dżem brzoskwiniowy |
Zaimponował mi ktoś,
kto wczoraj siedział pół dnia w archiwum i nawet komentował te archiwalne
kawałki. Dla mnie to znak, aby jednak nie porzucać bloga.
Byłam na mammografii.
To nie jest przyjemne badanie i chwalę się dopiero po fakcie, bo tak naprawdę
to zapisuję się a potem szukam wykrętów, aby odwołać i kombinuję jak koń pod
górę, odwlekając przeważnie z pół roku. Ale obiecałam kiedyś Kurce i tego się
trzymam. Wyniki dopiero za miesiąc, zawsze chodziłam prywatnie i były od razu a
tu niespodzianka. Trudno, zaczekam, jestem dobrej myśli. Łyżka dziegciu – jest
różnica w podejściu do pacjenta nie tylko z powodu tego czekania na wyniki.
Więcej nie pójdę, choćbym miała zarabiać na prywatne badanie kopiąc rowy.
Krzysiek mnie
uszczęśliwił, przynosząc do domu 15 kg brzoskwiń. Pewnie każda kiedyś tak miała
– a to niespodziewany kosz grzybów do przerobienia natychmiast, a to pół tony
jabłek (Magda, Ty wiesz) lub wiadro porzeczek.
Przepis podaję – nie kląć
na chłopa. Iść do piwnicy, przytargać kocioł, słoiki i cukier. Włączyć radio i
zmywarkę. Owoce sparzyć i obrać ze skórki.
Paznokcie pielęgnowane na wiejskie dożynki bardzo się przydały. Na
dożynkach i tak mnie nikt nie będzie po rękach całował a zresztą spracowane
ręce wizytówką robotnej kobiety, o! Szlag, co ja wypisuję.
Obrać i wypestkować,
śpiewać razem z radiem. Jak się śpiewa przy robieniu przetworów to nie
spleśnieją. No co, wymyślam nowe zabobony. Jak się słoiki wymyły to ugotować ulepek z cukru i
wody, poukładać owoce, zalać syropem i do kotła. Rozgniecione
kawałki usmażyłam na dżem. O dziesiątej Krzysiek wlazł do kuchni i widząc gotowe
przetwory stwierdził, że jutro przywiezie kolejne 15 kg. Nie kląć na chłopa.
Nie wybieram się na
Blog Forum Gdańsk. Nie pasuję do tamtego świata a spotkać się z innymi
blogerami mogę wszędzie. Odkryłam nawet tajemnicę tych spotkań. A nie zdradzę.
Watrowisko pozdrawiam.
Witam! Nie , nie i jeszcze raz nie! proszę pisz dalej jesteś wspaniała, czytam wszystko, o kotach też choć ja psiara jestem . pozdrawiam wierna lecz cicha wielbicielka joguzia
OdpowiedzUsuńa to miło, że się odezwałaś:)
UsuńOdpozdrawiam Klarko :)
OdpowiedzUsuńNo to ja wczoraj byłam warcząca na Jożina. Miał oberwać tylko renklody, małe wyjątkowo tego roku, ale za to obficie oklejone na gałęziach, to było tego tak z pięć wiader. Wcześniej kupił wiaderko ogórków do ukiszenia, a gdy myłam słoiki , to przyniósł jeszcze coś już nieżywego do poporcjowania i upchania w zamrażalniku.
Siedziałam przed domem na stołku myłam i pozbawiałam pestek te śliwki, warczałam pod nosem, bo kiedy ja to wszystko zdążę porobić. I dobrze, że przed domem, bo przechącą młodzież obdarowałam dwoma wiadrami tych owoców, skracając tym samym czas na ich przetwarzanie:D
Mammografię robię co dwa lata, nie płacę, bo jestem w grupie ryzyka. Teraz mam o tyle wygodnie, że na wieś zajeżdża mammowóz, więc nie ma to tamto . Wyniki przysyłane po miesiącu.
Klarko, ja mała nie jestem , mój menż też nie ułomek, ale zaskoczona byłam posturą pana, który ostatnio obsługiwał urządzenie. Wchodzę ja do tego wozu, a tam wita mnie OLBRZYM i to na dodatek czarnoskóry, nie że ja rasistką jestem, ale był koloru napradę asfaltu !. No cóż wycofać się głupio, i jakimiś żartami przełamałam opory .
jak mogłaś warczeć na wielbiciela kiciulków:x.
