Salka katechetyczna mieściła się na plebanii. Ze szkoły do kościoła było ze sto metrów, plebania stała tuż obok a lekcje religii odbywały się raz w tygodniu po szkole. Celowo używam nazwy ”religia” bo tak właśnie się nazywały te zajęcia, mieliśmy zeszyty do religii, katechizm i osobne świadectwa.
Kiedy było ciepło, ksiądz otwierał kościół i lekcje odbywały się w kościele. Mówcie głośno, teraz nie ma nabożeństwa - zwracał nam ksiądz uwagę, bo miejsce onieśmielało i mówiliśmy prawie szeptem. Zimą zajęcia były w salce na plebanii, gdzie w piecu huczał ogień i było ciepło. Siedzieliśmy w przedpotopowych, drewnianych ławkach, pod ścianami stały regały zawalone papierzyskami. Czasem proboszcz wyświetlał nam przeźrocza, czasem gdzieś pilnie wychodził a my ciekawi jak koty zaglądaliśmy do sąsiedniego pomieszczenia, gdzie była istna graciarnia. Ksiądz dużo dyktował i trzeba było uważać bo przecież sprawdzał zeszyty chodząc po kolędzie i gdyby tak coś powiedział przy matce, oj.
Nikomu nie przychodziło do głowy, by na religię nie iść i nikt się nie żalił na księdza, kiedy rzucił w kąt zeszytem ze źle odrobionym zadaniem i malowniczą dwóją. Częściej jednak dawał nam cukierki a na świadectwach wszyscy mieli piątki. Gorzej było z przygotowaniem do bierzmowania, ksiądz niektórych uczniów pytał częściej i zadawał im trudniejsze pytania, na przykład mnie kazał się nauczyć na pamięć pieśni Kochanowskiego „Czego chcesz od nas Panie”. A inni mieli wyklepać bez pomyłki siedem grzechów głównych i już!
Warunki do nauki były fatalne a dzieci w szkole coraz więcej, wreszcie parafianie wybudowali w pobliżu szkoły okazały dom katechetyczny. Wówczas już tam nie mieszkałam i nie wiem, co się w nim teraz mieści bo przecież nauka religii przeniosła się na stałe do szkoły tak, jak wszędzie.
Nie napiszę, jak teraz ta nauka wygląda ale mam nadzieję, że zrobicie to Wy.
Klarka reforma dotknęła już mnie - w liceum, więc tylko o tym okresie mogę się wypowiadać. Jak wyglądały lekcje religii? Mniej więcej tak: dwa pierwsze rzędy udawały, że słuchają, reszta odrabiała lekcje, czytała, grała w jakieś kartkowe gry, słowem starała się jakoś produktywnie wypełnić czas. I tylko tak mi sie w głowie kołacze: komu to przeszkadzało, aby religia nadal była w salkach katechetycznych?
OdpowiedzUsuńMoje dziecko odmówiło chodzenia na religię w gimnazjum chyba, wybrało etykę. W podstawówce katechetka podpadła dwa razy, raz jak stwierdziła, że czarnych chrzcielnic nie ma ( rysowana z natury w parafialnym kościele, gdzie dziecię zaprowadziliśmy, coby taką prawdziwą narysowało), drugi raz jak katechetka dała mierną oceną za narysowanie wieży Babel z komentarzem, że wieża jest za ładna, bo przecież wieża Babel była zła to powinna być narysowana jako brzydki obiekt.
OdpowiedzUsuńJa sama pamiętam jak na religii w zakrystii kościoła starałam się policzyć guziki w sutannie księdza i bardzo się bałam, żeby mnie ksiądz nie zamknął w dzwonnicy, co czasami robił z chłopakami jak dokazywali na lekcji. Oberwane ucho u chłopaków też się zdarzało. Bałam się tego księdza. Za to następca był super w starszych klasach dyskutowałyśmy o antykoncepcji, aborcji to były fajne lekcje religii i postępowy ksiądz.
Klarko, ja też pamiętam takie lekcje religii w salkach przy kościele. Mama mnie zaprowadzała. Wszystkie dzieciaki chodziły. Bardzo miło wspominam tamten czas.
OdpowiedzUsuńA teraz? Hm. Na lekcje religii mojego Syna nie mogę narzekać. Trafili na bardzo fajną panią katechetkę i jest ok.
Pozdrawiam
Ada
A moje lekcje religii wyglądały podobnie jak u Ciebie...
OdpowiedzUsuńKiedy religia weszla do szkol, bylam jeszcze w Polsce, juz zwiazana z oswiata i wypowiedzialam znamienne zdanie: religia kiedys podzieli los "michalkow"- plastyki, muzyki, wf. i tak sie stalo.
OdpowiedzUsuńDla mnie jest tego dwie przyczyny:
po pierwsze - niektorzy duchowni sa powolani i faktycznie oddaja sie zadaniu, reszta wykonuje zawod (dobry, jak kazdy inny),
dwa - kardynalnym bledem sa katecheci swieccy.
50% sukcesu religii w szkole to osoba duchowna w sutannie czy habicie.
I nie mowie tego bezpodstawnie.
Kiedy w mojej szkole (tak, dyrektorowalam przez jakies 12 lat)Pracowalal katechetka, religia byla porazka.
Kiedy zatrudnilam siostre zakonna, po osobistej interwencji u Matki Generalnej jakos sie na religii odmienilo.
Najlepsze i nejwiezsze doniesienia mialam przez pryzmat nauczania moich wlasnych osobistych dzieci.
Nie twierdze, ze religia w szkole jest zla czy niepotrzebna. Potrzeba po prostu dobrze przygotowanej kadry. Tylko tyle i az tyle.
Pozdrawiam:)
Przykro mi czytać takie nonsensy. Religia jest takim samym przedmiotem, jak każdy inny. Uczą jej kompetentni i wykształceni ludzie płci obojga. Świeccy i duchowni. Bez różnicy. Tak, jak każdy nauczyciel, katecheta może mieć charyzmę, bądź też być marnym wyrobnikiem.
UsuńRowniez pamietam lekcje religii w salce przy kosciele. Religia przeniosla sie do szkol kiedy bylam w 4 lub 5 klasie podstawowki. Dla mnie to byla spora ulga, bo nasza parafia byla dosc oddalona od szkoly, a czlowiek zmeczony po lekcjach, musial jeszcze zasuwac na religie. Tego okresu z religii w salce nie wspominam dobrze rowniez z innego powodu. Przygotowania do Komunii byly prowadzone przez wowczas mlodego ksiedza, obecnie proboszcza. A ten to choleryk niesamowity! Zdarzalo sie, ze rzucal w dzieci dlugopisem kiedy zobaczyl, ze ktos nie uwaza, darl sie i walil z calej sily w lawki linijka. Owszem, 9-letnie dzieci potrafia juz byc pyskate i niegrzeczne, ale ja, jako cicha, niesmiala dziewczynka bylam przerazona i cale przygotowanie do Komunii, ktore powinno przeciez byc milym i podnioslym wydarzeniem, potwornie mnie zestresowalo. Lekcje religii w szkole, w podstawowce pamietam dosc dobrze, katechetka niezle je prowadzila i nawet potrafila utrzymac w ryzach klasowych rozrabiakow. Natomiast w liceum mialam dosc religii, uwazalam ja za strate czasu, a zaden ksiadz jakos nie potrafil zainteresowac mnie tematem. W 2 lub 3 klasie religia byla ostatnia i notorycznie z niej wagarowalam. :)
OdpowiedzUsuńAgata
Do salek się chodziło, bo to było COŚ, a jak religia weszła do szkół i stawiają z niej oceny... cóż - traktowana jest już jak zwykły przedmiot i tak samo się z niej ucieka...
OdpowiedzUsuńBardzo lubiłam chodzić w dzieciństwie na religię. Odbywała się w szalkach katechetycznych. Niewielkich, ale przy kościele i to dodawało dodatkowego wymiaru tym lekcjom. Miałam też szczęście trafiać na bardzo dobrych katechetów. Byli nimi oczywiście księża i siostry zakonne.
OdpowiedzUsuńJa przez cala podstawowke mialam religie w salkach katechetycznych przy kosciele, pamietam ze w osmej klasie, na przygotowania do bierzmowania chodzilam do innej parafii, namowiona przez kolezanke.
OdpowiedzUsuńReligia weszla do szkol razem z moim przejsciem do liceum (tak na marginesie, pytanie o lekcje religii to swietny sposob sprawdzenia wieku czytelnikow - ci, ktorzy, jak ja, napisza w ktorej klasie zaczeli sie uczyc religii w szkole, to prawie podaja ci metryke).
Co roku mielismy innego ksiedza, i tylko ostatni, w czwartej klasie, potrafil nawiazac z nami dialog. Pozostali nawet nie probowali z nami rozmawiac, dyktowali cos, sprawdzali zeszyt i juz. Uczniowie robili na religii co chcieli, albo sie urywali.
W sumie - to co juz pisali ludzie przede mna. Ogolnie, to uzazam, ze szkola to nie miejscze na poglebianie wiary.
Za to napisze Ci troche jak to jest w Anglii. Na lekcjach Wiedzy o Religii uczniowie ucza sie o wszystkich religiach - jakie sa, w co wierza wyznawcy i jak z szacunkiem odnosic sie do ludzi innych wyznan.
Nie ma tekstow: 'Moja religia lepsza, a Twoja to bzdury', bo wychodzi sie z zalozenia, ze kazdemu wolno wierzyc w co chce.
Edukacja na poziomie wybranej religii odbywa sie w domach i swiatyniach.
Nie napiszę, jak religia wygląda teraz. Pojęcia nie mam. Pamiętam lekcje religii podobne do tych z Twoich wspomnień.Pamiętam księdza, który mnie nie lubił i gnębił, ale i takich, którzy byli wspaniałymi ludźmi, pogodnymi, uśmiechniętymi, życzliwymi.Taki na przykład ksiądz Leszek. Do tej pory mam kartkę z życzeniami, na której napisał" Boże błogosław mojej ulubienicy."To był KTOŚ.Ksiądz z powołaniem:)
OdpowiedzUsuńPamietam lekcje religii i w starej salce przy plebani(w ktorej bylo wiecznie zimno i nieprzyjemnie), i w szkole ( bardziej komfortowo)..Uczyli mnie przewaznie ksieza i bracia zakonni ( z jednym z nich popalalismy nawet papierosy:-), ale trafila sie rowniez swiecka katechetka, ktora milo wspominam. Nie zawsze byly to typowe zajecia z religii np. przez kilka lat mielismy do czynienia z ksiedzem- esteta,rozmilowanym w sztukach pieknych, ktory uczyl nas dobrych manier, zachowania sie przy stole itp. Musze przyznac, ze byly to bardzo ciekawe lekcje, ktore pamietam (i stosuje) do dzis.:-)
OdpowiedzUsuńOdbyłem dwie rozmowy z katechetami. Po jednej dla każdego dziecka w związku z trudnym charakterem czyli skłonnością do zadawania pytań. Dziękuję wystarczy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ja chodziłam na religię w szkole średniej ( i wcześniej)- uczestnictwo w tych zajęciach było dobrowolne- nie każdy chciał .
OdpowiedzUsuńNie napisałam matury z religii bo zaproponowałam księdzu temat : "Dlaczego uważam , ze Boga nie ma"* - a on stwierdził, że jako duchowny nie może się zgodzić na przepuszczenie takiej pracy
Pozdrawiam serdecznie:)
Lulka
* mniej więcej tak był sformułowany temat
Dziś religia jest w szkołach, wg mnie pomysł z religią przy kościołach był lepszy.
OdpowiedzUsuńpozdrowienia :)
Mnie od razu otworzyło się mnóstwo wspomnień w głowie. Lekcje religii przy kościele były głównie fajnym pretekstem do spotkań towarzyskich, do ganiania się z chłopakami, do wracania godzinami z przyjaciółkami, czyli ważne i miłe było to przed i po. Natomiast na lekcji miałam katechetkę, która nauczyłam mnie wagarować i kłamać. Zawsze mnie zawstydzała i piętnowała, że nie byłam w niedzielę w kościele. A nie byłam bo byliśmy przeważnie z rodzicami na wsi i nikomu do kościoła się iść nie chciało i ja, jako dziecko nie miałam na to wpływu. Kłamałam więc i dała mi spokój. Nie pamiętam żadnego jej dobrego wpływu na mnie, to była nuda i sztampa i strata czasu na kolorowani obrazków. Dopiero jako dorosła poznałam Biblię.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
W średniej szkole miałam religię kaplicy obok kościoła z księdzem-byłym więżniem obozu koncentracyjnego,mówił z chrypką,miał uszkodzone struny głosowe.Jedyną osobą,która miała na bieżąco prowadzony zeszyt był kolega,który jest obecnie księdzem.Siedziałam w pierwszej ławce i oczywiście liczyłam guziki w sutannie.W tyle salki stał piecyk w którym paliły się trociny.Ksiądz robił przerwę,wybiegaliśmy,a On palił papierosa/były "damskie"-do połowy puste:))i częstował mnie, za którymś razem rozpłakałam się,zapewniając,że nie palę-śmiał się głośno.Mąż chodził również na religię do salki katechetycznej ,zorganizował te lekcje ks.proboszcz dla młodzieży,która chodziła do szkół poza miejscem zamieszkania.Przygotowane było ciasto,herbata-czy uczył naszej wiary-pewnie nie przez wkuwanie jakichś formułek-uczył ich jak być dobrym człowiekiem.Do tej pory Go wspominają.Szkoła jest Jego Imienia-tak powinno być.Jak w każdym zawodzie,zdarzają się ludzie z pasją i bez kompletnego pojęcia o tym co powinni robić,tak jest z katechetami świeckimi,ale przecież młodzież jest teraz inna ,a i podejście rodziców do tego tematu jest różne od naszych rodziców-chodziłam na religię ,bo chciałam,bo wierzę w Boga,ale tak na serio to potem życie weryfikuje nasze poglądy i naszą gorliwość. maria I
OdpowiedzUsuńNie wiem, kto tak naprawde walczył o powrót religii do szkół; jeśli to Kościół, to strzelił sobie "samobója". Całe swoje szkolne życie chodziłam na religię do salek parafialnych przy kościele i ma to dla mnie sens i odpowiednią atmosferę. Religia w szkole tego nie ma i z tego co wiem od moich dzieci, częściej jest zabijaniem czasu i odrabianiem innych lekcji. Księża często nie próbują nawet udawać, że prowadzą jakąś katechezę.
OdpowiedzUsuń,,Czego chcesz od nas Panie...", ojej, teraz kandydaci do bierzmowania chodzą na wszystkie spotkania, różańce (nawet w listopadzie!) czasami przez trzy lata! A katechizm ma dwieście stron, z czego wszystko trzeba wykuć na blachę...
OdpowiedzUsuńNaprawdę chicałabym, żeby nauka religii odbywała się przy kościele, a nie w szkole. Wtedy na zajecia przychodziłyby dzieci, które naprawdę chcą uczyć się o Bogu, a ksiądz zamiast obrażać uczniów, zacząłby ich zachęcać do nauki.
Nie wiem, jak jest teraz, ale to, co piszesz pokrywa się w 100% z tym, co jak zapamiętałem z lekcji religii. Tak to dokładnie wyglądało, i był w tym jakiś... urok :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńOch, fala wspomnień mnie zalała :-)
OdpowiedzUsuńAle nie tyle przez wspomnienie o katechezach (tu miałam dość długi wpis o tym kiedyś, i o tym dziś, jednak wycięłam), ale przez "Czego chcesz od nas, Panie" - uczyłam się tej pieśni na pamięć, ale na język polski, każdy mógł sobie wybrać dowolną pieśń Kochanowskiego, albo tren, i ja wybrałam właśnie to. Bardzo to piękne, i recytowałam z takim zaangażowaniem, że polonistka się wzruszyła i musiała szukać chusteczek, dostałam 6 :-) A fragmenty pieśni czasem do tej pory mówię, dla mnie to piękna modlitwa ("Chowaj nas, póki raczysz, na tej niskiej ziemi, jedno zawżdy niech będziem pod skrzydłami Twemi").