Koleżanka mieszka z
dorosłą, pracującą córką. Moja znajoma nie wymaga opieki, ale
skończyła 50 lat i od kiedy została zwolniona z pracy, trudno jej. Robi jakieś
kursy, na które wysyła ją urząd pracy a ona chodzi na nie, choć twierdzi, że to
wyrzucanie pieniędzy. Mieszka w małym miasteczku i jeśli znajdzie się miejsce
pracy, przyjmą młodą dziewczynę, która angielskiego i obsługi komputera uczyła
się w szkole a nie na kursach dla kobiet 55+.
Gdyby nie córka, byłoby
ciężko. Dlatego znajoma cieszy się, że córka nie wyprowadziła się z domu i
dzielą koszty utrzymania.
Kiedy zamieszkałam u
teściów, zauważyłam, że cała trójka dzieci po wypłacie część pieniędzy daje rodzicom
a kiedy w domu są większe wydatki, dzieci muszą się dołożyć. Na przykład do remontu. Uważałam to
za przesadę bo dom nie należał do nas tylko do rodziców i my się
wyprowadziliśmy dość szybko.
W innych rodzinach było z
tymi pieniędzmi różnie. Dorośli ludzie mieszkając z rodzicami cały koszt utrzymania przerzucają czasem
beztrosko na ich barki.
Syn wyprowadził się z
domu dość szybko i wynajmował mieszkania w mieście wspólnie ze znajomymi. Dzięki
temu wiedział, ile co kosztuje, ile trzeba zarobić, by opłacić bieżące wydatki i jeszcze mieć na czynsz. Dlatego, gdy z narzeczoną zamieszkali u nas na kilka miesięcy,
współuczestniczyli w utrzymaniu, płacili część rachunków a do tego co miesiąc
na moje konto wpływała pewna kwota. Nie dlatego, że się domagaliśmy –
przeciwnie, nie chcieliśmy brać od młodych pieniędzy wiedząc, ile mają wydatków
ale oni postawili sprawę stanowczo – nie będziemy pasożytami ani gośćmi,
jesteśmy dorośli.
Wielu rodziców mówi tak
jak ja i moja mama – jak to tak brać od dziecka pieniądze? Jeśli nie macie
jeszcze swoich dzieci to nie zrozumiecie nas. Niektóre matki tak właśnie mają –
wolą dać dzieciom mówiąc, że same nie potrzebują.
Każdy z nas ma inne
doświadczenia. Mnie się udało doskonale i gdyby zaszła potrzeba, znów z
radością przyjęłabym młodych pod swój dach, choć uważam, że przychodzi czas,
gdy potomstwo powinno iść z domu rodziców
choćby do wynajętego pokoju po to, by poczuć na własnej skórze
odpowiedzialność.
Problem w tym, że
niektóre dzieci uważają, że skoro mieszkają z rodzicami to są dalej dziećmi i
niech się rodzice o wszystko martwią. Sama nie wiem, czy nie lepsze byłoby dla nich surowe wychowanie w stylu moich
teściów – dom jako budynek należy do rodziców a ty jesteś jedynie lokatorem.
U nas było tak, że po emeryturze dom utrzymywała mamcia, a po dziesiątym ja :) I byle do przodu bo i tak było ciężko ;)
OdpowiedzUsuńRóżnie to bywa. Wydaje mi się, że to są bardzo wewnętrzne układy i umowy. Czasem rozliczenia dokonuje się inaczej niż w pieniądzach, oczekiwania są tak różne i prawie każdy rodzic liczy się z tym, że kiedyś, na szarość, może potrzebować czegoś innego niż pieniędzy... więc ma jak w banku świadczenia w ... naturze.
OdpowiedzUsuńu nas nie wymagaliśmy tego do czasu aż Junior stanął dość dobrze na własnych nogach.Przeszłam etap - matka dająca wszystko dla dziecka swoim kosztem (np zrezygnowałam z Zusu ...puk,puk,puk...!!!)
OdpowiedzUsuńKiedy po roku sytuacja się pogorszyła poszłam po rozum do głowy.Syna co miesiąc wpłaca daninę,mieszka z nami i czasem dokłada się jeszcze do innych wydatków.
Teraz na wylocie córka.Mając wiedzę lat wcześniejszych,od razu zapowiedzieliśmy że pomagać będziemy okazjonalnie.Nie jesteśmy młodsi niestety i też w końcu chcemy ODDECHU...
