prawie całkiem dobre |
Zdolności manualnych
nie mam i wszelkiej dłubaniny nie cierpię ale od jakiegoś czasu diabeł mnie
kusił, aby odnowić krzesła, które ostatnio służyły głównie kotom do ostrzenia
pazurów. Zatłukę te koty kiedyś, ale nie o to chodzi.
Pewnego paskudnego
dnia, gdy wszyscy bez wyjątku wściekli się z powodu śniegu i mrozu, (wszak w
naszej strefie klimatycznej w połowie marca ma być trawa po kolana, w trawie
malutkie puchate króliczki kicające między bocianami a wszystko to skąpane w
słońcu, o bzykaniu i skowronkach nie wspomnę bo to takie naturalne) no więc,
gdy wszyscy byli wściekli a ja nie, poczułam się głupio i postanowiłam coś z
tym zrobić.
Znaczy się, z tymi
odrapanymi krzesłami.
Popatrzyłam na nie od spodu, co zdarza mi się rzadko bo nawet jak je czasem przecieram to
robię to na oślep, i odkryłam tam kilka
śrub, którymi przymocowane było siedzisko do szkieletu czyli krzesła
właściwego. Gdyby tak te śruby odkręcić a ten środek wyciągnąć, na ten środek założyć nowy materiał i przymocować go od spodu to potem wystarczy te śruby
przykręcić z powrotem i krzesło będzie jak nowe! Łatwizna!
Trzeba tylko poszukać
narzędzi i szmaty. Szmata znalazła się w szufladzie z zasłonami i firankami, przy
okazji zrobię tam porządek. Jak skończę z krzesłami, oczywiście, nie wszystko
naraz.
Sami widzicie, czym
musiałam pracować. Skandal po prostu. Do tego jeszcze nóż, nożyczki, woda
utleniona, bandaże i nerwosol, ale to później. Na razie radośnie i z zapałem
zabrałam się do śrub. Udało mi się rozczłonkować pierwsze krzesło zadziwiająco
łatwo i wtedy siedzący na szafie Anioł Stróż Niepociumanych ostrzegł mnie – nie
wszystkie naraz bo się przemęczysz albo coś! Dyplomata, nie?
Materiał na stół, na niego siedzisko i cyk cyk cyk dookoła zszywaczem, łatwizna. Do momentu, gdy
trzeba było zagiąć rogi. Z rogami to zawsze komplikacje. Do tego skończyły się
zszywki i teraz zgaduj zgadula gdzie jest zapas. Całkiem możliwe, że w tym
samym miejscu, gdzie był zszywacz, czyli
w szufladzie z lekarstwami! Trzeba jeszcze umieć je załadować ale na szczęście
na stole stoi kopalnia wiedzy czyli laptop i wystarczy wklepać pytanie „jak
załadować zszywki”. Pan w laptopie pokazywał, ja robiłam dokładnie tak samo (przy
okazji zobaczyłam, co tam na fejsie i dowiedziałam się, że powinnam iść do
okulisty a nie cieszyć się, że z powodu połamania okularów mogę się bez nich
obejść).
Ale do brzegu. Szmatę do brzegu tym zszywaczem elegancko ciach ciach
ciach. Po pięciu minutach nie mogłam się ruszyć. Aniołku, puść mnie –
poprosiłam, spoglądając na szafę. Nie było w tym sił nadprzyrodzonych, nie, po prostu w tym zapale
przypięłam się do stołu za bluzkę. Nóż,
kombinerki i trach trach – spinacze skakały po pokoju jak pchły a ja znów byłam
wolna i mogłam dalej obszywać.
Pięknie wyszło,
zwłaszcza z wierzchu, przecież wygląd
krzesła od spodu nie ma znaczenia.
Teraz wystarczyło tylko ułożyć szkielet do góry kopytami, dopasować śruby, skręcić i
gotowe.
