ruiny zamku w Ojcowie |
No
i marzy mi się jeszcze ten cudowny Kraków. Chcę słońca, ciepła i długich
spacerów po mieście, zwiedzania totalnie nieznanych mi alejek i uliczek. Marzy
mi się to i mam cichą nadzieję, że nic się nie skomplikuje i uda mi się to
marzenie spełnić w tym roku, według pierwszych, wstępnie założonych planów.
Tak napisała jedna z
blogerek na swoim blogu pod datą 9 kwietnia.
Wcale nie znałyśmy się
osobiście i trochę się martwiłam, jak sobie młoda dziewczyna poradzi w podróży
przez całą Polskę i jak sobie da radę w
Krakowie, bo ja uprzedziłam – nie licz na mnie, nie jestem w dobrej formie psychicznej
ani fizycznej i nie będę ci towarzyszyć, nie zapewnię również transportu ani
wstępów, jedynie dach nad głową, czyli malutki pokoik przy kuchni i dostęp do
łazienki.
O mojej fatalnej
kondycji świadczy fakt, że nawet nie upiekłam żadnego placka, co mi się po
prostu nie zdarzało nigdy bo mam zasadę „gość w dom, placek na stół” oraz „Jak
Klarka ugotuje to każdemu smakuje”. Nie było więc popisów kulinarnych i
siedzenia przy stole.
Natalia przyjechała
punktualnie nie narzekając ani na podróż, ani na paskudny dojazd do nas, bo
niestety, ostatni etap podróży to jazda przez cały Kraków tramwajem, szukanie
przystanku i znów jazda autobusem okrężną trasą.
Poradziła sobie bez problemu, miała wydrukowany plan na każdy dzień, porobioną rezerwację tam, gdzie to było potrzebne, rozkład jazdy i mapki. Wyruszała rano, nie zważając na pogodę i wracała wieczorem ale niezbyt późno, bo my się kładziemy dość wcześnie spać.
Poradziła sobie bez problemu, miała wydrukowany plan na każdy dzień, porobioną rezerwację tam, gdzie to było potrzebne, rozkład jazdy i mapki. Wyruszała rano, nie zważając na pogodę i wracała wieczorem ale niezbyt późno, bo my się kładziemy dość wcześnie spać.
Wielki Kot czyli Zbójca
obraził się i nie przychodził do domu przez dwa dni, za to jeż i wiewiórki
miały używanie bo zostawiałam kotu jedzenie pod wiatą. Mały Kotek chyba się
poczuł zagrożony widząc, że garnę się do Natalii i spędzam z nią wieczory. Z
obcą osobą a nie z kotem? Jak to, kto tu jest najważniejszy, ja wam pokażę! I
pokazał. Co noc przynosił jakieś wielkie, skrwawione stworzenie, oczywiście zamordowane.
Już nas nie chciał uczyć polować, pokazywał, że nas obroni, da radę.
Podglądał przez
okno, domagał się bawienia jak mały kociak, wreszcie ostatniej nocy włamał się
do pokoiku Natalii, ułożył się na jej nogach i zasnął.
Robiłam to, co zawsze,
czyli trochę w ogrodzie, trochę w domu, jakieś zakupy, sprzątanie, no i
przetwory, bo już czarne porzeczki wołały, że chcą do słoika a jak nie to
spadną na ziemię. Wieczorem trochę gadałyśmy a raczej wybuchałyśmy śmiechem z
byle czego, jakoś tak zaiskrzyło od początku i okazało się, że nadajemy na tych
samych falach.
Dziewczyna zobaczyła i
zwiedziła Kraków tak, jak w planie, ja odpoczęłam od ponurych myśli choć na
chwilę. Trudno jest tak zaufać i jechać do obcych ludzi, trudno również przyjąć
pod dach nieznanego człowieka, ale przecież mamy kota obronnego, dlatego nasze drzwi
będą otwarte dla przybyszów a takim jak Natalia przyznaję sprawność „Wzorowy
Gość”.
