Będzie bardzo długo i
osobiście.
Okoliczności, w jakich poznałam Asię, jeszcze wtedy nie narzeczoną tylko dziewczynę syna, były dość
paskudne. Spędziliśmy bowiem, nie znając się zupełnie, kilka godzin w jednym samochodzie. Ja w
podróży jestem okropna bo potrzebuję przerw, boli mnie kręgosłup więc
zatrzymujemy się, spaceruję, pijemy kawę, szukamy toalety, i tak zamiast trzech
godzin jazdy robi się pięć.
Jechaliśmy na wesele,
Asia nie znała tam oprócz mojego syna nikogo! Ale za to z pewnością miała świadomość, że będzie musiała poznać
hurtem calutką rodzinę, macie pojęcie? Babcia, ciocie, wujkowie, kuzynki no i
oczywiście ja.
Po takiej podróży
należało się wypindrzyć i lokalny arcymistrz stylizacji fryzur porobił nam na
łbach kopy siana. To nic, wesele było naprawdę wyjątkowe, choć kelnerka dwa
razy wylała coś na mnie a za trzecim razem oblała mnie czymś szwagierka.
Wyglądało, jakbym się spiła bo normalnego człowieka coś podobnego nie spotka.
Mnie spotkało, jedną sukienkę zmieniłam ale w drugiej już zostałam taka oblana
bo co miałam zrobić. Przysięgam, że uważałam, siedziałam przy stole ostrożnie,
serweta na kolanach i nie było w tym mojej winy.
W drodze powrotnej
przysypialiśmy w aucie, wiecie, jak to jest po imprezie. Tak więc widzicie,
pierwsze spotkanie nie było zbyt udane ale na szczęście Asia dzielnie to
przetrwała.
Potem młodzi
przyjeżdżali do nas bardzo rzadko i prawie zawsze przypadkiem. Czasem spałam,
potrzebuję drzemki w ciągu dnia, gdy bolą mnie stawy, czasem w najgorszym dresie szorowałam na
kolanach piekarnik i wyglądałam jak czarownica, co mnie szalenie krępowało, chciałam wyglądać zawsze pięknie i mieć dom wysprzątany na błysk a było różnie.
Poznaliśmy się bliżej dopiero
w zeszłym roku, gdy podjęliśmy decyzję o wspólnym zamieszkaniu. Bałam się jak
diabli choć myślę, że Asia bardziej. I co? Kiedy się wyprowadzali, usłyszałam –
nigdy nam tak dobrze nie było jak przez ten czas. Ja też tak czułam, to były
naprawdę miłe, pełne ciepła i szczęścia rodzinnego miesiące.
Oczywiście nie obyło
się bez wpadek. Kiedy do Asi przyjechała rodzina, ja poszłam z ich dzieckiem na
spacer, wracam, a w domu pełno much! Był wrzesień, na stole stało jedzenie, w tym
ciasto i świeże owoce, co wystarczyło, by natychmiast przez otwarte okno
naleciało owadów, w tym rój owocówek. Myślałam, że się spalę ze wstydu. Kto
mnie zna to wie, jaką mam na tym punkcie obsesję, dawniej w każdym oknie była
siatka a w drzwiach obowiązkowa firanka.
Następnym razem miała
przyjechać mama Asi i młodzi powiedzieli mi o tym ze dwie godziny przed
odwiedzinami, no, pięknie. Nie zdążyłam nic, po prostu nic przygotować. Czułam się
okropnie a dzieci specjalnie tak zrobiły bo nie chciały, abym „czyściła
grzejniki od środka i robiła przyjęcie dla pułku”. Była więc herbata i jakieś
byle jakie ciastka i tyle. Znów się nie popisałam. Na szczęście mama Asi okazała
się być bardzo miłą osobą choć obydwie byłyśmy niesłychanie tym spotkaniem
przejęte i dopiero teraz, przy drugim spotkaniu, pogadałyśmy normalnie, jak
kobieta z kobietą, czyli trochę plotek, trochę poważnie a najwięcej żartów.
Wszystkie te przykłady podałam, abyście wiedzieli, że staranie się na pokaz nie ma sensu i nie kończy się dobrze.
