Z roku na rok Bogdanowi było
coraz łatwiej. Już mu się nie śnił ojciec wymachujący pięściami, już nie bał
się świstu pasa wyciąganego ze spodni. To nic takiego, po prostu wyciąga się
pasek, aby włożyć spodnie do pralki, czego tu się bać. A jednak ten skurcz
gardła zapamiętał na całe życie.
Budził się z krzykiem,
pamiętając fragmenty koszmaru – szedł drogą śmiejąc się a za plecami płonął
jego rodzinny dom. Przecież nigdy nie zamierzał podpalić
domu, a jednak w snach tak właśnie robił. Przerażało go to.
Raz na kilka lat odwiedzał
matkę, częściej matka odwiedzała jego. Spotykał się również z rodzeństwem i
czasem nawet wspominali dzieciństwo. Jak łapali ryby, jak jeździli na sankach,
jak się Grzesiek wywrócił na rowerze i do dziś ma bliznę na czole. Nigdy o tym,
że przy tej okazji Bogdan dostał pasem bo nie przypilnował Grześka. Było,
minęło, nie takie rzeczy przechodzili.
Nie wierzył im. Nie miał do
nich zaufania i nie liczył się z ich zdaniem ani z ich potrzebami. Ostatni raz
podniósł rękę na Bogdana w dzień egzaminów na studia. Mieli wtedy tynkowanie
obory a Bogdan nie stanął przy betoniarce tylko czyścił garnitur.
- Zawsze znajdziesz sobie wymówkę,
żeby nic nie robić, wszyscy jesteście lenie śmierdzące! – wrzeszczał, usiłując
mu wetknąć w ręce łopatę. Bierz i rzucaj, bo jak dostaniesz przez łeb to się
nie pozbierasz!
Bogdan wyrwał się z domu i
już nigdy nie wrócił, tak samo zresztą jak pozostałe dzieci.
Łatwo nie było, ale nie ma
co wspominać i zwalać wszystkiego na trudne dzieciństwo – przeważnie tak
kończyli rozmowy i rzeczywiście, żyli po swojemu, starając się nie rozgrzebywać
przeszłości.
Tego dnia żona Bogdana
odebrała telefon od teściowej. Usiadła koło męża, przytuliła się do jego
ramienia.
- Ojciec w szpitalu, może go
odwiedzimy? – spytała ostrożnie.
- Po co, żeby się na mnie
rzucał jak ostatnio, że tracę pieniądze na benzynę?
Rzeczywiście, ostatnio
ojciec robił mu wymówki, że niepotrzebnie przyjechał bo on jest w szpitalu
tylko na badaniach i wszystko ma a umierać nie zamierza.
- To chociaż do niego
zadzwoń.
- Wyślij mu jak chcesz
wiadomość z życzeniami zdrowia.
Upłynęło z pół godziny, gdy
odezwał się telefon. Bogdan odebrał po czwartym dzwonku.
- Synu, bardzo ci dziękuję
za życzenia zdrowia i za pamięć. Pozdrów swoją kochaną żonę i moje wnuki.
Bogdan słuchał i nic nie
mówił, wreszcie wykrztusił – tato, trzymaj się. I znów cisza, a potem ojcowe
słowa – to do widzenia, synku.
Możliwe, że starszy człowiek
nie wiedział, że jeszcze się nie rozłączył, bo młodszy mężczyzna słuchał ojcowskich pełnych dumy słów
skierowanych do sąsiada leżącego na łóżku obok -
mam syna w Warszawie, zawsze
się najlepiej uczył, bardzo pracowity, porządny człowiek, dobrze mu się powodzi..
Bogdan odłożył telefon,
wziął w ramiona kilkuletniego chłopca, zakręcił wokół i zawołał – jeszcze ci
dziś łobuzie jeden nie powiedziałem, jak bardzo cię kocham!
A ja cię bardziej – natychmiast odpowiedział malec.
A ja cię bardziej – natychmiast odpowiedział malec.