UsuńZ drugiej strony oni naprawdę czasem zachowują się jak myśliwi i zwłóczą to wszystko do domu jakby wojna miała być a na koniec się dziwią - to się nie cieszysz?
A ja nie śpiewałam... ojej... może teraz pośpiewać słoiczkom? Jak myślisz pomoże? I nawet nie myśl o porzucaniu bloga!
OdpowiedzUsuńSerdeczności!
O! Widzę, że nie tylko u mnie szał zapraw. :)
OdpowiedzUsuńNie zauważyłam różnicy pomiędzy wizytą na mammografii na koszt funduszu a tej odpłatnej. Ta sama technika usiłowania usunięcia piersi bez skalpela, niestety b. bolesna, a panie techniczki tak samo mało miłe i mało uprzejme.Ale ja chodzę wpierw na USG, ale tylko dlatego, że mam lekarkę, która się super zna na tym co widzi i pracuje na nowym, dobrym sprzęcie. I chodzę regularnie co rok, oczywiście prywatnie. Kiedyś musiałam chodzić co pół roku, bo brałam HTZ.
OdpowiedzUsuńJuż dawno odkryłam, że nie ma się co denerwować "na zapas", wystarczy gdy będziemy się denerwować w chwili poznania złego wyniku.
Jak to miło, że już nie muszę robić żadnych przetworów na zimę!
Miłego, ;)
P.S.
Zadusiłabym własnymi rękami tego, kto przytargałby mi niespodziewanie owoce na przetwory. Musze mieć wszystko zaplanowane w tej materii, a nie ad hoc.
nie straszmy dziewczyn, ale..ja tak się właśnie czułam, miałam wrażenie, że za chwilę mi ta pierś wybuchnie.
UsuńLubię robić przetwory, wiem, co jem, a narzekam teraz bo to naprawdę pracochłonne zajęcie.
Klarko - jak ja Cię lubię :) - a opisy no ... bajka ... :). Ja tu przychodzę do Ciebie kilka razy na dzień ... ani się waż porzucać pisania bloga. Uściski A. D.
OdpowiedzUsuńa i u mnie Mamuśka przerobiła 4 skrzynki malin = ze 40 butelek soku, do tego dwie skrzynki brzoskwiń na dżem :)
OdpowiedzUsuńRafał vel lipton_ER
Bo dlaczego to tak jest, ze teraz wszystko naraz? ogorki, sliwki, brzoskwinie, grzyby? dobrze, ze bananow nie trzeba przerabiac;)
OdpowiedzUsuńMnie tez to czeka jutro, gdyz bedac tydzien temu u znajomych nieopatrznie zachwycilam sie renklodami, wtedy jeszcze nie calkiem dojrzalymi... Chcecie? jasne! a ile? troszeczke, nie wiecej. juz sie boje ile to bedzie ta troszeczka;)
Pozdrawiam wszystkie spracowane paznokcie!
tez Monika
wiaderko?:D
Usuńa ja tam bym chętnie takie widaro brzoskwiń przyjęła, w końcu mam mozlwiość przesiadywania w kuchni ile chce, kilka słoiczków truskawek i malin mam, ale coż to kilka słoiczków jest.
OdpowiedzUsuńNie klać na chłopa pewnie że nie, postawić go do obierania i zmywania;) ewentualnie moze śpiewać, jak ma glos;)
ale mam notek do nadrobienia, u kogo jak u kogo ale u Ciebie to musze nadrobić;P
Punkt (punkty) w przepisie na weki : 'nie klac na chlopa' to chyba wezykiem trzeba, wezykiem podkreslic. I nie klac w ogole... bo przetwory splesnieja i paznokiec (pazur) wypielegnowany sie zlamac... i depresja gotowa.
OdpowiedzUsuńBrzoskwinie to chyba ladnie pachna przy obrobce?
Krzyśka to pewnie zapach dżemu zwabił do kuchni, mnie by na pewno zwabił ;) Jeżeli chodzi o przetwory to u mnie wyłącznie wrzywne, bo szczerze przyznam, że swojej roboty dżem w słoiku lubię tylko jabłkowy, a z innych owoców to takie zaraz po przygotowaniu, jeszcze parujące, mmmm pycha!! W słoiku jakoś tracą swój smak.
OdpowiedzUsuń)) Klarko jak się u mnie zaczną zbiory brzoskwiniowe to Cie poproszę o przepisy )))
OdpowiedzUsuńCiekawe, mój mąż wczoraj przytargał mi 15 kg ogórków. Zmowa jakaś!!!