Dopasować. Ale jak to ma leżeć. Położyłam obok całe krzesło za wzór, tu
ma iść taka śrubka, tu inna, ta, co spadła i potoczyła się za szafę. Gdzieś tu
była kociuba do takich zadań właśnie. Ha, jest śrubka! Ale i tak nie weszła, no nie
weszła i koniec. Trzeba iść do garażu po wiertarkę i zrobić w szkielecie nowe
dziury.
Na szczęście z szafy
rozległ się stanowczy głos – nie męcz się już więcej, do tego trzeba siły!
Ale żeby tak całkiem tego
nie zostawiać, wzięłam śrubokręt i
kombinerki i cyk cyk trach trach powyciągałam zszywki z siedzenia, z pół kilo
tego było, szmata spadła i skręciłam wszystko elegancko tak, jak było na początku.
Jeszcze tylko opatrzę
sobie palce i powyciągam spinacze z pięt. Do świąt zamierzam obić krzesła, fotele i kanapę.
Aaaaaa! Zaniemówiłam! Możesz dorabiać tapicerką!
OdpowiedzUsuńSerdeczności!
ooo widzisz, może bym się też nauczyła kłaść glazurę, to jest myśl!
UsuńI firma "Zryw" powołana do życia!
UsuńKlara...wariatu Ty:) Czy to znaczy, że póki co tylko zrobiłaś próbę tapicerowania?Czy może źle zrozumiałam? Ale czegój tak ? Z wierzchu krzesełko elegancko wyszło:)Super wzór na tej zasłonie:)
OdpowiedzUsuńps. Jak rozumiem krzesło nieskręcone pozostało:)
Zwalisz jego stan opłakany na koty?
Normalnie Demolition Women:)
o nie, nie zostawiłam, skręciłam bo po usunięciu materiału wszystko elegancko się dopasowało.
UsuńJestem pod wrażeniem!!!! Naprawdę!!!
OdpowiedzUsuńDobrze że krew z rozwalonych palców nie tryskała, bo tkanina jasna i byłyby plamy :)
A oparcie też się da wymienić, czy tam już trudniej?
da się, ale nie mnie, będę molestować osobę, która się na tym zna, już się tego zajęcia nie tknę!
UsuńObiłam kiedyś materiałem kilka moich starych krzeseł, ale wyszukałam nie zasłonowy, tylko cieniutki i odporny taki.
OdpowiedzUsuńDlatego pewnie Ci się nie udało skręcić, że zasłona gruba była i nie dało się tak samo dobrze przyłożyć nóg ze szkieletem do tego siedziska, jak bez tego obszycia.
Ale podziwiam chęci. :)
Tym bardziej, skoro twierdzisz, że się nie udało!
to jest wyższa szkoła jazdy, tam należało zerwać stare obicie, wymienić gąbkę i dopiero się brać za obijanie
UsuńKłaść kafelki jest o wiele łatwiej :)
OdpowiedzUsuńto dobra wiadomość bo potrzebuję pieniędzy a to bardzo opłacalne zajęcie;) nauczę się według instrukcji z internetu, potem skuję trochę koło kibelka i opowiem, jak mi idzie, a potem to już będę brać zlecenia!
Usuń:)))))))))))))))))))))))
OdpowiedzUsuń:))) Ja obiłam kiedyś 4 krzesła, dwa fotele i sofę. Nigdy więcej!!
OdpowiedzUsuńooo to wielki szacunek!
Usuńa po świętach obijesz buźkę jakiemuś trollowi blogowemu :P praktyka czyni mistrza :D
OdpowiedzUsuńna szczęście trolle poszły szukać szczęścia gdzie indziej
UsuńO, nie to nie dla mnie...
OdpowiedzUsuńWszelkie robótki ręczne to nie ja :-)))
Czyli to taka przymiarka była ! Jak u krawca :)))
OdpowiedzUsuń"Nie święci garnki lepią" popróbujesz, pomedytujesz i sama zrobisz.Satysfakcja murowana.
niestety - nigdy nie udało mi się zrobić porządnie niczego, co wymaga takiej precyzji i staranności, raczej zepsuję i zniszczę
UsuńUwierz w siebie.
