Wymiana telegramów przebiegła pomyślnie i wyjechałyśmy od cioci żegnane słowami – jedźcie prosto do domu, nie bójcie się, mama wam nic nie zrobi!
W drodze powrotnej obyło się prawie bez przygód. W Katowicach siostrze skończył się polski repertuar i zaczęła śpiewać po rosyjsku, gdy z przedziału wynurzyła się postać, na widok której siostra o mało nie zemdlała. Wielka, sięgająca sufitu kobieta ziejąca ogniem, (no dobra, przesadzam, ale paliłyśmy skręty zrobione z liści tytoniowych albo coś w tym rodzaju i ile nam trzeba było żeby taką postać zobaczyć) to była pani profesor, która uczyła moją siostrę rosyjskiego a do tego była jej wychowawczynią.
- Na chór to się nie chciało chodzić, już ty mi zaśpiewasz po wakacjach!
No, jeszcze nam tego trzeba było, do wizji matki czekającej na nas z kociubą w drzwiach dołączyła jeszcze ta groźba, wcale nie bez pokrycia.
Z przystanku do domu było pod górkę ale bez przesady, żadnych odpoczynków nie trzeba robić, nam jednak zeszło wtedy z godzinę. Ze ściśniętym gardłem weszłyśmy do domu (mama z kociubą w drzwiach nie czekała), nikt nie czekał bo były żniwa i nie było czasu i sił na głupoty, tylko kosa, grabie, snopki, kopki, a wieczorem wiadomo gdzie. Przecież były wakacje!
Ale się uśmiałam niezłe z Was łobuziary były :-)
OdpowiedzUsuńnam wtedy wcale nie było do śmiechu;))ale tu się fajnie pisze, uwielbiam ten blog, łatwa edycja, żadnych nawiedzonych, i mozna pisać co się chce, wieczorem wysmażę tu pikantną historyjkę o miłości:]
OdpowiedzUsuńczekam z niecierpliwością a co do tego tekstu to rozbawiła mnie "kociuba:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :***
Przytelepało się tu moje dziewiętnastoletnie istnienie z onetu, tam czytałam regularnie i tu też będę - już sobie dodałam do Ulubionych i mordka mi się śmieje na samą myśl :)
OdpowiedzUsuńO wakacjach czytałam z zapartym tchem, jakbym połykała jakąś świetną książkę o przygodach dwóch młodziutkich buntowniczek, albo jakbym oglądała film, taki jeden z najulubieńszych :) Chciałabym mieć takie wakacje, nawet teraz - marzy mi się podróż stopem po Polsce, z tą jedną moją ulubioną koleżanką, taką co to wszystko potrafi, wiadomo :) Bo ja jestem lekko niesamodzielna, znaczy przeżyć przeżyję, ale wiadomo... mieszczuch, jedynaczka, rozpieszczona, troszkę królewna ;)
Rewelacja, Pani Klarko. Zazdroszczę :)
I ogromnie się cieszę, że Pani tu jest.
Pozdrowienia z Wrocławia! :)
To ja już czekam na tę pikantną historyjkę o miłości! :)))
OdpowiedzUsuńNo prawdziwe nastolatki z wariackimi pomysłami :) Ja swoje też mam za uszami. Nawet wczoraj wspominałam jedną przygodę, kiedy to 10 lat temu na stopa z Wrocławia do Zielonej Góry sie przejechałam, żeby się na godzinę z chłopakiem spotkać ;)
OdpowiedzUsuń:)))) ehh Klarko, miałyście pomysły :))) ps. czekam z niecierpliwością na kolejne posty :) Pozdrawiam serdecznie, Pinezka
OdpowiedzUsuńO rany jakbym o sobie czytała....
OdpowiedzUsuń