Czesto slysze, lub czytam jak ludzie krytukuja amerykanskie, puste "I love you" i sie tylko usmiecham pod nosem, bo i po co mam sie odzywac.
OdpowiedzUsuńAle dzis, pod tym postem musze napisac, ze zawsze, za kazdym razem jak jedno z nas wychodzi z domu mowi "I love you". Dokladnie tak samo wychowalam Juniora, z tym, ze w polskiej wersji "kocham cie".
Nigdy nie wiemy czy bedzie jeszcze nastepna okazja na te kilka slow, wiec dlaczego tak ciezko przechodza przez gardlo.
A zawsze jak ktos umiera, ginie nagle i niespodziewanie w wypadku, to pamietamy ostatnie slowa jakie z ta osoba wymienilismy.
Moze czas sie nad tym zastanowic...
Dokładnie tak!! My z Panem M. też tak robimy i tak wychowamy naszą Oleńkę!!
Usuńprzeczytałam i łzy mi lecą jak groch.podziwiam twoją cudowną umiejętność opisywania ludzi.pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńCóż kiedyś inaczej dzieci były wychowywane
OdpowiedzUsuńi inne były priorytety...
To teraz wszyscy kocham się
a kiedyś każdy patrzał co do garnka włożyć...
Zmieniły się priorytety...
Pięknie to opisałaś i obdarzyłaś tekst uczuciem.Nasunęło mi się natychmiast takie skojarzenie.Kiedyś młodzi ludzie bardzo potrzebowali od babci pomocy, ale należało to sobie wybić to z głowy.Wnuki babcie denerwowały za samo istnienie, chociaż były bardzo grzeczne.Kiedy przez pewien miesiąc młodzi stanęli przed faktem , że muszą poprosić o przypilnowanie, ponieważ w pracy zaistniała taka sytuacja, że nijak nie szło na zmianę dzieci dopatrzeć, to babcia zapłatę pieniężną za tę usługę wzięła. Minęły lata i babcia potrzebuje pomocy, ale synowa nie ma zamiaru palca przyłożyć.Wnuczki też nie interesują się babcią.Kilka dni temu miałam okazję rozmawiać z żalącą się babcią.Skarżyła się, że przytuliła kiedyś synową, prosiła o wybaczenie jeśli coś nie tak było, ale ta pozostała niewzruszona.
OdpowiedzUsuńKomentować tego nie chcę.
ula z dawnodawnotemu.bloog.pl
Bardzo wzruszajacy post - az mam gesia skorke i lzy w oczach. Pozdrawiam cieplo
OdpowiedzUsuńPiękne to opowiadanie i jak to u ciebie z przewrotnym zakończeniem. Bardzo mnie wzruszyłaś.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, Małgosia
No i sie poplakalam...
OdpowiedzUsuńStaram sie mowic moim dzieciom, ze je kocham kazdego dnia, a najlepiej kilka razy dziennie. Mezowi zreszta tez. ;)
"Prostych słów się boi, największy nawet twardziel
OdpowiedzUsuńproste słowa z gardła, niechcą wyjść najbardziej..."
Po raz kolejny muszę to napisać - uwielbiam czytać Twojego bloga :)
Prawda, że zbyt rzadko mówimy bliskim, że ich kochamy, że są dla nas ważni i potrzebni. Ale dokładnie tak samo robimy w stosunku do obcych - to, że nie przepraszamy wynika może z dumy i z tego, że nie czujemy się winni i wolimy poświęcić przyjaźń lub znajomość niż przyznać się do błędu.
OdpowiedzUsuńDużo za mało dziękujemy. Małe "dziękuję" może naprawdę zdziałać cuda. Ostatnio ktoś obcy poprosił mnie mailem o ocenę zakupionej rzeczy. Odpisałem po jakimś czasie (nie zawsze jestem przy komputerze) opisując wady i zalety najlepiej jak mogłem. Bardzo mnie ucieszyła zwrotna odpowiedź, z podziękowaniem za rzetelną odpowiedź. Miałem dobry humor przez cały dzień. A to tylko takie niewielkie "dziękuję". :-)
Pięknie Pani pisze, wyruszyłam się i wczulam w Bogdana, chociaż nie znałam w dzieciństwie co to lanie. Codziennie mówimy sobie z córką jak bardzo się kochamy,z mężem już nie potrafię...
OdpowiedzUsuńMoja mama mogłaby opowiedzieć podobną historię. Bardzo rzadko wspomina swojego ojca i rodzinny dom... ale te kilka razy wystarczyło, żebyśmy zrozumiały, że przeżyła koszmar. Ja i siostra nigdy nie usłyszałyśmy od mamy "kocham Cię" ale dawała nam to odczuć na każdym kroku. Po prostu nie potrafi mówic o miłości, bo kto miał ją nauczyć? Mamy już z siostrą swoje rodziny, i uczymy się mówić naszym bliskim o naszej miłośći, uczymy tego również mamę... Już nawet czasem przechodzi jej to pzrez gardło:)
OdpowiedzUsuńO braku rodzicow-pisalam. Mama była "sacrum"....zanim jeszcze poznałam Jej tragedie.
UsuńJednak żeby z nudów i chorej wyobraźni....kobiety złamały więź,która tak naprawdę jeszcze nie zaistniała....
Jaką karę dla kogoś kto dla fanu/zabawy łamie prawa ludzkie-więzi...
Opowiedzieć o kobieta wywleczonej z domu i zlinczowanej przez aktorskie córy? Taka opera śmiertelna.
I dlatego mam być podobnie naznaczona ....chorobą? Zwaną zawłaszczniem.
Tego uczucia-milosci- i poczucia nie mozna "nauczyć". To jest albo nie. Szacunek wyćwiczyli nazywajac grzecznością..gdzie jednak ta radość z bycia razem? Subtelności.
Dom....albo i nie dom. Coś co wymaga Pamięci. Jeszcze raz.....zaprosili ich na tamten bal sprzed lat ....jak Celine.
5ta z II i 2a z 4." Immortality".
PS Tato czy .... Niektóre opowieści są celowo przkręcone. Pewnie nad rzeką...
IZA R
Dobrze, że dziś mówi się coraz więcej o biciu dzieci. Może jest tak w niejednym przypadku, że nim ktoś podniesie rękę to pomyśli?
OdpowiedzUsuńKochał i bił? Dziwna ta miłość była, a jednak jak się okazuje była...
Wzruszyłam się.
(po 50)
jakoś tak w mojej rodzinie jest, ze odkąd pamiętam na zakończenie rozmowy lub spotkania mówimy sobie kocham cię. to takie naturalne.
OdpowiedzUsuńChciał ich wychować na porządnych ludzi, kochał, aczkolwiek, miał paskudne metody.... ważne, że mimo wszystko, syn się przekonał, że był, jest i będzie kochany - łatwiej mu wyleczyć rany pozostałe po dzieciństwie.
OdpowiedzUsuńGratuluję, Klarka, tego testu. Świetnie Ci wyszedł.
OdpowiedzUsuńjakoś łatwiej ludziom mówić przykre rzeczy,krytykować, niż przyznać się, że na kimś im zależy lub wyrazić podziw. Na szczęście coraz rzadziej, uczymy się okazywać te dobre uczucia
OdpowiedzUsuńprawie wszystko to mogłabym powiedzieć o moim ojcu, prawie bo nigdy nie usłyszałam od niego słów pochwały... on już nie żyje a ja, mimo że wciąż liżę rany, to swoim dzieciom codziennie powtarzam, że je kocham... one będą umiały powtórzyć to dalej ...
OdpowiedzUsuńWiem,ze celowo przejaskrawiłas,chociaz pewnie i tacy rodzice się zdarzają.Ludzie wstydza się czułosci,miłosci,bo wyrosli w bardzo chłodnych domach,gdzie takimi"głupotami" nikt sobie nie zawracał głowy.Podobne wzorce przekazują swoim dzieciom,nie potrafia okazywac czułości parterom.W sumie to smutne i kalekie życie.Pozdrawiam,Beta.
OdpowiedzUsuńTak Klarko, taki teks zwłaszcza z dobrym zakończeniem to majstersztyk.
OdpowiedzUsuńMoi Rodzice byli małżeństwem 58 lat; Tata prawie codziennie mówił Mamie jak Ja kocha, Ona nie mówiła: prała, cerowała, gotowała i czekała do późna w nocy kiedy wróci. Nie każdy mówi, nie zawsze najważniejsze są słowa (chociaż ważne). Mówić jest łatwo, dla mnie codzienne życie ważniejsze jest od słów - takie wychowanie: "Mamine " :-) Czasem wydaje mi się, że dziś przeważają słowa..., i nie jest to tak dobre jak się niektórym wydaje.
pozdr. JolaTy
Poszłaś w sztampę, aż mnie zęby bolą.
OdpowiedzUsuńStarzy ludzie się nie zmieniają, a rany przeszłości są głębokie.
Zawiodłaś mnie dzisiaj.
Radzę się udać do dentysty z tymi bolącymi zębami.
UsuńTo nie sztampa to życie. A życie bywa banalne.
Starzy ludzie się nie zmieniają? Rzadko ale zdarza się. Często właśnie u kresu życia.
A w tym wypadku nie chodzi przecież o metamorfozę złego człowieka w dobrego tylko o przerwanie blokady w okazaniu czułości i uczucia. Są ludzie, szczególnie ze starszego pokolenia, których uczono, że okazywanie uczuć jest oznaką słabości charakteru. Pozują więc na twardych i zimnych i za takich uchodzą.
Napisałam kilka komentarzy, ale wszystko wymazałam, co będę tu modzić - piękne to
OdpowiedzUsuńTo ludzie starej daty. Szorstcy w obejściu, nie okazujący uczuć, pracowici. Dorastali w jednowymiarowym świecie, gdzie trzeba było ciężko pracować, żeby z głodu nie umrzeć. Teraz tacy ludzie, jak ojciec Bogdana wydają się potworami, dawniej to była norma.
OdpowiedzUsuńTa miłość ojca do syna i odwrotnie taj jakoś krętymi drogami chodzi. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPrzykład z ostatnich rekolekcji:
OdpowiedzUsuńGdy żona zapytała męża po iluś tam latach małżeństwa: czy ją kocha?
On bardzo zdziwiony pytaniem odparł: raz powiedziałem, a jak nie odwoływałem tzn. nic się nie zmieniło...
Smutne, ale przecież prawdziwe, nie w każdym domu jest cudnie i kochająco...... łzy mi pokapały. Biedny ten syn, biedny ten ojciec......
OdpowiedzUsuńto jest racja, ludzie inaczej byli kiedys wychowywani twarda reka i wychowywali tez twardo, bez okazywania uczuc...
OdpowiedzUsuńpiekne opowiadanie
Stary człowiek nie pamięta jak bardzo starał się wychować syna pasem , nie pamięta łez dziecka, nie pamięta jego strachu przed nim...
OdpowiedzUsuńNie wszystko da się zapomnieć , czas nie leczy wszystkich ran , rany na sercu krwawią najdłużej .
Babciu nie żądaj teraz pomocy jak nigdy jej nie dałaś...
Klarko jak to jest że niemal wszyscy bohaterowie tego typu historii u Ciebie to mężczyźni. Jakoś nie pamiętam żebyś z tej perspektywy opisywała kobiety.
OdpowiedzUsuńna pierwszym blogu spotykałam się z zarzutami - czemu ciągle opisujesz historie kobiet a nic nie piszesz o mężczyznach, jakby nie mieli problemów.
UsuńWszystkim nie dogodzę. Nie dopatruj się w tym niczego.