UsuńNiepociumanych , no rozbawiłaś mnie. Ja tam nic nie obijałam, ale pufę mam do zrobienia. Może Ci podeślę?
OdpowiedzUsuńzapraszam:D
UsuńHa! Prawdziwa kobita. Uparta i z wdziękiem. Gdzieś ty dziewczę była, jak ja żem się żenił? ;-)))
OdpowiedzUsuńpłakałam pod kościelnym murem jak ten bóbr z żalu, że się żenisz nie ze mną;)
UsuńPodziwiam cierpliwość!
OdpowiedzUsuńJa bym spakowała wszystko do jakiegoś pudła i wyniosła na strych, gdybym musiała rozbrajać i skręcać tak jak było...
to już byłaby przesada, nie zepsułam krzeseł tylko zasłony, krzesło wróciło na miejsce. O, to mi przypomniało, że muszę poprosić męża, aby dociągnął te śruby bo jak ktoś usiądzie to nie wiadomo czy się wszystko nie rozleci
UsuńHyhy, obijanie obijaniem, ale z wiertarą to ja też nie latam :D
OdpowiedzUsuńNo co, nie poddawaj się, Krzyśka zawołaj z tym sprzętem wyspecjalizowanym i już będziesz tylko palcem pokazywać tu i tam :) Szlaki przetarte!
nie mam sumienia, on za ciężko pracuje, a poza tym należy do ludzi, którzy mówią - po co się pieprzyć z gratami, i tak za rok czy dwa trzeba będzie kupić nowe
UsuńChciałabym Cię widzieć z tym zszywaczem. Najlepiej w momencie kiedy przyszyłaś siebie do krzesła... :)
OdpowiedzUsuńto był niedostrzegalny momenty, cyk cyk cyk i gotowe!
UsuńNo ty jesteś dzielna babka, ale widać kobiety tak mają, nawet tapicerstwo ujarzmią . A co..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
o nie! w życiu! mam dwie lewe ręce i leniwa jestem.
OdpowiedzUsuń:)))))))))) pięknie wyglądało :))))))
OdpowiedzUsuńMoże trzeba było jeszcze uzyć piły??? i odpiłować ten nazbyt ciasny szkielet??
gdyby tak odpiłować nogi to wyjdą takie niby poduszki z podparciem na plecy, pomyślę o tym
UsuńMiałabym dokładnie tak samo :)
OdpowiedzUsuńTo równie dobrze mogla być notka o mnie :)
Klarko, przyucz się jeszcze trochę, to remont u mnie zrobimy z Twoja pomocą:)))Wiesz, zastanawiam się, czy przy kotach używających siedziszczy krzeseł jako drapaków nie powinnaś mieć ich splecionych z jutowego sznurka?
OdpowiedzUsuńA już z pewnością nie powinny być z takiego ładnego zasłonowego materiału.I jak dobrze, że tylko bluzkę przypięłaś sobie do stołu- w zapale mogłaś przyszyć palec.
Miłego, ;)
może gdyby krzesełka były ładne i odnowione to koty by nie śmiały na nie tak z pazurami
Usuńnie dla mnie taka robota...
OdpowiedzUsuńJuż nie wiem co pisać,żeby na wazeline to nie wyglądało:)
OdpowiedzUsuńNie dość,że tyle podobieństw widzę w patrzeniu na świat,co mnie nieustannie tu zachwyca:)to do tego masz kapitalny talent do pisania.Lepszego początku dnia wymyślić nie mogłam,jak od zajrzenia do Klarki:)U nas słońce,tobie tez życzę.Basia
a dziękuję, folder podpisany "kącik samochwały" jeszcze dużo zmieści;) Miłego!
UsuńGratulacje. To wcale nie jest takie proste. Pewnie lżej Ci było to opisać niż przejść przez męki twórcze. Wiem, bo też obijałam.
OdpowiedzUsuńw połowie wydłubywania spinaczy miałam w głowie prawie gotowy tekst, miało być ponuro i wszystko strzaskane krwią;)
Usuńco my, Polskie kobiety, w sobie mamy, że wszystko potrafimy?... ja też tak mam, gratulacje :)))
OdpowiedzUsuńNo i znowu będzie mi się pół dnia gęba cieszyć :D
OdpowiedzUsuńWszyscy Cię tu chwalą, a ja zpretensjami: skąd ta niezrozumiała ironia w nawiasowym wtręcie: "(wszak w naszej strefie klimatycznej w połowie marca [...]"? Wszak to prawda najprawdziwsza z prawdziwych: w połowie marca TAK MA BYĆ i już!
OdpowiedzUsuńMiałaś szczęście, że sobie zszywaczem nie zszyłaś palców, co mnie się kiedyś zdarzyło. To jest dopiero jazda!
toż to wyraz oburzenia, że tych bocianów i tej trawy nie widać spod śniegu.
UsuńNie chcę sprawdzać jak to boli bo od samego pomyślenia wrzasnęłam ałała!
Się mi tu, Waćpani, nie wymiguj- dalsze: "no więc, gdy wszyscy byli wściekli a ja nie" Cię demaskuje! ;)
UsuńWyobraź sobie, że samo zszycie nie bolało wcale. Dopiero, jak na pogotowiu palce mi rozdzielali...
A dużo tych krzeseł odnowiłaś Klarko?
OdpowiedzUsuńByła krew, pot i łzy. Ale jak pięknie wyszło!
OdpowiedzUsuńpodziwiam, ja jestem nerwus na takie działania, w zeszłym roku wpadłam na podobny pomysł, tylko, że krzesła dostałam z odzysku, wystarczyło wyprać tapicerkę, ale problem był z drewnem, bo znękane było, no to wpadłam na pomysł, żeby opalarką oczyścić, a później bezbarwnym pociągnąć... po półtorej godzinie uważnego opalania, gdy już było widać finisz, przyfajczyłam tapicerkę na oparciu opalarką.. pizdnęłam krzesłem, leży do dzisiaj w garażu, a 2 następne mam zamiar odstawić do stolarza.. tylko się jakoś zebrać nie mogę;-)
OdpowiedzUsuńWow cóż za przypływ inwencji twórczej. Ja tu się zastanawiam czym nogi pomalować, a to trzeba na żywioł iść. Rach ciach, garść plakatówek i gotowe :-D
OdpowiedzUsuńZielony śrubokręt!!! Wiesz o tym, że te śrubokręty mają magiczną moc znikania bez śladu? Czerwone mam i nie giną. Po zielonych po kilku dniach od zakupu ginie wszelki ślad.
OdpowiedzUsuńSpróbuj jeszcze skleić coś kropelką, trzeba potem tylko szybko palce rozczapierzyc jak zrobiłam jak mi się polalo na ręce. Mogłam zadzwonić do taty celem poinformowania się czym to schodzi. Do męża nie bo mówił żebym nie ruszała tego kleju. Tata powiedział beztrosko że niczym, poczekać, samo zejdzie :-D
OdpowiedzUsuńEwa z Antygony
jestem pod głeboklim wrażeniem!!!nie tylko słowem ale i czynem wojujesz!! czyżby to było 8 marca?
OdpowiedzUsuńKobiety na traktory!!!
lub do zszywek....
Wyszło pięknie.znam tą robotę ,parę lat temu machnęłam 6 stuk.Podziwiam, że Ci się chce tak przed świętami . pozdrawiam .
OdpowiedzUsuńJakże miło się czyta. Znakomita narracja! :)
OdpowiedzUsuńjesteś mistrzem tapicerki, wyszło nieźle! ale to na pewno dzięki Panu z laptopa, haha :)
OdpowiedzUsuń