Rzecz jasna - nasz dom ICH DOMEM i w każdej chwili witamy i ochraniamy;)
to pukanie brzmi bardzo znajomo:D
Usuńcałe szczęście, że pomaga:))
i pozdrawiam Cię życząc miłego weekendu
Takie pukanie to pewnie przeszło w pewnym wieku naszych dzieci wiele rodziców.
UsuńMy mieszkając po ślubie z rodzicami również dokładaliśmy się do rachunków. Trwało to 1,5 roku bo remontowaiśmy dom, w którym teraz mieszkamy. Wcześniej nie dawałm mamie pieniędzy, miałam pólroczny staż i z tych 450 zł opłacałam studia, kurs na prawo jazdy, jakieś swoje wydatki - szału nie było ale nie brałam od rodzićow.
OdpowiedzUsuńW czasie, gdy córki zaczęły pracować ja postanowiłam, że 15% tego co zarobią idzie na opłaty i na życie i te pieniądze mam dostać ja. Nie były mi one wcale potrzebne, ale chciałam aby poczuły smak obowiązku. Jak kiedyś młodsza córka spytała mnie dlaczego musi dawać, to powiedziałam jej, że z tego samego powodu dla którego Ona dostawała kieszonkowe, tyle tylko, że kieszonkowe szło na jej wydatki, a to co mi daje idzie na nasze wydatki. No, ale jak się usamodzielniły wszystkie pieniądze z nawiązką zostały im zwrócone.
OdpowiedzUsuńWłaśnie. Gdzie te więzy? Rodzinne. I tak i nie. Zależnie od sytuacji indywidualnej.
OdpowiedzUsuńIza R
W każdym domu wygląda to inaczej...ja dostałam dwurodzinny dom od rodziców (tata nieżyje) moja mama zajmuje parter, my piętro. Mama płaci sobie swoje rachunki (osobne liczniki) i dokłada połowę do kosztów opału, reszta jest po naszej stronie...remonty itp. ok jest to dla mnie zrozumiałe, właśnie wzięłam kredyt na dach i zadłużyłam się na 20 lat, w domu zrobiliśmy już wiele remontów ( okna, drzwi , instalacje, gładzie, ogrodzenie). Mama nie dokłada się do niczego, rozumiem, że jest to nasz obowiązek ale boli mnie, że ciągle jest mówione, że dostałam caaaały dom, a siostra tylko działakę ( siostrę muszę jeszcze spłacić około 20 tyś. i to był jej wybór, że nie została w domu, jest starsza o 7 lat). Nikt nie wspomina, że ja w ten dom wsadziłam już kupę kasy i tak naprawdę to dostałam gołe ściany....W rodzinie uchodzę jako ta co dostała wszystko.... Ja już mówę swojej 9 letniej córce, że kiedy podejmie pracę, będzie musiała dokładać się do życia...tak, żeby weszło Jej to w krew...nie jestem wyrodną matką, ale jak patrzę na rodzinę mojej kuzynki to szlag mnie trafia...ma dwóch synów 29 i 26 letniego. Obaj pacują, zarabiają znacznie więcej niż matka, a nie dokładają się do życia ani grosza...jeszcze wybrzydzają na jedzenie, które podaje im pod nos!!!! Uczestnicząc w takim posiłku, musiałam wyjść, inaczej chyba rzucałabym talerzami!!!! Uważam, że dorosłym człowiek się staje w momencie kiedy jest w stanie zarobić na swoje potrzeby. Dziś odmawiam sobie wielu rzeczy, woląc wydać te pieniądze na dzieci (mama i mąż mają mi to za złe), ale nie chcę całe życie na Nich pracować...kiedyś też musi być mój czas...oczywiście, jeśli będzie trzeba to pomogę im, ale żyrować na sobie nie pozwolę!!!! pozdrawiam Magda
OdpowiedzUsuńżerować.... żyrować to można pożyczkę ;)
UsuńU nas nie było takiej sytuacji, żebyśmy mieszkali razem po usamodzielnieniu się syna. Jednak w sprawach finansowych starałam się być konsekwentna. Kiedy on, mając lekką rękę do wydawania pieniędzy, prosił mnie o pożyczkę, pożyczałam, ale zdecydowanie domagałam się zwrotu ( to przede wszystkim w celach pedagogicznych). Nie wydaje mi się, żeby nasze związki rodzinne na tym ucierpiały. Przeciwnie, syn często żartuje, że dzięki mojej stanowczości nie został "pasożytem":)
OdpowiedzUsuńUważam, że dorosłe dzieci powinny łożyć na swoje utrzymanie i nie ma innej opcji...Nie uznaję pasożytnictwa...
