W poniedziałek była piękna,
słoneczna pogoda. Poszliśmy na spacer, a spacerować mamy gdzie, ponieważ
miejscowość położona jest w otulinie Ojcowskiego Parku Narodowego. Są skałki,
wąwozy, ścieżki i las a także pola, przez które prowadzą zwykłe, wyboiste
drogi. Po tym terenie mój syn jeździł z kolegami na rowerach, robiąc po kilkadziesiąt
kilometrów za jednym razem. Myślę, że wtedy polubił rowerową jazdę i dziś,
kiedy tylko może, przesiada się z samochodu na jednoślad.
W dzień wolny od pracy rowerzystów jest tu mnóstwo, miejsce
niezbyt odległe od dużego miasta stało się bardzo dobre na rekreację.
Szliśmy w pełnym słońcu polną,
wyboistą drogą, prowadzącą pod górę. Dalej
był kamieniołom a za nim las, w lesie stroma, śliska ścieżka pełna wystających
korzeni. Obok nas przejechał rowerzysta.
W ostatniej chwili odsunęłam się na bok, bo przepuszczając go, nie sądziłam, że
ciągnie za sobą przyczepkę. Na pewno miał ciężko i zajęty był podjeżdżaniem. W
przyczepce leżało małe dziecko. Było zapięte w leżaczek. Nawet Krzysiek, który
na dzieciach kompletnie się nie zna, zaniepokoił się - gdzież on jedzie z tym dzieckiem, przecież
takiego malucha trzęsie na tych dziurach, na tych korzeniach, to za delikatne
na taką jazdę!
Przechodzący obok nas nieznajomi
słyszeli rozmowę i wdali się w dyskusję.
Ponoć jazda w przyczepce jest dla
dziecka bezpieczniejsza niż w foteliku. Tu się zgadzam, przy upadku rowerzysty upada
również dziecko, a w przyczepce nie dzieje się nic. Nie zgadzam się natomiast,
że komfort jazdy jest podobny do jazdy w wózku spacerowym. Nikt nie jeździ
spacerówką w tempie roweru. Wyobraziłam sobie siebie w takim położeniu. Jazda
za rowerem, w zamkniętej kabinie, na leżąco. Bałabym się. Byłoby mi pewnie
duszno. Po kabinie uderzają kamyki, w ruchu ulicznym widzę zderzaki samochodów.
Gdybym była odważnym przedszkolakiem,
pewnie miałabym z takiej jazdy wielką frajdę.
Ale nie jestem dzieckiem i nie
mam pojęcia, co czuje taki maluch, uwięziony w podskakującej na wybojach
kabinie.
Kochani rodzice, proszę, trochę
wyobraźni. Bo na wszystko jest miejsce i czas, można te parę miesięcy wytrzymać i kiedy pociecha podrośnie, cieszyć się rodzinnymi wycieczkami.
W pełni się z Tobą zgadzam!
OdpowiedzUsuńZa rowerem przyczepka, a za samochodem zimą sanki!
OdpowiedzUsuń(po 50)
sanki za samochodem to kalectwo i śmierć:(
UsuńNiektórzy kulig sobie w ten sposób urządzają...
Usuń(po 50)
Masz rację. Tylko, że czasem nie ma z kim zostawić malucha, a rezygnować ze wszystkiego co się kocha? Mój młodszy jeździł konno zanim nauczył się chodzić. Po prostu nie miałam go z kim zostawić i brałam go ze sobą i sadzałam przed siebie w siodle.
OdpowiedzUsuńMiałaś go przy sobie, a nie gdzieś tam... Ja widzę różnicę.
Usuń(po 50)
To prawda. Nie wypuszczałam go z rąk.
UsuńRacja!:P
OdpowiedzUsuńMoje obie córki jeździły z mężem na rowerze. Ale miały już w okolicach trzech lat, więc wiedziały co się dzieje, na główce zawsze miały kask, fotelik rowerowy był bezpieczny z podnóżkami i zawsze były przypięte pasem. I co ważne mąż nie jeździł ekstremalnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wiosennie, Małgosia
no troszkę słabo mi się zrobiło.
OdpowiedzUsuńjeśli już tak naprawdę,NAPRAWDĘ to nosidełko lub chusta- dziecko czuje nas,nasze ciepło i spokojna jazda.SPOKOJNA !
A potem niestety bywa że dziecko dorośleje i staje sie nadpobudliwe,niegrzeczne lub lękliwe - i ach skąd u naszego malucha cos takiego?
myślę, że nie trzeba z niczego rezygnować jak się ma małe dziecko. Wystarczy pewne rzeczy zmienić, zamienić, wymienić i gotowe: np. ja rower i przyczepkę zamieniłabym na trekingi dla mnie i siedzonko (taki plecak z siedzeniem dla malucha) lub chustę dla malucha i wcale nie trzeba rezygnować z wybranej trasy :) Wszystko jest kwestią priorytetów i używania szarych komórek.
OdpowiedzUsuńA co do tytułu to myślę, że nie trzeba...ale można...oczywiście w "plecaku/nosidełku" a nie rowerem ;))
Pozdrawiam :)
sama nosiłam dziecko w plecaku i mogę powiedzieć - dla mnie to nie była rozrywka ani rekreacja, bo i tak bezustannie trzeba się dzieckiem opiekować a dodatkowo miałam na łbie pełno śliny, okruchów i nie tylko to;) Ale nosiłam nie dla rozrywki tylko z konieczności, łatwiej mi było niż z wózkiem.
UsuńZa zdecydowana wiekszość nieszczęsliwych,często śmiertelnych wypadków wsród dzieci odpowiedzialni są rodzice i ich brak wyobraźni.
OdpowiedzUsuńEta
Bardzo się zgadzam! Uwielbiamy podróżować z Oleńką, ale zawsze robimy to w taki sposób aby była bezpieczna - na wycieczki rowere przyjdzie czas. Ale skoro w tytule wspomniałaś o Kasprowym to ja muszę napisać, że na taki przykładowy Kasprowy dziecko w chuście można zabrać bez narażania jego bezpieczeństwa.
OdpowiedzUsuńNa Kasprowy to nie wiem, bo sama nie byłam tylko z dołu patrzyłam, to się nie wypowiem. Co do przyczepki to nie wiem jak to jest z bezpieczeństwem, ja jednak wolałabym mieć dziecko jeśli to możliwe przed sobą albo chociaż w zasięgu jego głosu, nie wiem czy w takiej przyczepce to słychać jak dziecko coś mówi, coś potrzebuje czy płacze? Kiedy widziałam taką z maluchem pierwszy raz to powiem szczerze ze miałam takie uczucia jak opisałaś: zamknięta klitka, duszno, nie widzę mamy a widzę za to samochody, słyszę hałas. Teraz właśnie intensywnie namawiam P do zakupu roweru z możliwością wożenia dziecka ale mam na myśli coś co jest bliżej rodzica niż przyczepka: koszyczek? siedzonko? a jak chodziliśmy (może trochę za dużo powiedziane ale jednak) po Bieszczadach to Mała była w takim nosidełku które może być albo na plecach albo można je pchać lub ciągnąć za sobą bo ma też kółka.
OdpowiedzUsuńraz widziałam jak rowerzysta jechał z wyciągniętą obok ręką, trzymając w niej nosidęłk dziecięce. ja jechałam samochodem jako pasażer i nawet odwróciłam się, żeby zobaczyć czy ma w nim dziecko czy nie, ale już nie zdążyłam:) jeśli tak, to byłby to najgorszy chyba środek transportu dla takiego dzieciaka.
OdpowiedzUsuńojciec roku!
UsuńA kobieta w domu zachwycona, że tatuś się dzieckiem opiekuje.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Anabell )))))))))))))))))))))))))))))))))))) owszem owszem
OdpowiedzUsuńoraz jakie to się wszystko zaradne porobiło i jak chce nie przegapić, nie przepuścić niczego w życiu...nie odpuścić... kosztem dzieci oczywiście...że tak powiem oraz odrobina empatii w stosunku do własnego w końcu dziecka!!!!!
Wiesz, teraz większość działa na zasadzie, że dziecko nie jest przeszkodą w realizacji własnych planów życiowych. Chcę iść w góry - idę, dziecko może być nawet przytroczone do plecaka, niczym menażka, chcę jechać na rajd motocyklowy - jadę, najwyżej dzieciak poleży na baku, idę na imprezę- dzieciak też człowiek, poleży gdzieś w kąciku, niech się życia uczy.
UsuńMiłego, ;)
o tak, szkoda jednego sezonu rowerowego,
Usuńod razu sobie pomyślałam tak jak anabell - czy matka wie, gdzie tata jeździ
wczoraj mijałam taki komplet na ulicy. Pomyślałam sobie wyprzedzając tego rowerzystę z przyczepką, że ten maleńki człowieczek w środku wdycha teraz spaliny z mojej rury wydechowej praktycznie prosto w nos. W życiu nie włożyłabym dziecka do czegoś takiego...
OdpowiedzUsuńna ulicy to już bezmyślność i głupota, myślę, że jeśli ktoś przewozi dziecko rowerem np do przedszkola, to łatwiej byłoby w foteliku, bo samo manewrowanie jest prostsze nie mówiąc o wnoszeniu przyczepki np po schodach
UsuńNależy rezygnować z dotychczasowych przyjemności=papierosa,piwka,niebezpiecznych dla malucha wojaży.Niestety,często rodzice są egoistami,myślą o sobie,dziecko jest dla nich rzeczą a nie skarbem.Owszem,nie trzeba rezygnować z sportu,zwiedzania ale ma to być wszystko przemyślane,bezpieczne dla malucha.
OdpowiedzUsuńMoj wnuk jezdzil w takiej rowerowej przyczepce ale tylko po trasie tylko dla rowerow. To sa u nas chodniki z dala od drog , najczesciej przez laki,pastwiska. No i maluch mial wtedy ponad 3 lata.Przyczepka byla otwarta , aby mogl wolac mame , gdy chcial.
OdpowiedzUsuńFakt, można poczekać aż podrośnie...
OdpowiedzUsuńW góry rowerem , a w przczepce dziecko ? - GÓŚNO KRZYCZĘ - NIEEE !!! - bez względu na dziecka wiek . Małe lepiej pełzać potrafi bez tych wywrotek/ no mnie tak czochrano, gdy miałam dwa latka, ale bez roweru i bez tego ustrojstwa.
OdpowiedzUsuńA może ja już za stara na takie ekstrema -nowoczesne ?
Nie, chyba nie, bo moje dziecka też rozsądne są. Wnuk ( 2 latka) wczoraj i dziś szczęśliwy był z wycieczkowania z mami po równym terenie , w specjalnym siodełku na rower i koniecznie w kasku !
Ale nie mam nic przeciw przyczepkom po równym, gdy asekuruje go ktoś obok lub tuż za... . No i koniecznie w bezpiecznym terenie !
dwulatek to już dobrze wie, co się z nim dzieje i z takiej jazdy ma radość. absolutnie nie mam nic do przyczepek, jeśli jedzie w nich starsze dziecko, kilkulatek, one mają radochę, ale i tu byłabym przeciwnikiem jazdy po ulicach ze względu na spaliny na wysokości twarzy, natomiast w terenie płaskim, na wygodnej drodze przyczepka jest lepszym rozwiązaniem
UsuńNasze noni w ub. roku miało 15 miesięcy, gdy był wczasował z jego rodzicami nad Bałtykiem. A tam wypożyczalnie bogate w różne rowery i przyczepki dla dzieciaczków. Piękne są też wielokilometrowe promenady wiodące wzdłuż wybrzeża. Piechotką i z wózkiem, to spacerują wzdłuż i w poprzek parku w rodzimej miejscowości, a tam , zamiast ciągać malucha po piasku, mogli wozić , sami też pedałując :)
UsuńDodam też, że do tej przyczepki nasz maluch był włożony w swoim samochodowym nosidełku.
