) albo kutia ryżowa, mus czekoladowo-piernikowy, pierniczki bezglutenowe, różne domowe trufle, może kompot z suszu, choć nasze chłopaki nie lubią. Do świąt może jeszcze coś wymyślę...
Przyznasz, że jako wegetarianie bezglutenowi dość daleko odeszliśmy od tradycji, ale przecież moje potrawy wciąż mieszczą się w granicach wigilijnej konwencji, prawda?
Skopiowałam Twój komentarz przyznaję się i to bez bicia.:) Moje dziewczę bezglutenowe co ja się nawymyślam gdy tylko jest u nas.:))
Usuńkobiety podziwiam Waszą troskę o te osoby na diecie, tyle specjalnych dań!
UsuńKlarko, a zauważyłaś może, że wszystkie są bezglutenowe? Bo nam - zwyczajnym zjadaczom chleba - bezglutenowe nie zaszkodzi, jest przecież smaczne. A biedny bezglutenowiec może poczuć się bezpiecznie, gdy nie musi pytać o każdą potrawę z osobna, czy na pewno może ją jeść. Nasz gość ma się czuć swobodnie! Potrawy z glutenem, jeśli się jakieś pojawią, będą oznaczone jakoś szczególnie. Może czerwonym wykrzyknikiem?
UsuńU nas podobnie jak u Matyldy, tradycyjnie 2-3 dzwonka dla smaku, a reszta to dorsz, łosoś, czasem pstrąg. Żywego karpia nigdy nie mieliśmy i mieć nie zamierzamy, bo to bestialska tradycja, a wykonywana w rytmach kolęd jest jeszcze bardziej makabryczna.
OdpowiedzUsuńnigdy nie lubiłam karpia. ale raz miałam możliwość spróbować wędzonego. był pyszny :-)
OdpowiedzUsuńNo tak, huzia na józia, a Józiem jestem ja!
OdpowiedzUsuńJa od najmniejszych swych lat miałam karpia w domu, najpierw był w wannie później na patelni.. Więc karp i moich domu dla moich dzieci być musi!
Oszczędzam im jednak tych horrorów które przeżywałam już od przedszkola.. gdy tata tłukł tasakiem w kuchni ryby, a które nawet jak przyszłam po godzinie potrafiły bez łba skakać.. te rybki, które pływając karmiłam okruchami piernika.. moje przyjaciółki i powierniczki!
To było niezdrowe dla mnie, ale jakoś dziwnie mnie wzmacniało i uwrażliwiało.
Teraz karpia nie kupuję, mąż złowił już kiedyś i fileciki sobie lezą zamrożone. Ja bardzo lubię ta rybkę, dobrze zrobiona smakuje wybornie.
Mam 39 lat i nie bylo u mnie w domu wigilii bez karpia. Byłi biedne czasy gdy na stole były 4 potrawy ale karp być musiał.
Inna ryba jest niegodna wigilii - to ma być biedna, mułowata rybka.. to ma być kompot z suszu a nie CocaCola! hmm
:D
a śledź? to dopiero ryba biedoty
UsuńKlarko podpisuję wszystkim co mam pod tym postem. Och jacy są ludzie wrażliwi tak bardzo reagują na ... swój ból, przecież karp nie czuje a tak pięknie skacze, to takie strasznie śmieszne jest. :( Gdyby ludzi tych nagle pozbawiono powietrza i nieść w pojemniku .....
OdpowiedzUsuńelkiblog, powodzenia!
OdpowiedzUsuńPodpowiem jeszcze, że przepis na pasztet z żurawiną mam z bloga Jadłonomii (bardzo polecam, wszystkie przepisy się udają!), jest pyszny i już sprawdzony. Na resztę w internecie znajdziesz przepisy bez trudu, życzę powodzenia i - Wesołych Świąt!!!
Ja uwielbiam wigilijnego karpia. Kupujemy gotowe dzwonki karpiowe.
OdpowiedzUsuńW odpowiedzi na pytanie czemu przy zakupie musi być żywy?
OdpowiedzUsuńTo jest zwyczaj pokutujący od lat.
Dawniejszymi czasy karpie lądowały do handlu prosto ze stawów o wątpliwej jakości wody. Mięso przeważnie miało nieprzyjemny zalocik mułu.
Karp wpuszczony na kilka dni do czystej wody w wannie miał szansę nieco się oczyścić.
Po drugie nie trzeba było przed Wigilia stać w uciążliwym ogonku po rybę.
Wesołych Świąt!