Pozwoliłam sobie na
niewybredne żarty na temat sanatoryjnych pacjentów, dlatego teraz postaram się
napisać, jak ja to wszystko widziałam, będąc przez miesiąc kuracjuszką.
Rozrywkowych osób,
świadomie wykorzystujących pobyt na imprezy, pijaństwa i miłość od pierwszego
dancingu jest zaledwie kilka i nie wiem, dlaczego budzą taką sensację bo ich
przeważnie nie widać. Rzadko jedzą posiłki na stołówce, często opuszczają
zabiegi, wychodzą z budynku koło osiemnastej lub później, wystrojeni, pachnący,
uśmiechnięci. Porę ich powrotu zna tylko recepcjonista.
Sanatorium jest
miejscem dla ludzi za młodych na dom starców i za sprawnych na szpital. Idealnym dla poratowania zdrowia. Tu nie
biegają po korytarzach dzieci, nie ma pijackich wrzasków, chodzi się spać
wcześnie i wcześnie wstaje. Posiłki bywają rozgotowane i mdłe, wszak wielu
pacjentów ma wrzodowe i cukrzycowe diety.
Nic nie trzeba robić. Po
kilku dniach dłonie stają się miękkie, delikatne, paznokcie rosną niepokojąco
szybko, jaśnieje twarz, prostują się zmarszczki. Chudnie się od picia wody i od spacerów. Nagle
okazuje się, że można rozmawiać bez napięcia, opowiadać o swym życiu i
wysłuchiwać opowieści o życiu innych. Nikt się nie wyśmiewa z oglądania
seriali, przeciwnie, można swobodnie przy śniadaniu wymieniać uwagi o wczorajszym
odcinku.
Starsze kobiety przywożą
swoją najlepszą odzież. Garsonki, klasyczne w kroju bluzki, spódnice wymagające
prasowania. W domu chodzą w nich do kościoła i do lekarza. Tu codziennie mają
okazję elegancko się ubrać, nosić biżuterię. Wymalować usta. Ułożyć włosy. Jedna
drugiej mówi, że ładnie wygląda. Są wobec siebie uprzejme i grzeczne.
Inny świat. Kiedy ostatnio
poczuły się takie zaopiekowane, ważne i spokojne? Nie pamiętają. Kiedy ostatnio
ktoś im powiedział, że mają rację? Spytał, czy napiją się kawy, poczęstował
kawałkiem czekolady? Nie pamiętają. Uczą się chodzić spacerowym krokiem bez
torby z zakupami. Siedzieć na ławce bez czekania na autobus.
Pozwalają sobie na
odrobinę szaleństwa. Pół piwa na ognisku góralskim, taniec z koleżanką z
pokoju. Taniec jest ważnym elementem kuracji, tańczyły ostatnio na weselu córki obowiązkowy taniec teściów, a w młodości tak lubiły się bawić. Ale kiedy to było.
Dobre słowo jest
kluczem. Są spragnione dobrych słów, z
wdzięcznością przyjmują każdy gest sprawniejszej osoby – przytrzymanie drzwi,
zalanie wrzątkiem przygotowanej w kubku herbaty, przyniesienie butelki wody. Dziwią
się, że ktoś to bezinteresownie dla nich robi. Są matkami, babciami, żonami. Czasem wdowami, którym w tym stanie żyje się lepiej.
W jakim świecie
przyszło im spędzić życie, że tu czują się jak w raju?
Jest jeszcze jedna
kategoria kuracjuszy. Przywożą z sobą dres i kilka książek. Nie śpią po nocach,
bo nie potrafią zasnąć w obcym miejscu. Czują się samotne, są przeważnie smutne
jak to bywa u ludzi z przewlekłym bólem.
Kupują jedzenie na mieście, nie mogąc przełknąć
stołówkowego. Nie chodzą na dancingi, unikają towarzystwa bo są nieśmiałe. Ale
wytrzymują, bo tylko wypoczynek i cykl
odpowiednio dobranych zabiegów usprawni ich i pozwoli przez jakiś czas
zapomnieć o bólu.
Lekarz mnie chciał wysłać do sanatorium z kręgosłupem ale jakoś nie chciałam bo uważam że to nie dla mnie. Za młoda się czuję no i mój pan sam sobie rady nie da...
OdpowiedzUsuńa jak Cię będzie bolało tak, że się nie będziesz mogła ruszać to da sobie rady?;)
UsuńDroga Klarko
OdpowiedzUsuńa którym rodzajem kuracjuszki jesteś Ty?:)
(dresik?garsoneczka?czy nocne imprezy? )
nie wiem, jak mnie widzieli inni kuracjusze, na imprezie byłam, na zabiegi chodziłam, nie malowałam się, czasem kupowałam sobie jedzenie, martini też.
UsuńJakie to prawdziwe!
OdpowiedzUsuńOdbierając mamę z sanatorium w tym roku prawie jej nie poznałam - henna, maseczka i włosy zrobione. Zakupy a jakże, były! Dla każdego prezent, jasna sprawa. Nowa przyjaźń - tak! Kolagen i olejek arganowy to pamiątki po pobycie, dodatki do kosmetyczki ;)
Tylko tańca i baletów zabrakło, podobno. A jak tam było to nikt nie wie.... :)))) Pozdrawiam.
Może jużo tym pisałam, ale Dziadkowie na 50 rocznicę ślubu dostali prezent w postaci tygodniowego pobytu w Ciechocinku, z zabiegami i dancingami. Nie powiem bo jak wrócili wyglądali z 10 lat młodziej, Myślę, że dla nich którzy ciężko pracowali całe życie jako rolnicy taki kawałek "luksusu" był niezapomnianym przeżyciem. Uwolnili się od obowiązków i mogli pospacerować. Wypoczęli i byli bardzo zadowoleni, a to najważniejsze :)
OdpowiedzUsuńTo ja chyba poproszę też.Na kręgosłup,a tak naprawdę na głowę;)Ile mówisz się czeka?Rok,półtora?Czekanie to moja specjalność.Raczej drugi rodzaj kuracjuszy,dresik i książka,ale pomagać,uśmiechać się,wysłuchać tez lubię.Tylko mówić o sobie nie.
OdpowiedzUsuńAleż pięknie to ujęłaś! Zresztą nie dziwota, że stosując (choćby przez dwa tygodnie) taki tryb życia, zdrowieje się w oczach.
OdpowiedzUsuńw ramach znajdowaniu pozytywów w polskiej służbie zdrowia
OdpowiedzUsuńtakie sanatoria w takiej dostępności nie są powszechna na zachodzie
Łatwiej mieć dostęp do rehabilitacji
ale to nie to samo
Wlaśnie, chciałam też zauważyć brak takich sanatoriów w niektórych krajach na rzecz fizjoterapii. Wszelkie SPA można uskuteczniać na własny rachunek. Niektóre profesje typu np. strażacy mają coś takiego jak utrzymanie dobrej i tak kondycji czy w razie urazu definitywnego taki kurs życia, gdzie się uczą posługiwania np. wózkiem inw. na schodach itp.
UsuńRaz w życiu byłam w sanatorium- miałam wtedy 20 lat. Prosto po zółtaczce typu B pojechałam na miesiąc do Długopola -Zdroju. W tamtym czasie trzy sanatoryjne budynki były wypełnione tymi, co mieli niefart zachorowania na WZW. Dieta była mało dokuczliwa, jedzenie było smaczne, zabiegi mało absorbujące. Obowiązkowe było dwugodzinne leżenie ( ale nie spanie) po obiedzie. Karmili nas jak opętani, 5 razy dziennie. Generalnie było to papu smaczne, chude, duża ilość słodkiego, bo wątroba lubi chudo i słodko. Codziennie były wieczorki taneczne w Zdrojowej Kawiarni, grali tylko powolne utwory, do najżwawszych należało tango. Prawdę mówiąc bawiłam się świetnie.Za dnia, pomiędzy jedzeniem, zabiegami i leżakowaniem łaziliśmy po dużym Parku Zdrojowym. Było naprawdę sporo młodych ludzi.
OdpowiedzUsuńPonieważ po tego typu chorobie należało być przez rok na odpowiedniej diecie, były wykłady dietetyka jak gotować, co gotować i nawet dostaliśmy odpowiednie broszurki. Niestety w ciągu miesiąca utyłam aż 5 kg i pod koniec turnusu nie bardzo co miałam na siebie włożyć. Na szczęście nigdy więcej nie musiałam jechać do sanatorium. Resztę dolegliwości zawsze doleczałam ambulatoryjnie. Teraz też nie skorzystałam z dobrodziejstw tego przybytku, ale jestem stałym pacjentem CKR (Centrum Kompleksowej Rehabilitacji, do którego dostałam się po 2 -letnim oczekiwaniu)), więc co 6 miesięcy mam codziennie przez dwa tygodnie ćwiczenia i zabiegi. Przy rehabilitacji trzeba o jednym pamiętać - wrócisz z sanatorium - ćwicz koniecznie w domu, wtedy będą wymierne efekty.
Miłego, ;)
to nie jest takie proste, bo wiele zabiegów wymaga specjalistycznych urządzeń obsługiwanych przez pielęgniarki, w domu to niemożliwe, można wykonywać ćwiczenia ale nic więcej sama nie zrobisz.
UsuńNa podglądzie nowych notek zobaczyłam "Klarka - Jeszcze o sanktuarium" i pomyślałam, że już na dobre nam przepadłaś - taniec feretronów murowany.
OdpowiedzUsuńNie każdy potrafi zauważyć w kuracjuszach zwykłego człowieka, ale też czasami owe panie wystrojone momentami przeginają w drugą stronę: na co dzień będąc normalne, w sanatorium kreują się na wielkie i ważne panie. To nie wychodzi fajnie, to wychodzi przekomicznie i tragicznie zarazem.
to tak jak na wczasach - sama zabieram do walizki odzież urlopową, czyli bluzki na szelkach, kapelusze itd. To taka odskocznia, bo wśród obcych i na chwilę można jeśli nie robi się tego kosztem innych. Choć hmm w domu dres, w sanatorium dres, straszne! A wiesz co, postanowiłam sobie teraz, ze zabiorę plakat gołego faceta i przykleję go na szafie, prawie każda kuracjuszka ma na szafie święty obrazek to ja tak dla odmiany.
UsuńA klej! Jak będziesz gdzieś nad morzem, to osobiście sprawdzę, czy prosto wisi ;)
UsuńKlarko, po raz enty stwierdzam jakim jesteś dobrym, spostrzegawczym człowiekiem. Czytałam raz i drugi i stwierdzam - Klarka do służby zdrowia. Ja się mogę tylko starać, wysłuchiwać, wczuwać a i tak mi do ciebie daleko. Zresztą inne bardziej normalne działania udaremnia skutecznie NFZ. A ja to ta w dresie i z książką ale nie nieśmiała :-)
OdpowiedzUsuńOj, nabrałam ochoty na pobyt w sanatorium! Ciekawe, czy miałabym czas na przeczytanie książek czekających w kolejce... ;)
OdpowiedzUsuńWiosną zakupiłam sobie wyjazd sanatoryjny do Wisły, bardzo dobry pomysł dla osoby pojedynczej. W miejscowości sanatoryjnej osoby pojedyncze nie rażą. Miałam znajomych przy stole, było z kim porozmawiać, pójść na spacer. Fajfy oczywiście również były :)
OdpowiedzUsuńBardzo miło wspominam i będę powtarzać.
Świetny post :) Spędziłam kilka dni w tym roku w wakacje w Inowrocławiu i Ciechocinku. Z przyjemnością obserwowałam kuracjuszy. Jak oni potrafili się pięknie bawić, tańczyć i śmiać na dansingach!
OdpowiedzUsuńPowinno być "dancingach". Przepraszam.
OdpowiedzUsuńW sanatorium byłam może z 15 lat temu. Jako dziecko miałam problemy z układem oddechowym. Bardzo miło wspominam pobyt w Świeradowie Zdroju. Ostatnio miałam okazję być w Sanatorium "Pałac na wodzie" Falkowski w Augustowie i muszę powiedzieć, że nie zawiodłam się. Pojedyncze osoby są również mile widziane, polubiłam zajęcia z masażu i okłady z borowiny. Sanatorium położone jest nad samą rzeką z dala od ulicy. Lubię często spacerować i nie należę do osób rozrywkowych, więc tym bardziej polubiłam spacery brzegiem rzeki i czytanie książek na ławeczce. Polecam Pałac na wodzie Falkowski jako miejsce wypoczynku. :)
OdpowiedzUsuń