sobota, 25 lutego 2012

blizny i urazy, czyli uważajmy na siebie

Miałam w życiu kilka wypadków dość dotkliwych i kilka zdarzeń, które zakończyły się dobrze ale naprawdę niewiele brakowało. Raz wpadłam pod autobus, raz przeżyłam czołowe zderzenie samochodu -  absolutnie nie zawiniłam a nacierpiałam się  wówczas bardzo, do tego mam rzadką grupę krwi i zawsze jest panika.
Na pośladku mam bliznę z wyraźnymi śladami po klamrach, usiadłam na jakimś szkle w lesie, wioskowy felczer mnie opatrzył,  rana była cięta, gdyby miał trochę rozumu to wezwałby karetkę i by zszyli w szpitalu jak należy, na żywca mi to robił, byłam kilkuletnim dzieckiem a pamiętam jak mnie mama nosiła  twarzą na dół bo nie mogłam ani siedzieć, ani chodzić. Trauma, ale z drugiej strony i tak bardziej pamiętam troskę i opiekę mamy, babci i rodzeństwa, byłam wtedy najważniejsza.
W trzeciej albo czwartej klasie z  głupoty wskoczyłam do zaspy i nie dałam rady z niej wyjść i już się żegnałam z życiem, cudem wypełzłam, do dziś pamiętam to uczucie – ogromny wysiłek i strach. Ale i tak mi było mało bo za jakiś czas balansowałam na leżącym nad strumieniem oblodzonym pniu i jak się pośliznęłam i rąbnęłam żebrami w to drzewo to mnie zatkało na bardzo długo. Kiedy odzyskałam oddech, nie mogłam się ruszać. Wołać również nie mogłam. Wreszcie zawlekłam się do domu ledwo żywa, miałam granatowe piersi. Nikomu się nie przyznałam, poszłam prosto do łóżka. Przez kilka tygodni bolało mnie przy każdym oddechu.  
W dorosłym życiu raz o mało się nie zabiłam. Pracowałam przy maszynie, zacięły się siłowniki i trzeba je było uruchomić ręcznie. Bezpieczniki były umieszczone wysoko, należało wspiąć się na dwa pojemniki. Nie mając pod ręką pojemników stanęłam na taśmie, dokładnie na tej, którą chciałam uruchomić. Mogło mnie zgnieść, zeskoczyłam w ostatniej chwili. Mój kolega był jeszcze głupszy bo poprawiał w ruchu gilotynę służącą do wycinania kapsli. Paluszki zostały na maszynie. Drugi stracił palce w maszynie do nalewania serków. Też poprawiał ją w ruchu. A trzeci zrobił najgłupszą rzecz – wsadził głowę do myjki bo coś się tam zatkało i nie szła. W myjce był roztwór sody kaustycznej ogrzany parą, akurat jak kolega wsadził łeb do środka to myjka zaskoczyła i trysnęło mu w twarz tym roztworem.
Nie byliśmy przecież skończonymi idiotami -  nie zatrzymywaliśmy tych maszyn bo zaraz by były pretensje o przestój, że zepsuliśmy, że nie umiemy. Teraz to się nazywa ładnie mobbing.
Ale jednak z nieostrożności wypadki trafiają mi się częściej. Jak raz rąbnęłam na rolkach to mam bliznę na udzie wyglądającą jak rozstępy. Stare babsko, na rolkach!
A wczoraj wyleciałam z domu w klapkach bo chciałam tylko nałożyć tym nieszczęsnym głodomorom jedzenia to nie ma sensu zmieniać butów,  a tam lodzik koło garażu i wiadomo, omaryjobosko jaki był rumor, te koty spod wiaty jak prysnęły w pola to ich do dziś nie ma, w szoku są, może biedne gdzie siedzą na Pasterniku albo coś. Tyłek nie szklanka, nic mi się nie stało.

18 komentarzy:

  1. Niby nie szklanka, ale jednak boli. Uwazaj na siebie, nie chcesz sie chyba polamac, co?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pewnie, że nie chcę, tyle razy już sobie obiecywałam nie wybiegać w klapkach z domu, bo to nie pierwszy raz tak śliznęłam

      Usuń
  2. No masz, nawet o takich wypadkach pisząc, wtrącisz jakiś akcent humorystyczny...

