czwartek, 17 grudnia 2015

o co chodzi z tym karpiem

O co chodzi z tym karpiem?
Pewnie o to samo, co z uszkami i barszczem. Uszka z grzybami robię wyłącznie raz w roku. Nie chcę, aby spowszedniały. Tak samo jak kompot z suszu, u nas jest tylko w ten jeden szczególny dzień.
Ale tradycji kupowania żywego karpia nie pojmuję. Cały rok można kupować filety albo ryby ubite i sprawione a na Boże Narodzenie trzeba koniecznie kupić rybę żywą, nieść ją do domu w foliowej torbie i zatłuc przy dźwiękach kolędy. Przecież na Wielkanoc nie kupuje się całej, żywej świni (dopisane - owszem, ignorantko, niektórzy kupują i robią w domu świniobicie jak za dawnych czasów) żeby zjeść tradycyjną szynkę!
Codziennie kupujemy filety z kurczaka, kawałki wołowiny, kotlety, porcje łososia, patroszone pstrągi i mnóstwo innego jedzenia. Tu przepraszam wegetarian, Wy nie kupujecie bo nie jecie niczego co ma oczy.
Może się nawet nie powinnam odzywać bo u nas karpia się nie je, u moich rodziców i teściów też nigdy karpia nie było bo zawsze baliśmy się ości. W górach o ryby było trudno i wcale nie była obowiązkowa na wigilijnym stole, jedliśmy grzyby, suszone śliwki, kapustę i fasolę. U moich teściów były śledzie, charakterystyczne wigilijne racuchy i kluski z makiem których wcześniej nie znałam.
 Połączyłam z obydwu domów to, co najbardziej nam odpowiadało
– fasola i kluski z makiem odpadły, doszły ryby bo wszyscy je lubimy ale to są ryby morskie.  Karpia nie było i nie będzie.
W zeszłym roku byłam w Zatorze, miałam okazję spróbować karpia przyrządzonego na różne sposoby. Wędzony, smażony i faszerowany. Pachniał wspaniale i wyglądał znakomicie. Inni uczestnicy degustacji byli zachwyceni a ja… udławiłam się ością a jadłam niezwykle ostrożnie, w okularach.

Jestem pewna, że świąteczny karp dobrze przyrządzony to dla biesiadników niebo w gębie. Ale pytam się, czemu musi być kupowany żywy? 

kto zabroni grubemu

79 komentarzy:

  1. kluski z makiem... pychota, u mnie w domu muszą być obowiązkowo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie też kluski to podstawa

      Usuń
    2. może ja nie umiałam ich zrobić i dlatego ich nie jedliśmy, tylko szwagier jadł a reszta była do wyrzucenia

      Usuń
  2. U nas gotuje się mleko z miodem i makiem i tym zalewa pokrojoną w kostkę angielkę - ja nie przepadam, za to mój mąż mógłby to jeść na tony ;) Karpi nie jem bo nie smakuje mi ich mięso, ale moj tata jest zapalonym wędkarzem, więc przed Świętami zawsze złowi jakąś sztukę, która najczęściej ląduje u Szwagierki bo oni lubią. Z Wigilijnych potraw czekam na uszka z zupą grzybową i na pierogi z kapustą i grzybami (bo tego dnia samkują najlepiej :).

    OdpowiedzUsuń
  3. U nas wigilia jest skromna, niewymyślna. Karpi nie kupuję, raz dostałam od dobrego ludzia. Jestem odporna na trendy i przymusy świąteczne;)

    OdpowiedzUsuń
  4. u mnie obowiązkowo barszcz z buraków z uszkami z grzybów. Buraki kiszę wcześniej sama. Karp kupiony ze Starzawy, jest na miejscu oprawiany. Jemy go raz do roku, smażę w panierce, do tego ćwikła. W Przemyślu gdzie mieszkam podaje się na Wigilię różnorodne pierogi. Ja robię ruskie oraz z kapustą. Podaję też kluski z makiem, część maku z makowca dodaję do gorących klusek, trochę miodu i mleka i już. W Przemyślu podają także gołąbki z ziemniaków. Jadłam raz ale mi nie smakowały więc nie robię. Sama przygotowuję sałatkę śledziową oraz śledzie w różnej postaci. Z ciast sernik, piernik, pierniczki i karpatkę. Dobór dań wynika z tradycji oraz gustu kulinarnego moich synów, męża i mojego. Na wigilię staram się wszystko przygotować samodzielnie (przy pomocy domowników). staramy sie żeby było 12 dań. Świecę zapalone przy wigilijnym stole muszą wypalić się do końca. Po podzieleniu się opłatkiem powtarzam życzenia mojego nieżyjącego dziadka "Doczekaliśmy dzisiaj narodzenia Pańskiego, Obyśmy doczekali Zmartwychwstania Jego." Choinka ze szkółki jest zgodnie z tradycją ubierana we Wigilię i stoi do 1 lutego. Wesołych Świąt życzy stała i wierna czytelniczka Barbara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu, ta choinka to nie do 2 lutego? Bo w kościele w Matki Boskiej Gromnicznej jeszcze choinki stoją, u mnie też...

