niedziela, 18 września 2022

coś się skończyło

 Czuję, jakby zatoczyło się koło. Te żarty o zbieraniu chrustu - dla mnie to wcale nie było śmiesznie bo ja doskonale pamiętam, jak pod Brzanką zbieraliśmy bukowe gałęzie a potem rąbaliśmy je na niewielkie kawałki do palenia pod blachą. Bieda. Tak to się nazywa. Chleb z pasztetową zawinięty w kartkę wyrwaną z zeszytu. Początek wakacji na kolanach w truskawkowym polu u gospodarzy, którzy nas zawsze oszukiwali przy wypłacie. 

Nie chcę tego, co już było. Nie chcę galopującej inflacji, pustych sklepów i racjonowania towarów. Nie chcę być zaradna, oszczędna i jednocześnie bezradna.

Dorosłość też nie na bogato. Nie było czym palić w piecu. Nie mieliśmy znajomości, nie wiedzieliśmy komu trzeba dać łapówkę, dlatego  w pierwszą zimę, a dom kupiliśmy na Trzech Króli, spaliliśmy pół sadu. Styczeń tamtego roku był dość ciepły, rżnęliśmy na podwórku to mokre drewno piłą moja-twoja. Oczywiście nie chciało się palić. Przez szpary w oknach wiało, poutykałam je watą a pod drzwi podłożyłam zrolowany, stary koc.

Nie mogliśmy dogrzewać się piecykiem elektrycznym bo natychmiast wywalało korki. Nauczyłam się wtedy okręcać je miedzianym drucikiem i włączać na nowo.

Od miasta dzieliło nas zaledwie dziesięć kilometrów, teraz już miasto puka do granic ale wówczas dojazd do pracy zimą był tragiczny. Po oblodzonej i zaśnieżonej drodze żaden kierowca autobusu nie chciał jechać. Wieś położona na uboczu więc droga odśnieżana była na końcu.

Wieś śmierdziała. Wszystko przesiąknięte było ohydnym fetorem pochodzącym z tuczarni, gdzie hodowano świnie. Nie dało się suszyć na zewnątrz prania, rowami płynęły nieczystości, z kominów unosił się czarny, duszący dym ponieważ wszyscy  paliliśmy  czym popadnie.

Prawie wszyscy w tym ekstremalnie zanieczyszczonym środowisku uprawiali warzywa i hodowali zwierzęta a nadwyżki sprzedawali na krakowskich targowiskach.

Żywność była reglamentowana, nie pamiętam, ile było przydziału na człowieka, bardziej pamiętam, że na kartki był cukier, mięso i wędliny, masło, alkohol, papierosy  i słodycze. To wtedy powstawały czekoladowe bloki z mleka w proszku ,  pierniki ze sztucznym miodem i wafle z masą z margaryny i cukru.

To wtedy sklepowe i salowe miały władzę. Niewiele można było kupić ale wielu można było przekupić.

Rodzące były golone tępymi maszynkami i szyte bez znieczulenia, przeziębionym dzieciom lekarz przepisywał lek nasenny.

Kiedy moi rówieśnicy wspominają tamte czasy z nostalgią i sentymentem, ja jestem przerażona. Wiem, że to się już nie wróci bo ludzie są inni, bardziej świadomi, nie mogą też  czuć się bezkarni jak wówczas, ale i tak się boję.

 Spokojnie, czereśni nie zetnę na opał bo nie mam pieca. Musiałam zażartować choć nie bardzo jest się z czego śmiać. Ale już nie chcę być zaradna, nie chcę być oszczędna, pracowita  i zapobiegliwa.  Choć zmartwienie na zapas nic nie da, czuję niepokój. 


Nade wszystko chcę się czuć bezpiecznie.

25 komentarzy:

  1. Też pamiętam tamten czas, jako dziecko lata 60 i 70 ub. w. zbierałam szyszki sosnowe, drewno nie pamiętam, chyba się kupowało, w latach stanu wojennego miałam dwoje małych dzieci, słodycze na kartki, nabiał na kartki i nowe osiedle pełne rodzin z małymi dziećmi, sklep jeden spożywczy, czasami nie było nawet mleka dla dzieci bo rano wykupili, a teraz wdowa z emeryturą dobrze, że po mężu, 1/2 domu, woda na prąd, oczyszczalnia ścieków na prąd zużycie prądu 550 kwh na miesiąc na pół z sąsiadami i proponuje się mi 2000kwh na rok, a reszta po ile, nie mówiąc o inflacji, w d.pę niech sobie wsadzą tą 13 i 14 niech mnie nie okradają mimo wszystko trzymaj się zdrowo Klarko, najwyżej wybuduję sławojkę pozdrowienia od Ewa Szczypińska,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję Ci za to, że mogłam się na głos roześmiać z tego pełnego emocji komentarza, tak samo mówi mój teść o 13 i 14, ściskam serdecznie

