Po drugiej stronie drogi na
posesji należącej do dworu rosną stare drzewa. Dwór wraz z parkiem otoczony
jest kilometrami siatki zakończonej kolczastym drutem. Przed domem mam wąski pas
ziemi, na którym nic nie chce rosnąć oprócz paproci ale i tak na wiosnę trzeba
tam zrobić porządek.
Grabię ja sobie patyki i
zeschłe liście, ptaszki ciurlikają, dzięcioł stuka jak opętany, kto miał iść do
tyrki i do szkółki to dawno poszedł, kto nie poszedł to pije poranną kawę i
zastanawia się, co by tu zepsuć w taki piękny dzień.
Wyprostowałam swój grzbiet
strudzony i oparłam się o motykę grabie bo już po trzech minutach bolało
mnie wszystko, wzrok chciałam wyostrzyć i popatrzyłam w dal, a tam na drzewie
we dworze kotłowanina aż się gałęzie bujają. Liści jeszcze nie ma to widać było
wyraźnie, jeszcze całkiem ślepa od tego komputera nie jestem, wiewiórki, dwie
wiewiórki biegały jak wściekłe tam i z powrotem, po pniu na dół i do góry, i po
kablu od słupa do drzewa i znów na konar a za tym konarem było coś białego. Sroka
nie-sroka, ale czy sroki mogą porywać wiewiórki i po co? No chyba nie do
zjedzenia ani dla okupu.
Klarka opamiętaj się z tym
pisaniem bo do brzegu daleko.
Coś mnie tknęło. Rzuciłam grabie i nawet nie zdjęłam tych pomarańczowych rękawiczek tylko tak jak stałam
prosto przez drogę i na przykopę i do siatki. Głowy do góry nie bardzo mogę podnosić
bo mi od roboty zesztywniał staw
potakujący i jak chcę popatrzyć do góry
to się muszę położyć na plecach ale to szczegół. W każdym razie z bliska
zobaczyłam taką oto scenkę. O tych dwóch wiewiórkach co tam i z powrotem
biegały nie napiszę bo już było, ale na tej gałęzi z boku wisiały jeszcze dwa małe wiewiórczęta. A na konarze siedziała, niestety, nie sroka, nie, tam
siedziała franca niemiła podstępna wredna i fałszywa jak Judasz czyli nasz
słodki, malutki, puchaty, wypieszczony Kiciulek.
Nie wiem, czy diabeł w niego
wstąpił czy mu się we łbie przewróciło z powodu wiosny ale serio serio,
siedział na tym drzewie w pozycji „rusz się to cię z miejsca ukatrupię” a te
małe na tych cieniutkich gałązkach trzymały się palcami i ani drgnęły.
Ogłuchł, ogłuchł bo by
przecież słyszał jak go proszę grzecznie
- zejdź natychmiast i do domu łajzo paskudna no w tej chwili złaź z drzewa Kiciulku
mówię do ciebie kotku kotku chodź tu chodź!! Cała wieś słyszała a on nie, więc to jasne, że ogłuchł.
W tym czasie chodnikiem
przechodziły różne osoby i zainteresowane przebiegiem akcji proponowały
rozwiązanie.
- A może tak w chuja
kamieniem rzucić!
- Po Ryśka trzeba zadzwonić,
Rysiek jest strażak to kota ściągnie z drzewa.
- Rysiek jest od pożarów i
od podatków a nie od os, szerszeni i cudzych kotów!
- Nie chodzi o kota tylko o
wiewiórkę, nie widzisz?
- Nie chodzi o kota? E no to
kamieniem w chuja rzucić!
Niech się nikt nie waży
niczym rzucać, zaraz wracam – zapowiedziałam i pobiegłam do domu, ściągając po
drodze te pomarańczowe robocze rękawice. Złapałam torebkę z kocimi cukierkami i
poleciałam do dworu przez bramę. Tam jest monitoring ale nikt z ochrony się nie
zjawił, trudno, żeby dziadki z orzeczeniem o niepełnosprytności a takich tylko
przyjmują do ochrony miały zdrowie i chodziły po drzewach za mordercami
wiewiórek.
No to do brzegu!
Przedostałam się pod drzewo
a na drzewie bez zmian czyli nadęty kot, dwie duże wiewiórki tam i z powrotem jak wściekłe i dwie
małe trzymające się pazurami za gałązki. Pokazałam kotu podłemu torebkę z cukierkami
i kotek w tej to chwili zbiegł z drzewa. Wzięłam padalca na ręce i poniosłam do
bramy.
Jak go tak niosłam to się robił coraz cięższy i sztywniejszy a oczy mu
ciemniały i przypomniało mi się to opowiadanie o tym stworzeniu znalezionym w
lesie. Chłop znalazł w lesie jakieś stworzenie i niósł, niósł a to mu rosło na
rękach aż zrobiło się wielkie i ugryzło chłopu głowę. No, to niosłam tego kota
a on się robił taki ciężki i wreszcie jak
przechodziłam przez bramę to mi się rzucił z zębami do ręki, udarł mnie
pazurami w ramię, wyrwał się i pobiegł jak strzała na drzewo z wiewiórkami. Na szczęście już ich tam dawno nie było.
A mogłam nie ściągać tych
pomarańczowych rękawiczek.
- No, mówiłem, kamieniem!
Ha, ha, ha... omamiony cukierkami tylko na chwilę, a potem świadomość wróciła w całej pełni... i proszę - masz, Klarko, za swoje ;-)
OdpowiedzUsuńTrzeba było Kiciulkowi w drogę /w plany/ włazić?
na szczęście dzięki Twemu poświęceniu uratowałaś dwa śliczne stworzonka :DDD
a sprawcę zamieszania przy najbliższej okazji przydałoby się do weterynarza o specjalności: laryngolog ;-) może nie trzeba czekać na termin wizyty tak długo jak w NFZ... :D
No niestety natury nie wytrzebisz. Nawet żeby nie wiem jak był grzeczny i zniewolony, kot gdy tylko go natura zawoła (czyli nadarzy się okazja do prawdziwego polowania), głuchnie, ślepnie i milknie, a całe jego jestestwo skupione jest na jednym - dorwać, złapać, dopaść i ... się pobawić!
OdpowiedzUsuńKocia kanalia! :))
OdpowiedzUsuńnawet mój domowy, miastowy, blokowy i stary jak świat, gdy widzi coś małego, ptaszę na przykład, to mu bielmo z oczu złazi, słuch ma jak prawdziwy kot i w ogóle następuje przemiana. złapał by...
OdpowiedzUsuńZmien mu imie na Wiewiorek, a jak mu sie nie spodoba to...kamieniem w rekawiczkach...rozowych :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie... Takie coś mi się ostatnio z Filemonem przytrafiło, ino on nie na wiewiórki, a na gołębie polował... Przez szybę. Ale straty w ludziach takie same! Ah, te Koty <3
OdpowiedzUsuńHahahaha a ludzie sie mnie dziwia, ze sie boje kotow:))) A ja tylko wiem co robie;)
OdpowiedzUsuńejjjjjjjjjjj cukierki powiadasz?!
OdpowiedzUsuńAle przygoda!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńGenialne! :-)
OdpowiedzUsuńProsze, prosze, maly, wypieszczony Kiciulek odkrywa w sobie mordercze instynkty! :)
OdpowiedzUsuńhehehe, no natura kota; chociaż mój ostatni kot bez powodu dolatywał do nóg i wbijał sie pazurami i zębami, szczegolnie upodobał sobie moją córkę, szwagierkę i jej dzieci, a przecież nigdy mu nic nie zrobiły. od drzwi krzyczały "ciocia weź kotaa!!"
OdpowiedzUsuńU nas tak robił zaprzyjaźniony "działkowy". Chował się np w kwiatach i jak ktoś szedł to wyskakiwał znienacka i pac uzbrojoną łapą nad kostką. Albo przyłaziło bydlę, ocierało się o nogi, nadstawiało do głaskania i po 5 minutach nagle :hhhhhhhhhhhhyyyyyy, i próbowało uźreć. Dlatego zresztą nosił wdzięczne imię: "hykający". Moja przyjaciółka mówiła na niego "ten wasz kot morderca".
UsuńWiesz co?Ciebie to trzeba ludziom na depresję zapisywać! Uśmiałam się jak norka(kto widział śmiejącą norkę?:))
OdpowiedzUsuńKiciulek cwaniak!
Buziaki
Dokładnie tak !!! Siedzę sobie w pracy za biurkiem i po kryjomu do Klarki zaglądam, czytam, czytam, i w trakcie myślę, że koniecznie trzeba TEN tekst w domu polecić do poczytania... i nagle jak nie wybuchnę śmiechem :)))
UsuńOd razu zniknęły chmury i nawet deszczyk za oknem przestałam dostrzegać ;)
Pozdrawiam wszystkich "bezchmurnych" - eM.
Ano się wkurzyłem. Może nie potrzebnie. Ale się rozeszło po kościach:)
OdpowiedzUsuńAle do Rosjan nic nie mam. Bardzo lubię rosyjską literaturę.
Tam na wsi gdzie jadę sporo jest kotów. Niestety giną one często pod kołami aut. Bo blisko jest droga z Ciechanowa do Pułtuska.
Ja kota nigdy w domu nie miałem. Miałem szpaka, chomika, szczurki, psy :)
Ale widzę, ze koty się stają modne. Kota nie można wytresować a psy tak.
Pozdrawiam Klarkę co ma fajny styl pisania :)
Vojtek
No to miałaś przygodę :)
OdpowiedzUsuńI wyszło, że Twój Kiciulek to nie taki "dzidziuś" tylko Kot Bojowy, trzeba się go bać !
ozdrawiam serdcznie, Małgosia
Nożesz, zżarło mi "p", a chciałam napisać
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie Klarko :)
:)) Ja nawet 3 minuty bym chyba nie dała rady grabic :( Przekonam się wkrótce.
OdpowiedzUsuńDobrze, że choć na chwilę morderca dał się odciągnąć od swoich potencjalnych ofiar.
Klarkę jak zawsze,chce się,czytać i czytać a ta znów do brzegu dobiła:)))
OdpowiedzUsuńKoty mam,kocham ledwo średnio,ptaki pożerają,a to całą rodzine pokrzewek w agreście,a to jaskółki w oborze.
Basia
Mówiłęm, że mokra ściera!!! I psem go poszczuć, psem! A nosić za ogon. ;) :D
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst i wspaniale sobie poradziłaś, no niechby który spróbował w kiciulka kamieniem rzucić miałby się z pyszna. :))
OdpowiedzUsuńJa kiedyś ściągałam kota z drzewa to był akcja
OdpowiedzUsuńHihihihhihi dobreee... :-)
OdpowiedzUsuńNie widziałam jeszcze takich malutkich wiewiórek...
Znaczy się wspólczuję podrapania,
ale pozostała reszta bardo ciekawa...
No cóż, kot to kot, naturę łowcy wszak ma, zupełnie niezależnie od tego czy wypieszczony czy też nie:)))
OdpowiedzUsuńA na dodatek podpadłaś kotu i Cię ukarał, paskuda jeden a nie Kiciulek!
Miłego, ;)
A tak piękną zabawę mu zepsułaś to cię ukarał he he. pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNatura widać głośniej wolała niż Ty.
OdpowiedzUsuńAż się boje czy kiedyś Luna swojego pana nie pogryzie, jak się np do pani zacznie dobierać czy coś...
Znaczy się kot normalny a nie niedorozwinięty jak te różne miastowe ;)
OdpowiedzUsuńChociaż wiewiórek to żal ...
no rozbawiłaś mnie tym draniem :)))
OdpowiedzUsuńJesteś Wielka, ze uratowałaś te wiewiórki :))) biedactwa małe... Moja Juniorka ratowała kiedyś myszkę przed draniem..., trochę był zdziwiony, ale w koncu zapomniał.
Ciekawe, jak długo Twój kot miał Ci za złe :))
Podczytuję i chętnie zaglądam do Ciebie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie ;)
W obronie kobiecej woli....wstyd?
OdpowiedzUsuńJak brzmią przysięgi? Bronic słabszych, ich godności ....
Teraz "Jak tam jest" w duecie Andrzej Piaseczny i Seweryn Krajewski.
"Cara Mia"
Własny dom rozebrać by....cudzy
sie nie budował? To tylko u Samych Swoich.;)
Na nic opóźnianie.
Iza R
Nie bardzo wiem jk reagować na
UsuńKici-ule.....bawiace się psychiką w oparciu o drobne....
Traktować poważnie takie?
Co przychodzi Kitty z wymiotów staruszki wprowadzonej z równowagi pustą wałówą bo Kotka chciała pokazać.....jaką Dosko. jaką jest w branży.
Jak zwykle bardzo rzeczowo, w temacie, zrozumiale skomentowane. Zaden wstyd. Na skroty blizej.(to do łzy R)
UsuńOd początku jak tu wchodzę, wstydziłam się przyznać że nic prawie z tych wpisów Izy nie rozumiem, ale któż do miernoty umysłu przyznać się nie boi? Ale niektóre mimo że niezrozumiałe są także jakoś niepokojące. Znaczy się, ja się od nich niepokoje. To tyle. Pozdrawiam, Klarko, czytam codziennie, choć nie zawsze komentuję.
UsuńEwa z Antygony
Znam ten widok czające się na ptaki kota. Obcy kot na moim drzewie dybie na ptaki które lubię.
OdpowiedzUsuńTo co ? Kamieniem?
Żal małych wiewiórek. Ze zwierząt leśnych to chyba je najbardziej lubię :) Fajnie, że uratowałaś przed Kiciulkowymi pazurami :)
OdpowiedzUsuńbrawo Klarka!!!!!!
OdpowiedzUsuńa Kiciul nie tak znów dupa wołowa))
ja też im z pyska ryjówki wyciągam ale po ptaszkach to tylko piórka znajduję((((
teatralna
ps
jakiś anonim tu bełkocze, biedactwo
rozum postradało do końca...
(do peesu)
Usuń...chadzajac na skroty...myslowe...
dlatego też psy wolę, po drzewach się nie szlajają przynajmniej :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam dobre teksty Klarko, wczoraj przeczytałam nawet napisałam koment i dziś przeczytałam całą opowieść i w głowie obejrzałam z uśmiechem. :))
OdpowiedzUsuńNasza kociczka po drzewie nie chodziła, nawet gdy jako "kot wodny" na łajbie z nami pływała, przy drzewie na puszorku ją trzymałam, wlazła kawałek, oczy się zaświeciły, ej poleciałabym pomyślała tęsknie w tę puszczę w ten las, ale ja oczyma duszy widziałam już, jak ją po drzewach ścigam a ona w nocy samotnie gdzieś płacze i trzymałam na lince. :))
Po przeczytaniu Twojej notki zatęskniłam za zwierzaczkiem domowym, może być już kocie, tyle że znów trzeba stanąć przed bólem rozstania, bo nasi milusińscy za długo nie żyją. A całkiem niedawno odszedł nasz kochany wilczur, więc jeszcze boli.
Pozdrawiam ciepło chyba przed porządną ulewą u nas w środku Polski. :)
nawet w udomowionych instynkt drapieżcy wygrywa;-) dobrze, że nie masz mainkuna;-);-);-)
OdpowiedzUsuńNo, ale jak można kota chu... nazwać :D I to tak od razu bez poznania charakteru? Ja bym go kamieniem potraktowała! Nie kota rzecz jasna. Ale rzeczywiście też takie akcje przeprowadzałam, rzucam patykami jak co, bo tym wiele krzywdy mam nadzieję nie zrobię...
OdpowiedzUsuńaj, musiało boleć... ja ostatnio mysz ratowałam, z sukcesami:)
OdpowiedzUsuńIstny horror i nic wiecej.Dobrze że wiewiórki sprytne były.
OdpowiedzUsuńJagoda
Dobrze, że Ci ręka została ...
OdpowiedzUsuńOj mój kot też zamienia się w mordercę, kiedy małe ptaszki widzi, ale do wiewiórek chyba jeszcze nie startował.
hihi... ale miałaś poranek pełen wrażeń.:)
OdpowiedzUsuńProponuję flintę... No na serio. Gdy sąsiadów kot polował na kurczaki, to drugi sąsiad proponował polowanie na kota, strzelbę by użyczył, albo sam, o najlepiej sam, a oczka mu się świeciły. Sąsiadowi, nie kotu ;)
OdpowiedzUsuńAle się uśmialam, ale tobie to chyba tak do śmiechu nie było. Przypomniała mi się moja przygoda z kotkiem, jak byłam w Austrii i opiekowałam się starszą panią, która miala kotka.kotkowi nie wolno było wychodzić z domu. Jak szłam na spacer z panią,to kotka niosłam na rękach.Pewnego dnia, kiedy robiłam pranie- chciałam je wynieść z suszarką na podwórko. Tylko uchyliłam drzwi- a kotek- myk!I masz ci babo placek...Jak tu złapać kotka, żeby pani nawet sie nie domysliła, że ja go puściłam...A stersza pani wszystko lubi widzeć.Jakimś cudem przyczaiłam sie na niego z kiełbasą (swoją,przywiezioną z Polski, bo kotek miał inne pożywienie)pod ławką i kici, kici,kici, kicikot do mnie- jak wyciągnę ręke- to kota już nie ma i tak bawiliśmy się w chowanego, aż wreszcie udało mi się go złapać.Od tej pory nie spuszczałam go z oczu,a po tygodniu się ze mną zaprzyjaźnił, dzięki tej polskiej kiełbasie.Ja schudłam 2kg w ciągu dwóch tygodni, ale mam nadzieję, że nie z braku tej kiełbasy!
OdpowiedzUsuń(jeden uśmiech, jedna łza)
Uśmiałam sie nie z tego, że ludzie chca kamieniami w koty rzucać tylko z tego, że tak to uroczo opisałaś, jak chciałaś uratować swojego kotka
OdpowiedzUsuń(jeden uśmiech, jedna łza)
Cudnie opisane Klarko :)- cała wieś słyszała a ogłuchnięty nagle kotek nie - no dawno się tak nie śmiałam. I straszno i śmieszno kiedy z łagodnego kiciulka wyłazi straszny potwór, ale to natura drapieżcy, dobrze że tym razem wiewióreczki uszły z życiem
OdpowiedzUsuńBeata nowohucianka
Klarko kochana..
OdpowiedzUsuńJak kot poluje i mu się przerwie to najgrzeczniejszy zamienia się w bestię.
To instynkt..
Pozdrawiam cieplutko :)
Barbarka
Mój już myszek do domu nie przynosi, ale zostawia ostentacyjnie na tarasie, ale i tak już nie ma co zbierać.
OdpowiedzUsuńW tych polowaniach nie mam szans mu przeszkodzić.
A że potem żyga, bo mu myszki nie służą - to kara :)
Jak ja uwielbiam to Twoje "do brzegu":-))))))))))))!
OdpowiedzUsuńtrza mu było kocimiętki zadać,w amoku by się pozwolil do domu zabrać.
OdpowiedzUsuńKot moich rodziców,niby gruby,powolny,strachliwy...
OdpowiedzUsuńA na ogrodzie jak dorwał wróbelka,to w troje ratowaliśmy wróbla z kociej paszczy. Do tej pory śmieją się ze mnie w domu,że trzęsłam kotem krzycząc "oddaj ptaszka!" ;)
Iwona
Jakbyś kiedyś chciała zrobić porządek z Kiciulkiem to przywieź delikwenta do mojego Morgana :P
OdpowiedzUsuń