Będę tu pisać o swoich osobistych sprawach, bo tu nie wpadnie dzika banda aby mnie napadać o każde słowo.
Przyglądam się młodym, hałaśliwym dziewczynom i myślę sobie – byłam taka sama tupeciara albo gorsza. Nie życzę nikomu aby miał w domu taką nastolatkę jaką ja byłam.
Było lato, początek lat osiemdziesiątych, ja byłam mocno niepełnoletnia a siostra tuż po maturze. Obydwie wróciłyśmy z obozów, na których pracowałyśmy przez cały lipiec – ja jako kelnerka w ośrodku wczasowym a siostra nie pamiętam gdzie więc nie napiszę, ale obydwie miałyśmy pieniądze bo płacili nam całkiem przyzwoicie.
Nawet dobrze nie rozpakowałyśmy plecaków, ważniejsze było pochwalenie się opalenizną (obydwie byłyśmy nad morzem) więc poszłyśmy do takiej wiejskiej kawiarni, gdzie schodziła się młodzież. Akurat była tam dyskoteka a my, dziewczęta młode, piękne, opalone, no, nie ma co ukrywać, najpiękniejsze z całej wsi miałyśmy powodzenie wielkie, tak więc hulałyśmy do drugiej, czyli do końca imprezy. Lato było upalne i do domu można było wejść otwartym oknem (bo matka się na nas wkurzała i mówiła, że jak która nie wróci do dziesiątej to ona zamyka drzwi i nic ją nie obchodzi gdzie będziemy spać!) A babcia zostawiała otwarte okno i na nic mamine pogróżki. Posiedziałyśmy więc jeszcze trochę z chłopakami pod domem (bo w tamtych czasach chłopak zawsze odprowadzał dziewczynę). Im się nie chciało wracać bo mieli z 10 kilometrów a pierwszy autobus odjeżdżał jakoś po piątej i wówczas któraś z nas wpadła na pomysł, żeby jechać na prawdziwe wakacje. Bo co tak będziemy siedzieć w domu, jak mama rano wstanie to na pewno będzie wojna bo okno oknem a mama dobrze wie, że nas w nocy nie było.
O czwartej zapadła decyzja, o piątej byłyśmy na przystanku. Zabrałyśmy z domu chleb, konserwę mielonkę, koc, butelkę po śliwowicy napełnioną herbatą i trochę ciuchów, suszarkę do włosów (!) i gitarę. Pakowanie odbywało się po cichutku, na palcach, potem się okazało, że nikt się nie obudził, choć w domu spali dziadkowie, rodzice i rodzeństwo. Na stole w kuchni zostawiłyśmy kartkę – pojechałyśmy na wakacje. Pamiętajcie, lata osiemdziesiąte, o telefonach nikomu się nie śniło! Jedzenie było na kartki, w sklepach puste półki, w pociągach potworny tłok.
Cały ten majdan zataszczyli nam na przystanek chłopaki i tam też zjedliśmy zabrany z domu prowiant. Chłopcy potem wysiedli z autobusu po drodze bo w planie podróży nie zostali uwzględnieni. Siedząc na dworcu kolejowym zastanawiałyśmy się, dokąd jechać i wreszcie decyzja – tam, gdzie pojedzie pierwszy dalekobieżny pociąg. Sprawdziłyśmy rozkład i grzecznie kupiłyśmy bilety do Wrocławia.
Jak chcecie żeby dalej pisać to napiszę, ale nie wiem czy nie nudzę, co Wam tak będę ględzić o tej podróży, w sumie to zajmie z tydzień bo siostra w pociągu grała na gitarze a ja śpiewałam i piłyśmy herbatę z butelki po wódce i ludzie myśleli, ze jesteśmy pijane i niebezpieczne dla otoczenia, a wcale tak nie było, bo te kanapki które zjadłam jakiejś dziewczynce to nic takiego, ona grymasiła i jej nie smakowały a mnie bardzo, były z masłem i świeżym ogórkiem, pamiętam do dziś, pycha!
Witam na nowym blogu! Chętnie poczytam ciąg dalszy. Pozdrawiam, Indi
OdpowiedzUsuńNo i ślicznie:)
OdpowiedzUsuńpisz pisz dalej , ciekawy jestem Klareczko zgadnij kto to pisze nowy quiz
OdpowiedzUsuńpisz, pisz...przypominają się młode lata i urok podróżówania pociągami, bułki i kiełbasy kupionej w Nakle na dworcu w połowie drogi! Z chęcią poczytam.
OdpowiedzUsuńKoniecznie napisz co było dalej. Proooszę. : >
OdpowiedzUsuńKlamerka
po pierwsze napisze - strasznie sie ciesze, ze masz bloga na blogspot! super! tam na onecie nigdy nie odwazylam sie komentowac a tutaj tak bardziej jest prywatnie :) super!
OdpowiedzUsuńa teraz: co dalej?!?!?! dojechalyscie do Wroclawia??? :)
o matko, niezły z Ciebie numer :) Poproszę ciąg dalszy
OdpowiedzUsuńbarbaramaria
Upraszam o ciąg dalszy...
OdpowiedzUsuńKlarko...a Ty masz córeczkę?;-))))
OdpowiedzUsuńA z innej beczki: może póki nie masz tu kłopotów (na blogspot z resztą rzadko są kłopoty) to może wyłącz tę funkcję zatwierdzania i wpisywania hasła (zostaw tylko logowanie)- to bardzo utrudnia komentowanie....nawet nie można sprawdzić czy się nie zrobiło błędu;-)))) no i nie ma się pewności czy komentarz się dodał
OdpowiedzUsuńMelduję się na nowym miejscu. Na pohybel złośliwcom.
OdpowiedzUsuńNaw
To ja poproszę o ciąg dalszy:)
OdpowiedzUsuńmiłego dnia
OdpowiedzUsuńJa czekam z zapartym tchem na dalszą część opowieści i tak sobie myślę, że tamte czasy były jednak bardziej szalone i kolorowe niż te obecne :-)
OdpowiedzUsuńWitam
OdpowiedzUsuńniczego nigdy nie komentuję, nie mam pojęcia czym się różni blogspot od bloga, tu tyle piszą, że trudno komentować, ale spróbuję. Czytam Cię Klarko od początku, koty uwielbiam, sama mam kotkę Astrę. Piszesz wspaniale, przede wszystkim dowcipnie i ciekawie, ja przyłączam sie do reszty czytelników: PROSZĘ DALEJ i WIĘCEJ!!!! Ja doskonale rozumiem takie szaleństwa, sama mam kilka na koncie. Mieszkam na śląsku a pewny bardzo zimny i deszczowy wrzesień spędziełam w okolicach Suwałk, bo nie spodobała mi się jedna decyzja rodziców. Miałam 17 lat:)Eh, młodości wróć.. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie.
qwai
a zapasy masz do dziś:>
OdpowiedzUsuńDobrze, że piszesz Klarko! :)
OdpowiedzUsuńEugeniak
OdpowiedzUsuńWitam,witam,aż brak mi słów,że tez zapytam może: co dalej było? heh!
OdpowiedzUsuń