      Usuń
  2. A mnie miastowej (wtedy) wieś z okresu dzieciństwa kojarzy się sielsko i anielsko. Szczególnie w stanie wojennym te różnice były odczuwalne- tam spokój, a w mieście portowym... To od dziadków ze wsi i ich sąsiadów Tata przywoził jaja, mleko, kaczki, cielęcinę i wieprzowinę. W sumie kontrabandę, bo na rogatkach stali żołnierze bądź milicja. Ale! Doskonale rozumiem Twoje odczucia- brak poczucia bezpieczeństwa. Wydawałoby się, że ponad 30 lat od obalenia komunizmu, człowiek uczciwie pracujący powinien osiągnąć stabilizację zawodową i finansową. Godnie żyć na miarę swoich możliwości i wsparcia państwa, które to powinno ułatwiać a nie utrudniać, gdyż po to płacimy podatki.
    ***** *** za to, że nas okradli z tego poczucia bezpieczeństwa. Prowadzimy firmę już ponad 30 lat, i dalsze jej prowadzenie stoi pod znakiem zapytania.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ot, o to właśnie chodzi rządzącym. Strach. z jego pomocą najlepiej się rządzi.
    Ja też pamiętam czasy, kiedy pod płytą paliło się wszystkim, co chciał ogień strawić. Piec- śmieciuch też chyba wróci do łask. Moje dziecko obliczyło, że na opał musi wydać pensje za pół roku. Ot, obiecał Mateuszek, że będziemy pracować z miskę ryżu... I to chyba jedyne, czego te sku...ny dotrzymają. A mój "kochany" , osiemdziesięcio-trzy letni teść i tak mordę pruje, że to wina Tuska. Tfu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej miska ryżu niż szczaw i mirabeleki.

      Usuń
    2. Szczaw i mirabelki przynajmniej mamy pod ręką, bez importu...
      jotka

      Usuń
  4. Czy możemy czuć się bezpiecznie, gdy nawet do lekarza się nie dodzwonisz?
    jotka

    OdpowiedzUsuń
  5. Pamietam te czasy jako nastolatka. Matka pracowala w kiosku wiec stanie za papierem toaletowym, podpaskami ( wata) pasta do zebow, szamponem ... odpadaly, ale juz za maslem , ´miesem, cukrem jako dzieciak sie nastalam.
    W latach 90 siatych bylo jeszcze trudniej. Wolna amerykanka, kto mial umiejetnosc kombinowania zyl nawet niezle, ale taki przecietny szary czlowiek mial pod gorke. Pamietam z tamtych czasow siostre- mloda dziewczyne, ktora po szkole rozpoczela prace. I jej szarpanie sie z szefem bo nie wyplacal pensji. Na pytanie, kiedy bedzie wplata uslyszala : " Pierdolnac cie?".

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję za ten post. Bardzo dużo q ludziach sentymentu do dawnych czasów ale pamięć mają skrajnie wybiórczą.
    Dobrze pamiętam wakacje u babci na wsi. Dla mnie to była przygoda,a dla ludzi tam codzienność bez bieżącej wody i łazienki...

    OdpowiedzUsuń
  7. A jednak, wielu pamiętajacych tamte czasy funduje nam je powtórnie. Ja pamiętam szare zeszyty, smród w autobusach, chamskich kierowców i równie chamskie panie w kolejkach, które rozdeptywały dzieci takie jak ja, a teraz może piszą po blogach, że było pięknie i że ludzie jakoś bardziej ze sobą rozmawiali. Moja mama, niezdagnozowana autystka, ciągle miała migrenę zmuszona podróżować do pracy z tymi ludźmi, "załatwiać" najprostsze rzeczy. Do lasu na grzyby i jagody nie chodzi, bo to było jej dzieciństwo "zamiast wakacji".