A, ajć zapomniałam też dodać, że sama lubie jeździć rowerem, ale już nie odważę się wziąć wnuka nie tylko na przód kierownicy, ani na bagażnik, ani też nie pociągnę przyczepki :-(
UsuńWoziłam swojego syna w koszyczku wiklinowym zawieszonym na kierownicy roweru. Koszyk nie miał żadnych atestów, ot takie się kupowało na targu, wszyscy w takich wtedy dzieciaki wozili. Nie było kasków, żadnego przypięcia. Nic mu się nigdy nie stało, ale dziś już bym dziecka do takiego koszyka nie włożyła. Do takiej przyczepki na górską trasę też nie. Co innego jakaś mała przejażdżka, co innego eskapady po ekstremalnej trasie z malutkim dzieckiem.
OdpowiedzUsuńmoja siostra woziła tak dziecko do przedszkola:)
Usuńteraz dzieci mają foteliki, kaski, mnie się to bardzo podoba i wcale nie krytykuję, tylko chodzi mi o wiek - uważam, że jednak jest granica a po drugie, po co narażać dziecko na niebezpieczeństwo, co to za rekreacja, przecież można ten jeden sezon sobie odpuścić
Kiedy pojechalam z mezem do Zakopanego poraz pierwszy, wybrala sie z nami moje siostra z mezem i 9-miesieczna corka. Bylismy na Kasprowym, ale wjechalismy tam kolejka. Do Morskiego Oka mloda tez wjechala wygodnie, w wozeczku. Natomiast wybralismy sie rowniez do Doliny Chocholowskiej. Mala jechala w wozku, ale kiedy asfalt sie skonczyl, a zaczely kocie lby, tak nia trzeslo, ze siostra i szwagier zawrocili. Nie wyobrazam sobie tak ciagnac dziecka po wybojach w przyczepce, nawet nie widzac co sie z nim dzieje...
OdpowiedzUsuńnie wiem jak dokładnie wygląda taka przyczepka, ale pewnie komfort jazdy nią nie odbiegał jeździe po polskich dziurawych drogach pełnych dziur (to odnośnie trzęsawki). Z drugiej strony w piękne strony naszego kraju, czyste powietrzem i zdrowe to jeden ze sposobów zabrania malucha ze sobą. W przypadku wywrotki rodzica może dzieciak wyjść z tego cało, zawsze to lepiej niż w koszyku niż nosidełku.
OdpowiedzUsuńspytaj neurologa, jakie są konsekwencje trzęsienia dzieckiem
Usuńsporo przyczepek jest już z amortyzatorami i zależy jakie to jest "małe" dziecko
Usuńno to wiesz czy nie wiesz?
UsuńJa w obronie Tatusia /dość frasobliwego/.
OdpowiedzUsuńNiestety my tatusiowie /dziadkowie to inna bajka/ nie mamy tego instynktu który ma matka dziecka ktora potrafi zaniepokoic sie losem swego dziecka nawet jak jest w rekach ojca.
Gdzie była mamusia tego brzdąca to chyba sie nie dowiemy.
Pozdrawiam
Ja też w obronie, chociaż mimo wszystko facet powinien szmatą przez łeb dostać :D Po pierwsze uważam tak jak Klarka, że przyczepka dla starszego malucha - okej no i przede wszystkim nie po ulicach wśród samochodów! Do lasu, po parku itd. Ale staję w obronie, bo gdyby nie większość tych tatusiów bez instynktu macierzyńskiego, to z dzieci powyrastałyby życiowe niedojdy :P Absolutnie nie naskakuję teraz na samotne matki, to jeszcze inna bajka, gdzie matka musi robić za matkę i ojca jednocześnie, ale chyba każdy pamięta jak mama mówiła "nie wchodź na drzewo zejdź z trzepaka matko kochana nie jeździj tak szybko na rolkach" - a tata tylko zagrzewał do walki :D Gdy wychodziłam z mamą na spacer, to mama brała soczek i jabłuszko i szłyśmy do piaskownicy. A tata brał gazę, wodę utlenioną, drobniaki na colę i loda i szliśmy do lasu narobić chałasu :D
UsuńTalko, ależ się uchachałam na Twoje spostrzeżenia. Faktycznie w większości zachowań mam/mamusiek, to niestety smutna prawda.
