Spotkało mnie wczoraj coś dziwnego. Było po ósmej, piłam kawę i odpisywałam na listy. Piszę w pokoju od ogrodu i nie widzę, co się dzieje na drodze. Wolę te chwile mieć spokojne, przeszkadza mi czasem tylko kot jeden czy drugi albo jakiś ptak wydzierający się na czereśni.
Mam okropny, głośny dzwonek przy bramie. Jak dzwoni to się zrywam i biegnę, aby nie daj Boże ktoś nie zadzwonił drugi raz. Tak było i wczoraj. Biegnę do kuchennego okna, nie od razu do bramy, często chodzą tu akwizytorzy i przez kuchenne okno mówię im, aby sobie poszli bo nic nie potrzebuję.
Przy bramie stała dziwna kobieta, nie znam jej. Spytałam, o co chodzi. Chciała koniecznie natychmiast skorzystać z łazienki. Przeprosiłam i powiedziałam, że nie wpuszczę jej do domu, i że mi przykro. Naprawdę było mi przykro, bo od razu pomyślałam sobie, że kobieta musi być mocno w potrzebie, by dobijać się rano do obcych domów. I zaraz pomyślałam – a co bym zrobiła na jej miejscu?
Wybiegłam na schody i zobaczyłam, że idzie do sąsiada. Zawołałam, aby zawróciła, bo przecież tu niedaleko jest i sklep, i restauracja to tam z pewnością ją wpuszczą. Pobiegła we wskazane miejsce.
Niedawno, bardzo niedawno ktoś, wykorzystując moją szczerość i naiwność, bardzo brzydko mnie oszukał. Do tej pory jest mi niesłychanie przykro, bo staram się wierzyć ludziom i nie podejrzewać ich o złe intencje. Oszukał mnie i jeszcze mnie dręczył ciesząc się, że mu się tak pięknie udało mnie wykorzystać. Nie jestem zła bo we mnie złość nie siedzi, zła to mogę być jak sobie ufarbuję włosy na głupi kolor albo jak Luby wywali tacę ciasta pod siedzenie auta. Mam bowiem świadomość, że coś się bezpowrotnie skończyło, już nigdy nie zaufam tak, jak do tej pory.
Czy ktoś jeszcze otwiera dom nieznajomym proszącym o szklankę wody albo o możliwość skorzystania z łazienki?
Podejrzewam, że niestety nie wpuszcza się już obcych do domu, a szklankę wody można co najwyżej przez płot podać. Pewnie 80% tych ludzi jest szczerych i uczciwych i nie wykorzysta naszej dobroduszności, ale skąd wiadomo, że to nie jeden z tych 20% pozostałych stoi akurat u naszych drzwi.
OdpowiedzUsuńNie przypominam sobie takiej sytuacji, żeby ktoś zapukał do mnie po szklankę wody, czy coś w tym stylu. Ale zeszłej jesieni zastukała babinka, naprawdę marnie wyglądała i spytała, czy nie mam jakiegoś starego płaszcza albo kurtki na zimę. Akurat miałam coś takiego na strychu, więc trzeba było wspiąć się tam i wrócić i miałam taki chwilowy przebłysk... wpuścić do domu, czy zostawić na schodach. Naprawdę, do dziś jest mi szczerze głupio, że zamknęłam jej drzwi przed nosem i pobiegłam pakować kurtki. Tak ze trzy razy wychodziłam do niej, bo okazało się, że i po Syniu też znalazła się całkiem nowa kurtka narciarską (babcia miała też wnuka w podobnym wieku) i jakieś swetry, spodnie. Wyszło tego dwie ikeowskie torby, które babcia wrzuciła sobie na plecy i dziękując mi poszła dalej. A ja zostałam w takim dziwnym poczuciu, że jeśli to rzeczywiście była kobieta w popowodziowej potrzebie, to potraktowałam ja mimo wszystko nie najlepiej. A jeśli to była wysłana przez "wnuczków" obserwatorka, to wyszłam na idiotkę oddając całkiem dobre ciuchy komuś, kto być może wyrzucił je potem na śmietnik.
OdpowiedzUsuńDoświadczenie zbierane latami znieczuliło nas na biednych i proszących, bo często proszą Ci, którzy wcale nie potrzebują. Ale jednak siedzi w nas przecież Człowiek, który chciałby widzieć w bliźnim także człowieka a nie wilka.
Byłam sama.
OdpowiedzUsuńFacet miał złe zamiary...
Zażądał pieniędzy na bilet...
Było to w Bogaczewie , na wsi,
uratował mnie pies , owczarek,
leżał w domu i tylko patrzał.
Zobaczył psa i zwątpił.
Poszedł sobie na szczęście...
Teraz bardziej uważam i nie wpuszczam do domu, wszyscy wiedzą,że mam dwa groźne psy...
tak, to trudne sytuacje...kiedyś na rynki w Krakowie, wieczorem zazcepoła mnie babuleńka trzymająca w reku pęk zwiędłych rózyczek- naprawdę nie były najświeższe- powiedziała,z ę po 10 zł... nie były tyle warte,ale pomyślałam sobie- ok- pomogę. Wyciągam kasę, chce brać różyczki, a babcia mi na to, że jedna jest po 10 zł... zdębiałam... wycofałam się z transakcji i zostałam obrzucona stekim moze nie wyzwisk,ale obraźliwych słów, babuleńka jeszcze długo pomstowała na mnie pod nosem...
OdpowiedzUsuńi co tu było zrobić... poczułam sie dziwnie...
za to zawsze podwożę do Krakowa Babcię-Śmierdziuszkę co mieszka we wsi po drodze...jest to spore wzyzwanie, bo babinka naprawdę nie pachnie najpiękniej- ale za to "pięknie paniusi dziękuję" zawsze usłyszę i jescze błogosławieństwo dostanę...takie małe uczynki są prostsze i nie wymagają podejmowania trudnych decyzji...sama nie wiem jak bym sie zachowała, gdyby ktoś zapukał....
W UK zapewne tak, w Polsce nigdy w zyciu!
OdpowiedzUsuńBarbara
Ponad rok temu zaufałam jednemu "gościowi". Do dziś jestem uboższa o stówkę;)
OdpowiedzUsuńNigdy mnie nie spotkała taka sytuacja, może dlatego, że po drodze mamy (najczęściej zepsuty, ale na "oko" tego nie widać) domofon. Niemniej zdarzają się osoby proszące o coś do jedzenia, a tego nie odmawiam, jeśli mam... Ale wpuścić do domu? Obcego? Po ostatniej kradzieży? Nigdy...Pozdrawiam Klarko
OdpowiedzUsuńNie, ja też nie mam odwagi wpuszczać obcych do domu, nie te czasy, nie ta rzeczywistość. Dziś trudno zaufać niektórym znajomym osobom, co dopiero zaś zupełnie obcym. Przykre to, bo niektórzy może naprawdę potrzebują szklanki wody.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie Klarko :)
Ponad 20 lat temu dałam szklankę wody cygance, mieszkałam wtedy w bloku w mieście, nie wiem jakie miała zamiary, ale poprosiła o wodę i ją dostała. Ale byłam sama w domu i zamknęłam jej drzwi przed nosem...
OdpowiedzUsuńTeraz pewnie postąpiłabym podobnie, ale żeby wejść trzeba się przedrzeć przez zamkniętą furtkę, zadzwonić domofonem, mamy psa, który wygląda na groźnego, poza tym kilka lat temu okradli nas w domu, uśpiwszy uprzednio rodziców i psa (poprzedniego) .Tak obrobili kilka domów u nas na wsi.
OdpowiedzUsuńJa taka się urodziłam: rozgadana, z zaufaniem nad ramy bezpiecznego dystansu.I nie raz grzmiał głos opatrzności- abo kto widział by łamać zasady bezpieczeństwa? Wpuszczam niewidomych i niesłyszacych, kupuje drobiazgi i z reguły daję się naciągać na niewielkie kwoty. W zwiazku z rozmiarem i nieporównanie innym zakresem odpowiedzialności własnie kończymy pewien etap programu- zachowawczego.Ta swoboda będzie selekcjonowana by nie zaprzątać niepotrzebnymi zajęciami i dywagacjami oceny bezpieczeństwa,tzn te wrota ktoś inny bedzie otwierał.
OdpowiedzUsuńA i ja ostatnio zapatruję się, szczególnie jesienią, na malowniczy krajobraz. To podobno odp. pryzmat.Artysci dla dobrego krajobrazu potrafią przejechać mnóstwo km. Ja też.A czasem kolejny raz odkrywam własną okolicę.I to jedne z piękniejszych momentów.
PS Przy tym chyba każdy kiedyś korzystał kryzysowo z takiego ESC z niespodziewanej sytuacji patowej? I nigdy się nie zawiodłam na obcych.Czy to błądząc podczas grzybobrania czy też łapiąc gumę w jednośladzie;) bądź telefonując w poszukiwaniu kontaktu.
trudno powiedzieć, dopóki ktoś nie zastuka do drzwi. pewnie bym się bała. ale strach to zły doradca. więc kto wie ??? pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńKlarko, w takich sytuacjach lepiej chyba jednak zachować rozsądek. Postąpiłabym tak samo, jak Ty.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ada
Klarko ciężkie są takie sytuacje, bo człowiek bije się ze swoim 'wewnętrznym morale', ale chyba postąpiłabym tak jak Ty.. W sumie to nie byłam nigdy w takiej sytuacji więc nie wiem do końca, ale czasy mamy takie jakie mamy i trzeba być ostrożnym. Ja miałam kiedyś 'przygodę' i dzięki psu nic się nie stało, ale mogłobyć niewesoło...i to bardzo! Nie mieliśmy zamkniętych drzwi wejściowych do domu i weszło mi 4 wielkich romów, ja byłam sama a oni stwierdzili, że 'kolędują' żeby im dać pieniądze! Powiedziałam stanowczo, żeby wyszli, bo nie mam pieniędzy i nie dostaną nic, a ci się zaczeli śmiać i iść w moim kierunku- serce mi do gardła podeszło! A tu nagle po schodach zbiegł nasz pies (cały biały husky, wyglada jak wilk) i to jeszcze z ostatnich stopni zeskoczył hahaha romowie omało nie pozabijali się o drzwi tak uciekali! Boże jak ja wtedy wycałowałam naszą sunię, bo bez niej to nie wiem co by było! To zdarzenie mi pokazało, że po pierwsze trzeba zawsze zamykać dzwi wejściowe! a po drugie ludziom nie można ufać...niestety.
OdpowiedzUsuńDobra wymówka w cenie - ospa wietrzna w domu albo co ;)
OdpowiedzUsuńA czytając komentarze chyba wywalę koty i zainwestuję w psa ;)
Do łazienki pewnie bym nie wpuściła (mieszkam w bloku, ale to bez znaczenia), chyba że nie byłabym w domu sama. Szklanką wody czy inną bułką poratowałabym bez problemu, ale otwieram drzwi z duszą na ramieniu - nie ważne, czy po drugiej stronie stoi kobieta, czy mężczyzna.
OdpowiedzUsuńNatomiast z perspektywy osoby, która jak nie pójdzie zaraz do kibelka, to popuści w majty, pewnie bym się ostro wściekła :D Ale też wykazała zrozumieniem... Współczuję tej kobiecie, mam nadzieję że nie chodziło o nic JUŻTERAZZARAZBOOOŻE, ale nie... jednak bym nie wpuściła.
Pozdrawiam ;)
Ps. To ja dawna : Kobieta w Odcieniach Czerwieni (bądź Pani N.) pod nowym adresem : www.kobieta-o-brazowych-oczach.blog.pl Zapraszam ;)
OdpowiedzUsuńno bym ją zaprosiła jednak, pewnie do czasu taka naiwność.
OdpowiedzUsuńJa wpuściłam obcą, była to miła, młoda dziewczyna z jakiejś organizacji ze szczytnym celem. Dziewczyna tryskała energią i była wyjątkowa skora do rozmowy na tematy wszelakie, co sprawiło, że jej prośba o skorzystanie z toalety tym bardziej wprowadziła mnie w zakłopotanie. Mój brak asertywności oraz jej wiarygodność razem wzięte sprawiły, że wpuściłam ją do toalety, ale - być może wstyd się przyznać - stresowałam się strasznie, po głowie snuły mi się czarne scenariusze, cóż to ona może mieć za cel tej wizyty, a ucha nie oderwałam od drzwi toalety, nasłuchując, czy faktycznie miała silną potrzebę. Miała. Do dziś mi głupio z mojego zachowania, sama nie wiem czy zachowałam się bardziej lekkomyślnie, czy durnie, bo dziewczyna była po prostu szczera i prostolinijna, bardziej wierząca w ludzi niż ja. Swoją drogą być może jesteśmy za bardzo edukowani o "wszechobecnych" zagrożeniach, a bardziej istnieją one w naszych głowach. Wiadomo - prawo przyciągania robi swoje. Ot takie moje zdanie :) Pozdrawiam. Sylwia
OdpowiedzUsuńAlbo czy ktoś serio traktuje dodatkowy talerz w Wigilię? Boże, jakie to trudne...
OdpowiedzUsuńJa to w ogóle mam tak, że drzwi nie otwieram nikomu... Jeśli nie zapowiedziała się koleżanka (która, najlepiej jak jeszcze przed samymi drzwiami napisze smsa "to ja"), jeśli mąż nie uprzedził, że wraca z pracy bez kluczy, nie otworzę... Nie lubię, nie chcę, nie widzę takiej potrzeby. Dopiero, jakby się kto długo, głośno i mocno dobijał, to zerknęłabym bez judasza, kto zacz - a nóż coś się stało?
OdpowiedzUsuńPrzeraża mnie nieco myśl, że niedługo przeprowadzam się z bloku do domu, gdzie furtka i brama nie mają zamków, każdy może sobie wejść na podwórko i nic nie da wyglądanie z okna na ulicę... Brrr! Czym prędzej będę musiała to zmienić.
Pozdrawiam, Talka