OdpowiedzUsuńMoje dzieci, od kiedy zaczęły pracować dokładały się do utrzymania na tyle na ile mogły. Kiedy Młoda była bez pracy, nie płaciła, że mocno nam pomagała we wszystkim- to był jej wkład we wspólne gospodarstwo.
OdpowiedzUsuńMoje pierwsza synowa , kiedy zamieszkała u nas, uważała, że to my mamy wszystko opłacać, bo oni są na dorobku i musza zbierać na różne rzeczy. Nie mieszkała u nas długo. Nigdy nie utrzymywałabym pasożyta, a nim była, bo do pomocy miała dwie lewe ręce- tylko brać a nic od siebie.
W naszej rodzinie mam takie relacje z dziećmi, że wzajemnie sobie pomagamy i nikt z tego tytułu nie robi halo. Raz ja im, raz oni nam.
Uważam, że dorosły, pracujący człowiek powinien sam za siebie płacić rachunki a nie być na utrzymaniu starych rodziców. Nie musi mieć full wypas mebli i samochodu, ale rachunki popłacone powinien.
Uważam że dziecko puki się uczy nie płaci,jak będzie pracował na pełen etat będzie się dokładał do utrzymania.Syn studiuje,a w weekendy dorabia na własne potrzeby tz.ubranie,przejazdy,książki,karty telefoniczne,jak skończy studia,będzie musiał dać na utrzymanie.
OdpowiedzUsuńO sobie jedynie napiszę że fruwałabym jak gołębica gdyby matczyna głupota dodała mi skrzydła(;-;
OdpowiedzUsuńżadna to pociecha ale jest więcej takich mądrych rodziców,
Usuńniektórzy (na wsiach) pozbywają się wszystkiego łącznie z domem, zostaje im goła renta i prawo do mieszkania do śmierci, dzieci darowane hektary dzielą na działki i sprzedają żyjąc lekko i przyjemnie a starzy plują sobie w brodę
ciekawy temat poruszasz
OdpowiedzUsuńna poczatku drogi zyciowej moi rodzice troszke nam pomogli
a teraz ja staram sie troszke pomagac tacie, choc nigdy tego nie oczekuje
a tesciowa bardzo nie chciala przyjac pomocy synow, a bardzo dobrze zarabiaja, na szczescie zgodzila sie na drobna pomoc, uwazam, ze nalezy sie jej duzo wiecej, wychowala super facetow i dala im co najlepsze
Mój starszy syn mieszka osobno, młodszy od niedawna zarabia i dokłada się do opłat. Przyznam szczerze, że ja nie mogłam się pogodzić z tym, żeby brać od niego pieniądze ale był to pomysł męża i on też rozmawiał z synem, ja w tym czasie "przeżywałam". Okazało się, że syn bardzo się z tego ucieszył i powiedział, że o wiele lepiej się teraz czuje. No i pieniądze faktycznie bardzo się przydały, co tu kryć. Córka jeszcze studiuje ale sobie dorabia i ma na własne potrzeby. Nie chciałabym brać pieniędzy od dzieci, ale taka jest rzeczywistość. Chciałabym mieć duużo pieniędzy i tak sobie czasem marzę, co bym zrobiła, jakbym faktycznie takie wygrała. Dałabym rodzicom i siostrze, dzieciom i wnuczce. No i trochę mężowi :-D
OdpowiedzUsuńWszystko w granicach zdrowego rozsądku.Niejednokrotnie mlodzi lepiej zarabiają niż rodzice,dlaczego nie mieliby się dokładać,jesli razem mieszkają? Poza tym dziecko tez musi wiedziec,ze w życiu są różne ograniczenia,nie mozna robic tego co nam się zechce,przepuszczać beztrosko kasy.itp.
OdpowiedzUsuńPożyczam. Jak mi do pierwszego brakuje. za to potem oddaję z nawiązką. Tyle, że moje jeszcze małe. Od dorosłych, pracujących można, a nawet trzeba wymagać łożenia na swoje utrzymanie.
OdpowiedzUsuńGdy moja dorosła córka mieszkała z nami, to zarabiała znacznie lepiej niż mój mąż i w razie potrzeby dokładała się do domowych inwestycji.