Pewnego jesiennego
wieczoru siedziałam w swoim pokoju gdy przyszła Asia i zaniepokojona zapytała –
a gdzie jest tata? Spojrzałam na zegar, rzeczywiście mąż już dawno powinien
wrócić z pracy. Jej słowa wyrażały szczerą troskę a ja poczułam, jakby ktoś
bliski wrócił do domu z dalekiej podróży albo odnalazł się po długiej rozłące.
Tak się tworzy rodzina i wcale nie trzeba więzów krwi. Wystarczą zwykłe pytania
– jak się czujesz, czy zjesz ciepłą zupę, jak poszło w pracy, podrzucenie
ciekawej książki czy filmu. Wspólne smażenie dżemu i sprzątanie na zmianę
łazienki. Zwykłe dni a w nich łagodność, troska i delikatność.
Czasem mówię, że coś mi
się nie podoba, ale to wcale nie znaczy, że oczekuję od młodych zmiany decyzji.
Pomagamy ale nie wtrącamy się. Moja mama
też tak robi i dopiero teraz rozumiem, ile siwych włosów musi ją to kosztować choć potrafimy odnajdywać radość w codzienności i cieszyć się z drobiazgów. Jak dzieci
są zdrowe i szczęśliwe to mama też, i ja mam dokładnie tak samo.
Tym długim i niezwykle
szczerym postem przedstawiłam Wam bliżej
moją rodzinę i siebie w charakterze teściowej.
Cieszę się że mogę bywać tu u ciebie. Dziękuję ci za to. Może jutro napiszę więcej, zebys miała co poczytać :-) Jednym słowem - nie straciłas syna, zyskałas córkę.
OdpowiedzUsuńJakie to wspaniałe ... móc być takim wspaniałym. Nie każdemu jest dane odegranie takiej roli. Czasami jesteśmy zmuszeni robić dobrą minę do złej gry. Choć nie do końca jest to nasza gra.
OdpowiedzUsuń:)) Mam też jednego syna i też ostatnio jestem trochę w roli "teściowej", czy dobrej? Jeszcze tego nie wiem, z oznak wygląda, że nie idzie mi najgorzej.....Ale nie staram się zbytnio, jestem jaka jestem i już:))
OdpowiedzUsuńBuziaczki Klarko.
I bardzo dobrze, ze tak sie stalo, tak jest naturalnie, nie lubie jak sie ludzie niepotrzebnie spinaja. Zycie to nie proba generalna, to zwykla codziennosc, w ktorej czlowiek nie zawsze wyglada najlepiej, nie zawsze ma wypucowane, ale tak wlasnie ma byc:))
OdpowiedzUsuńLubie przyjmowac gosci, lubie jak dzieci z polowkami przychodza na swieta, lubie zwlaszcza wtedy przygotowac wiecej i lepiej.
Ale najbardziej lubie siedziec z nimi przy stole a nie kursowac od stlu do zlewozmywaka.
Chce zeby kiedys jak beda wspominac te swieta pamietaly, ze bylam z nimi a nie jako kelnerka.
Po obiedzie odchodzimy od stolu i zasiadamy przy innym na deser, to co zostalo na tamtym stole samo nigdzie nie ucieknie i moge sie tym zajac jak ich juz nie ma:))
Dość szybko nauczyłam się, że nic na pokaz - wszystko jedno kto ma przyjść, wszystko ma być normalnie.Tyle tylko, że jeżeli wiem wcześniej kto ma przyjść staram się podawać do stołu to co dany gość lubi, a jeśli nie wiem, to nie mam problemu z "przepytaniem na okoliczność". Bardzo lubię i cenię swego zięcia, to naprawdę dobry i miły chłopak- zyskałam okazjonalnie drugie dziecko i to bez ciąży i porodu, co jest wszak istotne.:))) A na niespodziewane wizyty to jestem bardzo odporna - do tego stopnia, że potrafię wcale nie przerwać tego, co robię.
OdpowiedzUsuńOstatnio obierałam kartofle i szykowałam obiad. Ciekawe co sobie pomyślała sąsiadka. Pewnie,że jestem niekulturalna.
Miłego, ;)
no co Ty, ja bym poprosiła o nóż i pomogła Ci po prostu.
