Kasia z Wrocławia przypomniała na fejsie o ważnej rocznicy. Mija 15 lat od powodzi zwanej Powodzią Tysiąclecia. Kasia była wtedy małą dziewczynką i niewiele pamięta.
Jechałam z dzieckiem z duszą na ramieniu na wakacje do Świnoujścia. Pociąg jechał objazdami, podróż trwała bardzo długo. Nigdy nie zapomnę wstrząsających widoków na trasie podróży - barykady z worków, pootwierane okna pustych kamienic, wszechobecne czarne błoto i żółta rzeka.
W pociągu było bardzo niewielu podróżnych. W Świnoujściu było pusto, plaża jak we wrześniu, ludzie bali się zanieczyszczeń w Bałtyku i rezygnowali z wczasów. Krążyły takie plotki, że na plaży leżą wyrzucone martwe krowy.
Nic podobnego - było czysto, spokojnie, po tej lipcowej powodzi zapanowała przepiękna pogoda, jak nie nad Bałtykiem.
Pytałam Kasi, jak tam we Wrocławiu wówczas było, co ludzie robili ze zwierzętami domowymi, bo wiecie, psa się bierze na smycz ale złap kota, który jest wystraszony.
Ówczesny dyrektor zoo zarządził, aby w razie zalania ogrodu odstrzelić wszystkie dzikie zwierzęta.
A jak Wy pamiętacie tamten czas?
Pamiętam dokładnie tamten rok ponieważ wtedy dostałam się na studia.
OdpowiedzUsuńNa bieżąco śledziliśmy w wiadomościach sytuację powodziową. Pamiętam jak ludzie pomagali sobie nawzajem. Budowali barykady, ratowali, co się da.
Klarko pozdrawiam
Ada
A ja byłam wtedy w zaawansowanej ciąży z synem. Robiłam sałatki z ogórków, bo wtedy miałam wysyp i płakałam za każdym razem kiedy oglądałam relacje ,albo program Marii Wiernikowskiej "WIDZIAŁAM" gdzie pływali motorówkami do domów ,najczęściej pustych.Rok później wszystkie ubranka po synku oddałam dziewczynie której dom zalała woda razem z ubrankami dla mającego wkrótce się narodzić Maluszka, Renata
OdpowiedzUsuńNo wiesz, ja pamiętam tylko widoki z reportaży TV, a te wiadomo - zawsze są w jakiś sposób tendencyjne i ukazują półprawdę (słynne zeszłoroczne "jak żyć p.premierze").Mam sporo rodziny we Wrocławiu, ale ich powódz nie dotknęła i pamiętam swoje zdumienie, gdy mi kuzynka powiedziała,że jej córeczka pojechała na kolonie letnie organizowane dla dzieci powodzian. Pamiętam również widoki z okolic Sandomierza i powodzianina, który publicznie orzekł, że ma w d. 200 tys. zł pomocy od państwa, bo same jego meble do salonu kosztowały ponad 500 tys.zł. I pamiętam jak z koleżanką szykowałyśmy dla powodzian paczki ze środkami czystości.
OdpowiedzUsuńCo do dyrektora ZOO - nam się wydaje ta decyzja drastyczna, ale niestety tak się najczęściej postępuje, bo nagła ewakuacja jest prawdę mówiąc utopią.Po prostu nie ma możliwośći nagle przesiedlić taką ilość zwierząt. bo nie ma dokąd. Natomiast wciąż nie mogę pojąć na jakiej zasadzie ludzie nadal osiedlają się na terenach zalewowych. Popatrz tylko, w jakiej odległości od rzek i górskich potoków ludzie budują swe domy - od razu wiadomo, że one muszą zostać zalane w razie silnych opadów, topnienia śniegu itp.
Miłego, ;)
Decyzja o ewentualnym odstrzalee zwierzat byla kontrowersyjna, drastyczna i bardzo trudna, ale byla to wtedy jedyna opcja - gdyby ZOO zostalo zalane, ogromne ilosci zwierzat poginelyby w nieludzkich warunkach, tonac pelne przerazenia i szoku. Poza tym moglyby tez pouciekac i wyrzadzic krzywde sobie i ludziom - spotkac w parku hipopotama, slonia (dobrze plywaja!), lwa, tygrysa albo pantere - niezapomniane wrazenie! :D
UsuńLudzie sie wtedy podzielili - jedni poparli Gucwinskiego i organizowali jak najwiecej tymczasowych schronow dla tych mniej klopotliwych i groznych zwierzat, inni chcieli go zakrzyczec - ze morderca, ze kat bez uczuc, ze sie od razu poddaje... Uwazam, ze podjal wtedy dobra decyzje. Na szczescie ZOO nie zostalo zalane i nic zlego nie stalo sie zadnemu futrzastemu :-)
A co do osiedlania sie na terenach zalewowych - ludzie czesto kupujac mieszkanie nawet nie zdaja sobie sprawy z tego, ze pod ich dzialka czy budynkiem znajduje sie polder zalewowy. Deweloperzy to mistrzowie ukrywania faktow :-) No i czasami zwyczajnie nie ma innego wyjscia - gdzies mieszkac przeciez trzeba, a skoro mieszkan ciagle brakuje, to gdy nadarza sie okazja nie ma co wybrzydzac, niestety... :-(
Usuń3 lata po powodzi byłam w Polanicy Zdroju. Jechaliśmy przez Kłodzko. To miasto bardzo ucierpiało podczas powodzi w 1997r. I te trzy lata później nadal tam było mnóstwo nieczynnych sklepów, tynk z budynków był zmyty powyżej 1 piętra, gnijące fundamenty nieosuszonych domów, przechylone znaki drogowe. Tam przepłynęła dosłownie rzeka wody. I ludzie nadal mieszkają.
OdpowiedzUsuńOd tamtych zdarzeń firmy ubezpieczeniowe zmieniły zakres ubezpieczeń i oddzieliły zdarzenia losowe od powodzi. Powódź nie jest już zdarzeniem losowym tylko osobnym zdarzeniem, od którego ubezpieczenie wyceniane jest znacznie drożej i nie jest już w standardowym pakiecie ubezpieczeniowym razem z zalaniem z powodu uszkodzenia rury wodociągowej - tak jak było dotychczas.
Na terenach zalewowych takiego ubezpieczenia w ogóle nie można wykupić, więc ludzie się nie ubezpieczają a nie stać ich na przeprowadzkę, bo nikt nie chce kupić domu ani działki na takim niebezpiecznym terenie.
Pozostaje liczyć na datki od rządu i modlić się żeby nie było powodzi...
Pamiętam tamte straszne relacje w telewizji z tej powodzi. A teraz jak mi cofka z kanalizacji kilka razy dół mojego domu zalała, i wszystko mi pływało w tych nieczystościach ,to dopiero doszło do mnie jak tam wtedy musiało być, bo to już nie jest tylko woda, bo i cmentarze zalewało i trumny pływały wypłukane przez ten straszny żywioł.
OdpowiedzUsuńMieszkam niedaleko Cmentarza Osobowickiego - jednego z najstarszych i najwiekszych cmentarzy we Wroclawiu. Miesci sie on prawie na przeciwko slynnego osiedla Kozanow - tyle, ze znajduje sie po drugiej stronie rzeki. Od muru cmentarza do Odry mamy jakies 80-100m - dwupasmowa ulice, tory tramwajowe i wal przeciwpowodziowy. Nawet nie chce myslec co by bylo, gdyby woda poszla jednak na nasza strone... Przeciez cmentarz to tylko kupa piachu, dolow w ziemi i wody gruntowe, worki z piaskiem na niewiele by sie zdaly nawrt przy niewielkim wylewie...
UsuńI tak troche nasza nekropolie podmylo, ale to wlasnie wody gruntowe szalaly. Trumien na wierzchu nie odnotowano, ale pamietam wielka powodz w Sandomierzu - tam byl miejscami hardcore...
Mnie nijak nie dotknęło, tylko przez Gdańsk było trudniej gdzieniegdzie przejechać. A przyjaciółka mieszkała na brzegu kanału Raduni, która zalała całe gdańskie dzielnice - miała do niej tylko szerokość drogi, będącej z tej strony na wysokości piętra - reszta budynku poniżej poziomu kanału, a z drugiej strony domu okalająca go druga droga z dużym spadkiem, którą zlewały się zwały wody z górnej dzielnicy w dolną.
OdpowiedzUsuńNawet piwnic im nie zalało. Takie oko cyklonu... Ale przerażenie było...
Miała wtedy 19 lat... mieszkaliśmy z dziadkami w małej wiosce niedaleko Raciborza. W domu mieliśmy wody około 50cm. Pierwszy raz widziałam wtedy jak dziadek płakał... woda chciała zabrać mu to na co pracowała całe życie. Spaliśmy w jednym pokoju na piętrze, bo każdy bał się zastać sam. Na jednym balkonie był nasz pies, a na drugim kot. Trzeba było jakoś pogodzić zwierzaki. Pies zawsze był na dworze, więc wejście dla nie go po schodach w domu było bardzo ciężkim przeżyciem. Radio na baterie informowało co się dzieje. Sąsiedzi, łódką przywozili nam chleb. Z tego co pamiętam woda utrzymywała się u nas w domu przez 2 dni, wiec nie było tak bardzo źle, ale wizja co może być dalej... nigdy wiecęj..
OdpowiedzUsuńTamten czas pamiętam głównie z reportaży, nas nie zalało, ale wiem, że zalało kompletnie Wrocław i tamtejszą strzelnicę, na którą jeździłam na zawody regularnie.
OdpowiedzUsuńPotem ją rozbudowano i następna była i jest do dziś na poziomie europejskim.
Reszta to wspomnienia, migawki z wiadomości.
ja bylam z rodzicami za granica i nic nie wiedzielismy o powodzi wyjechalismy kilka dni przed - na polu namiotowym spotkalismy autokar z polski - od nich dowiewiedzielismy sie co sie dzieje - opowiadali co widzieli po drodze - skutki na wlasne oczy zobaczylismy w drodze powrotnej zaczynajac od czech - zwalone mosty - bandy dzieciakow zbierajace kase za wskazowki gdzie jechac zeby przejechac i generalny chaos
OdpowiedzUsuńJa juz wtedy mieszkalam oczywiscie w Stanach, ale pamietam zbiorke pieniedzy, pamietam zbiorke odziezy i wszelakich sprzetow, ktore moglyby byc przydatne dla tych co stracili wszystko.
OdpowiedzUsuńPamietam chyba tym bardziej, ze mam duzo rodziny we Wroclawiu.
Szczęśliwie obserwowałem tylko w TV
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
15 lat temu nasza córka była na koloni w Kotlinie Kłodzkiej. Nie wytrzymaliśmy z obawy o bezpieczeństwo dzieci i zaplanowaliśmy naszą wakacyjną podróż tak aby ją odwiedzić. Na szczęście ośrodek, w którym mieściły się kolonie był położony w bezpiecznym miejscu. Powódź obejmowała tylko tereny położone niżej, w pobliżu rzek i niestety mieszkańcy tych terenów przeżyli wielką katastrofę.
OdpowiedzUsuńPamiętam, że baliśmy się, że nie będziemy mogli wrócić z kolonii do domu. Wrociliśmy, choć miejsce z którego rodzice nas odbierali, zostało zmienione. I jezscze nasz park, po którym pływaly pontony.
OdpowiedzUsuńJa akurat chrzciłam pierworodnego. Tej daty nigdy nie zapomnę. Mieszkałam wtedy w stolicy i jadąc trasą położoną przy Wiśle widzieliśmy pozalewane ośrodki żeglarskie, firmy (psy stróżujące mające tylko 2 metry kwadratowe niezalanej powierzchni do dyspozycji) i baseny pełne błota. Współczuję wszystkim dotkniętym tym straszliwym kataklizmem.
OdpowiedzUsuńOglądałam i.. miałam ciarki i ta bezradność. A poza tym ratowałam naszą piwnicę, w której była woda po kolana, ale to był pikuś w porównaniu z ludzkimi tragediami :( ja już takich zalań przeżyłam w swoim życiu kilka. Woda po strop piwnicy , śmierć strażaków na Olzie w Cieszynie, ale to ciągle pikuś w porównaniu z tamtą powodzią. Pamiętam również zbiórki dla powodzian- organizowaliśmy taką w szkole.
OdpowiedzUsuńBylam wtedy nastolatka i pamietam to dosc mgliscie z reportarzy telewizyjnych, ogladanych z bezpiecznej Gdynii. Moi rodzice mieli znajomych mieszkajacych w Opolu i martwili sie o nich, ale ich dom polozony byl na wzgorzu i powodz na szczescie zupelnie ich ominela.
OdpowiedzUsuńKurcze,to już 15 lat! Z powodzi Tysiąclecia pamiętam tylko reportaże telewizyjne i przerażające zdjęcia zalanego Wrocławia i Opola.Jednak osobiście przez tą powódź nikt z moich nie ucierpiał.Wschód Polski zalało kilka lat później.
OdpowiedzUsuńA my mieszkamy tuż przy Odrze i ze strachu zabraliśmy psy Na Popowice, do teściowej, bo wydawało się, że nas zaleje na mur. Okazało się, że zalało ją! I męczyliśmy się potem w maleńkim mieszkanku na 4 piętrze chodząc z psami po dachu, żeby mogły się załatwić (nie chciały)! Z czasem podpływał tam ponton i MójCi wynosił psy na niego brodząc po szyję w wodzie - inaczej nie dało się wyjść z klatki. Tymczasem w naszej dzielnicy nie było wody i ludzie grillowali na tarasach...
OdpowiedzUsuńTraumę mam do dziś.
Miałam 19 lat i po roku tułaczki na Politechnice właśnie dostałam się na wymarzone studia na Uniwersytecie, z daleka od powodzi. Pamiętam słowa ówczesnego premiera, że poszkodowani są sobie winni bo "trzeba było się ubezpieczyć" i tą obawę w związku ze zwierzętami w zoo. W czasie ostatniej powodzi były podobne obawy, tylko nie we Wrocławiu ale Warszawie. Jakby nie było dzikie zwierzęta na wolności to ogromne niebezpieczeństwo ...
OdpowiedzUsuńJa w ten czas miałam 5 lat, ale pamiętam co nieco. Pamiętam czarno-białe obrazy z powodzi i to że często w telewizji leciała piosenka "Moja i twoja nadzieja". U nas pod Szczecinem też zanosiło się na powódź w tym czasie pamiętam zalany plac zabaw, który znajdował się tuż nad Odrą, w wiosce gdzie mieszkali moi dziadkowie. Worki z piaskiem na wał w razie gdyby jednak i pakowanie wszystkiego do kartonów.
OdpowiedzUsuńPamiętam długi kolejki po kilkaset osób nad morzem przy budkach telefonicznych...
OdpowiedzUsuńTo Południe dzwoniło do swoich domów, martwili się czy ich nie zalewa .
Wyjeżdżali z wczasów, wracali ratować domy ...
Telefonów komórkowych wtedy nie było jeszcze...
Hej Klarko!
OdpowiedzUsuńJa to pamiętam z mediów. W Warszawie czegoś takiego nie było.
Natomiast w 2010 roku było zagrożenie powodziowe w Warszawie. Woda się już wdzierała do Centrum Nauki Kopernik. I to mam na moim filmiku. Zapraszam!
http://www.youtube.com/watch?v=LXaPP4IHpTs
Mieliśmy znajomych w Kędzierzynie -Koźlu to tam pojechaliśmy z darami.
Pozdrawiam z Warszawy
Hej vojtek:)
Usuńjak minął tydzień? u mnie bardzo pracowicie
U mnie też pracowicie. Bo załoga w pracy jest na urlopach to my mamy wiecej pracy teraz. Ja urlopuje od 9 sierpnia do 27.08. I już odliczam dni do urlopu. W piątek spotkałem się z kolegą z bloga, Michałem z Głogowa. A dziś spotkam się z koleżanką, która obroniła właśnie pracę magisterską. Na uczelni w Warszawie. A pochodzi z Krakowskiego.
UsuńMamy zamiar sobie porozmawiać i zjeść lody.
Syn wrócił z Maur z żeglowania opalony.
A ja jestem zadowolony. Rym przypadkowy:)
Vojtek
Witaj:)
OdpowiedzUsuńMieszkam w Kłodzku w okolicach dworca. Powódź nas zaskoczyła,dzień wcześniej były chrzciny mojej bratanicy a deszcz siąpił i siąpił...W poniedziałek rano poszłam na zakupy,deszcz nadal siąpił,było ciepło.
Jako ,ze przy większych opadach zatykają się studzienki,niewiele robiłam sobie z trochę zalanych ulic.Maz i teściowie trochę się denerwowali,bo woda podchodziła co jakiś czas wyżej. Patrzyli przez okno,obserwowali stacje benzynową naprzeciw budynku. Tam już sporo wody było.
Gdy wróciłam z zakupów,mąż nakrzyczał na mnie,czemu tak długo,ze to nie wygląda dobrze,, trzeba się spakować,bo nie wiadomo jak to się potoczy,może trzeba będzie się ewakuować"
Nie brałam tego na poważnie,jednak zaczęłam pakować nas i córki.
Maz przestawił auto dalej od domu,tak by nie było zalane,zaczęłam się denerwować,kiedy wody już był dużo i obsługa CPN siedziała na ladzie nie wiedząc co robić.Potem jednak opuścili budynek.
My zdecydowaliśmy się na opuszczenie mieszkania jak woda zalała podwórko i pobliskie ulice,schodziłam z 2 pietra a na dole już nie widziałam schodów,woda sięgała mi po biodra. Córki niósł maż z kolegą na barana,potem wrócił po mnie,bo bałam się iść po tej wodzie przez podwórko. Mieszkaliśmy miesiąc u rodziny ,w wyższej części miasta.
Teściowie nie chcieli opuścić mieszkania,zostali. Nikt nie spodziewał się ,ze w nocy przyjdzie tak wysoka fala.
Zalany był parter,woda wyżej nie doszła na szczęście,ale okolica była bardzo zrujnowana,bo woda przetoczyła się górą,przez wał i tory kolejowe.Ulice ,domy poniszczone.
Rano nas obudziła ciotka ze słowami,idźcie zobaczyć z z waszym mieszkaniem,bo wszystko na dole zalane i jest odcięta droga,nie można przejść,ale wygląda to okropnie.
Faktycznie do połowy mostu W.Stwosza było dojście,potem lina i brak przejścia.
Zalane domy,kościół. Taki był widok,ze łzy same z oczu leciały.
Nie było prądu,wody, telefonów,przez jakiś czas,potem powoli wracało do normy ,ale wody nie było długo,nosiło się z beczkowozów.
Nasza rodzina bezpośrednio nie ucierpiała,ale i tak każdy z obawą patrzy na rzekę,jak za długo pada,chociaż minęło tyle lat. Bo teraz drobne podtopienia stały się nagminne.
Ach, no i jak już dało się dojśc do budynkówn a naszej ulicy maż nosił rodzicom wodę pitną ,pomagał porządkować piwnice itp.
Później wyjechaliśmy z córkami na wakacje,żeby zapomniały. Niekiedy bawiły się w powódź,a jak padał większy deszcz to się bały a młodsza płakała.
.....
Teraz już dużo zostało odremontowane, ale są miejsca ,stare budynki,które są zniszczone i puste nadal.
Mieszkałam wtedy w bloku we Wrocławiu na 4tym piętrze i pod blokiem mieliśmy ok.1,5 metra wody. Byliśmy tak uwięzieni z dużym psem mieszańcem owczarka niemieckiego i rotweilera. Mojego ojca zabrał helikopter do pracy (musiał), a my i pies wytrzymaliśmy dwa dni, a potem przypłynęła łódka i ubłagałam pana, żeby zabrał mnie i psa na spacerek, a moja psina zamiast wysikać się po 2 dniach zaczęła szukać patyczków do zabawy:). Kolejnego dnia postanowiliśmy z bratem i psem przepłynąć (wpław niestety) do suchego miejsca a Mama została w domu. Jak zeszła woda.... widok był straszny.
OdpowiedzUsuńWracałam wtedy z Niemiec. Miałam przejeżdżać przez Świecko. Nie dałam rady tam w ogóle dojechać. Jechałam z dwulatkiem na pokładzie i ścigałam się z Odrą. Udało mi się. Ale i tak granicę przekraczałam w Świnoujściu. A wtedy nie było jeszcze strefy Schengen i przechodziliśmy normalną kontrolę. Była BŁYSKAWICZNA. Wszyscy się bali. Kiedy mijałam już w Polsce wioski, wioseczki, miasteczka i miasta miałam wrażenie, że wojna przeszła. Niektóre miejsca były niczym z filmów grozy. Najstraszniejszy był widok padłych zwierząt, których nie udało się na czas wywieźć. Niektórzy płakali nad padłymi psami czy krowami. To było straszne. Rozdzierało duszę na strzępy, człowiek nie miał ochoty na nic.
OdpowiedzUsuńPoznań powódź ominęła. Mamy zbiornik retencyjny na Warcie w Jeziorsku i nas ocalił. Chwała mu za to. Bardzo mocno oberwaliśmy w latach 60, zanim wybudowaliśmy ten zbiornik. Stąd w ogóle powstał pomysł na ten zbiornik. Kiedy Poznań budował w Jeziorsku tamy itp, cały kraj się z nas śmiał, że mamy z głową, bo zabezpieczamy się jak idioci, bo taka powódź się nie powtórzy, że wyrzucamy pieniądze w błoto. Kiedy Polska tonęła, my byliśmy zabezpieczeni. Nie było nam do śmiechu, że inni cierpią, ale byłam szczęśliwa, że mój dom jest bezpieczny.
Ja byłam na koloniach nad morzem i ciocia mnie odbierała tak jak było w planach i spędziłam lato u babci, wracałam pociągiem, ale wtedy wracałyśmy w nocy, więc nic nie widziałam. W moim miescie w centrum mała rzeka wylała, podmyła cmentarz i chyba tyle, ew. jakieś małe podtopienia.
OdpowiedzUsuńjeanette
Mialam wtedy 6 lat, niewiele pamietam jak juz wspomnialas, Klarko, ale przeczytalam te wszystkie komentarze, wspomnienia i lzy same poplynely... Oby zawsze Twierdza Wroclaw dala rade sie obronic :-(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wszystkich i jako dumna Wroclawianka dziekuje za kawalek historii... :-)