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeśli idzie o Polskę, to pierwszy powrót do przeszłości nastąpił gdy po raz pierwszy wybory wygrała partia dziś będąca u władzy.Gdy po czterech latach znów wróciło PO nie zyskało na długo poklasku bo wymagało od elektoratu samodzielności i samostanowienia o sobie, nie obiecywało państwa opiekuńczego, co z kolei obiecywali obecnie rządzący. I dusza ludu przywykłego do poddaństwa wygrała wybory, bo z kolei ci bardziej samodzielni nie potrafili się ze sobą dogadać (i do dziś nie potrafią), więc powrót do przeszłości jest tym samym zagwarantowany. Zaczynam się pomału cieszyć tym, że coraz bliżej mi wiekowo do zobaczenia co jest po drugiej stronie tęczy.anabell.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polacy nigdy sie ze soba nie dogadywali. Mamy dziwne poczucie wolnosci ( moze nie dziwne, ale inne) . Dla nas wolny to taki, ktory moze jezorem paplac to co mu sie zywn ie podoba. Taki, ktory moze postawic kontre i nam to juz do szczescia wystarcza- aby sie tylko wygadac. Zerwac sejm... pomachac szabelka... popaplac.
      A na zachodzie: " No dobrze. Powiedzial pan swoje dziekujemy, ale musimy wybrac wspolna droge postepowania, wiec dla dobra ogolu nalezaloby..." i tutaj idzie propozycja, na ktora ci majacy cos przeciw dla dobra ogolu z reguly przystaja. W Polsce to nie przejdzie.

      Usuń
  9. Przeszłość - temat rzeka. Chyba każdy inaczej ją widzi. Ja osobiście miałam szczęście, bo dużej biedy nie pamiętam. Z lat 80-tych pamiętam 2 obrazy. Jeden, jak moja mama, która opiekowała się 5 grobami (wojna nas nie oszczędziła) musiała "nagimnastykować" się, bo kwiaty u tzw. prywaciarza były super drogie i jeszcze ta buta sprzedających, jakby robili łaskę. Jak zarobiłam pierwsze dobre pieniądze - to zaszalałam na grobach. Teraz mnie to śmieszy, ale widać wtedy bolało. Tak jak to, że przez szyby mogłam patrzeć na sklepy górnicze (wszystko zachodnie lub super tanie) - bo moi rodzice nie mieli do nich wstępu - bo nie pracowali na kopalni i nic nie znaczyło, że byli wykształceni, wykonywali odpowiedzialną pracę - nie byli górnikami. Mogłam tylko patrzeć jak moi koledzy śmigają na nowiuteńkich nartach ze sklepu górniczego, a ja miałam stare - po kimś z rodziny. Lata 90-te i trochę później to już moja praca i opowieści - nie z żadnej strony politycznej, ale od ludzi, którzy to przeżyli: jak sprzedawało się zakłady: najpierw, że te maszyny roku nie wytrzymają, więc zachodni kupujący robi łaskę, a potem po 10 latach dalej były nie zmienione i zarabiały dla nowego właściciela, a po sprzedaży bezrobocie i inne tragedie. Potem - to już nie moje pokolenie - a rządy chyba liberałów i lewicy - dużo młodszych znajomych czy rodziny - zaraz po szkole - na zachód - bo tu zero perspektyw. Ostatnie lata - to z kolei moi zamożni znajomi - nie mogą przeżyć wzrostu płacy minimalnej - bo jak to sprzątaczka ma aż tyle zarabiać? Już nie 10 razy więcej od niej będę zarabiał, tylko 5-6 razy? No jak to. Oczywiście teraz boję się przyszłości, ale ostatnie lata były dla mojego biznesu najspokojniejsze. Po raz pierwszy otrzymałam też jakieś wsparcie w czasie covid, bo wcześniej ani na darmowe podręczniki dla dzieci za PO się nie łapałam, ani potem na 500+, bo zawsze wchodziło to rok po tym jakbym mogła skorzystać. Ale cieszyłam się, że idzie do przodu. A teraz kicha i to według mnie efekt nie ostatnich lat, a co najmniej 30 - 40 lat wstecz. Niestety też nie jesteśmy samotną wysepką: nawet zaczyna być słychać wśród unijnych notabli, że Polska i kraje Europy Wschodniej lepiej widziały zagrożenie jakie niesie Rosja (wprost o Polsce, że zachód jej nie słuchał powiedziała parę dni temu Ursula von der leyen). Tylko, że co to teraz daje? Dorota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako dzieciak pamietam wlasnie ta szara polska komunistyczna rzeczywistosc, ale w sumie dzieckiem bylam, wiec .... sprawy zaopatrzenia , zorganizowania zycia domowego to nie byla moja brocha. Wiem, pamietam to stanie w kolejkach. Bary mleczne pamietam z przygnebiajaca atmosfera. Pijakow pamietam, ze dosc sporo ich bylo...
      Natomiast lata 90 siate . No coz pracowalam w budzetowce. Moje wyplaty byly zabezpieczone, ale pamietam moja siostre, ktora na dany sektor sie nie lapala. I te ciagle walki o terminowe wyplaty . Chamstwo pracodawcow... dokladnie- wszystko wtedy wyprzedawano. U nas w miescie jeden z nielicznych zakladow napraw taboru kolejowego ( slyszalam, ze byly trzy takie w Polsce) poszedl w amerykanskie rece. No a potem redukcja pracownikow... okrutny czas.
      Pamietam tez jak nakazywano sie nam ubezpieczac w drugim filarze, bo bedziemy mieli nedzniutkie emerytury. Wtedy tez popatrzylysmy na niektorych naszych znajomych, ktorzy godzili sie przez okolo 10 lat na szarpanine w robocie - rok na umowe, rok na czarno i tak do skutku... bo szef chcial zaoszczedzic. Kombinowanie, kombinowanie ... a kiedy przyjdzie do wyplacenia tym ludziom emerytur to otrzymaja wielkie "gawno".
      Pamietam tez ( poczatek lat 2000) jak rodzice kolezanki, ktora ukonczyla warszawski uniwerek chwalili sie, ze ich corka ma spora moc kredytowania ( pracowala w banku), czyli ogolnie mowiac moze sobie pozwolic na wybudowanie pod Wawa domu. I moje tlumaczenie mezowi ile owa kolezanka zarabia . Moj maz nie mogl zrozumiec tej poteznej rozbieznosci w zarobkowaniu w Polsce. No bo wiadomo, ze jakis tam dyrektor lub pracownik urzedu ma pewne przywileje i wieksza pensje, nie myslal nigdy , ze w Polsce te roznica w zarabianiu potrafia byc holendarne.
      Nie zgodze sie jednak Doroto z Toba, w Polsce nigdy nie bylo zbyt dobrze.