OdpowiedzUsuńSama sobie opłacała studia i wszelkie kursy językowe, wycieczki zagraniczne. W miesiąc po ukonczeniu studiuów wyjechała na sty6pendium podyplomowe i juz pozostała za granicą. Gdy jako dorosła, ale jeszcze niezamężna osoba mieszkałam w rodzinnym domu też musiałam się dokładać do domowych wydatków. Wśród moich znajomych najczęściej dzieci musiały dokładać się do wydatków domowych, nawet gdy rodziców było stać na całkowite poniesienie kosztów, to uważali, że dorosłe,pracujące dziecko musi choć trochę się do wspólnego mieszkania dołożyć. Często odkładali te sumy na osobne konto, a potem dziecko dostawało te pieniądze wychodząc już z domu na zawsze.
Miłego, ;)
A ja mam 22 lata i nie utrzymałabym się sama chyba za nic w świecie. O pracę błagam... Jej nie ma. Po prostu. Mieszkam z rodzicami, jest mi dobrze bo mam wsparcie ale też daje wsparcie rodzicom. Nie dokładam się do niczego ale też nie biorę tzw. "kieszonkowego" studia opłacam sobie sama ze stypendium, bo o tyle dobrze,że takowe mam :) inaczej mogłabym gnić w domu i nie wiem co robić, skręcać długopisy?
OdpowiedzUsuńMoja mama jest po zawale, mój brat jest chory a tata wyjechał zarabiać na tirach. Jestem pewnym oparciem w domu choć sama chorowita jestem i cieszę się,że mama nie chce brać ode mnie pieniędzy. Bo znam przypadek rodziny gdzie chłopak ma 25 lat, siedzi u rodziców (studiował dwa kierunki, pracuje ) i oddaje im właściwie co do grosza. Jego rodzice domagają się i to nie połowy, nie dlatego żeby mu pokazać jak żyć a dlatego bo sami są niegospodarni. Biorą kredyt za kredytem i zmieniają meble co pół roku albo i częściej. Ciężko tu zająć jakąś jedną stronę :)
czemu ten chłopak nie wyprowadzi się od rodziców? może to by ich nieco przystopowało
UsuńRzeczywiście, ludzie do tych spraw podchodzą różnie. Niektórzy twierdzą,że powinno się w celach wychowawczych egzekwować jakąś sumę od pracujących już dzieci. Jeśli mieszkają z nami pod jednym dachem, powinni współuczestniczyć w wydatkach. Jeszcze inni, jak zauważyłam, stoją na stanowisku, że nic od dzieci nie chcą - niech sobie odkładają na swoje przyszłe wydatki. Ta druga postawa jest mi dość bliska, zakładając, że miałabym pewność, że dziecko pieniędzy "nie przepuści".
OdpowiedzUsuńAle przechodząc do rzeczy; w mojej sytuacji to nierealne. Ja zawsze wymagałam od dorosłych, pracujących dzieci, aby dokładały się do czynszu. Po prostu nie miałam wyboru. Myślę, że te sprawy powinny być traktowane elastycznie. Wymaga to wzajemnego zrozumienia. Czyż jednak nie na tym polegają w istocie relacje między rodzicami, a dziećmi?
Też dość szybko poszłam na swoje. Ale kiedy mieszkałam z tatą było tak: po maturze pracowałam 2 lata i tata nigdy ale to nigdy nie chciał ode mnie pieniędzy, ale mimo wszystko po wypłacie dawałam mu parę groszy. Czasami nie brał, wręcz krzyczał "dobra, w tym miesiącu mam, schowaj to!", ale wtedy jechałam do sklepu i robiłam zakupy żywnościowe dla naszej dwójki, chociaż za stówę. Telefon, internet, własne przyjemności, kosmetyki, ubrania - to wszystko kupowałam za swoje. Jednak odkąd wprowadził się do nas Lew, to wtedy już dokładaliśmy się regularnie więcej, bo to w końcu o jedną dorosłą osobę do przodu. Nie była to zawrotna suma, ale była. Osobiście uważam, że nie dopuszczalne jest dla mnie, żeby dzieci nie dawały chociaż trochę. Rozumiem rodzicielską miłość, co miesiąc widziałam w oczach taty jak "pęka mu serce", że bierze pieniądze od swojej córeczki, że mu niezręcznie itd ale córeczka nie dość, że pracująca to jeszcze dorosła i na dodatek przytargała pod dach narzeczonego. Nieładnie, niekulturalnie i nietaktownie byłoby dla mnie nie dawać chociaż trochę...
OdpowiedzUsuńUwazam ,że dzieciom trzeba pomagać, ale jeżeli ma to sens np na studiach lub gdy stracili pracę.
OdpowiedzUsuńA tak trzeba normalnie się rozliczać a nie za wszystko ja mam płacić.
\W końcu są dorośli i zarabiają.
Tyle,że ja mam bardzo dobrą sytuację ,
bo moi synowie bardzo dobrze sobie radzą.
Ale czasami obserwuję taką sytuację, gdzie 2 dorosłych synów,
co zarobi to przepije a matka ich utrzymuje , zgroza jak dla mnie...
A trzeci syn pracujący i normalny wyprowadził się z domu,
więc ona czasami przyjeżdża do niego na święta, by odpocząć...
Dziwnie ludzie sobie życie układają czasami, dziwnie...
Wszystko zależy od indywidualnej sytuacji i od więzi.
OdpowiedzUsuńWszyscy tu piszą o swoich domach. Mój? Cóż.... raz jest lepiej raz gorzej. Cóż z tego kiedy od rodziców jest ciągle tylko żądanie.... A kiedy ja potrzebuję pomocy, zrozumienia, rozmowy- nagle nie ma nikogo...
To ja musze pamiętać o urodzinach, imieninach, zakupach....
Moje urodziny okazały się w ogóle nieistotne, choć sądziłam że matka pamięta kiedy córkę rodziła, kiedy nie miałam co do garnka włożyć usłyszałam od matki że moim zasranym obowiązkeim jest jechać z nią na zakupy, bo ona musi... nie ważne że samochód na wodę nie jeździ, prawda?
oj, sytuacje są różne.... różniste
To ja z drugiej strony się wypowiem: jako dziecko nie wyobrażam sobie mieszkać u rodziców i nie dokładać się do budżetu. Kiedy mieszkałam z mama moje alimenty całe szły do wspólnej puli. Potem kiedy już zarabiałam byłam na kilka miesięcy przed ślubem. Mama nie mogła mi pomóc finansowo wiec umówiliśmy się ze cala wypłata idzie na przygotowania do ślubu i inne wydatki typu telefon, sieciowka. Do jedzenia się nie dokładam ale to były tylko 2 miesiące wiec dało rade.
OdpowiedzUsuńJa widzę wiele plusów mieszkania rodzicow z dorosłymi dziećmi.Nie tylko z ekonomicznego punktu widzenia.
OdpowiedzUsuńU nas zrobiła się "moda" na wyprowadzanie się z rodzinnego domu i mieszkanie oddzielnie,czesto w wynajetym mieszkaniu,byle nie z rodzicami.To dla mnie chore.
Z.Z
a dla mnie to naturalna kolej rzeczy!! :)
UsuńMnie bardziej się opłacało wyprowadzić z domu. Rodzice mają długi, ich wypłaty idą prawie w całości na pokrycie zobowiązań (choć tak do końca nie wiem na co idą), ale to ja płacę na czynsz, gaz, za jedzenie, proszek do prania, chemię. Razem idzie na to cała moja wypłata. Po wyprowadzce do wynajętego pokoju i żywieniu tylko siebie, a nie 5-osobowej rodziny zostałoby mi jeszcze trochę... Poza tym mieszkanie które mamy nie jest własnościowe. Więc w pewnym momencie, mając 50 lat, stwierdzę, że nie mam nic, na nic sobie nie odłożyłam, o swoim lokum nawet nie mając co marzyć. Wspieram rodzinę jak mogę, ale oni w ogóle nie są nauczeni gospodarności i to mnie boli. Oboje palą, a mogliby już coś sobie spłacić za te pieniądze na fajki...
Usuńo tak!! pewnie, że biorę!! kilka razy już zdarzyło mi się opróżnic ich skarbonki, bo nie było drobnych w domu...;-)))na razie jednak wszystko zwróciłam....
OdpowiedzUsuńjak będa pracować i zarabiać swoje, na pewno będziemy sie umawiac na częściowe dokładanie do rachunków, uważam, że tak jest w porządku. A i wyprwoadzki "na swoje" popieram- każdy powinien umieć żyć na własny rachunek.
serdeczne
Kiedy wróciłam jako córka marnotrawna, dokładałam się, ale później zakopaliśmy topór wojenny i rodzice postanowili, że póki studiuję, to nie płacę za jedzenie i rachunki, ale moja wypłata musi mi starczyć na moje wydatki, czyli czesne, paliwo, naprawy auta, ubranie, telefon i inne takie mniej lub bardziej ważne potrzeby, czyli tak, żeby do mnie nie musieli dokładać, bo oni mi "tylko" dają dach nad głową i wyżywienie.
OdpowiedzUsuńJeśli ktoś dobrze zarabia i ma przyjemność w fundowaniu dzieciom tego i owego.czemu nie? Wszystko zależy od sytuacji.W każdej rodzinie jest inaczej,przeważnie jednak dzisiejsze pokolenie rodziców dorosłych dzieci ma dobrą sytuację finansową,oszczędności jakieś.
OdpowiedzUsuńDziś jest inaczej,trudniej o dobrze płatną pracę.
Pozdrawiam,Beta.
Oczywiście, że dokładam się do domowego budżetu. Za czasów studenckich rodzice mnie utrzymywali i dawali drobne kieszonkowe za co byłam bardzo wdzięczna. Po skończeniu studiów gdy szukałam pracy czułam się jak pasożyt, jedynie co mogłam zrobić to odciążyć mamę robiąc zakupy lub gotując obiady. Teraz dobrze zarabiam, a utrzymanie jest drogie, więc rodzicom byłoby ciężko utrzymać to wszystko (zwłaszcza w sezonie zimowym), a prawdę napisawszy wynajmując mieszkanie moje wydatki byłyby znacznie większe, bo wszystko byłoby na mojej głowie. Doceniam to co mam i ile mama musiała sobie odmówić aby mnie wychować i wykształcić. Na początku głupio jej było brać ode mnie pieniądze, ale jak dowiedziała się ile zarabiam przestała mieć skrupuły :D
OdpowiedzUsuńkażdy powinien dokładać się na tyle, na ile moze. Ale na pewno nie może być tak, że jedni pracują na drugich....
OdpowiedzUsuńWszystko zależy od statusu materialnego jednych i drugich. Ja dokładam się do utrzymania, bo wiem, że to ja (my) zużywamy więcej gazu, bo lubię mieć ciepło, więcej wody, bo dłużej się kąpiemy itd. Także logiczne jest dla mnie, że nie będę mieszkać na pasożyta i udawać, że jest fajnie. Ale też mam z czego się dołożyć, gdybym straciła pracę to co innego.
OdpowiedzUsuńTrudno mi o tem wyrokować teoretycznie, bo pierworodny już na swojem, a gdy pomieszkiwał jeszcze z nami, to nie zarabiał. Do dziś zresztą co możem, to i dopomożem, niemniej ja tegoż rozumiem tako, że są dwie tegoż układu strony: kiedyś ja mogłem, tom łożył na wszytko, czego ów mieć potrzebował (choć z pewnością nie na gwiazdki z nieba). Przyjdzie kiedy może i taki czas, że się rzecz odwróci i to mnie nie będzie nawet na najpotrzebniejsze rzeczy stać, co przy wysokości planowanych emerytur naszych jest wielce możebnem, to i ja wtedy nie odmówię pomocy, a wierę, znając go, że prosić o nią nie będę musiał...
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Coz, nie biore od dzieci bo ich nie mam...
OdpowiedzUsuńAle w ogolnosci moge powiedziec, ze nie zawszytsko trzeba brac...
Serdecznosci
judyta
Jak syn ma w danym momencie pracę/za 2000zł/ dokłada mi się do życia 350zł, jak nie ma to go utrzymujemy/ale rzadziej się to już zdarza/.
OdpowiedzUsuńdoplacic do rachunkow a i owszem, aczkolwiek dziecko powinno samo z siebie czuc taki nawyk, na pewno nie kazac dawac jakich kwot na wlasne potrzeby, brac jak najwiecej, o rachunki dopomniec sie mozna ale reszta, dziecko powinno miec odruch ze czasem cos moze dac bezinteresownie i zawsze bedzie to mily gest , nie wymuszony a doceniony chocby zwyklym dziekuje.
OdpowiedzUsuńA co jak matka żąda ode mnie całej mojej wypłaty, bo w przeciwnym razie zmówi się z bratem, wrobią mnie w chorobę psychiczną i zamkną w psychiatryku.
OdpowiedzUsuńja bym się natychmiast wyprowadziła!
Usuńkażdy powinien życ na własny rachunek, bez narażąnia na koszta innych członków rodziny
OdpowiedzUsuń