Pod koniec roku szkolnego do szkoły przyjeżdżali pracodawcy poszukujący pracowników do domów wczasowych, restauracji i hoteli. Tych ofert nie było zbyt wiele i były one kierowane do najlepszych absolwentów. Podpisałam bardzo korzystną umowę na rok, w sobotę kończył się rok szkolny a ja w poniedziałek zaczynałam pracę.
Zamieszkałam w ośrodku wczasowym, w ładnym pokoju na piętrze nad jadalnią. Wraz ze mną mieszkały jeszcze dwie dziewczyny.
Trzeba było umieć robić wszystko to, co w danej chwili było potrzebne. Nie było podziału na podkuchenne, kelnerki, sprzątaczki czy pokojowe. Kierowniczka przydzielała nam zajęcia w miarę potrzeb. Palacz na przykład nie zajmował się wyłącznie kotłownią, jeśli trzeba było to musiał obierać ziemniaki albo zmyć korytarz.
Były ogromne trudności z zaopatrzeniem i kuchnia funkcjonowała w oparciu o produkty zbożowe i nabiał ale jedzenie było bardzo smaczne, tyle, że pracochłonne. Gotowaliśmy codziennie na około sto osób trzy posiłki. Pierwszy był zawsze z zupą mleczną, którą roznosiłyśmy w wazach, na stoliku na gości czekało oprócz tego troszkę kiełbasy, żółtego sera, pieczywo, dżem i smalec ze skwarkami, obiad był dwudaniowy i zawsze był też kompot, kisiel lub budyń, a kolacje podawaliśmy gorące, jakieś naleśniki z serem, ruskie pierogi, placki ziemniaczane, kopytka z pieczarkami czy gołąbki z kaszą i grzybami.
Taka domowa mamusina kuchnia, goście nie narzekali, mogę to powiedzieć z całą odpowiedzialnością – pracowałam tam rok i nie spotkałam się ani razu ze skargą na jedzenie. Nawet, jak żywiliśmy kadrę Górnika – Knurów, którzy mieli tam zgrupowania, to inni goście po prostu tylko wzdychali. A wzdychali dlatego, że sportowcy przywozili z sobą całe zaopatrzenie i mieli taką zasadę – na stole ma być tyle, ile chłopaki zechcą zjeść. Przywozili całe ćwiartki mięsa, pojemniki z kurczakami, ryby, szynki, wędliny, i nawet tłuszcze. Wszystko to, co było na kartki, oni przywozili, zrzucali do magazynu a my miałyśmy wreszcie możliwość gotowania tak, jak trzeba, bez oszczędzania i zamiany produktów.
Ech, jacy to byli przystojniacy! Jasne, że usiłowałyśmy ich podrywać, choć nasza kierowniczka pilnowała bardzo – do gości grzecznie i uprzejmie ale na dystans!
Po drugiej stronie drogi był stok, na którym czasem trenowali. Na przykład ustawiali się na samym dole i musieli w morderczym tempie wbiegać na górę, i tam i z powrotem. A my się gapiły przez okno jak zaczarowane!
Jedli naprawdę bardzo dużo, byli hałaśliwi, weseli, uczynni, i nie do poderwania. Możliwe, że mieli przykazane to samo co my – na dystans.
Pracowałam cały sezon po kilkanaście godzin na dobę i zarabiałam bardzo dobrze, co z tego, gdy i tak nic nie można było kupić, raz dostałam talon na buty i chcąc go wykorzystać, aby nie przepadł, kupiłam buty o rozmiar za małe.
Poznałam tam dwie dziewczyny, góralki, które mówiły wyłącznie gwarą. Uwielbiałam je bo miały specyficzne poczucie humoru, nie złościły się prawie wcale i z równą otwartością rozmawiały o Bogu jak i o seksie.
Jedna z nich chciała zachować cnotę dla męża i oddać mu się w noc poślubną ale miała na tym punkcie jakąś obsesję ponieważ ciągle o tym mówiła, obrazowo opowiadając, jak to będzie wszystko wyglądało. Mam do dziś w pamięci te opowieści przedstawiające sceny z życia intymnego Konserwy, bo tak ją nazywałyśmy.
O tym, czy Konserwa dochowała cnoty i jak było na góralskiej zabawie napiszę wkrótce.
mmm piłkarze :) a Knurów to rzut beretem ode mnie :) A Twoje opowiadanie jak zawsze lekkie i miło się czyta, narzekając na końcu, że to już koniec!
OdpowiedzUsuńjeanette
Małe stópki :) - marzenie większosci kobietek (w niektórych tradycjach do przesady- zdarza sie hamować rozwój stópki bandażowaniem, zaginaniem kości palców bądź...łamaniem). Za to "szeroka stopa życia" - marzenie ich meżczyzn , jako synonim dobrobytu.
OdpowiedzUsuńCo do scenariusza łóżkowego opracowanego przed ...mocno dyskusyjne:on, ona,łóżko i ...koleżanki odhaczające punkty.Trochę naturalności i swobody. Improwizując.
Miło się czyta Twoje wspomnienia:) Zaskoczył mnie Knurów, bo mimo że mieszkam daleko, odwiedziłam to miasto kilka razy, mieszka tam moja przyjaciółka:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło,
Margerytka
Piękne wspomnienia :)
OdpowiedzUsuńAż miło się czyta i praca widzę fajna :)
No z tą Konserwą jestem już ciekawa :DD
Co mają w sobie ci cholerni piłkarze, że dziewczęta tak lubią na nich popatrywać? ;)))
OdpowiedzUsuńNarobiłam sobie smaka na domowe jedzonko przez te wyobrażenia o zupie mlecznej i gołąbkach, mrrr! :)
Kasiu z Wrocławia - ja to przede wszystkim patrze na umiejętności a potem na urodę i tak od lat ponad 10 :)
OdpowiedzUsuńjeanette
Jeanette - ja też się tak staram oceniać, aczkolwiek jak umiejętności idą w parze z urodą, to już w ogóle jest cud, miód i orzeszki! :)
OdpowiedzUsuńJedli naprawdę dużo - kiedys popularne było przekonanie, że jak kto je tak pracuje - widać byli też wydajni w bieganiu :D
OdpowiedzUsuńKasiu - dokładnie :) ech się rozmarzyłam :)
OdpowiedzUsuńjeanette
Umieram z ciekawości odnoście Konserwy i jej cnoty:-).
OdpowiedzUsuń