      Usuń
    2. Żeby być obiektywnym wobec tych wszystkich krwiopijców pracodawców, to należałoby choćby przez rok-dwa być takim pracodawcą, założyć własną firmę i poznać koszty jej prowadzenia w PL na przestrzeni tych lat. Nasz spokój biznesowy skończył się wraz z drugą kadencją PIS.
      Dorota wspomniała o tarczy covidowej- napiszę tylko, że te pieniądze otrzymały firmy, również jednoosobowe, które nie straciły nic na lockdawn, bo przepisy były jakie były- czysty zysk. I marnotrawstwo. Ale ile ja się peanów wtedy nasłuchałam wyznawców jednej słusznej partii. Tak też było jak obniżyli wiek emerytalny, i to nawet od tych na DG, bo mogli szybciej przejść na emeryturę i dalej prowadzić swoje formy. I znów zysk. Mój Tata ma 79 lat, prowadzi wciąż swoją firmę, przeszedł różne etapy, ale tak źle jeszcze nigdy nie było. I nie zatrudnia na minimalną, ba ostatnio bierze roboty, żeby zatrudnieni pracownicy mieli wypłaty, firma od początku roku jest na minusie... i do końca roku nie ma szans wyjść na zero. Branża instalacyjna.
      Wzrost płacy minimalnej, kolejne podatki (choćby od obrotu), o których pracownik nie ma pojęcia, to z każdym rokiem wzrost kosztów. No to firmy się będą zamykać jeszcze w większym tempie niż dotychczas.