    Po takich akcjach, faktycznie - tyłek nie szklanka. Tylko im więcej lat, tym dłuzej się może zrastać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale i tak już nie skaczę po blatach i stołach tylko mam takie specjalne schodki, nawet to wygoda jest, okna myć na przykład albo szafki u góry, mówię Ci, sks!

      Usuń
  3. dobrze, że omaryjobosko, bo mnie by sie zdecydowanie co innnego wyrwało...
    widać sądzone Ci pisać nam tu forever♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Mój kolega (zaprawiony w bojach reprezentant Wojska Polskiego, umie sobie radzić w ekstremalnych sytuacjach) raz się zatrzasnął na balkonie... Był jakoś grudzień, przed Świętami, śniegu po pas, a on w klapkach na bose stopy wylazł na balkon, bo mu się jarać zachciało. I zatrzasnął się, stare budownictwo, stare okna, klamka od balkonu wypadła z tego miejsca, gdzie powinna była siedzieć i **uj, -20*C, a on stoi w klapkach w śniegu. Zamiast łopatą okno wybić i wleźć do środka, to to uosobienie inteligencji postanowiło zleźć na dół po rynnie i wejść do domu drzwiami. Czwarte piętro to przecież nie tak wysoko, a rynna wygląda na wytrzymałą. Na wysokości drugiego piętra rynna nie wyglądała w ogóle, bo jej nie było i kolega spędził Boże Narodzenie w gipsie, chyba tylko głowy mu nie zagipsowali... :D

    Ja nie jestem hardkorem, uważam na siebie, od dziecka jestem ostrożna i uważna - nie biegałam, nie skakałam, nie łaziłam po drzewach i wysokich drabinkach, ale za to łaziłam po wykopach, które nam na osiedlu panowie robotnicy zrobili przy okazji wymieniania rur kanalizacyjnych, czy coś w ten deseń. Poobijałam kolana, poobcierałam łokcie, ale nic poważnego mi się nie stało, natomiast koleżanka, która łaziła ze mną wbiła sobie pod paznokieć w nodze kawał jakiejś baaardzo starej, zardzewiałej blachy. Przy wyjmowaniu tego po tygodniu (kto by się tam przyznał mamie!) podobno waliło trupem... :D

    Ach, wypadki wypadeczki!

    OdpowiedzUsuń
  5. ja co chwila sie o cos obijam, udezam, potykam itd. a juz szczytem bylo w czasie juwenaliow skrecic kostke-bieglam bo w ramach dowcipu stwierdzilismy ze zabawnie bedzie kopnac kolegow na przedzie.. efekt trzy tyg w gipsie.. no trzezwi to my nie bylismy ;)
    Ty tez na siebie uwazaj Klarko

    OdpowiedzUsuń
  6. Klarka na litość Najwyższego uważaj na siebie chociaż teraz :-)))
    I nie strasz kotów :-)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja niestaty też to mam.... taką zdolność do objania się. Rzadko się zdarza, żebym nie miała żadnego siniaka - a to nie zauważę krzesła, a to o jakiś róg zawadzę... Jadnak za najgłupszy wyczyn w mojej karierze mogę uznać próbę ominięcia traktora z łopatą do spychania śniegu. Zamiast zejśc mu po prostu z drogi tam gdzie płasko, to ja się wspięłam na ośnieżone zbocze górki. I następnie się z tej górki poślizgnęłam wprost pod koła. Na moję szczęście trafiłam w oponę i się na niej zatrzymałam. Żeby dodać pikanterii temu opowiadaniu trzeba powiedzieć, że był to ranek 25.12 i szłam z rodziną do kościoła. I nie byłam bezrozumnym berbeciem, bo już byłam w liceum. Oczywiście reszta rodziny ominęła traktor z właściwej strony. Fakt, że nic mi się nie stało uznałam za cud.

    OdpowiedzUsuń
  8. Koty pewnie do tej pory się turlają ze śmiechu jak je Pańcia ładnie rozśmiesza :). A tak na poważnie to cieszę się, że nic Ci się nie stało. Oby do wiosny !!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Mnie to chyba jakaś opatrzność w dzieciństwie strzegła, skakałam po dachach, drzewach, biegałam i biłam się z chłopakami i nigdy nic mi się nie stało, jedynie jak byłam bardzo malutka to zsunęłam się z huśtawki, takiej w futrynie drzwi, i mimo wielu dywaników kocyków itd. pode mną, dostałam krwiaka, szybko się zagoił, sam (cud jakiś chyba) :)) a i rozwaliłam torebkę stawową w prawym nadgarstku i kciuka także u prawej ręki, i do tej pory nic więcej! niech tak zostanie juz :P
    I Pani Klarko proszę na siebie bardziej uważać :))

    OdpowiedzUsuń
  10. Niespokojny duch z Ciebie Klarko. Dobrze, że przydzielono Ci spokojnego i profesjonalnego Anioła Stróża . Aż strach pomyśleć co by było gdyby???
    Uważaj na siebie i nie kuś złego

    OdpowiedzUsuń
  11. Czy to będzie pocieszające dla Ciebie jeśli napiszę, że nie jesteś osamotniona? Sama sobie oko podbiłam - śliwa przez dwa tygodnie zejść nie chciała, wszyscy męża podejrzewali, na szczęście świadków miałam. W tym samym czasie - dzień po dniu- kostki obie skręciłam - tylko jedna w gips poszła, jadąc na rowerze z górki wjechałam w tyłek swojej cioci , bo czekałam aż idący drugą stroną nauczyciel od historii głowę podniesie i dzień dobry mu powiem. Ja przeżyłam , z tyłkiem cioci gorzej było.I tak jeszcze z tysiąc innych wpadek. Gdy podchodzę do samochodu znajomej ona mówi : Stój ! Poczekaj, ja ci drzwi otworzę ! Zawsze w nie wpadam. Już mam odkształcenie z prawej strony twarzy :D. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja się tylko topiłam dwa razy... Gdzie mi do Ciebie?

    OdpowiedzUsuń
  13. MiłośniczkaKotówBezKota27 lutego 2012 08:29

    Przy tobie Klarko to ja miałam całkiem spokojne dzieciństwo: Na wykopkach spadłam z przyczepy z ziemniakami i pękła mi kostka w nadgarstku. Częsko skrecałam sobie nogi w kostkach tak, że puchły i czasem robiły się sine. Prawie udusiłam sie smoczkiem od butelki który wpadl mi do gardła. Do tej pory potrafię się zachłysnąć swoją własną śliną, tak że tchu brakuje, nie wspominając o innych płynach.. Spadłam ze schodów ale nic się nie stało. Podbiłam sobie oko na placu zabaw na metalowych drabinkach. Upusciłam sekator i chcąc go ratować przed upadkiem na trawę (!) wbiłam go sobie w dłoń i teraz nie łapię niczego, co mi leci z rąk. :) Kilka lat temu chodząc boso po mieszkaniu małym paluszkiem weszłam w krzesło - zsiniał ale nie odpadł. ;) Do tego siniaki po kuligach, sankach i innych tego typu sortach ekstremalnych... a teraz także po "zapasach" z moim Kochaniem. :) Hmmm trochę jednak tego było :)

    OdpowiedzUsuń
  14. O mnie ojciec mój zawsze mówił, że mi w drewnianym kościele cegła na łeb spadnie :))) ileż to razy wracałam do domu poobijana masakrycznie. Pamiętam, jak raz wjechałam do piwnicy. Tak się ucieszyłam na myśl o przejażdżce rowerowej z koleżanką, że poleciałam jak głupia po ten rower do piwnicy. Pech chciał, że się w drzwiach potknęłam o próg i do piwnicy wleciałam, dosłownie - zębami w dół. Pierdyknęłam zębami w beton na dole, kolana i łokcie miałam obite od zjeżdżania w pozycji na śledzia, a zęby mi się ruszały przez parę dni.

    OdpowiedzUsuń
  15. A ja mam tylko dwa palce krótsze. Bezlitosna maszyna ....

    OdpowiedzUsuń
  16. Witaj
    Twoimi "nieszczęściami" można by obdarować wiele osób:(
    Nie pamiętam przykrych zdarzeń w moim życiu, aż tak drastycznych. Podobno byłam grzeczną dziewczynką :)
    Pozdrawiam na spokojny tydzień :)

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz