Blondyna miała już paznokcie obgryzione prawie do łokci a w oczach smutek i żal, nie cieszył ją nawet nowy płyn do naczyń, który wraz ze ścierką do podłogi dostała od męża na imieniny. Płyn był bardzo skuteczny ale i tak się nim nie dało pozbyć tego, co wyryte w sercu na zawsze a ściereczkę suszyła na rogach małżonka, co było praktyczne bo w górze jest cieplej i przewiewniej, więc wszystko szybko schnie.
Nie ma lekarstwa ani na miłość, ani na bezmiłość, ale Pani Emerytka postanowiła wziąć sprawy w swoje rączki i pomóc swojej ulubienicy przetrwać trudne chwile. Sezonu na ocieplacze nie było, więc czasu miała pod dostatkiem i wreszcie wymyśliła. Zabierze Blondynę na wczasy, Blondyna odpocznie i zapomni wreszcie o tym głupku rachmistrzu a ona może w końcu pozbędzie się cnoty, bo najwyższy czas oddać się chłopakom w myśl starego indiańskiego przysłowia o chłopakach i robakach.
Pewnego dnia, który był przecudny, dwie panie po długiej podróży wysiadły z pociągu w pewnym pięknym, portowym mieście. Była to stacja docelowa i wszyscy pasażerowie musieli opuścić pociąg, nawet ten zboczeniec, który chciał się z Blondyną bawić całą noc w zabawę „pociąg w pociągu”. Dostał za to po łbie plażowym parasolem od Pani Emerytki, która czuła się za Blondynę odpowiedzialna i przez całą podróż walczyła jak lew, przeganiając dwóch panów roznoszących piwo, całą załogę konduktorską, grupę oazową śpiewającą „Nie boję się” i czterech emerytowanych górników z kopalni budyniu jadących na kurację pt „ostatnie podrygi dziadygi”.
Wysiedli więc wszyscy z pociągu i kiedy już zachłysnęli się cudownym, morskim powietrzem, złapali bagaże i pognali na prom. Pani Emerytka tego bagażu miała dość dużo, bo jako osoba doświadczona przez życie wiedziała, co się nad morzem przyda. Parawan, parasol, młotek do wbijania pali i zabijania os i komarów, koc na plażę, dmuchany materac, płaszcz przeciwdeszczowy, polar, gumowce i pół litra spirytusu na lekarstwo. O odzieży nie wspomnę, bo to zabiera każdy. Blondyna nigdy nad morzem nie była to zabrała głupia pipa tylko kostium kąpielowy, trochę ubrań, półkę kosmetyków i klapki. I w sercu niosła cały czas obraz Waldemara.
Tak więc szły od pociągu na prom niosąc bagaże, a gdy wreszcie dotarły, prom był już na środku wielkiej wody wioząc towarzyszy podroży, czyli zboczeńca, górników i grupę oazową śpiewającą „Nie boję się”. Trudno, poczekają na kolejny bo wpław nie popłyną jak te łabędzie.
Mewy krzyczały jak opętane, gdy wreszcie panie zeszły z promu i uginając się pod torbami szły do miejsca przeznaczenia, czyli do dzielnicy uzdrowiskowej. Szły, szły, robiło się coraz później, bagaż wydawał się coraz cięższy, aż wreszcie dotarły do skromnego domu wczasowego „Janosik”, gdzie na werandzie było pełno ludzi. Siedzieli czekając na panią recepcjonistkę – zboczeniec, górnicy, grupa oazowa śpiewająca wiadomo co i do nich wszystkich dołączyły nasze dwie panie.
Tymczasem niebo zasnuło się ciemnymi chmurami, powiał lodowaty wiatr i zaczął zacinać deszcz. Tego lata słoneczna pogoda była w zeszłym tygodniu w piątek, nie należało więc mieć nadziei, że mimo wszystko jeszcze zaświeci słońce.
Wiedzę, że cała ekipa zbliżyła się niebezpiecznie blisko morza.
OdpowiedzUsuńSiekierę macie? Bo, my mamy i nie zawahamy się jej użyć. Nawet Emerytka nam nie straszna.
Ha!
młotek mają!
OdpowiedzUsuńMarynarzu załatwią was Blondyną kiedy urzeczeni jej wdziękami, całkiem zapatrzeni stracicie całe złoto i statek, a po łbie po kolei dostaniecie parasolem.
OdpowiedzUsuńa ja na to, że chcę dalej!!! Przepraszam, że krzyknęłam ale nie potrafię bez emocji śledzić tych historii... Będzie dalej?
OdpowiedzUsuńvivi22 będzie,i to dużo!
OdpowiedzUsuńŻeby nie było wątpliwości: Pisać dalej:)
OdpowiedzUsuńNo i ja czekam na to słońce i na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńno to się cieszę, że bedzie, bo jest fajowo!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje opowieści:)
OdpowiedzUsuńI niecierpliwie czekam na ciąg dalszy:)
Droga Klarko :) opowiadanie kapitalne. Ostatnio nasze mieszkanie nawiedził....rachmistrz. Jak go zobaczyłam o mały włos nie parsknęłam śmiechem i nie zapytałam, czy nie nazywa się przypadkiem Waldemar :D:D:D Miło mnie zaskoczyła kolejna część opowiadania - z niecierpliwością wyglądam dalszych perypetii dziarskiej babci emerytki i Blondyny
OdpowiedzUsuńJak jest młotek może być niebezpieczne zakończenie :)- Kachna
OdpowiedzUsuńSłona morska woda w sam raz na defekty, powietrze z jodem i tylko skakać wprost do toni.
OdpowiedzUsuńNo mogłyby być Białe Piaski Ani z ZW, i nieco białych skał ....ale to na robotę ...boską:) a przynajmniej twórczą.
Powietrze cudowne , inaczej sie oddycha.
I ani śladu przeszłości:)
PS Rzeczywiście magnetyzuje szlak Brzegu.
Hahaha, ale super, a "ściereczkę suszyła na rogach małżonka", powaliło mnie na ziemię haha.
OdpowiedzUsuńJakie jest stare indiańskie przysłowie o chłopakach i robakach? Bo nie znam, może dlatego, że nie jestem indianką. :D
Pozdrawiam. :)
Michu jako stary indiański wódz zdradzę Ci ten starożytny sekret, ale najpierw musisz stanąć na lewej nodze, okręcić się trzy razy zgodnie z kierunkiem zegara trzymając się lewą ręką za prawe ucho, uśmiechając się od ucha do ucha.
OdpowiedzUsuńJuż? "Nie da chłopakom to da robakom"
Grupa oazowa wymiata!:)
OdpowiedzUsuńDalej! Proszę, proszę, proszę
Grupa oazowa,rozwala mnie! :)))
OdpowiedzUsuńDalej,dalej.....
wiecej! wiecej!
OdpowiedzUsuńczekam razem z mlotkiem i grupa oazowa wieszajac pranie na... kaloryferze ;)
Ja mam dzisiaj jakąś głupawkę od popołudnia, więc jak przeczytałam o młotku do zabijania os, to się zaplułam piwkiem, bo sama też zabijam młotkiem i wyobraziłam sobie krewką staruszkę, jak naparza młotkiem po tych biednych owadach... :D
OdpowiedzUsuńA potem doszłam do grupy oazowej śpiewającej wiadomo co i kwiknęłam jak prosiątko :D Matka mnie obserwuje, obserwuje, i nagle wypala: 'Co, bloga Klarki czytasz?' :D
Proszę bardzo, jest Pani sławna w mojej rodzinie! Książka wędruje od jednej babki do drugiej i wszystkie kwiczą zgodnie i chóralnie! :)
Ściskam!!!