OdpowiedzUsuńI ja czasem śpiewam podczas robienia przetworów czy gotowania.Tylko brzoskwiń nie mam. Za to rekompensuję to sobie teraz sliwkami i dzikim bzem.Ręce rózowo-filoetowe, w domu pachnie, w głowie piosenki Grechuty, które zawsze mi odpowiedniego nastroju i wigoru dodaja.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię Klarko w Twej brzoskwiniowej kuchni serdecznie!:-)
Uwielbiam wymyślanie zabobonów!
OdpowiedzUsuńwczoraj wrzuciłam komuś na blog Twój adres z zabobonami;D
UsuńJakie piekne sloneczne konfitury:)
OdpowiedzUsuńOj chyba dużo brzoskwiń będziesz miała do zjedzenia zimą :-)))
OdpowiedzUsuńMimo wszystko zazdroszczę tych brzoskwiń zimową porą :-)
nie wychodzi dużo, bo to się obiera, pestki wyrzuca, a jak się wysmaży to jest z 10 słoiczków.
UsuńJa dwa ostatnie dni walczyłam z grzybami. Już mam dość, a przecież sezon grzybowy się jeszcze nie zaczął ;)
OdpowiedzUsuńTakie tam drobne ilości - ja ostatnio przerobiłem na sok 100 kg gruszeczek :D
OdpowiedzUsuńA co do tego "nieżywego", to ja co prawda nie mam Jozina, ale za to mam Knezia Maryjana, który od czasu do czasu mnie czymś uszczęśliwia, jako to np. wpadł kiedyś w Wigilę i pyta:
- Chcesz parę rybek? Taki drobiazg!
- Dawaj! - mówię, bo rybki lubię.
A ten wpada z wiaderkiem TRZYDZIESTOLITROWYM!!! No dobra, do Wigili jeszcze trochę, szast prast, po 10 sekund na rybkę i z wielkiego wiadrzyska karasi zrobiła się połowa tego wiadra tuszek karasiowych. UFFF!!!
A niedługo potem dzwoni i mówi:
- Mam jeszcze trochę tego drobiazgu, chcesz? Bo wywalę!
- Dawaj mówię, troche jeszcze obrobię.
No i wpada Kneź Maryjan z DRUGIM TAKIM SAMYM WIADERKIEM!!!!!
Zatkało mnie, ale Wigilia coraz bliżej, to zabrałem się za robotę - ogłuszyć, skrob z jednej, skrob z drugiej, ciach, mach i do miski - pięć sekund na rybkę to zajmowało, bo wprawa rosła.Potem siadłem do telefonu i dawaj dzwonić po wszelkich znajomych, a było juz po południu:
- Rybek chcesz? Dobre rybki, prosto ze stawu, najlepsze, przecież od Maryjana, to ile ze trzy kilo? Może ze cztery? Nie? To szkoda, nie znasz kogoś kto ma ochotę na rybkę w WIGILIE???? Większość udało się rozdać, bo w końcu oskrobane, oczyszczone i umyte, reszta poszła do zamrożenia i po usmażeniu do zalewy. A rybki teraz skrobię ot tak sobie, od niechcenia :D
Moze tak podac Ci swoj numer tel. na wypadek gdyby ta manna rybna znow cie obsypala? - No nie, mam swojego Maryjana z rakami tez :)
UsuńPodziwiam sprawnosc oskrobywania :) 10 sek/rybke!
SPECJALNIE CAPSEM - NIECH SIĘ ŻADEN MARYJAN NIE ODWAŻY PRZYNOSIĆ MI RYB Z ŁBAMI ZWŁASZCZA!!
UsuńPosiadaczu Maryjna, po drugiej porcyjce było w porywach 5 sekund na rybkę!!! :D
UsuńKlarko, dasz parę łebków kotku, a resztę zamrozisz na później. :P
UsuńA nie jesteś jedyną, która nie lubi gdy rybka łypie spode łba na Ciebie, dlatego rozdawałem takie już nie łypiące. :D
to jest całkowicie niewytłumaczalne - kiedy widzę na blacie rybę wraz z łbem, wrzeszczę i uciekam z kuchni. Zazwyczaj jestem opanowana a tu nie utnę łba i koniec, nawet, jak ryba jest dawno martwa.
UsuńTo ja miałam odwrotnie i miłe zaskoczenie. Wyniki za tydzień i od razu wizyta u onkologa, bez wcześniejszego zapisu. Zwyczajnie odebranie wyników i marsz do pokoju przystojnego doktorka. Na wejście czekałam z 5 minut.