      Usuń
    3. Roksanna

      Robilam , wlasciwie to rok temu w listopadzie skonczylam, remont malego ( 34 metry, ale nie remontowali calych 34 metrow) mieszkanka w Polsce.
      Facet nie kladl nowej instalacji ( byla juz polozona), nie ukladal kafelkow ( byly juz) , nie robil hydraulicznych podlaczen.... polozyl mi tylko nowe podlogi na calym mieszkaniu i tynk w jednym z pokoi. Bo tynki wszedzie indziej byly cacy, wymienil drzwi- na zadne wyjatkowe -i wyniosl stary piec, ktory przyznal sie, ze opyli jednemu z pracownikow ( ladna nordycka koza) . Potem ow opylony piec , czyli za to jego wyniesienie sobie, doliczyl mi do rachunku 1000 zl.
      Zaplacilam za ta "olbrzymia" powierzchnie 15. 700 zl.
      Tzn utargowalam nizej o 1700 zl, bo zbil mi liksfery i zalatal je zwykla dykta - myslalam , ze mi para pojdzie uszami.
      Cenia sie fachowcy w Polsce. Pokazalam koszttorys ( bo rachunku uswiadczyc od pana nie moglam) kolezance tu w Niemczech w pracy - kolezanka Polka zajmowala sie swego czasu remontowka w obu krajach. Stwierdzila, ze skad oni TAKIE CENY wystawiaja? Nie wiem, nie powiem.
      Teraz zas, podczas mojego pobytu w Polsce, mialam awarie wody w mieszkaniu. lekko kapala, ale nie chcialam w takim stanie zostawic chaty.
      Ilez ja sie nadzwonilam, ile odmowien na ta robote dostalam, albo bylam spychana na zasadzie : " Wie pani? Ja teraz mam katar, to niech pani zadzwoni ponownie za dwa dni", a czas gonil.
      W koncu kogos dorwalam. Zgodzil sie wpasc po robocie i zerknac. Praca trwala trzy minuty- zgrzal mi kolanko na zlaczeniu rur- tak to sie chyba zwie.
      Za te 3 minuty wzial 100 zl. Nawet nie dyskutowalam, ale pomyslalam sobie, ze ja takiej stawki godzinowej nie mam tu na zachodzie jak to, co on wzial za te trzy minuty zgrzewania rurki.

      Ciotka z Polski ma mate chora na alzheimera. Potrzebuje dwoch kobiet do pomocy, bo sa z nia dzien i noc. Ona- ciotka tez staje na zmiany. Nawet czesciej robi przy matce, bo to wiadomo matka. Placi zatrudnionym paniom stawki godzinowe.
      A ja kiedys z szacunem do niej ( za to co robi dla matki i dla tych bezrobotnych w okolicy) , ze stala sie pracodawca i zmniejsza biede w okolicy. Ciotka na to:
      "Ania. Ludzie nie chca pracowac".
      JA sie przestalam w Polsce rozeznawac. Z jednej strony rozpacz,ze dutkow malo, zima idzie... zjedza nas oplaty. Z drugiej... finansowo sie jednak w kraju szanujecie. Za byle co nie warto z lozka wstawac.

      Usuń
    4. ja to wszystko znam. W tej chwili wykańczam deweloperskie mieszkanie, więc kontakt z fachowcami różnej maści mam codziennie. Na razie nie narzekam. Ceny... no cóż materiały mocno podrożały, robocizna przez inflacje również. Mój główny fachowiec podniósł cenę o 20% za metr kw. mieszkania od ceny ubiegłorocznej. To nam powiedział, zanim się zgodziliśmy i podpisaliśmy umowę.
      Pan za pomiar podłóg, drzwi, listew skasował tylko 50 zł, bo powiedział, że ma blisko- 25 km. I zrobił to popołudniu w piątek, więc byłam pod wrażeniem ;)
      Obecnie do mamy mojego OM przychodzi pani na godziny. Wcześniej mieliśmy panią, której zapewniliśmy dom z wiktem i opierunkiem z sobotą ( tu niecała) i niedzielą wolną, płacąc jej 3.800 na rękę- była ponad miesiąc. Znam więc temat. Od podszewki.
      NIE MA LUDZI DO PRACY!
      ps. firma mojego Taty ( i mojego syna) to nie instalacje po domach tylko roboty przetargowe. Duże. Ciepłownictwo. Tam ceny są z góry ustalone, bo bez kosztorysu nie wygrasz przetargu. Mine chodziło o to, że żeby teraz wygrać to ceny za wykonawstwo idą koszmarnie w dół ( tata mówi że sprzed 15 lat) a materiały w górę. Szczególnie że te roboty często są kilkunastotygodniowe, a nawet przez kilka miesięcy. Kosztorys nawet po kosztach w finale może okazać się, że bilans ujemny i trzeba dołożyć. No nie dołoży pracownik, przecież. No, ale ludzie mają pracę. I porządną wypłatę. Bo za przestojowe płaci się im dniówkę. I firma wciąż działa... tylko że jak tak dalej będzie, to do czasu...