UsuńBędąc mamą dla moich dzieci, nie zdawałam sobie sprawy, że jest to trudne dla innych mam, które nie mają tatusia jako wzorzec męskiego spojrzenia.
Ze mną ,mama ani tato nie chodził do piaskownicy. Wychowałam się na podwórku wśród starszych dzieciaków z sąsiedztwa, i to oni zaalarmowali swoich rodziców, gdy wlazłam na sam szczyt ogromnego kasztana. Miałam wówczas cztery lata, ale do dziś pamiętam tę akcję, gdy pan K. obwiązał mnie liną i spuszczał bezpiecznie z najwyższych konarów :)))
A tak z dzisiejszych obserwacji : byłam z wnukiem na placu zabaw , a tam super bezpieczne huśtawki, karuzele i ślizgawki z różnymi schodkami, bądź kładkami w stylu ruchomy pomost. I to na nim nasz maluch czuł fazę ! . Ach, nie będę opisywać min mamusiek , które te harce z boku obserwowały :)))
Łołłłł, chyba mam w sobie przewagę chłopskich genów :)))
Ja taką jazdę widzę w od razu w czarnych barwach: dziecku na wybojach robi się niedobrze i może się zachłysnąć, a rodzic będzie skupiony na trudnej trasie. Gdzie choć odrobina wyobraźni.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
To podobnie jak z miesięcznym dzieckiem do Tajlandii trzeba polecieć:) A dlaczego nie??:)) w końcu,stać nas na to:))
OdpowiedzUsuńBeta
Taka jakaś moda się zrobiła na eksperymenty ekstremalne z dziećmi. Nie jestem ich pasjonatem
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kompletny brak wyobraźni. Matką nie jestem, ale widzę sporo konsekwencji wypływających z takiego przewozu malutkiego dziecka.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńWitam ja nie jestem matką ale bym bała się jeździć z malutkimi dziećmi.Buziaki.
OdpowiedzUsuńO ja cie :-/
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą. Ja, czasami, mam obawy, że Dziedzica w spacerówce za bardzo trzęsie, na polnych drogach.
Dodatkowo bym się bała, że zgubię taką przyczepkę
"czy trzeba ciągnąć niemowlę na Kasprowy" - nie trzeba ale wnieść można, żeby niemowlęciu wiatr uszka i nosek przedmuchał, żeby niemowlę popatrzyło z wysokości i dojrzało szczyty perspektyw życiowych już u zarania no i aby swoim płaczem i ulewaniem umilić chwile w kolejce, na wiersycku i na trasie ogólnie. Takiej wycieczki z niemowlakiem się nie zapomina ...
OdpowiedzUsuńO ja też czekałam aż synek podrośnie i sam będzie mógł jeździc rowerem - teraz pokonujemy codziennie wiele kilometrów - każde na swoim rowerze :-)
OdpowiedzUsuńmarucia
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa bym poczekała, bo to sensu nie ma i nawet ten maluszek z niczego sobie sprawy nie zdaje a umęczony jest...
OdpowiedzUsuńWczoraj pierwszy raz widziałam taką przyczepkę.Byłam przerażona widokiem przyczepki wśród tych wszystkich samochodów.Widziałam jeszcze wózek-połówka skorupki jajka umieszczona na bardzo wysokim pałąku.Nie widzę w tym wygody dzieci tylko dorosłych.
OdpowiedzUsuńMoże,że jestem wiekowa nie doceniam tych wynalazków.
Wanda z W.