UsuńCześć, zazdroszczę Ci trochę... Właśnie niedawno przestałam być "potencjalną teściową", młodzi bowiem po dwóch latach uznali, że to jednak nie to. W żaden sposób nie wpływam na nich, delikatnie wspieram syna, żeby nie czuł się winny, bo przecież nic złego nie zrobił. Bardzo chciałby zostać dobrym znajomym i przyjacielem swojej byłej dziewczyny, mam nadzieję, że tak się stanie. Ot, nie dobrali się po prostu i niczyjej winy w tym nie ma, wiem, że nie można spędzić życia u boku kogoś, kogo nie do końca się akceptuje albo kogoś, czyje zachowanie zwyczajnie wkurza:-)
OdpowiedzUsuńJednak, Klarko, zazdroszczę Tobie fajnej synowej. Mam nadzieję, że i mój dzieciak znajdzie miłość swego życia, jak i ja przed laty znalazłam. No i nie ustaję w oczekiwaniu na wnuki. A Ty?
widzę, jak moja siostra zwariowała z powodu wnuczki:)))była surową mamą a babcią jest na zawołanie, niezwykle oddaną. Ja nie wiem, czy tak bym umiała.A Ty?
UsuńJa też nie jestem pewna, czy tak bym umiała, ale to podobno babciom przychodzi o wiele łatwiej niż mamom. I na to właśnie liczę. A jeszcze jakby to była dziewczynka, pierwsza i jedyna w naszej szeroko rozumianej rodzinie, to już na pewno szaleństwo pewne! Ech, rozmarzyłam się...
UsuńCiesze sie, ze w koncu zaczynaja padac mity o tesciowych.
OdpowiedzUsuńSama mam fajna ukladanke, bo dziewczyna mojego syna jest Amerykanka peruwianskiego pochodzenia.
Uwielniamy sie na wzajem, choc hiszpanski nie jest moja mocna strona:)
Wspieram ich oboje, szanuje ich decyzje I swietnie sie znajduje wsrod hiszpanskojezycznych cioc I wujkow. Radosci I smiechom nie ma konca, pieknie jest.
Zamierzam byc wyjatkowa tesciowa I ze swoim uporem dopne tego.
Gratulacje za normalnosc;)
jesteś fajną teściową. A to, że dzieciom było dobrze w tamtym czasie to świadczy bardzo wiele :) Ja wyprowadzając się po roku mieszkania z babcią męża byłam jak najdalsza od takiego stwierdzenia! Nadal jestem - choć minęło już 17 lat od tamtego dnia. To cudowne, że może być inaczej. Pozdrawiam gorąco :***
OdpowiedzUsuńTwojej synowej gratuluję teściowej. Tobie i Twoim najbliższym życzę zdrowia i miłości :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie masz jeszcze jednego syna, a ja jeszcze jednej córki, bo my obydwie na pewno byśmy się dogadały.
OdpowiedzUsuń(po 50)
Medal z "teściowania":)
OdpowiedzUsuńpozdro,Beta
Klarka! Jestem z Ciebie DUMNA!
OdpowiedzUsuńMieć synowa to nie sztuka. Sztuka jest być dobrą teściową.
OdpowiedzUsuńGratuluję
OdpowiedzUsuń"Modne jest takie powiedzenie, że dzieci są szczęśliwe tylko wtedy, gdy ich matka jest szczęśliwa, ale ja się z tym nie zgadzam bo nigdy nie zależało mi na realizacji własnych marzeń kosztem rodziny, więcej radości przynosi mi powodzenie i zdrowie bliskich i to właśnie najbardziej mnie uszczęśliwia. Nie znaczy to, że żyję cudzym życiem, po prostu nie zależy mi tak bardzo na tym, by coś mieć, wolę się dzielić i z tego mam najwięcej satysfakcji."
Klarko, przemysl jeszcze raz ten wstep bo on do mnie nie przemawia jako uzasadnienie modnego powiedzenia. Szczescia (odczuwane szczescia) sa rozne w zaleznosci od osobowosci. Dodatkowo powiedzenie (modne) to wielki skrot myslowy. 'Mama szczesliwa - dziecko szczesliwe' bez wyrazu uscislajacego 'tylko' :)
Reszta tekstu jak zwykle dobra!.
Buziole :* presylam (tez modne :D)
rzeczywiście nie udało mi się oddać tego, co chciałam bo choć myślę o pewnym stwierdzeniu od miesiąca lub dłużej, nadal nie przemawia do mnie. Chodzi też o mocniejsze słowa a ja nie wiem, jak je traktować. "Matka najpierw sama powinna być najedzona, aby mieć siłę karmić dzieci". Ani dosłownie, ani w przenośni nie potrafię tego pojąć, bo przecież dziecko jest słabsze i wymaga troski, poświęcenia i opieki, matka wiele więcej wytrzyma niż dziecko.
UsuńWiem, zbyt skrótowo.
strasznie potrzebuję kogoś takiego mądrego i jednocześnie delikatnego do poprawiania tekstów, dziękuję:)
UsuńBo ja tak zawsze prosto z mostu... a plywac to zbytnio nie umiem :D to, to chyba ... jednak nie najmadrzej wyglada... no ale pozory moga mylic :D
UsuńSzczescie moze oznaczac zwyklosc, brak klod pod nogami, o ktore sie (rowniez matka) potyka. To czy sie cieszy z nowego oseska (normalnie wydziela odpowiedni hormon) to czesto wystarcza za uznanie tego szczescia. Czesto jeszcze potrafi zachowac odpowiednie relacje z ojcem dzidzi (to juz plus w strone wiekszego szczescia), trafi na tesciowa typu 'Klarka' - tez powod do radosci, ... i takie male radoscio-szczescia mozna znalezc wokol siebie, ktore potem zwa sie wielkim szczesciem. To co pomyslalas to jakies pierdoly typu ladnej figury, farbowanych wlosow, podziwu otoczenia jaka to ja szczesliwa matka - Paw i piw a nie trafienie w dziesiatke.
Milego :D
Obie dobrze trafiłyście :) No i wszystkie Asie są OK :)
OdpowiedzUsuńPięknie się dogadujecie, ale chyba wiesz dlaczego ?
OdpowiedzUsuńBo synowie żenią się ze swoimi Mamusiami :-)
Dlatego potraficie znaleźć wspólny język
i dogadać się :-)
Oby więcej takich Teściowych i Synowych...
O rany teściowa idealna :)Asia ma prawdziwe szczęście. Ja dogaduję się z moją teściową tylko i wyłąvcznie wtedy, gdy wystarczająco długo się NIE widzimy. A jeśli chodzi o to, że mama szczęśliwa kiedy dziecko jest szczęśliwe - też tak mam. I moja mama. I babcia :) to chyba przechodzi w genach ;)
OdpowiedzUsuńPięknie to opisałaś. Tylko, że do tanga trzeba dwojga i jeśli dobrej relacji będzie zależało tylko jednej stronie, to też nic z tego nie wyjdzie. Dlatego też zarówno Ty, jak i Asia, zasługujecie na złoty medal wzajemnego zrozumienia i współpracy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Rzeczywiście, niezwykle osobisty i poruszający szczerością wpis.
OdpowiedzUsuńNajbardziej trafiło do mnie zdanie: "Moja mama też tak robi i dopiero teraz rozumiem, ile siwych włosów musi ją to kosztować"
Dopiero kiedy sama jestem teściową (z tym, że ja mam zięcia), wiele zrozumiałam z dawnych relacji między moją mamą a mną i moim mężem. Inaczej teraz patrzę na wiele spraw, o które miałam do niej żal i pretensje. Chętnie bym jej to powiedziała, ale moja mama nie żyje już od 22. lat...
głównie tu chodzi o pozwolenie na popełnianie błędów i nie wytykanie tego, czyli "a nie mówiłam"! Trudno się wstrzymać bez wtrącania widząc, ile dzieci ryzykują i czym to się może skończyć.
UsuńA ja mam prośbę do teściowych: szanujcie decyzje swoich dzieci, bo to, że dzieci pewne kwestie życiowe widzą odmiennie niż Wy, to nie znaczy,że nie będą szczęśliwe. U mnie jest prosty przykład: nie chcemy mieć z mężem dzieci, taki jest nasz przemyślany wybór, natomiast teściowa, która ogólnie potrafi być ok i nie mam wiekszych powodow do narzekania, na tym polu nas zwyczajnie gnębi. A to jest nasze życie... Pozdrawiam Klarko! :) Kasia E.
OdpowiedzUsuńkota teściowej kupcie;)
UsuńKlarka = tesciowa idealna! ;)
OdpowiedzUsuńNo to fruuu, podsumowanie (nie wężykiem może ale skrótem myślowym też można):
OdpowiedzUsuńNormalna teściowa - zadowolona, ba! wprowadzona w rodzinną kulturę bycia synowa :)= normalne, szczęśliwe życie rodzinne :DDDD
To z przemyslen dzisiejszych podczas pobytu na tutejszym Kleparzu :D
Zmiany zauwazylam :D czyli brak wstepu.
Usuńcięcie jest bardzo dobrym zabiegiem, przeważnie czuję, że coś zgrzyta ale nie zawsze wiem gdzie i ile ciąć
UsuńSzwejk mi czasem pomagał ale zginął czy coś:(
Ciecia szczegolnie ostre z uwzglednieniem posiadania palcow... jeszcze calych, zdrowych i zadbanych jak na tesciowa przystalo.
UsuńSzwejk chyba zmarl na ... starosc do konca odpowiadajac na pytania, dajac rady, gloszac madrosci... a moze z nudow zmarl... z pewnoscia nie zginal z pamieci... literackiej :)
szejk bierze czesto urlop w lipcu, moze to jest powodem zaginiecia.
Usuńznajoma szwejka
No wiem, ze 'niejednemu' psu Burek (Burek mi nie sprawi za to bury, a Szwejk i tak zaginiony) ale tego drugiego nie znam, tylko tego czeskiego troche :)
UsuńZnajoma Szwejka, pozdrow wiec Znajomka serdecznie albo namow najlepiej do powrotu... nie wiem dokad i do koga ale to mozna przedyskutowac :D po urlopie :)... Szwejka.
ps. Jak widac kazdy ma swoich, innych znajomych a czasem nawet niby wspolnych :D
Fajna z Ciebie teściowa...czytając Twój post zaczęłam się zastanawiać jak widzi mnie moja:)
OdpowiedzUsuńJesteś fajną babką,dlaczego miałabyś być niefajną teściową?:)
OdpowiedzUsuńZZ.
Można raz czy dwa opowiedzieć o gafie pt mokra plamą ale na dłuższą metę robi się z tego niedowartowsciowana markowana Karenina z rolą dawno ograną skazana na niesmak. Warto?
OdpowiedzUsuńGrać coś skazanego na porażkę?
Natomiast Mama męża to inna historia. Bardzo osobista i planowa. Chciałabym przeżyć takie pogaduszki w temacie dziecinstwa czy nastoletniosci.....Bardzo.
Iza R
Skoro ten egzamin za Tobą i to z wynikiem pomyślnym, to reszta już tylko z górki...:) Swoją drogą nie umiem ja sobie Ciebie w roli teściowej wystawić...:)
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Czytam cię przeważnie rano.Dziś też.Cały dzień chodzę z tym.Tyle myśli,emocji.Wiem,że powinnam oddać ci to swoimi przemyśleniami,odczuciami,wiem już że lubisz czytać.I przygniotło mnie,nie napiszę.Jednak niezmiennie jestem ci wdzięczna za to co piszesz,jak piszesz.Jeśli musiałabym wybrać tylko jeden blog na bezludną wyspę,to na pewno ten.Przytulam.Basia
OdpowiedzUsuńBasiu, wiele razy proponowałam czytelnikom udostępnienie miejsca na blogu, jeśli tylko masz ochotę podzielić się z nami swymi przemyśleniami, zapraszam, prześlij tekst do mnie a ja go umieszczę na głównej.
UsuńDomyślam się, że niejedna z nas ma trudne doświadczenia związane z matką męża i być może z tego powodu właśnie chcemy być inne, nie chcemy, by nasze dzieci były rozdarte między partnerką a matką. Pozdrawiam:)
Masz rację, nie muszą być więzy krwi, rodzina tworzy się poprzez wspólne przeżywanie różnych chwil i dawanie z siebie emocji :)
OdpowiedzUsuńŁadnie i osobiście bardzo to opisałaś.
Pozdrowienia!
Moja Tesciowa ma dwoch synow ale ja jestem ta "pierwsza" synowa. chyba dobrze sie rozumiemy i chetnie odwiedzamy pomimo dosc duzej odleglosci. czasem znajoma pani z warzywniaka albo fryzjerka biora nas za Matke i Corke;)
OdpowiedzUsuńtez Monika
a lubicie się z ta drugą synową? pytam z ciekawości i dla porównania, bo często jest rodzaj rywalizacji i niestety, nie jest dobrze.
UsuńZbieram się do tego komentarza i nie mogę się zebrać. Moi teściowie byli dla mnie zawsze rodzicami. CHodząc z mamą po lekarzach tak też ją tytułuję i nie mogłabym inaczej. W tym względzie wszystko jest jak być powinno i nie o tym chciałam. Jestem też teściową, a raczej byłam chyba, mój najstarszy syn się rozwiódł. Żeby była jasność, on zostawił żonę. Ja myślałam że właśnie mam nową córkę, ona nie miała ze swoimi rodzicami zbyt dobrego kontaktu, przylgnęłyśmy do siebie od razu. Potem się wszystko spsuło strasznie bardzo i nastały telefony do mnie do pracy, wymyślanie, dręczenie, płacze, oblewanie pomyjami mnie i mojego syna. Potem ustaliło się tak, że jak młodzi mieli dobry kontakt, Córka była dla mnie łaskawa, jak się pokłócili, momentalnie obrywałam. Syn zabronił mi odbierać od niej telefony, powiedział że ona to robi bo wie, że jak mi dokuczy to jego bardziej zaboli.
OdpowiedzUsuńDziewczyna cierpiała bardzo i nic co bym nie próbowała zrobić nie pomagało. Mój syn dla odmiany powtarzał, że jest dorosły i nie mogę decydować za niego. Ma rację.
Jakbym mogła cofnąć czas, zrobiłabym to. Chciałabym mieć normalną rodzinę przychodzącą na niedzielny obiad, święta w jednej turze. Chciałabym, ale nie mam na to wpływu, to nie moje życie. Z drugiej strony Córka zarzuca mi że to ja wychowałam tak syna. Sama po wielokroć się zastanawiałam czy nie ma racji i gdzie popełniłam błąd. Poza tym jeszcze mam drugiego syna i córkę. Syn ma wieloletnią sympatię i zastanawiając się nad tym co się dzieje, myślę, że po prostu boję się zaangażować emocjonalnie i za bardzo polubić drugą dziewuszkę. Bo jak znowu będę się z nią rozstawać?
Takie jest właśnie moje teściowanie, pełne cierpienia i jednocześnie nieopisanej radości, bo mam wnuczkę, najkochańszą i najśliczniejszą na świecie. Babciostwo nie może się z niczym równać pod tym względem.
Kończę, bo zajmę Klarce bloga do imentu.
bo ja się ciągle łudzę, że życie jest jak tęcza - raz czarne, raz białe.
UsuńNa pewno nie jest, dzięki atrakcjom, jakie dają dzieci, nudne.
Pisz pisz, a jak założysz swój blog to będę pierwszą i najwierniejszą czytelniczką!
Musiałabym go bardzo zakamuflować, żeby rodzina się nie zorientowała, że piszę bo pewnie byłby krzyk :-) Jak sobie właściwie z tym radzisz? Krzysiek nie ma nic przeciwko?
OdpowiedzUsuńjest podział - zawzięci wrogowie upatrujący wzorców w każdej opowieści o patologii nienawidzą mnie i żądają natychmiastowego zamknięcia obydwu blogów bo jak nie to mózg na schodach i takie tam. W większości są jednak Ci, którzy lubią, gdy o nich piszę. A częściej piszę o dobrych ludziach więc logiczne, że więcej jest tych, którzy cieszą się z każdej nowej notki.
UsuńKrzysiek lubi moje blogi bo mnie lubi.
To wszystko jeszcze przede mną i też będę się denerwować, ale sama wiem, że nie ma co udawać.
OdpowiedzUsuńMądrze napisałaś, Klarko!