Na stoliku stały butelki z oranżadą kupione przez chłopaków. Pili wódkę z jednego kieliszka i od tego się zaczęło, bo Marysia i Danka się napiły, ja strzeliłam focha bo od początku zgrywałam wielką paniusię z miasta i powiedziałam, że z jednego kieliszka się nie napiję, co zostało skwitowane dosadnym wyzy sro jak rzyć mo a Konserwa powiedziała, że jeszcze nigdy w życiu nie piła wódki to i tu nie będzie. Po czym nalała sobie do szklanki oranżady i wypiła ją duszkiem. W butelce była wódka. Przełknęła i spytała – cuz tako niedobro ta łorynżada?
Po kilku minutach wstąpił w nią diabeł i nie opuścił już do końca naszej znajomości. Poszła do kapeli i zamówiła piosenkę. Dość długo negocjowała aż wreszcie wrzasnęła – jak nie umiycie to się nauccie, grać abo oddawać piniondze!
Zaczął skrzypek. Dostojnie, bez góralskiego szarpania, ojeju, jak pięknie. dołączył do niego akordeonista a po chwili już wszyscy wraz z zespołem śpiewaliśmy na całe gardło – Jolka Jolka pamiętasz lato ze snu..
I refren – hej bo się nom zacyno bucyna rozwijać bucyna rozwijać!
Zabawa się rozkręciła i było istne wariactwo, nie siedziałyśmy ani jednego kawałka, jakoś nas nie rozdarli bo jak się paru do nas przykleiło to już inni dali spokój ale o pierwszej był koniec zabawy i trzeba było wracać do domu.
Dziopy, a skąd wy jesteście? – ktoś się wreszcie zainteresował. No tak, w środku nocy, w obcej wsi, nawet Konserwa nie znała tam nikogo, żadna z nas jadąc na zabawę nie pomyślała, że trzeba będzie wrócić. Górale zapraszali nas na nocleg ale miałyśmy na tyle rozumu, żeby wiedzieć, że jak teraz pójdziemy spać to żadna do pracy nie wstanie. Postanowiłyśmy wyruszyć na piechotę. Z góry na dół było z kilometr, a potem już była normalna droga, gdzie jeżdżą samochody, może się trafić jaka okazja. W dół prowadziła gliniasta ścieżka i można było iść albo w błocie, albo trawą. Poszłam trawą, mając na nogach śliczne granatowe zamszowe sandałki kupione w butiku. Było też strasznie ciemno, wywróciłam się chyba z dziesięć razy. Nie tylko ja, nawet chłopaki, którzy znali tę drogę, jechali w dół po tym błocie klnąc, wreszcie dotarliśmy a raczej sturlaliśmy się do szosy, jeszcze nam zabawa szumiała w głowie, jeszcze śpiewaliśmy. Noc była chłodna, po południu przetoczyła się tędy burza i teraz było mglisto i mokro. Szosa również nie była oświetlona, ale przynajmniej było w miarę równo. Dotarliśmy do pierwszego przystanku. Najwcześniejszy autobus był jakoś koło szóstej, a co będzie, jak nie przyjedzie?
Piętnaście kilometrów to nie tak daleko, idziemy! Nie wiem, czy teraz którykolwiek chłopak zdobyłby się na taki wyczyn, jak wówczas tamci górale. Nie znając nas prawie wcale poczuli się w obowiązku nas odprowadzić. Robiliśmy odpoczynki co przystanek, coraz dłuższe i dłuższe bo Konserwa ze swoim góralem za każdym razem zostawała najdłużej, aż doszliśmy pod same drzwi. Pożegnaliśmy się mniej lub bardziej czule i palacz, który był jednocześnie stróżem otworzył nam wejście. Zaklął brzydko na nasz widok - ojapierdole!
Wyglądałyśmy, jakby nas kto napadł i topił w bagnie. Robiło się już jasno a żadna tego nie zauważyła, mgła na drodze, mgła w oczach i w głowie tylko jedna myśl – spać! Palacz tylko zapytał – nic wam nie jest?
Miałam nogi fioletowe do kolan, bo sandałki strasznie farbowały, Danka zgubiła sweterek jak toczyła się ze stoku, Marysia rzygała po drodze ze cztery razy i nie nadawała się do pracy.
A Konserwa miała na szyi korale zrobione gorącymi ustami górala i wyśpiewywała w kółko – Jolka Jolka pamiętasz lato ze snu..hej, bo się nom zacyno bucyna rozwijać!
Ale masz fajne wspomnienia!Az zaczelam zalowac, ze nigdy , naprawde nigdy, nie bylam na wiejskiej zabawie.
OdpowiedzUsuńUrszula
Wiejska to nie była, bo jak najbardziej stołeczna...-rzeczywiscie wracałam ze znajomym, bardzo enigmatycznym i tak wedrowaliśmy z Pól Mokotowskich do niemal Ursynowa. Ja niestety dalej mieszkałam ze 3 przystanki a skrótami to było przez najgorsze osiedle architektonicznie bezlogiczne. Zapewne wogóle plany ursynowskie musiały powstać w trakcie imprez. Ale dotarłam, potem juz wracałam liniowymi... taksiarzom nie ufam. Nawet jak drą sie przez pół umajonej ul. że oni bardzo chętnie za friko. To jedyny mies. w tym mieście wart spędzenia to chyba maj,może pół czerwca.
OdpowiedzUsuńI właśnie o te "bucyny" czy też magnolie, migdałowce i inne pączusie , idzie.
PS Innych glinianych ścieżek (poza zakupem akcesoriów komunijnych) i zaproszeń naprawde nie kojarzę- raz "matka" prowadziła mnie w swoje pielesze, raz" ojciec" przez łąki miał skrócić drogę.Imprezy jak najbardziej bezalkoholowe.
hehe aż zazdroszczę takich wspomnień! Super!!
OdpowiedzUsuńdołączam się - wspomnienia super! Klarko a z Ciebie zawsze był taki grzeczny aniołek? :))
OdpowiedzUsuńjeanette
Kwiczę jak dzika świnka. W buczynie. Hej!
OdpowiedzUsuńojeju tez nigdy nie moglam zrozumiec tej idei picia z jednego kieliszka fuuuj
OdpowiedzUsuńswietne wspomnienia
jeanette na szczęście żadnej nic sie nie stało, może ludzie byli trochę inni, tych wszystkich historii nigdy nikomu nie opowiadałam, tu opisuję pierwszy raz i tak się zastanawiam, czy syn nie powie - mama aleś była nieodpowiedzialna;)
OdpowiedzUsuńOooo spłakałam się jak norka, z Matką Gotującą tu kwiczymy z tej Konserwy, co się z góralem zatrzymywała, i z tej Danusi toczącej się ze stoku... :D Cholera, nie wie dzisiejsza młodzież ile traci, jak tylko po klubach łazi i dopalacze wdycha... :(
OdpowiedzUsuńPoproszę o więcej takich wspomnień! :D
I Nobla jakiegoś za całokształt twórczości literackiej!!! :))))
Klarko ale ja sie zgadzam że to były inne czasy, ludzie jacyś tacy mniej krzywdzący byli (jasne że zdarzali się i inni) ale tak sobie pomyślałam - czy Ty osobiście miałaś jakieś płomienne flirty i podobne sprawki na sumieniu? Tylko qrde jak syn czyta to głupio się przyznawać :)
OdpowiedzUsuńjeanette
Nie ma to jak zabawa na wsi :)
OdpowiedzUsuńMiałaś przygody naprawdę... ah młodośći ta beztroska... a co to 15 km ? no tak... miło ze strony tych górali :)
Pozdrawiam i świetna historia :)
Ciekawe cy Koserwa miała pomoientom bluzke po ty ekapadzie
OdpowiedzUsuńtatul - oj, tak, nie chciałam pisać na górze a tu to będziemy wiedzieć tylko my dwoje - tak się śpieszyła że miała założony staniczek na bluzeczkę i na to sweterek na lewą stronę
OdpowiedzUsuńTeraz mam pełny obraz . Dziękuję
OdpowiedzUsuńCzytam sobie od początku onetowego, klarkowego bloga i dotarłam do wpisu z 29 czerwca 2009r, 'Nie wróci'... Ojj, dawno już się tak nie spłakałam przy wierszu! Aż sobie na głos wyrecytowałam... I tak sobie myślę o moim pieseczku-jamniczku, który ma już następcę... i to chyba on właśnie wrócił w tym innym futerku... i mnie tak kocha patologicznie, jak tamten jamniczek kochał... :)))
OdpowiedzUsuńDobrze, że Pani jest, Pani Klarko... nie umiem nawet powiedzieć, dlaczego... Buziaki z Wrocławia! :)
A ja zaczne za panem palaczem - ojapierdole! :O
OdpowiedzUsuńSzacunek dla chlopakow za bezpieczne odprowadzenie dziewczat do domu. Naprawde szacunek. Jestem pod ogromnym wrazeniem.
Witaj
OdpowiedzUsuńUwielbiam kawę, ale parzoną bez dodatków :)
Za to w pracy zaparzam dla koleżanek tę z ekspresu i z pianą- ku ich uciesze :)