Historia jest
najprawdziwsza choć niestety niektóre, mam nadzieję, że nie najważniejsze
momenty, umknęły mi nieco z powodu wybuchów radości spotęgowanych najlepszym na świecie winem porzeczkowym
produkcji Kneź Dymion. Bo niestety było tak - opowiadający chwilami wpadał w najprawdziwszą rozpacz a słuchacze, nie ma co
ukrywać, ryczeli z uciechy.
Miałem złotą rybkę w
baniaczku. Cudów nie robiła i życzeń nie spełniała, taka normalna była ale
lubiłem ją. Jak wstawałem rano do pracy to najpierw do niej, tak się patrzyła
na mnie, ogonkiem machała a ja jej tego jedzonka sypałem i dopiero szedłem robić
herbatę. No wiecie, człowiek się przywiązuje do takich rzeczy.
Idę pewnego poranka i
patrzę do baniaka a jej nie ma. Nie mogła się schować do kąta bo to baniak
okrągły to gdzie? Rozglądam się wokół i co? Na podłodze leży tylko kupka łusek.
To jak to, wyskoczyła i się oskrobała czy zmienia skórę? To gdzie jest?
A tu z góry słyszę
tylko takie mlask mlask. No i wszystko jasne. Siedzi na półce i tylko łapy oblizuje
i się patrzy na mnie. Jak mnie żal chwycił za serce na taką bezczelność, jak
złapałem za te kłaki i won przez okno bez zastanowienia.
Wyleciał jak z procy a
mnie coś ręki nie chce puścić. Tak się zamachnąłem nieszczęśliwie, że poszło na szybę pół dłoni i obcięło jak nożem.
Krew się leje, nie ma się co zastanawiać tylko trzeba to zawijać w jaką szmatę
i jechać do szycia!
Zebrałem się, schodzę
na dół a tam to wredne jeszcze mi się o nogę ociera, żeby mu choć kłak spadł z
tego futra jak leciał z okna to nie, nic się dziadowi nie stało a ja mam pół
ręki urżnięte.
Tu chciałam stanąć w
obronie kociego rodu i łagodnym głosem powiedzieć – wiesz, on cię chciał
przeprosić w ten sposób. Ale niestety,
nie czarujmy się, nie wszędzie da się rżnąc głupa, tu znawców kotów było
więcej.
- Zaznaczył cię skurczybyk
na koniec!
I teraz do brzegu. Wino
szumiało w głowie, Józek opowiadał trzymając na kolanach kota, kot mruczał, od
czasu do czasu przebierał łapami i wbijał w Józka spodnie pazury na znak, że
nic się nie stało. Człowiek ze zwierzęciem osiągnęli to porozumienie, które
zapewnia więcej niż polubienie się nawet wówczas, gdy się o tym nie mówi. A potem poszłam spać.
No co, białe myszki
można widywać a kotów nie?
"Ryczeli z uciechy" to nader delikatny eufemizm...:)) Ja tchu złapać nie umiałem, a śmiałżem się tak, żem się koniec końców zląkł, że mi brzuszysko odpadnie...:) Bóg Zapłać za przypomnienie...:)
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
na samo wspomnienie śmieję się na głos, ech, więcej takich chwil, gdy można tak nieskrępowanie się śmiać do bólu przepony
UsuńStrata by była niezmierna i to kolejna przez tego skurczybyka - Wachmistrz bez brzucha to gorzej jak ułan bez lancy.
UsuńStraty potencjalne mnożąc: gdzież bym wtedy Twoje smakołyki mieścił, hę? :)
UsuńKłaniam nisko:)
W jukach? :)
UsuńA cóż mi tam po nich? :)
Usuńja jeszcze przywieziony zapasik mam, zamierzam zachować jak relikwię, jak mi kto wyżłopie to oj oj będzie wojna albo coś
UsuńTaaa, raz na tydzień będziesz wąchać, żeby na dłużej starczyło?
Usuńw juki to łuki, a łupy w troki... a koty to dranie som, jak dzieci
UsuńDillbercie, pomyliły Ci się łubia i sajdak z jukami - a w troki to dupę się zbiera, za przeproszeniem :D
Usuńa Waligórski i rycerze? "łuki w juki a łupy brać w troki , hajda na koń okażemy się godni epoki..... itd"
UsuńToż Licentia_poetica to była, a tu w troki flaszy nie wsadzisz, no bo i jak? Nosz tylko bukłaczek w juki, gdzie z resztą i wg Wachmistrza marnować się będzie. :)
Usuńflaszę trokami można przytroczyć do pasa by była na pod orędziu
UsuńTrzeba by Wachmistrza zapytać, czy aby czego nie otłucze taka "zabawka" na troku? :P
UsuńDoobre :-D
OdpowiedzUsuńI ty chcesz odpoczywać kobieto. Po co? Toz jesteś w świetnej formie.
Całuję
ale wiesz, blog to rozrywka a ja powinnam orać albo coś
UsuńMyszki... A mnie tylko wiewiórki latały przed oczyma...