      Usuń
    2. Barbaro - o tych świecach nie wiedziałam
      dziękuję za życzenia i wzajemnie - życzę wszelkiej szczęśliwości

      Usuń
  5. Ja tez nie przyprowadzam karpia do domu, ani żywego, ani martwego. Zastępuje go rybami morskimi. A najchętniej to czym innym, bo za mięsem też rybim nie przepadam. Paszteciki z kapustą z chrupiąca skórką, to lubię.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przez całe święta omijam te akwaria z żywymi karpiami, bo mi się nie chce patrzeć na to nieszczęście. Też uważam, że jeśli już, powinny trafiać do sklepów tak jak cała reszta ryb. To dla nich katorga, a i ludzie coraz mniej chętnie osobiście ubijają zwierzęta, nawet jeśli lubią je zjeść.

    OdpowiedzUsuń
  7. wczoraj wpadłam na to w Tesco...A!A!A!
    nie kupujemy żywego ! nie przepadam ale X-men lubi wiec tylko na wigilię mamy ale dosłownie dwa- trzy dzwonka lub płat.
    Za to inne ryby i owszem,lubimy.

    OdpowiedzUsuń
  8. na wigilię robię własnoręcznie uszka z grzybami,gotuję barszcz.W tym roku udało się kupić pstrąga potokowego i będzie w galarecie.Karpia nie lubię,na ciepło robię pieczonego łososia.Obowiązkowo kompot z suszu.No i oczywiście śledzie.
    Ela z Gdańska

    OdpowiedzUsuń
  9. U nas tez obowiazkowo uszka lepione TYLKO raz w roku i tak samo kompot z suszu. A karpia kupuje wczesniej, przeciez filet tez moze byc,prawda? Gdybym kupila zywego, nikt by nie zabil, nie wiem, co bysmy zrobili. Chyba wypuscili z powrotem do stawu.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja nie kupuję karpia żywego ale lubimy tę rybę i czasem gości na naszym stole. jednak moja Mama mawiała, że przynajmniej raz w roku chce zjeść świeżą rybę a nie mrożoną albo czort jeden wie ile czasu przechowywaną w chłodni na tak zwanym lodzie.
    Kiedy bywam za granicą w miejscowościach nadmorskich zawsze jadam ryby świeżo złowione, ze statku, który rano wypłynął w morze a wieczorem wracał z połowem i muszę przyznać, że te świeżutkie ryby smakowały o niebo lepiej niż te kupowane w naszych sklepach. Świeżutki dorsz, śledziki albo sardynki przyrządzone jak najprościej, pycha.
    Najserdeczniejsze życzenia świąteczne dla Ciebie, Klarko i wszystki Twoich czytelników

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo dziękuję i wzajemnie życzę - dobrych, spokojnych Świąt, wszelkiej pomyślności!

      Usuń
  11. Uszka z grzybami i też tylko raz do roku, barszcz własnoręcznie kiszony (w tym roku nie,bo mąki żytniej nie znalazłam),pierogi z kapustą i grzybamii łosoś świeży smażony. I tyle bo ile można na raz zjeść?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie kiszę, bo nie mam wprawy, boję się pleśni, więc na wywar z jarzyn albo chudziutki rosołek, taki bez oczek :-)wrzucam pokrojone surowe buraczki, dodaję ziele angielskie i liść laurowy, wciskam sok z połowy cytryny, gotuję 15 min i próbuję - w razie potrzeby dodaję ciut soli, pieprzu lub soku. I gotowe. Smacznego, jeśli zechcesz ugotować.Pozdrawiam, M.

      Usuń
    2. Zdaje się nastąpiło jakieś nieporozumienie. Z mąki żytniej robi się zakwas na barszcz biały. Zakwas na barszcz czerwony robi się z buraków.
      Anonimowy M. - jeśli można coś poradzić, to barszcz czerwony będzie jeszcze lepszy, gdy na wywar wrzuci się pokrojone buraki, zagotuje i zostawi tak, do następnego rana. Dopiero wówczas odcedzić, zagrzać, nie gotować i przyprawić cukrem i sokiem cytrynowym. Będzie bardzo esencjonalny i aromatyczny.

      Usuń
    3. No proszę! Zante, nie omieszkam zastosować w praktyce! :)
      Okazuje się, że nie tylko mięso można przegrzać, ale i zupę! :D :D :D

      Usuń
    4. A swoja drogą, zakupiłem 3 bulwy patatów, bo były w bardzo dobrej cenie, a teraz sobie na nie pacze i oglądam i nie mam pojęcia co z nimi zrobić??? Nie miał Dreptak kłopotów, se kupił potatos!!! :D :D :D

      Usuń
    5. Ponoć - mówię tak, bo sama nie robiłam - najlepsze są gotowane w mleku i zrobione jak puree z naszych ziemniaków: masłem, gorącym mlekiem i dobrze przyprawione.

      Usuń
    6. To jeszcze wrócę do barszczu, bo wyżej Anonimowy napisał/napisała, że przyprawa pieprzem barszcz. Z moich doświadczeń to ryzykowne, bo, z jakiegoś bliżej mi nieznanego powodu, bywa, że barszcz gorzknieje, a bywa, że następnego dnia po przyprawieniu nawet niewielką ilością pieprzu, robi się pierońsko ostry.

      Usuń
    7. Zante, jeszcze jedno nieporozumienie - z mojej wiedzy i doświadczenia wynika, że zakwas na barszcz czerwony robi się owszem z buraków (dobrze jest zaszczepić zakwas klarowną "wodą" z żywego domowego kefiru albo dobrym zakwasem chlebowym, ale też raczej oddzielonym od mąki), ale z mąki żytniej robimy zakwas na żur. Zakwas na barszcz biały powinien powstać z mąki pszennej, ewentualnie z owsianej.
      No - ale mogę się mylić:-)))

      Pozdrawiam i życzę Wesołycg Świąt!

      Usuń
    8. Oczywiście życzę Świąt WESOŁYCH. I jeszcze coś mi się przypomniało - zawsze przyprawiam barszcz pieprzem, bo mąż lubi tę przyprawę, a nigdy nie zrobił się piekielnie ostry. Może w czym innym tkwi przyczyna nieznośnej ostrości?

      Usuń
    9. Hajduczku - zgadza się, tego nie doczytałam już u Anonimowego, że pisał/pisała o mące żytniej.
      Natomiast z tym pieprzem to nie zawsze i nie wciąż, po przyprawieniu pieprzem robi się albo gorzkawy albo za ostry. Nie doszłam nigdy od czego to zależy: od rodzaju buraków albo sposobu ich przechowywania przed sprzedażą? Naprawdę nie mam pojęcia. Niemniej tak bywa.

      Usuń
    10. Z tym barszczem i żurem zdania i opinie są podzielone - biały podobno jest od użycia śmietany? A mąka jest mało istotna? Swego czasu prowadziłem dochodzenie jak to z tymi żurami, żurkami i barszczami jest - nigdy się nie dowiedziałem kiedy jest barszcz biały a kiedy żurek? Jedynie tyle było pewne, że biały jest biały, bo jest biały. :D :D :D

      Usuń
    11. Moje guru kulinarne "Ciocia" która uczyła mnie gotować w dość podłej knajpie, nastawiała żurek w garze koło kuchni, robiło się go z płatków owsianych, mąki (niestety nie pamiętam jakiej) i czosnku, on tam stał i się kisił, z tego gotowało się żur, rodzaj zupy na na wędzonych kościach a jeśli dodało się śmietanę to był żurek zabielany i wtedy podawało się go z ziemniakami i/lub z jajkiem, a ten bez śmietany z kiełbasą.

      Usuń
    12. Ja wiem tylko tyle, że co region i rodzina to inne żury, żurki i barszcze! I tak: z żuru najlepsze są skwarki, z żurku kiełbasa a z barszczu jajka! O! Poza tym one są dobre i bez tych dodatków, znaczy się te skwarki, kiełbasa i jajka! CBDU! :D :D :D

      Usuń
    13. U nas raczej gotujemy co dzień świeży obiad, więc nie wiem, co się stanie z takim popieprzonym barszczem, czy będzie gorzki czy przepieprzony ;-)Jak mi kiedyś zostanie to z ciekawości sprawdzę. A żurek na zakwasie z płatków owsianych znam z dzieciństwa, sama na razie nie robiłam. Kupuję "gotowca" w butelce, dodaję swojską kiełbaskę i jest niezły - dodaję do niego jeszcze maleńką szczyptę kminku i dużą majeranku. No i jajeczko.
      Pozdrawiam Was świątecznie, M.

