Wychodzenie ze strefy komfortu nie jest łatwe ale chyba dla tych, którzy ten komfort mają. Albo ja jestem inna. Jeśli coś mnie bardzo uwiera, jeśli jest tak źle, że trudno wytrzymać a poprawy tej sytuacji nie widać, szukam wyjścia nie czekając na cud.
Palacz papierosów już na pudełku ma informację, jak bardzo palenie mu szkodzi. Palącemu ciągle ktoś zwraca uwagę, aby rzucił nałóg bo w końcu się rozchoruje i umrze. To samo alkoholicy - mają swoje grupy wsparcia, mają leczenie a kiedy wychodzą z nałogu to należy ich podziwiać.
Ciężko pracującym ludziom nikt nie radzi porzucenia zajęcia.
Zmieniam pracę. Zmieniam ją bo czuję, jak bardzo uciążliwe są drugie zmiany - powroty do domu późnym wieczorem. Od dwóch lat wychodzę o dwunastej a wracam przed dziesiątą. Rano jest czas dla siebie ale trzeba się liczyć z jego ograniczeniem. Jeśli czegoś nie zrobię do jedenastej to przepadło, bo o tej godzinie trzeba się szykować. Zakupy albo jakieś spotkania tylko w sobotę albo niedzielę.
Może się zdziwicie bo przecież pisałam, że ciężko, że nie ma odpowiedniego sprzętu, że lizusostwo. To wszystko prawda ale to nie ma wielkiego znaczenia, wszędzie pracuje się podobnie. Dlatego w firmie nie narzekałam, pracowałam solidnie tak jak wszędzie ale jednocześnie szukałam innego zajęcia choćby po to, by więcej zarobić albo by trafić na choćby niewielką możliwość rozwoju, lepszy dojazd czy korzystniejsze godziny.
Praca uczciwej sprzątaczki jest okropna. Nie nauczyłam się nigdy płukać w toalecie ścierek i mopów, używać tej samej szmaty do kibli i do stolików, nie nauczyłam się pracować według porzekadła "lepiej być opierdolonym niż urobionym".
Tak jak palaczom i pijakom szkodzą nałogi tak mnie szkodzi intensywny wysiłek. Bolą mnie stawy, bolą mnie kości, bezustanne zmęczenie nie pozwala mi na sen i regenerację. Ale nikt nie powie tak jak się mówi pijakowi - rzuć robotę, będziesz zdrowsza! Sama się teraz roześmiałam, jakie to absurdalne.
Mam za sobą trzy lata sprzątania w szkołach. Trzy różne miejsca, bardzo, bardzo niepodobne do siebie. Muszę o tym napisać książkę.
Gdybym w pewnym czasie wzięła swoje zmęczenie na poważnie, to może bym szybciej wykryła skorupiaka. Zmęczenia nigdy nie można bagatelizować. Pracowałam wtedy dużo i na to moje zmęczenie miałam swoje usprawiedliwienie. Piszę o tym dlatego, że jeśli trwa ono zbyt długo, to warto udać się do lekarza.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za nowe! Za książkę! Powodzenia💕
Ciagle Ci ,Klarko ,mowilismy: Rzuc te robote, zmien ja ,bo padniesz w koncu.Na pewno nie tak, jak pijakowi , ale mowilismy.Pijak niszczy sobie zdrowie i jeszcze do tego doplaca, Ty niszczylas je , aby zarabiac.Roznica ogromna, zasadnicza, ale i tak nie warto.Ciesze sie bardzo , ze znalazlas inna , lzejsza prace,mam nadzieje, ze duzo lzejsza.Powodzenia , w nowej pracy, a ksiazke chetnie przeczytam.Pozdrawiam z wiosennego Melbourne.
OdpowiedzUsuńKochana
OdpowiedzUsuńGdybyśmy były mądrymi przed szkodą!
Ja nie rzuciłam, teraz cierpię, czekam na zabieg operacyjny.
A poszanowania mojej osoby, nie mówiąc o pracy, nie miałam nigdy!
Życzę Ci powodzenia, docenienia, no i co by nie mówić, dobrej płacy za taką pracę🤗
Pozdrawiam najserdeczniej na kolejne miłe jesienne dni 🌻❤️🌞☕😀
Chyba na emeryturze napisze książkę o pracy w szkole, ale kto to wyda, kto przeczyta, a jeśli nawet, to czytelnik nie uwierzy...
OdpowiedzUsuńJa uwierzę, napisz, choć nie wiem czy dla jednego czytelnika warto pisać;)))
OdpowiedzUsuńTo ja Ci powiem: rzuć tę robotę!
OdpowiedzUsuńSama wychodzę z założenia, że lepiej być biednym, niż się zaharować. Ale mój pogląd jest raczej niepopularny. Cóż, moja bieda, moja sprawa
Ja w ogóle lękliwa jestem. Lubię poczucie bezpieczeństwa ponad wszystko
OdpowiedzUsuńPisz książkę! Pisz, bo robisz to świetnie!a zdradzisz co nieco o nowym zajęciu?
OdpowiedzUsuńA ja Ci życzę dobre pracy i czasu na książkę. Masz rację, nikt nam nie doradza "rzuć to w cholerę, co się będziesz spalać", raczej "bądź twarda". Ja 2 lata temu zmieniłam pracę, bo czułam się przemęczona, zajechana psychicznie. Opłaciło się. Wierzę, że u Ciebie będzie tak samo:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPisz, pisz, chętnie podzielę się z Tobą moimi historyjkami. Przez 24 lata uzbierało się trochę. Mąż tłumaczył mi jak krowie na rowie, że za te grosze, które zarabiałam w szkole zdrowia nie odkupię. Zrozumiałam dopiero wtedy, kiedy kalectwo zajrzało mi w słodkie oczęta. Teraz jestem "utrzymanką" męża, bo i ZUS po 35 latach płacenia składek się wypiął: "jeszcze pani nie sparaliżowało". Trzymam kciuki za Ciebie, żeby praca , którą sobie znalazłaś dała Ci satysfakcję i większe pieniądze. Bardzo Ci tego życzę.
OdpowiedzUsuńJa przez 25 lat przebywalam wlasnie w strefie komfortu. Mialam fajna prace, niezle zarobki.Niestety firma zostala sprzedana i zaczelo sie " kaszanic" na tyle, ze czas rozgladac sie za czyms innym. Powiem tylko, ze to moja pierwsza praca i nigdy w zyciu nie napisalam ani jednego CV...W ogole nie potrafie sie w tej sytuacji odnalezc..Trzymam kciuki za Ciebie Klarko. Estera.
OdpowiedzUsuńJA CI TO MÓWIŁAM od początku, rzuć te robotę!!!
OdpowiedzUsuństrefa komfortu to rutyna i bezpieczne wybory. ...podobno, żeby poczuć prawdziwe życie trzeba wyjść z takiej strefy komfortu i poczuć zarówno dreszczyk emocji jak i smak ryzyka, spróbować czegoś nowego. Nie należy tego łączyć tylko z pracą ale z całym życiem i wszystkimi działaniami.
Czyli odchodzisz i dobrze i nareszcie.
Napisz koniecznie.
OdpowiedzUsuńKlarko, a może Twoja strefa komfortu to dom z Hanią, jesli macie zamieszkać razem? i
OdpowiedzUsuńŻyczę dobrej nowej pracy, a na książkę czekam!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Powodzenia :)
OdpowiedzUsuńbardzo, bardzo się cieszę.♥
OdpowiedzUsuńPalenie chyba jednak łatwiej rzucić niż pracę
OdpowiedzUsuń