OdpowiedzUsuńBuziol dla Józiów i Koty :)
okazuje się, że połowy opowieści nie zapamiętałam
UsuńHa, dobrze, że pół! Siedząc obok, nie słyszałam nic, prócz tego rechotu czasem! Józka to tylko jak do śpiewów dołaczał...
UsuńRybka to tylko rybka ,a kot to jest KTOŚ.
OdpowiedzUsuńtak jest z tymi facetami - zapierają się, że kotów nie lubią a widać całkiem co innego
UsuńDokładnie :-)
Usuńwidać kotu to była rybka...co zjada:)
OdpowiedzUsuńa może jej nie zeżarł tylko jakoś uciekła, o!
Usuńprawdopodobnie pomagał jej przy wylince, a ona potem ze wstydu gdzies się taka gola schowała i się zgubiła
Usuńschowaj na nasz przyjazd!:))
UsuńA przepraszam, Józek jeszcze opowiadał jak skurczybyk zdechł i on go delikatnie zawinął w poszewkę, i wsadził do pudełka, i z satysfakcją zakopał pół metra pod ziemią. A wszystko dla kochanej żony, która nie wiedzieć czemu bestię hołubiła. I Józek opowiadał jak zakopywał bestię, żona chlipała, Klarka dopytywała czy aby on tego pchlarza żywcem nie zakopał, a wszyscy podziwiali dobroć Józka, który był gotów do największych poświęceń dla całości rodziny, na dowód czego bliznę oglądaliśmy ogromną. :D
OdpowiedzUsuńA, zanim zdechł to Józek był z nim nawet u weterynarza, który mu zaglądał (skurczybykowi nie Józkowi)z przodu i z tyłu i nic nie pomógł, chociaż kasę za zastrzyk wziął, a ten skurczybyk i tak zdechł.
Usuńa chciałam go ożywić przez wyparcie!
Usuńtak, teraz sobie przypominam, historia była znacznie dłuższa i nie kończyła się dobrze:(
o koniu nie wspomnę:D
nie ma emotek, nie ma śmiechu:D
Jak nie ma emotek? Jest na koniec 18:30 - a pod spodem już była niepotrzebna ;)
UsuńNo ale co z ręką oberżniętą?
OdpowiedzUsuńKoniec historii to był dla wielbicieli kotów a nie dla wielbicieli medycyny, heh ;)
Przypomniałaś mi, że się sposobię do posta o kocie, pół roku już :)
Usuńspecjalnie dla Ciebie napiszę w skrócie o innej ręce, zranionej o dyszel. Ranny pojechał na pogotowie a tam padło pytanie o okoliczności wypadku na co nieszczęśnik odparł zgodnie z prawdą - biłem konia.
Usuńchętnie bym się tego wina napiła :)))
OdpowiedzUsuńa historia przednia :D
pierwszy raz w życiu piłam tak znakomite, zawsze trafiałam na za kwaśne, za słodkie, za..niedobre po prostu. To było idealne.
UsuńO, trafiałaś na wiele, co wg Ciebie było eksperymentalne - jako to np. jajka o dziwnie podejrzanym wyglądzie - dziwne że przeżyłaś. :P
UsuńJak to się stało, że ja tych jajek nie jadłam?! Najpierw nie było, a potem nie było!
UsuńJęzyk Ci uschnie! Były do samego końca, bo Watra pytała czy może resztę komuś zapakować. Cały czas były, a Klarka się nawet o nich wyraziła i musieliśmy jej tłumaczyć, że tam nie ma żadnych "eksperymentów", bo wszystko jest wielokrotnie sprawdzone i bezpieczne.
UsuńTo czemu je chowaliście przede mną? :D
UsuńŻebyś nie wciągnęła za dużo :P
UsuńBabo, bo to było tak - gdzieś z jadalni usłyszałam tekst - kto ma ochotę na jajka po chińsku? No, i wszystko jasne, mnie się to skojarzyło z jajkami moczonymi w solance i zakopanymi w ziemi na rok i tak się właśnie wyraziłam niefortunnie, że boję się eksperymentów kulinarnych. Strach ma wielkie oczy a to były normalne jajka tylko kolor miały marmurkowy, ale tekst o eksperymentach padł i przepadło.
Usuńale to co? on tego kota przez szybę??? do piekarnika trza było, przecież koty na cztery zawsze spadają ::))
OdpowiedzUsuńdo piekarnika nie wkłada się ani kotów ani dzieci bo brudzą szybkę, należy grilować
UsuńTakie klocki tylko czlowiekowi moga sie zdarzyc i wydarzyc, bo zawsze do czegos lub kogos sie przywiazuje, a z tego przywiazania, to tylko same klopoty predzej czy pozniej /smiech/
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judyta
a dobrze mu tak ;))
OdpowiedzUsuńTak właściwie to wszystko dobrze się skończyło dla kota oczywiście :-)))
OdpowiedzUsuńO rany Józek - nic nie wiedziałam, bo spałam - udało mi się pomimo dobiegających z pobliża gromkich reakcji na tę opowieść w oryginale :)
OdpowiedzUsuńKlarko - notka wybuchowa od salw śmiechu. Na przyszły rok ani chwili nie wyprzedzę spaczy, a winko Kneziowe będę przyswajać z Tobą, bo też cenię jego znakomitość. Pozdrawiam :)
Hirko, Ty to się zawsze musisz gdzieś zawieruszyć - na I Watrowisku ominęły Cię "mrówkowe atrakcje", a teraz kocie ;)
Usuńusiłowaliśmy cały czas zachować powagę i ciszę ale jak, pytam się, jak?
Usuńjak się ma łańcuch pokarmowy w domu, należy uważać :))
OdpowiedzUsuńDlugo bez pisania wytrzymalas!
OdpowiedzUsuńNa Mazurach mieliśmy fantastyczną kotkę Lolę. Mam ją na fotkach. I jak wracałem z ryb to mi rybki z miski ginęły. Myślałem, że kradli mi je turyści po sąsiedzku. Ale okazało się, że to Lola!
OdpowiedzUsuńTo była fanatastyczna kotka. Zachowywała się trochę jak pies. Chodziła tak za mną. Ale to nie dla mnie tylko dla moich rybek:)
Pozdrawiam z pochmurnej 100licy :)
To wino musiało być wzmacniane.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
A co też Antoni za herezje opowiada! A toż by Dreptakowi ręka uschła abo i co innego, jakby wino chrzcił!
UsuńAntoni - wino może i wzmacniane bywa, ale nie w czarodziejskiej enklawie Dreptakowej piwniczki - przecież "nie o to chodzi, by złowić króliczka, ale by gonić go...". Niespiesznie, magicznie, niepowtarzalnie... Pozdrawiam :)
UsuńNie miałem nic złego na myśli bo Dreptaka nie znam, ale pozdrawiam oczywiście.
UsuńAntoni - :)Pozdrawiam :)
UsuńAntoni, czuję, że i Ty w tym towarzystwie bawiłbyś się znakomicie
UsuńPodzielam to czucie :)
UsuńMorał taki- nie podnoś łapy na kota, bo ci uschnie, odleci itp... Kawka zaliczona, Klarka też (Boże jak to brzmi!!!) Magda
OdpowiedzUsuńE tam, zaraz uschnie - raczej zakop kota pół metra pod ziemią i dobrze przyklep, bo skurczybyk wyjdzie i stracisz rękę! :D
Usuńz kota można zrobić kisiel, zakopujesz tak by ogon wystawał nad ziemię po tygodniu do 2 obrywasz ogon i wysysasz zawartość
UsuńŁojejuuuu...,
OdpowiedzUsuńPracową przerwę spędzam z kawką i kanapką i koniecznie blogową lekturą.
Dziś zaglądam do Klarki, czytam, czytam, i coś tak podobnie jak u nas było ?. To nawet nie podobnie, tylko pod koniec czytania już jasne, że to u nas tak było !:D
Pyszne porzeczkowe troszkę nie tyle opowieść ubarwiło, co połączyło kilka w jedną :)
A Wam po cichu zdradzę, że ta złota rybka, to była już trzecia zeżarta przez kota. Dwie pierwsze dziwnie "znikały",brak w słoju uzupełniałam, rybka wyglądała jak wciąż ta sama ;), no ale za trzecim razem kot bezczelnie zadrwił z Jożina.
błagam, musisz mi kiedyś opowiedzieć o tych podmianach:D ja bym się udusiła ze śmiechu w takich okolicznościach
UsuńNo, nie wiem. Koty maja podobno 7 żyć...bałabym się...:D Magda
OdpowiedzUsuńnależy się nad tym zastanowić;)
UsuńDobrze, że mam kota i psa a nie mam złotej rybki na pożarcie... :)
OdpowiedzUsuńwłaśnie udało mi się pozbyć akwarium
UsuńJak to udało? Puściłaś je z Wisłą?
Usuńpuściłam za pięć stówek:D
UsuńWitam.Koty mają specyficzny dar wyjadania tego co zakazane.Małam kiedyś kota,wspaniałego rudzielca.Tak miał opracowany włam do lodówki,że strach było coś jadalnego zostawiać:)Rybki mi nie zjadł,ale 2 papugi i owszem.Lubię Klarko Twoje pisanie:)Pozdrawiam Albert Ro:)
OdpowiedzUsuńmiło Cię widzieć, czy to Ty masz ten słodki blog?
UsuńTeraz i ja rżę, mimo braku kniaziowego wina :-)
OdpowiedzUsuńDobrze że nie mam rybek......ale polują na ptaszki!!!!Pozdrowionka.
OdpowiedzUsuńCiekaw jestem, co by sie stało, gdyby tak biała myszka dostała kota albo, jeszcze gorzej - dopadł ją kac?!!!
OdpowiedzUsuńukłony
fobię mam, na widok myszy drę się wniebogłosy, wolę nawet nie wiedzieć, choć koty przynoszą mi takie prezenty w pyskach że aaaaaaaa!
UsuńCiekawe, czy ta nieszczęsna ręka już (połowicznie) na straty!?
OdpowiedzUsuńnie jest źle, widziałam, elegancko zagojona
UsuńNo to sie uśmiałam, opowieść pyszna ,ale i komentaże także
OdpowiedzUsuń