wtorek, 23 kwietnia 2013

znów o tych kotach


Kiedy wracałam wczoraj do domu, na poboczu drogi leżała Mała, ta chuda kotka, która od roku lub dłużej przychodziła do nas po pożywienie. Należała do któregoś z sąsiadów, nie była zbyt oswojona, celowo nie dopuszczałam do spoufalania, głaskania, brania na kolana bo  nie sztuka kota oswoić,  potem trzeba zadbać o sterylizację, szczepienia, odrobaczania itd.
Tak się nie da, że kiciuś ładny przyszedł i się mizia to się cieszmy ale jak kotek zachoruje to już nie nasz.
Przychodziła więc tylko jeść, czekała na Krzyśka pod wiatą  mając pewnie w głowie zegarek. Wychodził z samochodu, patrzył w okno, czy ja się patrzę i dawał jej jedzenie a ja wołałam – tyle razy prosiłam, nie karm obcych kotów! Nie musiał wiedzieć, że rano otwierałam jej drzwi a ona wbiegała do kuchni i wylizywała kocie miski do ostatniej chrupki.

Nie ma Małej.

U Jasnej jest dziś temat o zapewnianiu bezpieczeństwa domowym zwierzętom. Jestem rozdarta, bo co innego zwierzęta w mieście, całkiem niewychodzące, a co innego koty takie jak moje.
Zapewniam im opiekę i pożywienie ale nie chcę ich zamykać w domu. Same zresztą wybierają swój sposób spędzania czasu i ja im bardzo nie przeszkadzam.


Kiciulek rzadko oddala się z posesji, nocą śpi w domu w nogach łóżka, gdyby nie przyszedł na noc to pewnie bym chodziła i szukała bojąc się, że coś mu się stało. Lubi się z nami bawić, drze papier, aportuje zabawki, napada na nas zza drzwi (najbardziej polował na Asię, kiedy się wyprowadzili, chodził do ich pokoju, szukał i miauczał rozpaczliwie) lubi być noszony na rękach i często śpi układając się nam na kolanach. Nie zabraniam mu jednak wychodzić i bawić się poza domem.
Zbójca wybrał życie kota wioskowego, przychodzi systematycznie jeść, śpi w domu kiedy jest zimno ale gdy robi się ciepło, woli spać na łące.

Zbójca woli trawę
 Od czasu do czasu wskakuje jednak na regał albo na parapet i sprawdza, jak sobie radzimy. Kiedy od paru dni karmiony jest wyłącznie kocim jedzeniem a ludzie kroją na blatach mięso i ryby, Zbójca  wspina się na tylnych łapach i prosi o kawałek prawdziwego żarcia, kiedy to nie pomaga, kładzie się dokładnie na środku kuchni i czeka. Dlatego chodzę po domu w skarpetkach bo zdarza mi się stanąć na tym kocie.
Nie wyobrażam sobie, abym mogła trzymać je w zamknięciu, myślę, że byłyby nieszczęśliwe albo nawet by zwariowały, choć czasem wątpię, czy mają dobrze w łebkach gdy jeden czy drugi siedzą pod drzwiami łazienki,  wkładają łapy w otwory wentylacyjne i drą się, chcąc wejść do mnie gdy się kąpię, albo kiedy przytarga taki cukrowego baranka za chorągiewkę pod stół i myśli, że się ucieszę.

Rozumiem i popieram apele o zabezpieczanie okien i zakładanie siatek na balkonach,  kot jest niezwykle ciekawski ale też niestety, wbrew pozorom, jest niedorajdą, zagapi się,  skoczy za muchą z czwartego piętra, i po kocie.
Idealne zabezpieczenia są u Anki Wrocławianki, zazdroszczę i podziwiam, takie bym chciała ale się nie da.


22 komentarze:

  1. Wioskowe koty zapoznałem się już chyba z tuzinem
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Same zwierzęce nieszczęścia dzisiaj... Ehh. A taki piękny dzien się zapowiadał.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kastrowane koty nie odchodzą daleko od domu. Są spokojniejsze i nie walczą na bij-zabij. A kultura kierowców to już inna rzecz. Nie na darmo są ograniczenia prędkości. Powinni w każdej wiosce zrobić progi zwalniające, tak jak jest w miastach na osiedlach. Byłoby bezpieczniej, i dla zwierząt i dla ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja kotka nie wychodzi, chociaż mieszkam na wsi. Nie wygląda wprawdzie na nieszczęśliwą, wręcz przeciwnie, jednak często o tym myślę. Jej historia jest zawiła dosyć. Przychodziła do nas od sąsiada pożywić się w kompostowniku. Widywałam ją często, ale z daleka. Aż raz przyszła i nie miała siły wrócić. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Oszczędzę Ci opisu, ale miała chyba wszystko, co może mieć kot. Szkielecik obciągnięty skołtunioną, brudną sierścią, w dodatku z otwartą raną pod pachą i naderwanym uchem. Poleciałam do weterynarza i udało się ją uratować. Jest z nami ponad 3 lata. Dzisiaj jest pięknym kotem i sądzę, że mimo wszystko szczęśliwym, albo chociaż szczęśliwszym. Nie mogę jej puścić, ze zrozumiałych względów. Sąsiad nie poznałby jej pewnie, ale ona mogłaby tam wrócić, i co gorsza, zostać. A to kocie (i nie tylko) piekło. Zresztą nawet nie przyszło mi do głowy, aby informować o tym sąsiada. Zapewne nie zauważył braku. Krótko mówiąc, ukrywamy się. Nie mam specjalnie wyboru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. obydwa moje koty trafiły do mnie dokładnie w ten sam sposób ale ja odnosiłam bo miałam już dwa, Kiciulek śmierdział oborą i był zapchlony, Zbójca miał taki świerz w uszach, że aż miał rany na głowie, miałam w domu preparaty (zawsze mam) kota oporządziłam i odniosłam, ale zanim doszłam do domu to kot już czekał na ganku i tak codziennie odnosiłam ale one natychmiast uciekały, wreszcie zostały, minęło cztery lata i ani razu nie widziałam, aby którykolwiek się tam zbliżał. Chodzą za to w odwiedziny do innego sąsiada, który o koty dba.

      Usuń
    2. a przede wszystkim uważam, że Twoja kotka ma wielkie szczęście, że na Ciebie trafiła i do Ciebie uciekła.

      Usuń
    3. To ja mam szczęście. Ona jest przecudowna, chociaż z charakterkiem, a może właśnie dlatego. Poprzednie życie nauczyło ją walki o przetrwanie. Pozostałością jest np. niezaspokojony apetyt. Choćby miała pęknąć, zje wszystko (np. kalafior i rzodkiewkę) i o każdej porze. Bez przerwy czeka na jedzenie i nie mogę nasypać jej do miseczki "na później". Zje natychmiast WSZYSTKO. Próbowałam. Może to egoizm, ale nie mogę znieść myśli, że coś mogłoby jej się stać z innego powodu, niż taki, na jaki nie mamy wpływu.

      Usuń
  5. Jesteś najlepszą kocią mamą jaką znam.
    Małej szkoda,taki koci los,mój Kłopot tak skończył,choć w domu miał wszystko,ale natura kazała mu się szwendać.Krzyśka też żal,będzie wyglądał Małej.
    Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. szkoda kici...moje dlatego nie wychodzą...

    OdpowiedzUsuń
  7. u mnie wszędzie pełno kotów.Nie moich,ale sąsiadów.Nigdy nie zrozumiem po co ktoś kupuje czy zabiera kota do domu jeśli nie ma zamiaru o niego dbać.Te koty chodzą wygłodzone,na pół zdziczałe a atrakcyjne są jedynie małe,dopuki dzieciom się nie znudzą.Osobiście nie przepadam za kotami i dlatego NIE MAM.To jest dla mnie proste jak drut.Jeśli ustąpię kiedyś rodzinie i pozwolę im na psa czy kota to będzie dla mnie jak kolejne dziecko.Tak uważam.Albo wszystko albo nic.Nawet ja--nie przepadająca za kotami czy psami nie mogę patrzeć na te bezpańskie zwierzęta.Czasami je karmię,ale poza podwórkiem,jak gdzieś wychodzę,bo nie chcę żeby wszystkie się do mnie przeprowadziły;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi sie woja postawa podoba. Zawsze mówię, że nie ma takiej ustawy, która nakazuje brać psa lub kota. Ale jeśli już sie wzięło, to obowiązkiem jest dbać.

      A co do głównego tematu - jeśli tylko można na to pozwolić, niech sobie koty wychodzą.

      Usuń
    2. Miało być Twoja, nie "woja" ;)

      Usuń
  8. Tez to lubimy:
    http://www.filmweb.pl/film/Afonia+i+pszczo%C5%82y-2008-469824
    Ogona nie zauważyłam;) zawsze jednak z kimś....
    Iza R

    OdpowiedzUsuń
  9. Sprawy kocie człowiek rozwiązuje na różne sposoby.
    Nie ma jednego.
    Na Twoim miejscu mimo wszystko miałabym koty wychodzące.
    U mnie już nie bardzo...
    Ważne by koty nie umierały w męczarniach...

    OdpowiedzUsuń
  10. Co innego kot w bloku, niewychodzący, od małego żyjący w mieszkaniu, a co innego koty wychodzące - te drugie spokojnie sobie dadzą radę poza domem, w przeciwieństwie do zwierza stricte domowego...

    OdpowiedzUsuń
  11. Też nie zamykam mojej kici na cztery spusty, bo uważam, że jest stworzona do wolności.
    Ale gdybym mieszkała przy ruchliwej ulicy albo miała balkon (mam, ale kota wypuściłam tylko raz i zaraz zamknęłam, bo siatki nie ma, niech sobie łazi po tarasach, gdzie nie jest tak wysoko, nawet jak spadnie) na czwartym piętrze, to bym nie dała wyjść kotu!
    Biedna kicia...

    OdpowiedzUsuń
  12. Koleżanka mieszka w Bieszczadach przeniosła się tam z miasta dużego. Wieś, kilka domów od siebie oddalonych, koty ma sąsiadka i ciągle się rozmnażały a ona musiała je "usuwać". Napisałam koleżance o środkach antykoncepcyjnych, ona namówiła sąsiadkę. Kobieta zaczęła stosować (sterylizacja za droga) jest szczęśliwa. Ma swoje ulubienice dba o nie i nie ma nieustannie małych kociąt. Bardzo dużo zależy od człowieka. W Bieszczadach jest inny problem, psy potrafią zapolować na kotki i rozerwać na strzępy, jak się to już raz zdarzyło a na te same psy zapolowały wilki i też się dobrze nie skończyło.
    Moim zdaniem człowiek powinien opiekować się naturą, po to tu jesteśmy na tej ziemi, taki obowiązek mamy, tylko wmówiono nam że mamy panować. Tyle cierpienia i bólu bierze się z jednego źle przetłumaczonego słowa.
    Nasza kociczka nie wychodziła, mimo że mieszkamy na parterze, trochę po ogródku i szybko wołałam biegiem wracała. Mała czarna pięknota. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. moje koty też wychodzą. Nie mam sumienia trzymać ich na siłę w domu, kiedy kochają wolność. Nie wiem, jak długo ze mną będą, ale daję im pełnię życia taką, jaką chcą, jaką same wybiorą. Przychodzą, jedzą, śpią, dłużej zimą, a kiedy chcą - wychodzą. I drą paszczę, żeby je wypuścić.
    I dla nas bezpieczniej byłoby siedzieć w domu, a jednak wychodzimy :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Mój Sasza po przeprowadce z bloków do domu na wsi, początkowo bał sie wychodzenia z domu. Oswajał się powoli, by w końcu poczuć się dobrze na powietrzu, zawsze chodził do lasu sasiadów na polowanie i jeden jedyny raz chciał zobaczyć co jest po drugiej stronie ulicy, niestety juz sam nie wrócił.....
    Teraz mam Leona, wychodzi na podwórko, prawdziwy z niego wiejski kot, ale za każdym razem, gdy nie widzę go przed domem, to mam lęki,że coś mu sie stało
    Joanna

    OdpowiedzUsuń
  15. Wczoraj dwa razy zjadło mi posta, myślałam że już nie zdążę. Temat mnie przerasta, o niczym innym nie myślę i tak się już naczytałam w internecie :-( a głupia jestem jak byłam. Jednego kota straciłam bo obok za ulicą jest las, obecnie boję się wypuszczać Gucia a on tak płacze jak mnie widzi na ogródku, że słuchać hadko. Raz jestem zdania, że nie wyjdzie i basta, raz mi go szkoda. Jak mu wytłumaczyć, żeby ogródka nie opuszczał? Czy wychodzenie w szelkach mu coś da? Nie pohasa sobie..
    Poradźcie. Klarko, gdzie blog Jasnej albo Anki Wrocławianki? Może sobie coś doczytam..
    Ewa z Antygony

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://klubkotajasna8.blogspot.com/2013/04/bezpieczenstwo-kotow.html
      Anka Wrocławianka ma calutką posesję ogrodzoną takim specjalnym ogrodzeniem,aby kot się nie przecisnął ani nie wspiął, musi to być strasznie drogie i dlatego napisałam, że nie ma szans.

      Usuń
  16. Właśnie ugadujemy z synem męża na kota :) gdybym była w Polsce to nie byłoby żadnego ugadywania, po prostu przyszedłby kot jeden, drugi bezdomny i już by u nas był, jak to miało miejsce gdy bylismy w kraju. teraz troche to klopotliwe, bo już podróżowanie z dwoma psami nas trochę ogranicza, ale jak tak czytam o twoich kotach, to znów mam wieeelka ochotę na dachowca w naszym domu!

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz