Mieliśmy plany na te dni jak nigdy. Do jednych rodziców, do drugich rodziców, a między jednymi a drugimi jeszcze Białka Tatrzańska, taki prezent sobie mieliśmy zrobić bo oboje lubimy gorące źródła. Czyli od wczoraj miało mnie tu nie być, a tymczasem rano w sobotę mąż zamiast do pracy (tak tak, na placu handluje się i w wigilię, i w sylwestra, tylko trochę krócej) pojechał do lekarza. Dostał zastrzyk, receptę na ketanol i leży biedak ledwo żywy, chodzi w pozycji „banan” trzymając się mebli. Plastry rozgrzewające (depilacja przy okazji, uświadomiłam to sobie, gdy już mu ten plaster nakleiłam) masaż, gorący prysznic, nacieranie i leki przeciwbólowe działają tak sobie, wiecie, jak jest z bólem krzyża. Kto nie wie to jest szczęściarzem.
Wigilię spędziliśmy we dwoje plus koty, które nażarły się ryb i mając w głębokim poważaniu uroczystość i podniosłość wieczoru, zaczęły się jak zawsze gonić i bić aż fruwały kłaki. Po wypastowanej podłodze kot jedzie jak szmata i zatrzymuje się na ścianie, nie ma cudów, nie wyrobi na zakrętach kiedy pędzi z wrzaskiem nie patrząc gdzie.
Kiciulka uczyłam wskakiwać na akwarium bo mnie wkurza, kiedy staje jak ofiara losu na podłodze i się drze, żeby go podnieść i ulokować na pokrywie. Pokrywa jest na wysokości 1,50 i wszystkie koty sobie radziły a ten nie tylko tylko szuka służącej. Pokazywałam mu ze trzy razy co ma robić – na stolik, ze stolika na akwarium. Wreszcie Kiciulek, aby pokazać, że i tak zrobi po swojemu, wskoczył na łóżko i z łóżka na akwarium a więc tak, jak to zawsze robiły inne koty. Czyli mógł, ale wolał noszenie na rękach.
Miało być o pokrzyżowaniu planów a skończyło się jak zawsze, czyli o tych kotach. Rano patrzyłam na tego małego Dzikusa. Te nasze wypasione rozpieszczone kocury kręcą nosem i nie chcą jeść byle czego, przewraca im się we łbach od dobrobytu a ta sierota je najtańszą karmę, jakby to był największy rarytas, aż wchodzi łapkami do miski, i tylko od czasu do czasu ogląda się ze strachem za siebie.
Mąż się śmieje, że gdyby tak tym „oficjalnym” zrobić raz w tygodniu głodówkę to by było to samo. Tylko kto by wytrzymał ten lament.
Skoro nie pojechaliśmy nigdzie to przyszykuję aparat i zrobię zdjęcia kolędnikom, tu chodzą w pięknych kostiumach i to nie wieczorem tylko po południu, kiedy jest jeszcze jasno. To do jutra, miłego świętowania.
Plany sobie a życie sobie.
OdpowiedzUsuńJa nie mam problemów z kręgosłupem,
ale wszyscy wokół mają.
Współczuję im i Twojemu mężowi.
Ból niesłychany...
Wyszły Wam niezapomniane święta Wam wyszły :/
Mimo wszystko radośniejszych życzę...
A ja czekam na tłum gości :-)
Zdrówka dla męża:)
OdpowiedzUsuńW takim razie życzę dużo zdrówka!
OdpowiedzUsuńDuzo zdrowia zycze! Nie zazdroszcze bolu, ale z drugiej strony jaki dobry pretekst do przytulania i masazu!
OdpowiedzUsuńA o najskuteczniejszym leku na wszelkie bóle zapomniałaś ;) Okład z kota i Luby jutro jest na nogach niczym młody grecki bóg. A serio, szybkiego powrotu do zdrowia życzę i serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZdrówka życzę:), mnie niestety czasem dopada kręgosłup (szyjny) muszę oddać się wtedy w łapki masażystki.
OdpowiedzUsuńZanim przeczytałam do końca, wyobraziłam sobie jak pokazujesz kotkowi te skoki na akwarium ... oczywiście sama skacząc :)
Oj, przykro, że się Twój rozchorował...
OdpowiedzUsuńAle wiesz, ja od wczoraj mam gardło wysuszone jak autostradę w Meksyku i czopy już też mi się zalęgły. Jutro do lekarza i pewnie znów antybiotyk.
A tak się oszczędzałam w te święta, i tez nie pomogło!
Zdrowia więc Wam życzę!
U nas kot też marudny, ciągle by chciał coś nowego, ale nie odpuszczam, dopóki nie zje poprzedniej puszki. W 80% mi się udaje :)
Banan, embrion, biedronka - każda pozycja, w której ból cichnie jest właściwa. No, taaak... rwa, czy dysk - nie ma rady, trzeba się poruszać bardziej majestatycznie! Od dwóch dni przemieszczam się z podpórką, bo wykonałam jeden niewłaściwy skręt, ale już się naprawiam.
OdpowiedzUsuńZa dużo osteofitów ponarastało. Ale też kto to widział zamieniać się ze stegozaurem na grzbiety?! Koty pyskują, że zbyt powoli podchodzę do misek, by je napełnić, a jak już się złamię w pół i podam, to pokazują, że nie to dałam (wrrrr...!) Też uczyłam Nutkę wchodzić po taboreciku i krześle na wyższy parapet. Szybko złapała. Pozdrowienia dla Obolałego!A Wam obojgu nienaruszalnych sił zyczę!
jojak
Koty są zawsze pociechą, więc - zwłaszcza - w chwilach rozczarowań przychodzą na myśl...
OdpowiedzUsuńZdrówka Lubemu! Tobie Klarko również :)