Jakimś cudem radzę sobie ale nie jest dobrze. Chodzi o orientację w terenie i pamięć do miejsc.
To nie jest tak, że dopiero teraz mam z tym problem, skądże. Tak mam od zawsze. Czasem jest to wkurzające a czasem nawet gorzej - upokarzające.
Nie tak dawno musiałam iść do kadr coś podpisać. I brawo brawo do budynku trafiłam bezbłędnie, ale za to w budynku pomyliłam pokoje i wbiłam się nie tam gdzie trzeba. Niby nic się nie stało ale byłam na siebie zła.
Dużo gorzej było kilka dni temu kiedy szłam do kliniki gdzie mieli mi zakładać Holtera. Byłam po pracy, po drodze wstąpiłam do apteki bo mi się leki kończyły. Wykupiłam. Wsiadłam do tramwaju pamiętając, że mam przejechać zaledwie dwa przystanki. Wysiadłam i idę. Idę i idę i coś mnie niepokoi bo przecież już byłam tam dwa razy w tym roku a nigdy nie szłam tak daleko.
Popatrzyłam na mapę w telefonie ale co z tego, map czytać również nie potrafię i nawet jeśli widzę ulicę to nie wiem gdzie mam iść, w prawo czy w lewo, do przodu czy się wracać. Okulary mi zupełnie zaparowały ale wreszcie miejsce znalazłam na aplikacji jakdojadę. Musiałam wracać dwa przystanki. Jak ciężka idiotka, no, naprawdę tak się czułam. Wróciłam ale oznaczenia ulicy dalej nie widziałam.
Zostało mi zaledwie kilka minut, dlatego musiałam poprosić o pomoc panią z kiosku. Tu, prosto i zaraz za rogiem - skierowała mnie, i tak właśnie było.
Gubię się w ten sposób dość często. Noszę w torebce nie tylko wiadomo co ale również mapkę Krakowa, co jest dość głupie bo jestem tu prawie czterdzieści lat, do tego pracowałam i mieszkałam prawie w każdej dzielnicy.
Przeważnie (dla mnie) zawsze najpewniejszym źródłem informacji jest człowiek.
Ja za to gubię się w lesie i na parkingach podziemnych. Nie jesteś sama! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńStara prawda - koniec języka za przewodnika!
OdpowiedzUsuńKlarko, ja mapy czytam i z mapa wszedzie trafie ale gubie sie wewnatrz duzych budynkow.W mojej pracy wolontariackiej odwiedzalam kiedys pania w domu opieki przez chyba 3 lata .To byl bardzo duzy parterowy budynek , z kilkoma wewnetrznymi podworzami i ogrodami.Przez cale 3 lata co tydzien prawie wedrowalam po nim w kolko i nie wiedzialam gdzie jestem.Wstyd mi bylo juz pytac, bo personel mnie kojarzyl wiec jesli na kogos wpadalam udawalam , ze cos ogladam ( korytarze byly obwieszone reprodukcjami i zdjeciami).To chyba brak orientacji przestrzennej.Jeden z moich wnukow tez tak ma.To madry chlopiec , dobry uczen zaskakujacy nauczycieli swoimi wiadomosciami, ale nie trafi nigdzie sam,nawet kolejny raz.
OdpowiedzUsuńWitaj, prosze nie przejmuj sie, czasem tak sie zdarza,raz, kiedy wracalam z Biedronki,musialam jednego pana podprowadzic bi nie poznawal okolicy,bylo juz ciemno .Moja Mama miala Azlheimera i ja rozumiem te problemy.Chociaz musze sie przyznac,zawsze dobrze orientuje sie w terenie, lubie mape, ale na urzadzeniach typu GSM w ogole sie nie znam.Mysle,ze jestes w wielu innych rzeczach bardzo dobra.
OdpowiedzUsuńJa sobie radzę, ale do mistrzostwa mi daleko. Nie raz gdzieś pobłądziłam i dlatego zawsze szukam jakiegoś charakterystycznego punktu dla tego miejsca i po nim trafiam. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńWitaj w klubie! Znam to az za dobrze :)
OdpowiedzUsuńNo to w Berlinie byś "przepadła", bo tu nazwy ulic są tylko na skrzyżowaniach, nie są powtórzone na tabliczkach z numerami domów. Po drugie - numeracja nie jest jak w Polsce parzyste numery po jednej stronie ulicy, nieparzyste po drugiej- tu jest "ciurkiem", po kolei. Jeśli mam gdzieś jechać wpierw studiuję długo plan Berlina, potem wynajduję w kompie trasę i ja spisuję na kartce, po kolei, jak wyczytałam. Gdy jadę metrem liczę jak sierota przystanki, choć odczytuję nazwy stacji. A i tak raz się zgubiłam na trójpoziomowej stacji metra i spanikowałam, wyszłam z metra i kawał drogi lazłam piechotą.Ale do domu trafiłam- zmęczona i zdenerwowana tym, że się na tej stacji pogubiłam.Córka mnie pocieszyła, że na tej stacji to się każdy może zgubić, bo są tam dziwne oznakowania.
OdpowiedzUsuńJa potrafię zabłądzić w WC w galerii handlowej więc łączę się w bólu
OdpowiedzUsuńha ha.Wiem jak to jest.zgubilamn się latem w Polańczyku w toalecie.zamiast do sikalni trafiłam pod prysznic.😄😄😄 Jesienią ta sama toaleta zjadła mi 2zl i nie wpuściła do środka.Przypadek?
UsuńKlarko, mam podobnie. Potrafię jechać 10 razy tą samą drogą, już dobrze znaną, a za jedenastym razem zabłądzić, zupełnie nie wiadomo dlaczego. Albo idę ulicą, wstępuję do sklepu, gdy wychodzę nagle okazuje się, że idę w przeciwnym kierunku niż chciałam...
OdpowiedzUsuńNawigacja to absolutnie cudowny wynalazek, pomogła mi nie raz odnaleźć drogę, ale czasem też wyprowadziła na manowce.
Mapy umiem czytać, ale to kwestia ich czytania od dziecka.
A wielkie budynki, szpitale, to jakiś koszmar (mapa, ani nawigacja nie pomoże). Duże przejścia podziemne jeszcze większy...
Jeśli tylko są ludzie w okolicy, to najlepiej po prostu pytać.
Ella-5
Ja jestem takim człowiekiem "na odwrót". Jak chcę gdzieś iść, to powinnam odwrócić się na pięcie i iść dokładnie w przeciwnym kierunku. Ile dodatkowych kilometrów przez to narobię...
OdpowiedzUsuńZnajomi czasem robią sobie ze mnie żarty i czekają w którą stronę pójdę. Mówią, że chcieli sprawdzić czy mi już przeszło. Jeszcze nigdy się nie zawiedli.
Poza tym wszystko ze mną w porządku. Chyba...
Grażyna R.
Mam dobrą orientację w mieście i w terenie pod warunkiem, że sobie przepatrzę i zakoduję trasę na mapie, która jest dla mnie najlepszym źródłem wiedzy. W dużych budynkach też nie mam problemu. Natomiast w lesie gubię się i panikuję od razu. Dlatego jak jeżdżę na grzyby to maszeruję pod słońce, a potem odwrotnie. A jak jest pochmurno to korzystam z kompasu, albo zawężam poszukiwania do terenów, z których widać leśne dukty. Jeżdżąc na grzyby ze znajmymi zabieramy ze sobą awaryjnie gwizdki. Już nie raz ratowały nas z opresji. Miłego dnia.
OdpowiedzUsuńSiostro😁😁😁kiedyś dzwoniłam do Tomka, do Sopotu, żeby mi powiedział jak wyjść z nowej galerii w Poznaniu(pomógł, choć sam był w niej raz!!) uściski
OdpowiedzUsuńJest na to rada, włączaj przewodnika w mapach google, ja go nazywam Piotrusiem, zawsze wie, jak iść 😊
OdpowiedzUsuńWitam w klubie! Gubię się w galeriach handlowych, w urzędach i generalnie w duzych budynkach. Gdybym poszła sama do lasu, to pewnie musiałby mnie szukać pułk wojska. W moim mieście tez chadzam tylko utartymi ścieżkami. Więc nie martw się! Nie jesteś sama!😉
OdpowiedzUsuńTo tylko świadczy, że jesteś 100% kobietą. Jeśli nie wiesz, gdzie jesteś, to prawie na pewno jesteś kobietą. Jeśli nie pamiętasz o żadnych rocznicach, imieninach, urodzinach to na pewno jesteś facetem. Nie wiadomo dlaczego tak jest, ale jest. Podobno w dalekiej przeszłości, ci faceci którzy nie potrafili wrócić z polowania do domu to ginęli. Ci, którzy zgrywali bohaterów, to lew ich zeżarł. Więc przeżywali tylko tchórzliwi i ci co potrafili wrócić do domu.
OdpowiedzUsuńW takim razie musze się zastanowić nad sobą - mam świetną orientację w przestrzeni...każdej przestrzeni i nie pamiętam żadnych dat. W obu aspektach jestem 'lepsza' od wszystkich facetów jakich znam. I co teraz? ;)
UsuńMapki, mapki! Nie każdy je ogarnia, bo od niedawna mamy je w telefonach, a wcześniej mało kto kupował drukowane. Nie darmo mówiło się kiedyś: "język jak łopata, zaprowadzi na koniec świata".
OdpowiedzUsuńech... fajnie by bło gdybyś wsiadła do niewłaściwego autobusu, przejechała 4 przystanki i... trafiłabyś do mojej wioski ;) :D
OdpowiedzUsuńMam doskonałą orientację w terenie, w miejskiej dżungli czuję się jak ryba w wodzie, a ponadto zapamiętuję nazwy ulic.
OdpowiedzUsuńNoe chwalę się, tylko mam w pracy koleżankę, którą podwożę autem do domu. I nie wiem, czym to jest spowodowane, ale nigdy nie mogę trafić pod jej dom. Znam adres, wiem jak dojechać, ale jeszcze nigdy w życiu mi się nie udało zaparkować pod jej domem, albo wjeżdżam posesję wcześniej albo dwie dalej. Dlaczego? Nie wiem. Nie potrafię utrwalić sobie ani to z kolei dom, ani żadnego szczegółu. No nie i już.
Nie jesteś sama. Mój mąż tak ma, teściowa też, odziedziczyli po babci, która ponoć potrafiła wysiąść z PKSu i iść do domu w przeciwnym kierunku. Mąż bez nawigacji nie rusza się nigdzie. Jak kiedyś gdzieś pojechał i padł mu zasięg, to był na granicy załamania. Jak pierwszy raz pojechał do pracy samochodem, to nadrobił chyba ze 20km zwiedzając okoliczne dzielnice i miasta. Ja mam odwrotnie. Lubię papierowe mapy, są dla mnie poręczniejsze niż gapienie się w telefon, zwłaszcza w przypadków egzotycznych języków, wtedy zawsze zabieram mapkę z hotelu. No i są kraje gdzie nie ma dostępu do googla a taksówkarze uciekają widząc 'małe nosy'. Jednak największym hardkorem są japońskie dworce kolejowe, nie ma nic gorszego :)
OdpowiedzUsuńKlarko,nie przejmuj sie-przez5lat jezdzilam ze swojego miasta do wsi oddalonej o jakies 60 km raz w tygodniu(maz prowadzil).Pewnego razu przyjechali znajomi a maz nie mogl pojechac wiec mialam jechac z nimi ich samochodem wskazujac trase.Tylko ja nie wiedzialam jak tam dojechac...Kolega zapytal mnie czy ja tam wogole kiedykolwiek bylam...No coz
OdpowiedzUsuń,tak mamy.Pozdrawiam serdecznie
Jak mąż prowadził, to się nie liczy :) Zupełnie przecież się wtedy nie zwraca uwagi. Nawet przez 5 lat...
UsuńElla-5
Kiedy jadę do nowego miejsca zaczynam od mapy, popatrzę, przeanalizuję i trafiam gdzie mam trafić. Natomiast do twarzy i do imion nie mam pamięci, nigdy nie wiem jak kto ma na imię i notorycznie się przedstawiam przy witaniu, zwalam na wadę wzroku i okularnictwo :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie miałam z tym problemu
OdpowiedzUsuńJakbym o sobie czytała. Błąkam się wszędzie, w galerii handlowej, w przychodni... wchodzę do gabinetu a wychodząc ładuję się do pomieszczenia na szczotki. Niedawno pojechaliśmy do córki i chciałam męża zaprowadzić do sklepu, dumna, że pamiętam. Po przejściu rzez osiedle zorientowałam się, że co jak co, ale to nie ta ulica...ale gdzie jest właściwa? Wpisałam w google maps, ale też nic mi to nie powiedziało. I tak dalej, i tak dalej... O lesie to już nawet nie ma co mówić.
OdpowiedzUsuńA próbowałyście znaleźć w terenie cmentarz radziecki z I wojny światowej? Życia nie znacie, drogie Panie...
OdpowiedzUsuńAneta