      Usuń
  12. Weganie nic nie jedza co ma oczy, wegetarianie jadaja jajka i miecho. Ale zaobserwowalam, ze jak odpuscisz mieso to potem odchodzisz i od ryb i jaj.

    Klarka, przylec do mnie na wigilie:)
    To bedzie mix smakow dopiero. Ryba w ananasach czy jakos tak, sama jestem ciekawa:)
    Slowem beda karaibskie wynalazki :)
    Pozdrawiam.
    A karp... Nie jadam, bo osci. Nie zatluke, nie udostepniam wanny...
    Pozdrawiam swiatecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, wegetarianie jadają jajka i nabiał, mięsa i ryb nie. "Owoców morza" - cóż za piękny eufemizm - też nie. Klarka ma rację - nie jemy niczego, co ma oczy. Nawet szczątkowe:-)

      Usuń
    2. A jak rozumiec jajka, bo jakis wegan wlasnie mi tlumaczyl, ze jajek tez nie, bo kura ma oczy i nabialu tez nie, bo de facto pochodzi od krowy co ma oczy.
      Nie spieram sie, bo weganem nie jestem:)

      Usuń
    3. A w poprzedniej wypowiedzi palnelam glupote. Nie chodzilo mi o mieso (to przy jajkach, ale o ryby)

      Usuń
    4. Już tłumaczę. Weganie nie jedzą niczego, co pochodzi od zwierząt: mięsa, ryb, jajek, nabiału (czyli produktów mlecznych - serów, jogurtu, mleka itp.), miodu i innych produktów pszczelich. Dodatkowo unikają tych produktów w kosmetykach i własnych ubraniach (futra - to oczywiste, ale też paski, torebki, kurtki i buty ze skóry) oraz farmaceutykach - np. kapsułki w otoczce z żelatyny. Na ogół też weganie nie wykorzystują zwierząt na inne sposoby, np. nie jeżdżą konno.

      Wegetarianie nie spożywają niczego, co wcześniej należy zabić - a więc mięsa, ryb, "owoców morza", ślimaków i żabich udek, kawioru (bo żeby go zdobyć, na ogół trzeba rybę uśmiercić). Nie jedzą żelatyny (galaretki i otoczki niektórych lekarstw, choć niektórzy robią wyjątek dla leków ratujących życie albo suplementów niemożliwych do zdobycia pod inną postacią). Oczywiście nie używają futer i przedmiotów ze skóry. Używają natomiast produkty odzwierzęce typu miód, jajka, mleko i jego pochodne, bo w celu ich pozyskania nie trzeba zabijać zwierzęcia.

      Ojjj, ale się nawymądrzałam, przepraszam! I życzę Wesołych Świąt:-)))

      Usuń
    5. HAjduczke, dzieki, to mi wyjasnia sprawe, bo u mnie w miksie kultur i "jadaczy" jest np wersja, ze niektorzy wegacostam zyja na samych ziarnach i owocach.
      Pieknych Swiat dla Ciebie tez!

      Usuń
  13. My jesteśmy karpiożercami, więc koniecznie smażony i w galarecie, do tego ryba po grecku, śledzie, kapusta z fasolą, barszcz z uszkami, pierogi z kapustą i grzybami, oszukany kompot z suszu (bo bez wędzonych śliwek, ale ze świeżym jabłkiem i pomarańczami), kutia. Też miesznka z różnych regionów :-)
    Ale w życiu nie kupię żywego karpia, wystarczy mi trauma z dzieciństwa.

    OdpowiedzUsuń
  14. a ja usłyszałam gdzieś, że karp to bardzo nowa tradycja w Polsce, powstała za PRL
    nie wiem, gdzie to zweryfikować wiarygodnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Rybenko. Podobno to prawda. Też o tym czytałam. Poraz pierwszy karp na wigilijnym stole pojawił się w 1947 r. Po prostu mieliśmy zniszczoną flotę i ówczesny minister wpadł na pomysł hodowli karpia, bo tradycje w tej hodowli mieliśmy od XII wieku. Niestety nie udało się wyhodować tyle tej ryby żeby zapewnić regularne dostawy, więc wymyślono hasło, że na każdym polskim stole będzie karp. I tak przywykliśmy.
      A dlaczego żywy? Bo kiedyś innego nie było, a że czasami dostawali ludzie go w pracy, to wszyscy myślą, że taka tradycja.
      A na polskich,,staropolskich stołach to królował w wigilię raczej szczupak. Karpia hodowano i jedzono, ale nigdy w Święta.
      Ja karpia nie lubię.

      Usuń
  15. Nie mam pojęcia o istocie tego zagadnienia, bo nie kupuję karpia.U mnie je sie sledzie.Zielone - smazone(jesli uda sie je dostac, co na Podkarpaciu o cud zakrawa) i solone z cebulką w oleju i occie.I tyle. A z dzieciństwa pamiętam zabijanie karpia jako koszmar. Prawdziwy koszmar. Potem snił mi sie ten karp, że lezy ze mna na poduszce, patrzy na mnie z wyrzutem i krwawi...Never again!!!

    OdpowiedzUsuń
  16. O rany, pewnie, że nie musi być żywy! Po co? I ciekawe, co na to powiedziałby Jezus, na tę hekatombę ku czci. Zabić- no trudno, tak, ale męczyć- nie. U mnie w domu zawsze był faszerowany karp w galarecie, bez cienia ości. To wszystko przez babcię, która była za młodu służącą w żydowskim domu (i dobrze ten czas wspominała). A w ogóle to jestem prawosławna i już nie będę się mądrzyć :) Cudownych Świąt wszystkim!

    OdpowiedzUsuń
  17. W moim rodzinnym domu nigdy się karpia nie kupowało bo ojciec wędkarz, łowił sam. Złowił kiedy złowił, zaciupał tak jak normalnie zaciupuje inne ryby, matka wsadziła do zamrażarki i było. No chyba że złowił dzień przed wigilią to wtedy karp pływał w wannie żeby dzieci miały tradycję. Tak było, proszę się nie śmiać. Jak córka wędkarza jestem z tym oswojona i nie mam problemu jak widzę rybie flaki a rybie pęcherze stanowiły dla nas jako dzieci fajną zabawkę.
    Ja też całkiem niedawno musiałam zaciupać własnoręcznie flądrę którą dostałam od wędkarza jako już zaciupaną, ale nagle mi ożyła. To ja nie rozumiem o co to całe halo z karpiem. Nawiasem mówiąc, to niezbyt smaczna ryba jest.

    OdpowiedzUsuń
  18. Bardzo lubię karpia i kompot z suszonych owoców,ale smakuje nam tylko w Wigilię.
    Wanda

    OdpowiedzUsuń
  19. witaj Klarko. nie musi byc kupowany zywy i z racji wieku stwierdzam dużą zmianę na przestrzeni 50 przeżytych wigilii ;)w poważaniu wielkim jest sprzedawca ,ktory sprzeda zaciupanego i oprawionego karpia.kiedyś to nawet Kronika Filmowa opisała temat karpia w siatce ;)potem weszly nieszczesne reklamówki foliowe i to jest złe :( dzisiaj naród jest bardziej uczuciowy i mało obyty ze śmiercią jadła . nie obruszajcie sie ze trzeba rybę zabic .bo trzeba także świnke,cielaczka i kurczaka nawet tego z marketu ukatrupic zanim trafi na stól :(w porównaniu z ubijaniem karpia inne zwierzęta bardziej cierpią :( nie mowiąc o przezyciach tych zwierząt zanim sięgnie ich obuch :( karp jest kruchej kości i mam nadzieje ,że go mniej boli ...o ile umieranie moze mniej bolec :( cholerka, chyba zostanę wegetarianem :(( pozdrawiam i życzę smacznego wszystkim smakoszom. bo mimo wszystko mięsko jest dobre-rybka też. A karp ma napewno mniej osci niz inne rybki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale co innego ubić po wyciągnięciu z wody a co innego wlec przez pół miasta i takiego na wpół uduszonego trzymać w wodzie ..aż nadejdzie jego czas

      Usuń
  20. Moja Wigilia jest tak daleka od tradycji jak stad do... Warszawy:))) Przede wszystkim w moim rodzinnym domu nigdy nie bylo zadnych pierogow na Wigilie. Ojciec twierdzil, ze skoro Wigilia jest swietem to jedzenie owszem moze byc postne ale ma byc swiateczne, a pierogow nie zaliczal do swiatecznego jadla:)))
    Byly ryby, duzo ryb i pod roznymi postaciami. Byl tez karp, ktorego nigdy nie cierpialam a pamietam, ze musialam "chociaz kesek dla tradycji".
    No to nareszcie na swoim mam swoje wlasne tradycje:))) Nie zmuszam ani siebie ani nikogo do jedzenia w imie tradycji (a jeszcze 14 lat temu zmusilam Wspanialego, z tym, ze on byl ostatnia ofiara:)))
    Najczesciej na Wigilie robie paella z owocow morza, lub wloskie cioppino rowniez z owocow morza . Krokiety z grzybow i kapusty, barszczyk czerwony bo to akurat wszyscy lubia i specjalnie dla Juniora sledzie w oleju. To cala moja Wigilia, do tego jakies ciasto, tu nie ma regul, zalezy od mojego osobistego widzimisie i tego co mi do glowy na ostatnia minute strzeli:)) Jedno jest pewne, musi to byc ciasto, ktorego jeszcze nigdy nie pieklam, bo nigdy nie pieke takich samych ciast, byloby za nudno:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to jest wyzwanie takie nigdy nie pieczone ciasto,
      a wino do kolacji pijecie? U nas od niedawna, wcześniej było bez alkoholu

      Usuń
    2. Tak mamy zawsze wino do kolacji. Ja tak rzadko pieke ciasta, ze jak bym powtarzala to juz zupelnie nie chcialoby mi sie piec:) Ja pieke tylko 3-4 razy w roku, owszem czasem sie spinam i na jedno swieto pieke dwa trzy rozne ciasta. Ale juz chyba z tego wyroslam:)

      Usuń
  21. Jestem Ślązaczką i karp na Śląsku był na świątecznym stole, przynajmniej w mojej rodzinie od wielu pokoleń. Ryba musiała przed zabiciem jakiś czas pływać w wannie, aby pozbyć się zapachu mułu. Zabitych ryb się nie kupowało, ponieważ nie było pewności czy była ona żywa przed zabiciem, czy śnięta, czyli martwa. Martwych ryb się nie jadło, taka była tradycja i nie miało to nic wspólnego z komuną. Karp obłożony warzywami i przyprawami na kilka dni, następnie smażony na maśle jest pyszny i jest główną potrawą na śląskim wigilijnym stole. A karp, który nie ma nic wspólnego z komuną, jest bardzo smaczną rybą, tylko trzeba go odpowiednio zrobić

    OdpowiedzUsuń
  22. Nigdy nie kupuję żywych ryb. Zatem i na Wigilię również. Filet z karpia jest pyszny, a świeży na pewno, przecież jest duża rotacja towaru. W tym roku pewnie zjem inną rybę, co tam w ostatniej chwili uda mi się nabyć. A jak się nie uda, to na świętach świat się nie kończy - zawsze można kupić (i pożreć!) potem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha przypomniało mi się jak raz nie było choinki bo osoba odpowiedzialna za jej kupno zawaliła, i kupiliśmy choinkę po świętach!

      Usuń
  23. U mnie od dawna już filety lub inne pocięte już kawałki ryby
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  24. Moja Wigilia, jak u większości wyżej, to modyfikacji tradycji przyniesionych przez nas z domów rodzinnych. Przez wiele lat musiało być u mnie tak, jak u moich Rodziców. Gdy dzieci podrosły, a i liczna biesiadników, niestety, znacznie zmalała, robię tylko te dania, które moi Najbliżsi zamawiają oraz całkiem nowe,nasze, które lubią. W efekcie robię karpia smażonego z migdałami (kupuję żywego, ale ze "znajomego" sklepu zabieram już oprawionego), barszcz z uszkami, czasem, gdy jest u nas OMC Synowa także grzybową (bo nie cierpi barszczu), śledzie w trzech postaciach, pierożki pieczone z kapustą i grzybami, roladki z łososia wędzonego, nadziewane serkiem i kapustę z grzybami i żurawiną. Wszystko robię sama, żadnych półproduktów czy gotowców. Niestety już nie robię od kilku lat juszki (kompot z suszu), fasoli z kapustą, makiełek, kutii czyli ukochanych potraw mojego taty (pochodził z Medyki), bo musiałabym je robić tylko dla siebie.
    Tradycja i pamięć po Wigiliach dzieciństwa to łuski z karpia chowane do portfeli, siano pod obrusem, żadnego prania suszącego się w Wigilię, pilnowanie, by próg domu jako pierwszy w Wigilię koniecznie przekroczył mężczyzna ;-))) No takie tam zabobony, zarezerwowane dla tego jedynego dnia w roku, do rygorystycznego przestrzegania.;-)))

    OdpowiedzUsuń
  25. nie kupuje żywego
    do tradycyjnych, wielkopolskich dań doszła kutia;D

    OdpowiedzUsuń
  26. Według mnie, tak długo nie będziemy krajem cywilizowanym, jak długo nie będzie absolutnego zakazu kupowania jakichkolwiek żywych zwierząt z przeznaczeniem do zabicia we własnym zakresie.
    A karpie lubię i jadam.

    OdpowiedzUsuń
  27. Karpiami zajmuje się mój Tata, rodzice kupują ryby wcześniej i zamrażają. Ale mam koleżankę, która na Wigilię pewnego roku kupiła żywego karpia, a była tylko z córką. Po burzliwych debatach,podczas których stało się jasne, że żadna ryby nie zabije, wyrzuciły karpia przez okno. Blok, 9 piętro. Do dziś nie wiadomo, czy karp przeżył. Jak zbiegły na dół to go już nie było :-D
    U mnie oprócz potraw obecnych wszędzie, w różnych modyfikacjach, raz w roku powtarza się ciasto, które robię tylko na ten jeden wieczór. Nazywa się miodownik :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. makabryczne ale nie mogłam opanować śmiechu, chciały go tak zabić a potem pozbierać z chodnika i usmażyć?

      Usuń
  28. Kiedyś się karpia kupowało jak akurat "rzucili". Jednego roku mieszkał z nami przez kilka dni. Jak się kąpaliśmy, siedział w wiadrze. Karmiłyśmy go z siostrą pszenicą i chlebem. W Wigilię tato z ciężkim sercem go utłukł a mama usmażyła. Nie zjedliśmy ani jednego kawałka. Teraz na targu pan waży rybę, jak ktoś ma życzenie, odwraca się, błyskawicznie go tłucze i patroszy. Jest kartka, że usługa kosztuje 2 pln. Każdy się gapi w niebo i płaci bez dyskusji.

    OdpowiedzUsuń
  29. ale tu ciekawie!!!
    kiedy ja to wszystko przeczytam?

    OdpowiedzUsuń
  30. A u nas karp zawsze , choć niekoniecznie żywy. Może być z zamrażalki. Ale pamiętam taki rok, kiedy miałam z 17 lat -tata w pracy , a mama ze złamaną ręką . I ja - najstarsza siostra i 7 karpi ... I musiałam dać radę .

    OdpowiedzUsuń
  31. Zawsze kupuję wszelkie ryby pod postacią filetów,nie na widzę skrobania i filetowania,po takiej robocie cała kuchnia nadaje się do mycia.Na wigilie robię rybę po grecku,rybę na ciepło,barszcz z pasztecikami z kapustą,pierogi z kapustą i grzybami.

    OdpowiedzUsuń
  32. Karp tylko z własnego stawu:)

    OdpowiedzUsuń
  33. Ostatniego żywego karpia w domu rodzinnym dobrze pamiętam. Było to ponad 45 lat temu... Dwa dni pływał w wannie, a gdy przyszło do ,,eutanazji'',jakoś nie było chętnych. Zwykle robiła to Babcia, ale wtedy coś musiało się takiego wydarzyć, że nie mogła. Tatko odmówił, Mama takoż, my z Sister próbowałyśmy, ale nieskutecznie. Już nie powiem jak, bo to dość makabryczne. W sukurs chyba przybył ktoś z sąsiadów.
    Od wielu, wielu lat w ogóle się u nas nie jada karpia. Na wigilijnym stole gości pstrąg i dorsz...

    OdpowiedzUsuń
  34. U mnie w domu rodzinnym karp pływał w w wannie = nic nie miała przeciwko bo łazienka była zimna i ciepła woda była tylko wtedy jak się napaliło w piecu...łazienkowym. Bydlę (ten piec) było humorzaste i zimą bly raczej inne formy ablucji praktykowane dla dzieci rzecz jasna.
    Póżniej już w czasach hmm.. dorosłych jako ,że siosstra miała największe mieszkanie cała rodzina spotykała się u niej a ja,jako ta co miała dojścia targałam karpie w siatce z Gliwic do Sosnowca.W przepełnionym pociągu taki jeden karp zdrugim potrafił ożyc i biegac razem z siatką po wagonie. Wiecie co - to były bardzo fajne czasy..
    Teraz idę do sklepu i kupuję karpia. W Holandii nie je się słodkowodnych ryb.Na karpia trzeb się zamówić ..hi,hi jak w dawnych czasach

    OdpowiedzUsuń
  35. Klarko, ja w tym roku goszczę na wigilii i w święta "prawie-synową", która musi pozostawać na diecie bezglutenowej i w dodatku źle toleruje grzyby. Wobec tego nasza i tak niezbyt tradycyjna, bo wegetariańska wigilia odmieni się jeszcze bardziej!
    Wymyśliłam barszcz na zakwasie (który już się robi oczywiście), do tego bezglutenowe naleśniki z kiszoną kapustą i odrobinką dosłownie grzybów leśnych - przygotowane w formie krokietów/pasztecików. Będzie tofu przygotowane jak ryba po grecku. A także kapusta z grochem, gołąbki faszerowane kaszą jaglaną z odrobinką suszonych grzybów i drugie - z kaszą gryczaną i twarogiem, dość ostro przyprawione. Pewnie fasola piękny jaś pod jakąś postacią i wegański pasztet soczewicowy z żurawiną. A na deser makowiec japoński (bez mąki) albo kutia ryżowa, mus czekoladowo-piernikowy, pierniczki bezglutenowe, różne domowe trufle, może kompot z suszu, choć nasze chłopaki nie lubią. Do świąt może jeszcze coś wymyślę...
    Przyznasz, że jako wegetarianie bezglutenowi dość daleko odeszliśmy od tradycji, ale przecież moje potrawy wciąż mieszczą się w granicach wigilijnej konwencji, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skopiowałam Twój komentarz przyznaję się i to bez bicia.:) Moje dziewczę bezglutenowe co ja się nawymyślam gdy tylko jest u nas.:))

      Usuń
    2. kobiety podziwiam Waszą troskę o te osoby na diecie, tyle specjalnych dań!

      Usuń
    3. Klarko, a zauważyłaś może, że wszystkie są bezglutenowe? Bo nam - zwyczajnym zjadaczom chleba - bezglutenowe nie zaszkodzi, jest przecież smaczne. A biedny bezglutenowiec może poczuć się bezpiecznie, gdy nie musi pytać o każdą potrawę z osobna, czy na pewno może ją jeść. Nasz gość ma się czuć swobodnie! Potrawy z glutenem, jeśli się jakieś pojawią, będą oznaczone jakoś szczególnie. Może czerwonym wykrzyknikiem?

      Usuń
  36. U nas podobnie jak u Matyldy, tradycyjnie 2-3 dzwonka dla smaku, a reszta to dorsz, łosoś, czasem pstrąg. Żywego karpia nigdy nie mieliśmy i mieć nie zamierzamy, bo to bestialska tradycja, a wykonywana w rytmach kolęd jest jeszcze bardziej makabryczna.

    OdpowiedzUsuń
  37. nigdy nie lubiłam karpia. ale raz miałam możliwość spróbować wędzonego. był pyszny :-)

    OdpowiedzUsuń
  38. No tak, huzia na józia, a Józiem jestem ja!

    Ja od najmniejszych swych lat miałam karpia w domu, najpierw był w wannie później na patelni.. Więc karp i moich domu dla moich dzieci być musi!

    Oszczędzam im jednak tych horrorów które przeżywałam już od przedszkola.. gdy tata tłukł tasakiem w kuchni ryby, a które nawet jak przyszłam po godzinie potrafiły bez łba skakać.. te rybki, które pływając karmiłam okruchami piernika.. moje przyjaciółki i powierniczki!
    To było niezdrowe dla mnie, ale jakoś dziwnie mnie wzmacniało i uwrażliwiało.
    Teraz karpia nie kupuję, mąż złowił już kiedyś i fileciki sobie lezą zamrożone. Ja bardzo lubię ta rybkę, dobrze zrobiona smakuje wybornie.
    Mam 39 lat i nie bylo u mnie w domu wigilii bez karpia. Byłi biedne czasy gdy na stole były 4 potrawy ale karp być musiał.

    Inna ryba jest niegodna wigilii - to ma być biedna, mułowata rybka.. to ma być kompot z suszu a nie CocaCola! hmm

    :D

    OdpowiedzUsuń
  39. Klarko podpisuję wszystkim co mam pod tym postem. Och jacy są ludzie wrażliwi tak bardzo reagują na ... swój ból, przecież karp nie czuje a tak pięknie skacze, to takie strasznie śmieszne jest. :( Gdyby ludzi tych nagle pozbawiono powietrza i nieść w pojemniku .....

    OdpowiedzUsuń
  40. elkiblog, powodzenia!
    Podpowiem jeszcze, że przepis na pasztet z żurawiną mam z bloga Jadłonomii (bardzo polecam, wszystkie przepisy się udają!), jest pyszny i już sprawdzony. Na resztę w internecie znajdziesz przepisy bez trudu, życzę powodzenia i - Wesołych Świąt!!!

    OdpowiedzUsuń
  41. Ja uwielbiam wigilijnego karpia. Kupujemy gotowe dzwonki karpiowe.

    OdpowiedzUsuń
  42. W odpowiedzi na pytanie czemu przy zakupie musi być żywy?
    To jest zwyczaj pokutujący od lat.
    Dawniejszymi czasy karpie lądowały do handlu prosto ze stawów o wątpliwej jakości wody. Mięso przeważnie miało nieprzyjemny zalocik mułu.
    Karp wpuszczony na kilka dni do czystej wody w wannie miał szansę nieco się oczyścić.
    Po drugie nie trzeba było przed Wigilia stać w uciążliwym ogonku po rybę.
    Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz