poniedziałek, 4 lipca 2011

zanim powiesz "to nic takiego"

Pani dosiadła się do mnie w autobusie. Rzadko, bardzo rzadko się widywałyśmy, raz na kilka lat. Znajoma. A jak znajoma, to zagada, zapyta co słychać i powie, co u niej. Dużo starsza, więc tematów wspólnych niewiele ale jak się chce to przecież można nawet o pogodzie.
Do lekarza jadę, mam kamienie w woreczku żółciowym i muszę iść na operację – oznajmiła, a ja zapytałam o szpital, o termin, o samopoczucie i obawy, przyznając, że  ja bym się bała.  Z uśmiechem powiedziała, że już miała jedną operację i nie było tak źle.  Zrobiło mi się głupio, bo znam doskonale to uczucie, gdy chory pociesza kogoś zamiast otrzymać wsparcie. Jeszcze wymieniłyśmy kilka zdań o wszystkim, a kiedy wysiadałam, przytrzymałam jej rękę mówiąc – pani świetnie się trzyma i znakomicie wygląda, teraz  mają ten nowoczesny  sprzęt i na pewno wszystko będzie dobrze! Mówiłam spontanicznie, tak czułam, na więcej słów nie było czasu ale też chyba nie można mówić więcej w takim miejscu. Teraz te słowa wyglądają jak lekceważenie, jak grzecznościowa formułka.
To nie był woreczek, to była znacznie cięższa choroba, od tamtego spotkania upłynęło zaledwie trzy tygodnie.   Mogłam bardziej współczuć, mogłam uważniej słuchać, mogłam nie mówić, że to rutynowy zabieg i nie ma się co bać. A teraz już nic, tylko Wieczne Odpoczywanie.

22 komentarze:

  1. Karko! Przecież nie mozna znac wszystkich okolicznosci ani pasujących do nich słów tym bardziej. Co z tego, że współczułabyś, jak ona sama zbagatelizowała, jak sama nie spodziewała się? Potraktowała sytuację z uśmiechem, a myślę, że bardziej podnosi na duchu uśmiech wzajemny niż użalanie się, straszenie, przewidywanie gorszych możliwości, że coś się nie uda.

    p.s. a jakoś mi się ta scena kojarzy z postem Volusia i komentarzem Tatula ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kwestia nieumiejętności wspierania w tematach, których się obawiamy. Nie umiemy wytłumaczyć dziecku pojęcia śmierci i sami w tym brniemy.
    Płytkie słowa otuchy a czasem rzeczywiście problematyka przerastająca. Rozgrzeszenie dla siebie tylko takie, ze 99/100 tak samo błaho potraktuje a to życie czyjeś przemija (It's my life)
    Tak cicho umyka.
    "Śpieszmy się kochać ludzi,
    tak szybko odejdą"

    OdpowiedzUsuń
  3. Bylas tylko daleka znajoma i powiedzialas to, co w takiej sytuacji wypada.Nie moglas przewidziec co sie stanie , tak samo jak ta chora znajoma.Mysle, ze zdziwilaby sie , gdybys sie inaczej zachowala i zaczela ja zarliwie przekonywac ,okazywac duze wspolczucie--przeciez ona sama byla przekonana, ze to tylko kamienie zolciowe.
    Wiem, jak sie czujesz, ale zareagowalas, Klarko , tak, jak powinnas.
    Urszula

    OdpowiedzUsuń
  4. Klarko , kochana, a co byś powiedziała, gdybys wiedziała? że jest dużo wyzdrowień,że niektórym się udaje? Moze właśnie tak trzeba było, potraktowac jej chorobę jako cos typowego, rutynowego... moze ona tez tak o tym myślała i chciała, żeby tak było to traktowane? pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiele razy, nie tylko w takich sytuacjach mówimy coś, co potem, z perspektywy czasu brzmi głupio, albo banalnie, albo jeszcze gorzej...nie przewidzisz wszystkiego. Przecież byłaś miła i chciałaś dobrze. Dużo musi czuć się ktoś, kto rzuci w złości przekleństwo, albo powie coś podłego komuś a potem dowie się, że to było właśnie to "ostatnie słowo". Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. iimajka zajrzałam do volusia, jeju, mam nadzieję, że go nie wystraszę! A o sytuacji ciągle myślę bo jak zobaczyłam klepsydrę to się zdumiałam - jak to, na woreczek? Nie dopuszczając nawet innej myśli. Dopiero potem przyszła refleksja o wadze słów - kamienie w woreczku brzmą zdecydowanie lepiej niż nowotwór, ech..

    OdpowiedzUsuń
  7. Anonimowy - nie potrafię rozróżnić, coraz częściej się buntuję bo z powodu popularności tych blogów zdarza się, że dostaję listy, które są wołaniem o pomoc albo wymyślonym wołaniem o pomoc, i jak to sprawdzić? A do tego - nie czuję się ani powołana, ani kompetentna.

    OdpowiedzUsuń
  8. Urszulo - to takie irracjonalne poczucie winy - bo tak naprawdę to wiem, że zazwyczaj nic więcej się nie robi i nie mówi ponad to, co zaszło.

    OdpowiedzUsuń
  9. ystin - myślę, że nie, to raczej waga słów - nie mówi się rak tylko guz, albo wprost - że to coś banalnego. A co bym powiedziała - nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
  10. Miro - o tym nawet nie pomyślałam. To rzeczywiście musi być trudne, chyba, że takich osób wrażliwość nie dotyczy to się nawet nie zastanawiają po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  11. Klarko- nie miej sobie nic do zarzucenia. Zbytnie współczucie i zaangazowanie mogłoby ją wystraszyć, pogłebić obawy. A tak dałas jej nadzieję ze to zwykły zabieg i ze wróci zdrowa do domu
    Bardzo smutne ze tak się nie stało..:(

    OdpowiedzUsuń
  12. "Gdybym wiedział to, co wiem..." zawsze się orientujemy po fakcie, że coś moglismy zrobic, powiedzieć, coś zaniedbaliśmy. Zawsze tak było, jest i będzie. Bo kiedy ktoś odchodzi, to już niczego nie da się zmienić, odwrócić, zrobić. Można tylko mysleć, co byśmy mogli, i takie myślenie boli, bo wysysa z nas radość i energię...

    OdpowiedzUsuń
  13. Mysle, ze Twoje slowa w tamtym miejscu i czasie byly jak najlepsze- bo spontaniczne.A dotkniecie reki niby nic a wiele znaczy, czasami wiecej niz slowa...

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie da się przewidzieć, a udzielić rady, pomocy czy pocieszenia człowiek nie znający sytuacji może tylko na tyle, na ile został uświadomiony przez tą drugą osobę.

    I tak jak Ameli napiszę - ciepły gest, dotyk ręki często mają większe znaczenie, niż najbardziej pozytywne słowa, Klarko :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Klarko, swiata nie jestes w stanie zbawic a powiedzialas cos najnoralniejszego w swiecie, co jest komu pisane............sciskam, AniaNY

    OdpowiedzUsuń
  16. To strasznie przykre... no ale jak to mówią nie znamy dnia ani godziny :(

    OdpowiedzUsuń
  17. ojjj to smutne! Ale Klarko tak szczerze - skąd miałaś wiedzieć, że to coś gorszego niż kamienie. Przecież jak ktoś z nas napisze Ci, że czuje się fatalnie, bo jest przeziębiony to przecież od razu nie zaczniesz go podejrzewać, że kłamie, bo to irracjonalne. Jasne, że to przykre, ale nie wiedziałaś, nie wiń siebie! Trzymaj się ciepło
    jeanette

    OdpowiedzUsuń
  18. W takich sytuacja zawsze pozostaje żal, że się nie zdążyło...., że się za mało kochało.....:(

    OdpowiedzUsuń
  19. Dokładnie jak piszesz.
    To takie uczucie, że mogłaś coś więcej, mimo, że wiesz, że sytuacja wtedy nie wygladała na taki koniec.
    Miałam podobną sytuację w zeszłym roku.
    Mojej przyjaciółi mężczyzna nagle się rozchorował i zawiozła go do szpitala. Był tam dwa tygodnie a ja ją pocieszałam, że przecież to młody chłopak, 34 lata, zaraz z tego wyjdzie. Dwa tygodnie później w czasie jej wizyty w szpitalu ustała akcja serca.
    Ja sobie nawet nie pomyślałam o takim scenariuszu.
    Teraz ona sobie wyrzuca, że wcześniej nie zauważyła, że był tak chory, że przoczyła objawy, że mogła coś zrobić..
    A oni byli jak dwie połówki jabłka.

    OdpowiedzUsuń
  20. W przypadku niektórych zdarzeń i tak nie możemy nic zrobić. A może łatwiej jej było ot tak odejść, bez przejmowania się i nadmiernego strachu?
    Nikt z nas tak naprawdę nie wie, kiedy i jak to on zderzy się ze śmiercią.
    Nie wyrzucaj tego sobie, ona pewnie spogląda z góry i akurat do Ciebie się uśmiecha dobrotliwie.

    OdpowiedzUsuń
  21. ja myslę, że ta pani nie chciała słyszec niczego innego niz to co Ty jej powiedziałaś. I powiem więcej: ja tez bym nie chciała. Bo poczułabym sie wtedy o wiele gorzej i straciła swój optymizm. Tak było lepiej, uwierz mi..

    OdpowiedzUsuń
  22. smutne:(od razu przypomina mi znajomych,których co niedziela spotykaliśmy w miejscu wypoczynkowym i smażyliśmy z nimi kiełbaski śmialiśmy się i spędzaliśmy miło czas,tak niestety ich też już z nami nie ma.:(Byliśmy na pogrzebie ale jakoś w to miejsce wypoczynkowe dalej nie mogę się wybrać mimo że upłynęło już 3 lata.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz