Jaki
ten świat jest mały! Wieś się kształci na różnego rodzaju
szkoleniach i wczoraj mieliśmy spotkanie dotyczące tradycji
lokalnych. Okazało się, że obok mnie siedzi pan, który w sobotę
będzie u nas grał na zabawie!
Ponieważ
mój blog jest całkowicie autorski i prywatny, nie podam nazwy firmy
zajmującej się działaniem na rzecz wiejskich obszarów na naszym
terenie, napiszę tylko, że dzięki tym szkoleniom spotykają się
ludzie z pasją, z oddaniem i zaangażowaniem zastanawiają się, co
zrobić, aby zachować to, co dobre i piękne wokół nas. Bo wiecie,
nie każda tradycja jest godna kontynuacji.
Są
na wsi ptaki, krzaki i pniaki. Ptaki to mieszańcy najnowsi,
nie znający obyczajów i historii terenu, na którym się
osiedlili. Ja jestem już krzakiem, mamy firmę zarejestrowaną na
terenie gminy, dziecko chodziło tu do szkoły, w tutejszym ośrodku
zdrowia się leczymy. Syn osiedlił się w pobliskiej gminie.
Pniaki
to ludzie wrośnięci tu od pokoleń, mający tu rodzinę, majątek,
groby bliskich na cmentarzu.
Krynica
ma Nikifora a my mamy Katarzynę Gawłową. O Klarce Mrozek nie wie
nikt ale przecież do śmierci mi daleko to może jeszcze coś
napiszę.
Po
wykładzie i dyskusji mieliśmy robić lalkę pucheroka, na szczęście
nie było miejsca ani czasu na prace ręczne, za to bardzo spodobał
mi się inny pomysł.
Tu,
na blogu, dyskutowaliśmy wielokrotnie o akwizytorach szczęścia,
czyli kolędnikach i pucherokach. Często pisaliście, że nie
otwieracie drzwi, zniechęceni formą i bylejakością. U nas
jest trochę inaczej bo grupy kolędnicze dokładają starań, aby
mieć piękne kostiumy i śpiewają nie tylko pierwszą zwrotkę. Ale
i tak mieszkańcy nowych domów i osiedli ogrodzonych wysokim murem
nie mają szans na poznanie ich nie znając lokalnych obyczajów.
Księdza
trzeba zaangażować, niech opowie o tym choćby na kazaniu, ulotki
trzeba wydrukować a na tablicy ogłoszeń przymocować plakat.
Nawet, jeśli ktoś nie życzy sobie takiej wizyty, to i tak dowie
się o inicjatywie.
Całkiem
możliwe, że wśród nowych mieszkańców znajdą się kolejni
pasjonaci zainteresowani przeszłością i pielęgnowaniem
dziedzictwa.
Laptop nadal w serwisie, dlatego ograniczam pisanie tu i u Was.
U mnie jedynymi kolędnikami są dzieci w Halloween, które co roku psują mi dzwonek (już nawet przestałam go naprawiać) i ksiądz po kolędzie.
OdpowiedzUsuńczyli nowa tradycja - psucie dzwonka:x
UsuńCzy Ty jesteś z Wielkopolski? Tam najwcześniej zrezygnowano z kontynuowania tradycyjnych obyczajów, pewnie to uwarunkowane historycznie i geograficznie
Jestem z samej stolicy Krainy Podziemnej Pomarańczy :) Z Poznania :)
UsuńMam wrażenie,że czy bardziej na północ tym mniej zwyczajów,tradycji.Może Kaszubi coś zachowali.
UsuńPomorze Zachodnie, Kołobrzeg dokładnie, pozdrawia :) Nie było co zachowywać, bo po 1945 Niemcy się wynieśli, a przyjechała ludność ze wschodu: Lubelszczyzna/Kresy. Są miejsca, gdzie zostały przeniesione zwyczaje ze Wschodu na tutejsze ziemie, jednak należą one do mniejszości. Krzewienie tradycji na nowym gruncie jest stokroć bardziej trudne niż pielęgnowanie tradycji już zakorzenionych.
UsuńTo tak jak u mnie w Halloween dzieciaki i ksiądz, no i raz w miesiącu kobieta zbierająca na kościół "dobrowolne składki"
UsuńU nas nie ma takich tradycji :( U Dziadków jak bywałam na ferie to była taka noc, którą nazywali "Psotnik" - chodziło po kilka osób i psociło, a to wynieśli komuś bramę lub furtkę, wynosili na podwórko i rozrzucali koszyki ze stodoły, takie do noszenia siana, czy buty jak stały w ganku, różne rzeczy z tym, że nigdy jakieś chamskie, ot forma zabawy.
OdpowiedzUsuńa czy to nie było czasem na ostatki?
Usuńjuż Wam przybliżę pochodzenie tego obyczaju. Psotnicy Dewastatorzy (moja nazwa prywatna) chodzili w różnych regionach w innym czasie. W Małopolsce w ostatki. Początkowo chodziło o pokazanie gospodarzowi, ze w obejściu ma być ład, porządek i bezpieczeństo, jeśli na podwórku pozostawione były byle jak narzędzia i przedmioty, psotnicy mieli okazję, by wynieść je nawet na kalenicę. Potem forma przekształciła się w wandalizm.
UsuńA widzisz, nie wiedziałam.
UsuńJa już nie pamiętam takich zwyczajów, ale rodzice opowiadali, dziadkowie jak to kiedyś właśnie takie psoty robiono u nas na ostatki właśnie, ale historii pochodzenia nie znałam.
Hm... U nas w Krakowie takie psoty robi(ło) się wracając z Pasterki, a nie w ostatki. Może coś mieszam, jeśli tak to przepraszam, ale dla mnie to nieodłącznie kojarzy się z wigilijną nocą. Ostatki to głównie chrust :) Pozdrawiam!
UsuńNa "moim"kawałku Ziemi Dobrzyńskiej robiło się psoty w półpoście,łącznie z malowniem okien wapnem.
Usuńu nas się okna maluje w noc poprzedzającą wigilie Bożego Narodzenia
UsuńZosia - w Krakowie psotnicy wlewali atrament do kościelnej kropielnicy
UsuńTego typu zabawę pamiętam z powrotu z pasterki.
UsuńA okna malowało się w Popielec, w tzw. Półpoście wrzucało się gar z bylejakościami: popiół, popsute jakieś rzeczy (nieduże), papiery do domu... Pukało się do domu, otwierało jak zaproszono i cichaczem wrzucało się gar z czymś tam i uciekało. :-) Mazowsze
(po 50)
O tym malowaniu okien nie słyszałam, może w naszej okolicy jest to niepopularne? Nie wiem, popytam Dziadków przy najbliższej okazji. Z takich "tradycji" to Babcia wspominała kiedyś, że w ostatki chodzili za młodych lat od domu do domu "przebierańcy" - najczęściej chłopy po kilku w grupie, "przebrani" w chustki umotane jakoś na głowie i czasami w fartuchach założonych na spodnie, z koszykiem, do którego odwiedzani gospodarze wrzucali, a to jajko, a to kawałek chleba i obowiązkowo był do tego kieliszeczek. Nie wiem czy owi panowie docierali do końca wsi, może jak jeden zaniemógł to był wymieniany na innego?
Usuńz malowaniem okien chodziło o to, że kawalerowie malowali je ale tylko w tym domu, gdzie były panny na wydaniu, aby sprawdzić ich pracowitość, czyli jak szybko upora się z umyciem. Natomiast tam, gdzie panna była a okna nikt nie pomalował, był wstyd..
UsuńU nas okna malowali nie tylko tam gdzie była panna. Nie malowali tylko ludziom starszym. O właśnie, przebierańce też chodzili. No i jeszcze w drugi dzień Wielkanocy był prawdziwy lany poniedziałek. Najpierw powolutku na rączkę z jej ucałowaniem , a potem niespodziewanie siup wodą, nawet pod spódnicę.
UsuńNiezapomniane czasy....
(po 50)
O Klarce to pewnie już niejeden zdążył tam usłyszeć:-). Chyba, że jakiś ignorant. A już niedługo zajmie poczesne miejsce obok tej sławnej Katarzyny.
OdpowiedzUsuńJa bym tak nie szarżowała z tą Katarzyną,bo nie wiemy dlaczego taka sławna;))) Każda wieś ma swoją barwną postac,nie każda nadaje się jako przykład;)
UsuńTo ja ptok ale kolędników przyjmuję. Mogą być i pucheroki
OdpowiedzUsuńw okolicach Wieliczki jest chyba Siuda Baba?
UsuńW zeszłym roku nie dotarli, może w tym się dowiem czy ta Baba Siuda.
UsuńWe wsi w której mieszkam był zwyczaj palenia "dziada" czyli snopa słomy przed domem ,w którym mieszkały dziewczyny.Gospodarze pilnowali i denerwowali się ze podpita brać może podpalić gospodarstwo.Z czasem ten zwyczaj zaginął i dobrze.Chodzili kolędnicy,coraz gorzej przygotowani,czekali tylko na pieniądze i ludzie nie chcieli już ich puszczać do domu,Na szczęście w ostatnie święta chłopcy,tacy już ze szkół średnich przygotowali się bardzo dobrze pod każdym względem .Miło było popatrzeć i posłuchać.Jednym ze zwyczai,który już na dobre się zakorzenił w naszej miejscowości jest droga krzyżowa.
OdpowiedzUsuńczy to ni nazywało się "paleniem Judasza"?
UsuńGratuluję odrodzenia się grupy kolędniczej, bo to znaczy, że jednak komuś się chce to robić.
U mnie nie było takich tradycji.Jedynie co pamiętam z dzieciństwa to,że organista roznosił po domach opłatki,a leśniczy przynosił choinki.
OdpowiedzUsuńWanda z W.
U nas opłatki rozwozi sołtys, w tym roku zanim babcia zdążyła zapłacić za nasz opłatek, podbiegła moja córcia i wręczyła sołtysowi grosika ze swojej skarbonki i powiedzaiła, że to za opłatek. Mimo, że chcieliśmy dopłacić, to nie wziął bo powiedział, że ofiara jest dobrowolna,a ta dodatkowo od dziecka, więc nie weźmie.
Usuń"To, co przeżyło jedno pokolenie- drugie przerabia w sercu i pamięci"-Artur Oppman. Tak więc pielęgnujmy tradycję naszego regionu i pokazujmy ją przyszłym pokoleniom.Sama to staram się czynić w swoich utworach.Ludowa sztuka,malarstwo, hafciarstwo,rzeźba, bibułkarstwo ,obrzędy itd.tak trzymać!Pozdrawiam http://jedenusmiech25.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńMówisz, że jesteś krzaczkiem???A ja myślałam o "starych jabłoniach", że to my....http://jedenusmiech25.blog.onet.pl/?p=1025
OdpowiedzUsuńCiekawa inicjatywa...
OdpowiedzUsuńNie ma to jak małe społeczności :-)
powiem szczerze, że jak się tu pod Kraków sprowadziliśmy i "zaskoczyli" nas kolędnicy ( jedna grupa fajna, duża, dwie pozostałe raczej żenujące) to trochę bylismy źli... człowiek odpoczywa, chce miec spokój a tu co chwila ktoś dzwoni, ledwo co śpiewa.... a w tym roku ich nie było i... smutno jakoś.... pomysł z ulotkami/plakatami i księdzem z ambony jest super! no i najważniejsze- żeby nie było kilku osobnych procesji, bo każdy chce kasę zebrać, tylko niech to bedzie grupa z prawdziwego zdarzenia, jedna a porządna!
OdpowiedzUsuńfajne te szkolenia,podoba mi się.U nas nic takiego nie ma .
OdpowiedzUsuńI bardzo podoba mi się Twoje zaangażowanie,to takie "niedzisiejsze" ;))
zmienia się mentalność, kiedyś to co wsiowe było jakieś takie wstydliwe, w szkołach oduczano nawet gwarowej mowy, teraz każdy zwyczaj okazuje się ciekawostką, kolorytem, czymś do czego warto wracać, utrwalać, przekazywać dalej.
OdpowiedzUsuńPotwierdzam za Baba ze wsi.
UsuńMartwi mnie jedynie to, że nie wykształca sie kul;tury regionalnej od najmłodszych lat i dopiero w wieku "właściwy" zaczynamy powaznie zauwazać kulturę regionu obyczaje itp. Często okazuje sie że jest juz troche poxno bo starsze pokolenia wzięły swoje obyczaje na tamten świat.
Pozdrawiam
u nas są zajęcia dla dzieci i młodzieży, grupy kolędnicze to kawalerka (zgodnie z obyczajem, żonaty chłop niemoże być kolędnikiem) są fundusze, są osoby szyjące kostiumy. Natomiast pucheroki to jeszcze młodsi chłopcy. Generalnie jest tak - nic na siłę, szkoła może zachęcić i pokazać ale uczestnictwo i kontynuacja musi być wyborem. U nas się ludziom chce.
UsuńJeszcze uslysza o Klarce, jestem tego pewna, i nawet sobie posmyla, ze obok Ciebie na zebraniach siedzieli niczego nieswiadomi;-)))
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za literowki.
OdpowiedzUsuńklarko życzę samych pasjonatów ))
OdpowiedzUsuńtez jestem krzakiem u siebie 14 letnim, ale i tak rdzeni wieśniacy maja za nic na tych z "Osiedla" chociaż się angażujemy, bywamy i w ogóle, a grup u nas wszelakich sporo, i dom kultury i Mazowsze ostatnio dało koncert w naszym 200 letnim kościele... ech uwielbiam naszą wiś :)) , oby dobrze się działo po naszych wsiach ;))
OdpowiedzUsuńbuziaki!
o a co sie z notką stało?
OdpowiedzUsuńNotka wyleciała na Melmack?
OdpowiedzUsuńmamy tak tolerancyjne społeczeństwo że nie ma sensu pisania czegokolwiek, wyszło na to, że śmiało możemy pozwolić w Polsce na palenie czarownic, obrzezanie kobiet, rytualny ubój i zoofilię wszystkim, którzy mają to wpisane w religię i tradycję. Ponieważ ja się na to nie godzę, zdjęłam post, manifestując w ten sposób sprzeciw.
UsuńŚledziłam dyskusję pod tym postem i nie widziałam w niej zgody na nic takiego. Ale oczywiście szanuję Twoją decyzję.
UsuńJakby co, to zapowiadam że niedługo nawiąże do niej u nas :D
UsuńTu ,,krzak''. Na Kaszubach w noc sylwestrową do tradycji należało wyjęcie sąsiadowi bramy z zawiasów i umieszczenie jej... na dachu!
OdpowiedzUsuńSkoda, że u mnie nie ma takich kolędników...
OdpowiedzUsuńa ja nie zdążyłam napisać komcia jak to u nas facet prowadził knajpę........poczesne miejsce zajmowały w niej....koty....
OdpowiedzUsuń