OdpowiedzUsuńOdpowiedział uprzejmie na pytania dotyczące decezji znanej aktorki i zaprosił na badnie kontrolne z 1,5 roku. Szok normalnie!!!
Aaaaa zapomniałam o przetworach, troszkę Ci zazdroszczę, że tak sobie możesz śpiewać i mieszać w garze pełnym brzoskwinek. Nie mam ani brzoskwinek, ani głosu do spiewania. Cieszę się że zrobiłam 5 słoiczków po keczupie borówek, które z Wu zebrałam ostatnio w lesie.Żałuję, że tak późno się kapnęłam, że czas je zbierać. Jak pojadę następnym razem to juz pewno wyzbierają. Są pyszne, bo już jeden słoik wchłonięty.....
Usuńpo złotówce za kg kupił, nie mam w sadzie bo wymarzły. Sok z aronii też robiłam. Tego akurat mam zatrzęsienie.
UsuńNie no jak można przerobić na raz 15 kg...Ja robię po 3 góra...
OdpowiedzUsuńTo bardzo proste, przerabiasz np. 200 kg i po tym doświadczeniu 15 jest już niewielkim problemem :D
UsuńAgato, Kneź nie żartuje, widziałam na własne oczy jak robią "niechcący" i nie wiadomo kiedy kiełbaski dla pułku głodomorów, widziałam również imponujących rozmiarów dymiony i tam nie ma mowy o paru kilogramach owoców.
UsuńZastanawiam się, dlaczego w dobie olbrzymiej techniki, nie wymyślą takiego urządzenie, żeby nas przy, koniecznym przecież, badaniu nie bolało.
OdpowiedzUsuńNie robię przetworów, bo nie ma ich kto potem jeść. Natomiast co mogę, to mrożę.
Kupiliśmy śliweczki, takie modre, piękne i zachęcające.
OdpowiedzUsuńPo przyjściu do domu okazało się że pestka trzyma się miąszu jak pijany płotu i są o smaku kwasku cytrynowego.
Garnek, trochę wody, rozgotować, wyłowić pestki, przetrzeć, zredukować. Kupiłem nie tak dawno sos sliwokowy TAO po 23.- za niewielka buteleczkę. Teraz mamy 3 sloiki za 4.
Miesko + sos + maslanka, ze 2 dni potrzymac w lodowce, usmazyc
Pozdro
Nie kląć na chłopa. Brzoskwiń zazdroszczę. Owoc przepyszny i przetwory pycha.
OdpowiedzUsuńRobiłam ostatnio mammografię- wyniki były po kilku dniach.
Miesiąc- nie chce się wierzyć ? Skąd tak duża różnica?
Mammografie mialam robiona tylko raz w zyciu, kilka lat temu. I chociaz panie byly przemile, to wygniotly mnie za wszystkie czasy. Ale jak znow bede musiala to pojde, bez szemrania. No, moze na blogu pozale sie jak jestem biedna. :)
OdpowiedzUsuńAle numer! To jest jakieś spotkanie w Gdańsku!?! Łał!!!!!! przecież w Gdańsku nic się nigdy nie dzieje. Nie znam żadnych blogerów z Gdańska. W ogóle zresztą nikogo z Gdańska nie znam. Ano, tak; Przecież ja jeszcze nawet nie jestem blogerką, tylko komentatorem. Znów się późniłam? Jak ze wszystkim w swoim życiu.
OdpowiedzUsuńHm..., Errato, jesteś prawdziwym skarbem i unikatem! Prawdziwy komentator? Toż to gatunek na wymarciu! Prawdziwych komentatorów już nie ma, wszędzie są już tylko blogerki i czasami trafi się bloger, ale blogerzy się nie liczą, bo do nich nie można mówić "witajcie kochane", wiec lepiej udawać, że ich nie ma. Tak czy inaczej każdy komentator jest na wagę złota, bo nie pisze, "ale słitaśny blog, zapraszam do siebie", ani nie ma pretensji, że "dawno u mnie nie byłaś, a ja to ciągle się odzywam". A poza tym nie zazdrości i nic nie chce, poza przeczytaniem kolejnej notki! :D
UsuńA do Gdańska to możesz sobie pójść na stadion, czy jakoś tak, i z daleka sobie posłuchać i łapką pomachać wielkim sławom, z pękatymi licznikami i rozdętym ego. Oni Ci powiedzą dlaczego inni nie mają przyszłości i na czym polega blogowanie. :D
Kneziu, to zabrzmiało prawie jak pnp:D
Usuńa dlaczego nie można mówić do blogera "witaj kochanie"? Można, i można go nawet klepać po tyłku! Wirtualnie i realnie też. Teraz poważnie - komentator naprawdę jest dla mnie ważny bo no co, próżna jestem, to raz, ale i tak nie to najważniejsze. Chcę poznać zdanie innych na tematy, o których piszę, często pytam, gdy czegoś nie wiem, a trafiają się też Komentatorzy - poeci filozofowie, sól dla bloga bardzo trudno ich zatrzymać na dłużej. Z BFG jest tak jak i z reklamą tych pięknych wieczorowych sukien. Za prezentację sukni na blogu czyli własne zdjęcie w niej sklep proponował mi wybranie sobie jednej, i tak co dwa miesiące. Niejedna blogerka byłaby uszczęśliwiona taką propozycją a ja podziękowałam, bo po cóż mi taka suknia.
Errato - jest to coroczne spotkanie 100 blogerów, bardzo prestiżowe, wcześniej przeprowadzana jest selekcja i dość trudno o zaproszenie. Byłam dwa lata temu, organizacja bez zarzutu, uczestnicy pełni entuzjazmu, warsztaty z profesjonalistami. Byłam głównie po to, żeby zobaczyć, jak to jest, zbieram doświadczenia.
UsuńNo co ja mam robić, gdy mnie witają "witaj kochana"? (nie kochanie) :P
UsuńCo do klepania po tyłku, to trzeba było sobie jakieś święto sprawić, tak? No!
Errato, podobno od errat chroni św. Jan Kanty, patron Drukarni Zamojskiej? Kiedyś nawet spotkałem specjalne zawołanie (dewizę, prośbę?) po łacinie. :)
witaj kochana (dyrekcjo)
UsuńA ja przeważnie ostatnio tylko czytam a tu komentatorów poszukują! Nareszcie mogę sobie powiedzieć- to ja. Zaraz potem niestety jednak widzę ze z filozofią to może u mnie nie najlepiej :-) Jak ja lubię jak tak sobie z Okrutnym gawędzicie :-D
Usuńmam nadzieję że nawet gdy już zaczniesz pisać o tych lesbijkach to nadal będziesz tu komentować, a serio serio - tak często robią komentatorzy - daje się polubić, czekam na komentarze a pewnego dnia fik mig komentator znikł, i nawet nie napisze za co się obraził
UsuńPrzetwory cudownie smakują zimą. Jeżyny ostatnio zbieram na raty bo na raty dojrzewają i czytałam że seler ma dużo magnezu sok z selera podobno ma. :)
OdpowiedzUsuńpozdrowienia Klarko
Pozdrawiam z uśmiechem znad pojemniczków pełnych malin i pomidorów: sok i przecier, przecier i sok itd... M.
OdpowiedzUsuńMnie w tym roku naszło na sosy i koncentraty pomidorowe, chcę jeszcze zrobić pastę paprykową - wszystko po raz pierwszy, więc zobaczymy, co z tego wyjdzie :)
OdpowiedzUsuńP.S. Z tych jabłek to takie szarlotki były, że klękajcie narody! Mniam! Michaś był zachwycony :)
O tych dodatkach to napisałem humorystycznie. Bo wiem, ze to najmniej ważne w aucie.
OdpowiedzUsuńA nie pouczasz mnie. A nawet jak pouczasz to ja do nauki się garnę. Masz rację. Na Blog Forum w Gdańsku byłem na takich warsztatach. Fotografia streetowa to się nazywa. I tam mówili co można a co nie. Ale i tak żeby zrobić ciekawą fotkę czy reportaż TO SIĘ JEDZIE PO BANDZIE......
Klarko. A co bloga chciałaś porzucić?????? Rozumiem Ciebie. To zmęczenie materiału. Zawsze można zamknąć na kłódkę na dwa miesiące i powrócić. Też tak miewałem.
Najważniejsze, ze pasujesz do swoich. Nie musisz do Blog Forum. A co już organizują następne BFG?????
Pyta się i znika
Vojtek
Te gadżety to będą. Serio. Ale napisałem, ze to nie pierwszoplanowe. I oczywiście Ali Felgi, foteliki kubełkowate, rajdowe i wizyta W KRAKOWIE CZYLI SPOTKANIE Z KLARKĄ. To jest dopiero bajer !!!!!!!!!!! :)
OdpowiedzUsuńDzięki za BGF
A props. Przy okazji namawiam Panów na wizytę u urologa. Kontrolną. Ja byłem. Wszystko dobrze jest. Będę za kilka miesięcy. Też może trochę nie przyjemne. Ale konieczne.
OdpowiedzUsuńVojtek
Nie kląć tylko ewentualnie oddać w dobre ręce( owoce nie chłopa), które przetworzą i w podzięce kilka słoiczków podrzucą ;)
OdpowiedzUsuńJa teraz przerabiam maliny i jeżyny -poganiana przez Tatę, który zrywa jak szalony, i monitorowana telefonicznie przez Mam, która oburzona na Tatę,że taki wyrywny kiedy jej na wsi nie ma ;)
P.S. ogórków tak się pozbyłam wywożąc aż za granicę, za to od lokalnej P. dostałam nadmiar kurek, którą zasypał jej mąż...oddawanie w dobre ręce ma sens ;P
Nie kląć na chłopa to powinna być podstawa każdej sytuacji w życiu, ale zwykle nie jest.
OdpowiedzUsuńKlarka, ten komentarz o teściowej i swoim portrecie cudny:-))
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz. Nie rezygnuj z bloga - dopiero zaczynam go czytać.
Pozdrawiam
ma
Nie porzucaj bloga, dopiero dziś na niego trafiłam.Wpis o przetworach bardzo mnie zmotywował. Nieco go zmodyfikowałam; i... przesadziłam piwonie koło których, od tygodnia chodziłam jak pies koło jeża. Pozdrawiam gorąco, Ol-Ka. A do bloga przysiądę, i owszem.
OdpowiedzUsuńDroga Klarko!
OdpowiedzUsuńCzytające ten wpis chciałam Cię serdecznie pozdrowić! Piszesz o kimś, kto spędził pół dnia przeglądając archiwum :-D A to zupełnie jak ja ;-) Kilka dni temu wróciłam do czytania Twojego bloga po wieloletniej przerwie, czytałam wpisy od najnowszego, ale wiele się zmieniło, i stwierdziłam, że muszę cofnąć się naprawdę daleko, żeby "być na bieżąco". Uwielbiam Cię za dowcip, styl, wrażliwość, za całokształt :-)
Serdecznie pozdrawiam, i zapewniam, że ta buszująca w archiwum w najbliższych dniach to będę ja :-D
Ewelina
Uśmiecham się do Ciebie bo właśnie dziś rozmawiałam z pewnym studentem o moim pisaniu. On zmywał naczynia w studenckiej kuchni a ja czekałam, aż skończy i wyjdzie aby umyć kuchenkę, blaty i podłogę. I tak sobie gadaliśmy o swoich zajęciach. Podczas tej rozmowy zrozumiałam, dlaczego teraz nie piszę. Bo aby pisać, trzeba się rozwijać, trzeba czytać, patrzeć, słuchać, pytać. A kiedy się ciężko fizycznie pracuje, to nie ma sił na nic. Myślałam kiedyś, że mogę pracować i pisać. Myliłam się. Nie da się siedzieć na dwóch krzesłach, angażować się emocjonalnie w takie odmienne stany. Albo sprzątanie albo pisanie. Umęczone fizycznie ciało nie pozwala na twórczą pracę. Przesyłam serdeczności, mam nadzieję, że nie poczujesz się rozczarowana.
UsuńCzasem mnie wzruszasz, czasem wywołujesz uśmiech, czasem zadumę, ale nigdy nie rozczarowujesz :-)
UsuńDoskonale to rozumiem, że człowiek fizycznie zmęczony nie ma na nic sił... (poza tym, co niezbędne). Ja jestem dziewczyna ze wsi, moi rodzice ciężko pracowali i nadal pracują, mój brat również, i ja też wiem, czym jest ciężka praca, chociaż już od wielu lat nie potrzeba takiej pomocy przy np. żniwach czy kopaniu buraków jak dawniej. Teraz to zajęcie dla silnego mężczyzny, który posługuje się odpowiednim sprzętem, chociaż to nie znaczy, że jest lekko. Po całym dłuuuugim dniu pracy wraca do domu, zje, wykąpie się i zasypia, jak tylko gdzieś przysiądzie... Ale to tak na marginesie.
p.s. jestem "już" w 2014 roku. Już kiedyś czytałam te posty, ale jakże miło do nich wrócić ;-)