Podziwiam za odwagę! I Panią i Natalię, bo w końcu to dwie strony ryzykują.
OdpowiedzUsuńCo tylko reszta czytających nie wpadnie nagle i zbiorowo na pomysł zwiedzania Krakowa ;-)
Martwię się tylko tą złą formą psychiczną i fizyczną...
myślę, że szlak przetarł "Lipton", który zaufał i do dziś wspomina wyprawę z wielkim sentymentem.
UsuńNie martw się, po wielu tłustych latach przyszły chude, tak bywa.
To "obroni":) - celnie. Tak jak tytuł "gościa"wzorowanego. Wyczerpana tematyka. Padam....do łóżka. Szczęściem.
OdpowiedzUsuńIza R
Ty odważna kobieta jesteś! Natalka też. Podziwiam Was obie.
OdpowiedzUsuńkażda mogła trzymać pod ręką siekierę;))
UsuńNo i kto teraz dorowna Natalce???:::))
OdpowiedzUsuńTaki gosc to skarb:) ciesze sie ze choc na chwile odetchnelas przy tak sympatycznej osobie.
sciskam serdecznie
Malgosia
jak to kto? Ty i Miśka!
UsuńNatalia, jak widzę, wysoko podnosła poprzeczkę!
UsuńMiśka, już wiesz, że Natalia wcale nie taka straszna :D
UsuńJuż widzę jak wszyscy po kolei wsiadamy w różne co kto tam ma i gnamy do Krakowa. Pierwsze primo, do Klarki, skoro można? Drugie primo pobić wzorowego gościa na jeszcze wzorowszego. Trzecie primo, dla mnie najważniejsze, cokolwiek ktokolwiek ci zrobił, musi za to odpowiedzieć, formę należy poprawić bezwzględnie, więc jednak, wiedziona zdrowym rozsądkiem, piecz te placki czy co tam, bo nie znasz dnia ani godziny. Całuję :-)
OdpowiedzUsuńU moich rodziców do tej pory drzwi się nie zamykają bo codziennie ktoś wpada w odwiedziny. Dawniej nie było niczym szczególnym przenocowanie kogoś, poczęstowanie obiadem itd, czasy się zmieniły i ginie to, co dobre. Ja tam się nie zamierzam zmieniać. Zamykać dom i siedzieć we dwoje jak przysłowiowy dziad i baba i się kłócić bo nie ma do kogo otworzyć gęby? I łazić po przychodniach w poszukiwaniu towarzystwa?Prędzej bym się kazała zastrzelić.
UsuńMoi rodzice przyzwyczajeni byli do nieznajomych ze Szczecina. Jako ze w Warszawie mieszkamy to logicznym było ze gdzieś biedni nocować musieli. Kiedyś zaprosiłam Wietnamczyka spotkanego na Wałach Chrobrego ale, kurcze, adresu mu zapomniałam podać. Może jeszcze przyjedzie...
UsuńJa w każdym razie zapraszam Klarko, do mnie. Jakbys miała coś w W-wie do obejrzenia, załatwienia.
taki wpis ku pokrzepieniu serc :))))
OdpowiedzUsuńCoś z tymi formami się porobiło ostatnio, moja tyż marna. Może by im jakąś reformę zafundować?
OdpowiedzUsuńŻyczę zdrówka nieustającego, a na smuty nie mam recepty, to zawsze w końcu wymaga czasu, nic na siłę.
To ja dorzucę swoje trzy grosze :)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, czuję się wyróżniona tym postem, za co dziękuję bardzo. A po drugie, to mieć taką szansę i jej nie wykorzystać, albo niedajBoże narzekać na cokolwiek (chociaż naprawdę nie było na co!), to byłby grzech śmiertelny. No i rzeczywiście: „Jak Klarka ugotuje to każdemu smakuje”. ;-)
Pozdrawiam serdecznie!
To ja też przyjadę, ok???
OdpowiedzUsuńI ciekaawa jestem, czy uda mi sie dodać komentarz, bo ostatnio wchodzą mi tylko na onecie...
(korek115)
tak tak, w drodze do Radomia;)
UsuńKlarko kochana mogłybyśmy ręce sobie podać a raczej się przytulić;)Od dawna szarpię się z takim nastrojem.Ale też dzielna jestem:)Nie mieszkam w mieście,zupełnie na wsi,gdzybys chciała odsapnąć to zapraszam,i niedaleki Toruń pokarzę:)Basia
OdpowiedzUsuńbardzo dziękuję:) może kiedyś wykorzystam, ale teraz będzie lepiej, gdy jestem w domu
Usuń:)
OdpowiedzUsuńcudnie... :) "gość w dom, Bóg w dom" - choć na chwilę od czarnych myśli oderwał! a to już coś :)
OdpowiedzUsuńPozdrowionka :*
"Nie było więc popisów kulinarnych i siedzenia przy stole." No co Ty, nie ugościłaś Natalii po staropolsku, chlebem domowym i solą z Wieliczki? Nie wierzę, coś tam pewnie upichciłaś.
OdpowiedzUsuńKlarko, humor Ci się zepsuł? No popatrz, to tak jak mnie niedawno. Teraz sezonowa robota mnie wciągnęła, więc nie myślę o dołkach psychicznych. Cóż, ciężka praca dobra na każdą dolegliwość:-)) A może chciałabyś pokorespondować nie publicznie? Bo martwię się o Ciebie...
Trzymaj się!
dziękuję, nie bardzo chcę pisać o sprawach, na które i tak nie mam wpływu, a bolą bo dotykają kolejno wszystkich, których najbardziej kocham
UsuńKlarko, mam nadzieje, ze dol psychiczny juz wkrotce odejdzie w niepamiec!
OdpowiedzUsuńKto by pomyslal, ze z Kiciula taki morderca! ;)
Klarko,bedzie dobrze!Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńUrszulo masz rację pisząc, że niełatwo mi, bo nie umiem się zwierzać z nieszczęść i rzeczywiście tak jest, wolę zaszyć się i przeczekać w samotności. Mam tak po mamie, teraz dopiero rozumiem, jak musi być jej ciężko, mając tak liczną rodzinę - każde dziecko, każdy wnuk to źródło radości ale i bezustannego lęku a przy takiej gromadzie nie ma dnia bez zmartwień.Nigdy się nie żali, poznaję tylko po głosie, jeśli jest gorzej.
UsuńUkrywanie sie gdy zle jest normalna reakcja samoobrony przed nastepnym klopotami. Zwierzeta tak robia i robily zawsze. Ludzie zatracaja te umiejetnosc w blokowiskach miast.
UsuńJa tam poznaje osoby 'w dole psychicznym' po ich perfekcyjnym sposobie ubierania sie, dbania o pozory wesolosci... a dusza czarna jak jezyk po zjedzeniu korciepki czy borowki.
Moze nastepna Natalka sie znow trafi? Milego.
Dobra kobieta z Ciebie. Trzymam kciuki za zwyżkę fizyczną i psychiczną! :)
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowita.
OdpowiedzUsuńAz prosi się by przyznać Ci jakąś sprawność nad sprawnościami
dla mnie Klarka jest wzorowa: corka, siostra, zona, matka, przyjaciolka, pracownica, ogrodniczka, kucharka, Kocia Mama, blogerka i pocieszycielka. (Zapomnialam o obywatelce)i pewnie o kilku(nastu) innych tytulach. masz racje - czasem trzeba sie zaszyc i "lizac rany". zycze wszystkiego dobrego! i dziekuje, ze jestes!
OdpowiedzUsuńtez Monika
no pięknie, a teraz muszę szybko napisać znów o tych kotach bo tyle komplementów to dużo za dużo
Usuńi dziękuję
Jakie to budujące i fajne...Wystarczy dobra wola z obu stron i akceptacja kota- rewelacja!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
P.S. Kocham ludzi, którzy nie zamykają drzwi...
nigdy nie wiadomo, który gość będzie ostatnim, dlatego tak łapię te chwile:)
Usuńtrudno, ale nawet po sobie widzę, jakie to miłe! Dopiero co gościli mnie obcy ludzie i to jak! Nie do uwierzenia jak wspaniale. Zrobiłaś bardzo miłą rzecz, Klarko.
OdpowiedzUsuń(ponieważ coś się zablokowało i nie mogę odpowiedzieć na Twój komentarz pod nim, odpowiedziałam Ci na dole, po wszystkimi)
o, to znakomity przykład, taki wyjazd za granicę to dopiero wyzwanie
UsuńJakbyś się do stolicy wybierała, to wiesz, na placek liczyć nie masz co, ale papierowy order 'Gościa niedzielnego' (eee ;) mogę zrobić już a priori, jako że lubię wbijać szpilki ;)
OdpowiedzUsuńOdwagi z tymi odwiedzinami, dziewczęta (dobrze, że jedynym, który mordował, okazał się kot ;)
Pozdrawiam
na razie;) bo dawno nie miałam gastrofazy
UsuńBardzo pouczająca historia. Jednak gościnność w narodzie nie ginie.
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego Klarko, a zdrowia najwęcej.
Pozdrawiam
dziękuję, to naprawdę nic takiego, warto być użytecznym, ja na to tak patrzę
UsuńBardzo pozytywna historia i żadne "doły" do niej nie pasują... :) Uśmiechy wielkie do Klarki i Natalii!
OdpowiedzUsuńz opóźnieniem ale odpisuję bo przypomniało mi się, jak mnie Knieź sztorcował w sprawie odpisywania na komentarze;)
Usuńi wyłażę z doła:x
don't worry be happy , Klarko! - zupełnie nie potrafię odpowiadać na komentarze :D więc się takimi tematami nie przejmuję zanadto - wbrew mocnym przekonaniom Knezia ;)
UsuńKlarko.
OdpowiedzUsuńDzięki za wymianę zdań na FB. Od kolegi z USA dostaję bardzo ciekawe maile. O tym będzie mój wpis następny.
Wstydliwa sprawa. Kraków znam bardzo mało, Szczerze? Prawie wcale:) Byłem przejazdem najczęściej. Na przykład jak w Tatry jechałem. Bardzo chętnie bym sobie po Krakowie pochodził. Ale dopiero w październiku:)
Pooddychał atmosferą Krakowa:) I zrobił próbę. Rzutu kartoflem. Bo u nas mówią w Warszawie, że jak się rzuci kartoflem w Krakowie to się na pewno trafi w profesora a już na pewno w docenta habilitowanego.
Pozdrawiam Klarkę ,serdecznie z nagim torsem bo ciepło u nas:)
ale Ty wolisz tadam Amsterdam;) i wcale się nie dziwię - tam dom, gdzie serce;)
UsuńBardzo fajny wpis - usiedliśmy do planowania nastepnych wakacji /szczegóły omówimy na Watrowisku /hahahahahahahahaha !!!
OdpowiedzUsuńDziś też Cię lubimy !.
P.O. + Ali Baba
nie mogę się doczekać takich miłych gości jak Wy, toż sama radość
UsuńJak nie masz ochoty piec to zapraszam do mnie, zaraz bedzie szarlotka...:)
OdpowiedzUsuńooo właśnie wróciłam utyrana z ogrodu i kawał szarlotki byłby po prostu idealny!
UsuńWpadaj do Manchesteru!:))
UsuńA to dlaczego Jeden Uśmiech tkwi "Na Mazowszu"????Ledwie go znalazłam:)Buziaki
OdpowiedzUsuńKurczę!! Jak ja lubię takie koty! Najchętniej to do nich przyjechałbym w odwiedziny :) pod warunkiem, że zgodzą się na wizytę...
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne wpisy, oby jak najwięcej o kotach ...