      Usuń
    5. Roksanna

      W moim przypadku, to cos innego. Dla polskich fachowcow, my Polacy za granica lezymy na kasie. Ona sama sie nam do rak pcha.
      Nie oszczedzaja nas polscy usługowcy, tylko jak im w rece wpadniemy to nas rabia na cacy.
      Ktos wpada do warsztatu, bo mu sie lampka w samochodzie zapalila i chce tylko diagnostyki. Robi mu to mechanik albo za friko, albo za symboliczna oplata. Mi sie taka lampka zaparla i zeby mi fachowiec tylko powiedzial co sie tam narobilo, to za to, ze woz jest na zachodnich blachach place ekstra cene czyli 2 stowki.
      Nawet moge sie nie przyznawaj takiemu remonciarzowi, ze z Niemiec przyjechalam, a i tak znajdzie sie ktos kto to wypaple: sasiad, znajomy...
      I jak zu kochac rodakow i ojczyzne?
      Nie maja dla mnie litosci, nie bede wszystkich zalowac.

      Usuń
    6. Klarko kochana, nikt, a przynajmniej nie ja, nie wywołuje Cię do tablicy. Piszesz na tyle dużo o swojej sytuacji, że mamy jakiś obraz co Cię uwiera, boli... I to jest bezdyskusyjne, bo to jest Twoje życie, zdrowie... my nie tkwimy w Twoich butach. I masz prawo do L4, do urlopu. I również, a może przede wszystkim do godnej płacy za swoją pracę! Bez nadgodzin.
      Do postu odniosłam się w pierwszym komentarzu, kolejne już były skierowane do komentarzy czytelniczek. Ty znasz dwie strony medalu, bo przecież mąż był na DG.
      Pracodawcy jak i pracownicy są różni. Tak jak społeczeństwo. Przykre jest tylko to, że małym przedsiębiorcom państwo zakłada stryczek obciążając ich nowymi podatkami lub wzrostem starych. Pracownicy zaś często tych ukrytych kosztów nie widzą, bo ich interesuje wypłata na rękę. Czasem otwierają oczy, jakie kwoty płaci za nich pracodawca (zus + podatek)...
      W mojej firmie za mniej niż 200 zł nikt nie przyjdzie w niedzielę do pracy. Ta kwota to punkt wyjściowy za niecały wymiar godzin. Nie wiemy tylko, czy uda nam się utrzymać firmę działająca już 30 lat. Ja chętnie bym ponosiła te koszty, gdyby połowę z nich szło do ręki pracownika a nie do państwa, które je marnotrawi na pierdolone ławeczki patriotyczne na ten przykład bądź reżimową telewizję.
      I taki przykład z teraz. Jestem w salonie łazienek, chcę kupić baterię konkretnej firmy. Pani mi szuka w katalogu i podaje cenę, dwukrotnie wyższą niż w Internecie. Tłumaczy mi, że oni dostają ją po wyższej cenie od producenta niż oferta w necie, i nie mogą konkurować. A ja to rozumiem, jako firma handlowa. Nie wszyscy to rozumieją, tylko od razu komentarz jacy zdziercy, ile to zarabiają bo gdzieś jest taniej...
      To m.in. miałam na myśli, żeby pracownik zamienił się z pracodawcą i spróbował dziś na tym rynku poprowadzić firmę... Łatwo i przyjemnie nie jest. Brak stabilizacji, a co za tym idzie również bezpieczeństwa.
      Ściskam :**
      Ania,
      to ja miałam inną "przygodę" za którą zapłaciłam jak za zboże, bo facet był na niemieckich blachach BMW... i od razu zasugerował, że w DE to by mnie skasował jeszcze więcej... tak że tak..

      Usuń
    7. Piszac pewne rzeczy nie myslalam o tym aby oskarzac o cokolwiek Klarke. Klarka nie jest pracodawca. Klarka jest uczciwie pracujacym obywatelem, ktory daje z siebie wszystko. Klarka jest super.... a dostajeza swoj wklad w cudzy interes marny grosz i ma zrozumiec, ze jest ciezko.
      Pisalam o moich obserwacjach. jak to wyglada z perspektywy mojej rodziny w Polsce i z tego co ja przezywam przyjezdzajac tam i zalatwiajac pewne swoje sprawy. W urzedach nie pobiora ode mnie wiecej niz musze zaplacic, ale w prywatnym sektorze? Jest takie powiedzenie, ze dopisuja czlowiekowi do rachunku jeszcze jego wiek- sciagaja z niego, bo znalezli jelenia.
      Pan od remontu, kiedy przyszedl obejrzec co bedzie remontowal i w jakim jest to stanie podal przyblizona cene ( a juz towary podskoczyly i ceny znal) , ze 7,5 tysia , ale bez drzwi. Doliczylam sobie drzwi z castoramy- zadne wypasione i pomyslalam, ze powinnam przygotowac sie na jakies 10, 5 tysiecy. Jadac na rozliczenie, a wiedzialam, ze sasiadka kilka razy wpadla pogadac z panem od remontu drzalam, aby nie zdarl ze mnie skory, bo juz z pewnoscia wie, ze zarabiam w euro. Dobre wiesci szybko sie roznosza. I tak sobie wlasnie kombinowalam, ze dlaczego oni nie maja konkretnych cennikow? Stawka godzinowa tyle i tyle, materialy niech se pani w hurtowni sama rozliczy... Nie ma. Zero rachunkow, tylko kosztorys. A nerwy mi puscily przy tym piecu. Piec byl nowoczesny, wypasiony... a kiedy zobaczylam, ze on ucieszyl sie bo mial zamiar go opylic wiec zniosl dla siebie- zarobi przeciez na tym- i on smie doliczyc zniesienie tego piec do mojego rachunku?
      Nie kombinuje na nas rolnik, ktory kosi mi dzialke. Cena normalna. Nie zdarl ze mnie skory jeden z mechanikow, ktory dorabial sie na wlasny zaklad wlasnie w Niemczech. Przejechalam raz po kamieniu haczac o cos samochodem. Wzial go na podnosnik i latarka przemyslowa obadal spod samochodu. Nie chcial za to nic. I bylam wtedy dosc pozytywnie zaskoczona.
      "Nic nie zrobilem" Tlumaczyl. "Podnioslem i obejrzalem brzuch maszyny."
      Ustalilismy , ze zaplace za prad, ktory zuzyl przy podnosniku.
      Inna podobna sytuacja . Pan tez na wlasny warsztat dorabial sie w Niemczech. Rozbieznosc, czy tez zbieznosc kol nam regulowal. W miedzyczasie na podobny zabieg wskoczylo do niego dwoch klientow. Bral normalna polska cene- slyszalam. Kiedy przyszlo do nas uslyszelismy , ze trafilismy do najdrozszego zakladu w miescie i pyk- poczworna stawka.
      Nie chce aby ktokolwiek robil mi cokolwiek za darmoche. Nie chce na krzywy ryj, ale chce byc potraktowana nie jak jelonek, ktory trafil sie do obdarcia.
      Ja mam w Polsce tak non stop. Teraz to szukam jakichs panstwowych polmozbytow czy czegos w tym kierunku. Tam jest cennik. Ludzie obsluguja mnie jak normalnego klienta.

      Usuń
    8. Ania,
      to my mamy wręcz odwrotne doświadczenia-
      w każdym warsztacie prywatnym (nie w serwisie w salonie), płacimy dużo mniej za wszystko, łącznie z przeglądem.
      Z fachowcami podpisujemy umowę. I nie ma zmiłuj się. Cena, termin. Pasuje lub nie. Tego nauczył mnie Tata.

      Usuń
    9. Bo zyjesz w Polsce. Ja dla nich jestem przyjezdna. Wedlug nich mam po brzegi zapelniony portfel waluta euro. Kiedys wstydzilam sie zwrocic im uwage- taka niedouczona bylam. Teraz wale prosto z mostu i pewne rzeczy wytykam.

      Usuń
  10. Ja tego nie pamiętam, ale nam wrażenie jakbym za chwilę miała to przeżyć. Noż w kieszeni mi sie otwiera jak widzę tych gn.jków w tv jak mi sie rzadko włączy coś innego niż bajka.

    OdpowiedzUsuń
  11. może to sposób pisdzeilców na przyrost naturalny, bo Polacy to taki durny naród, że właśnie w czasach stanu wojennego, gdy nic nie było, jak piszesz, gdy przyszłość była niepewna, gdy bieda, wyłączanie prądu i upokorzenie na porodówkach sięgało zenitu, urodziło się najwięcej dzieci. ciekawe, prawda.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz