środa, 22 stycznia 2020

hipokryzja?

W wielu firmach istnieje zwyczaj pożegnania odchodzącego pracownika prezentem. Koledzy robią zrzutkę a odchodzący rewanżuje się ciastem i kawą. Te spotkania bywają bardziej lub mniej oficjalne. Raz byłam na takim nieoficjalnym - bawiłam się znakomicie i wspominam miło. Ale byłam też na oficjalnym - kierownictwo wręczało prezent, wygłaszano podziękowania a potem było huczne przyjęcie.

Nie wszyscy w firmie się kochają - zawsze tak jest. Czasem wieść o odejściu kogoś wywołuje powszechną radość i pozostali pracownicy czekają z utęsknieniem na dzień, w którym nielubiany kolega wreszcie odejdzie.

Nie pracuję w nowej firmie zbyt długo ale już kilkakrotnie spotkałam się z dość poważnym dylematem koleżeństwa.  Dać czy nie dać, żegnać czy nie żegnać. A rotacja jest to i dyskutować jest o czym.

W poprzedniej pracy nie świętowałam ostatniego dnia - po prostu oddałam klucze i wyszłam. Zostało po mnie kilka krzaków w szkolnym ogrodzie, podzieliłam się swoimi nadwyżkami z dyrektorką, zapaloną ogrodniczką. Nie rozstawałam się w konflikcie, po prostu znalazłam lepszą pracę więc odeszłam. I dobrze zrobiłam, szkoda tylko że nie wcześniej. Ale za to nie byłoby kawałków o groźnej woźnej. 

Ale nie chciałam robić pożegnania i nie robiłam. Nie czułam takiej potrzeby. Zawsze zresztą podkreślałam - nie chcę pożegnań, nawet na pogrzebie nie chcę kwiatków, jeśli ktoś by koniecznie chciał jakoś uczcić moją śmierć to lepiej byłoby gdyby wpłacił parę groszy na fundację Siostry Małgorzaty. Ale jeszcze długo nie zamierzam umierać!

I do brzegu.
Kiedy odchodzi ktoś nielubiany to nie wiem, czy warto  powiedzieć - ja się nie składam. Myślę raczej, że nie warto. Niech już idzie, jak się dorzuci dyszkę czy nawet dwie to się nie zbiednieje.  Nie ma co demonstrować niechęci. Pożegnać się, wypić kawę, zjeść ciastko i życzyć wszystkiego dobrego. I tak go wszyscy będą obgadywać jeszcze z tydzień a potem zapomną i będzie święty spokój lub osoba, która przyjdzie na jego miejsce, będzie jeszcze gorsza i spokoju nie będzie! 

I jestem bardzo ciekawa Waszych doświadczeń.






13 komentarzy:

  1. Najchętniej odeszłabym bez pompy.
    Najczęściej na odchodzących ja zbieram i jeszcze wierszyk ułożę i muszę powiedzieć, że niektórzy notorycznie portfela zapominają, ale na kawę i tort przychodzą...

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie wiem- nigdy nie spotkałam się z przyjęciem pożegnalnym w pracy.Natomiast spotykałam się z "przyjątkami" z okazji imienin. To było straszne- od rana "ofiara" czyli solenizant/ka parzył kawę, częstował gości ciastem kłamiąc,że to własny wyrób, nerwowo liczył czy mu słodyczy wystarczy i pod koniec dnia przejawiał objawy zatrucia dymem papierosowym, bo to były czasy, gdy osoba niepaląca ( i nie pijąca) była kuriozalnym wyjątkiem.Tylko dwa razy byłam taką "ofiarą"- raz przez mój pokój przewinęło się 170 osób, drugim razem tylko o 5 mniej. Kolejnych razów nie było,potem brałam w tym okresie urlop, choć pracowałam tam jeszcze 6 lat.

    OdpowiedzUsuń
  3. ... Jotka, a ja znam taką, co jeszcze kawę w słoik na imprezie sobie odsypywała. Ja nie lubię pożegnań, żadnych.

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłam na pożegnaniu, które było jak wesele i to wcale niemałe - ponad setka gości, orkiestra i tańce do rana.
    Moje było podobne, bo była orkiestra i tańce, ale gości dziesiątka i skończyliśmy szybko przez problemy z utrzymaniem równowagi. Jak się bawić to się bawić.

    Kasę daję jak coś mnie łączyło z człowiekiem - więzy zawodowe i/lub koleżeńskie. Jeśli nie było żadnej relacji, nie daję i się nie tłumaczę.

    OdpowiedzUsuń
  5. W obecnej pracy takich pozegnan nie ma. Ale w poprzedniej byly dla kazdej odchodzacej osoby. Sponsorowalo je jednak szefostwo i byly po Hamerykancku: pizza i tort. ;) Nie mialam wiec nigdy dylematow, czy dolozyc sie czy nie, choc pewnie bym sie dolozyla zeby nie odstawac. Zreszta, mielismy tam bardzo fajna, zzyta grupe i przez 11 lat zdarzyly sie tylko dwie osoby, ktore zegnalam z autentyczna radoscia. Kiedy odszedl pewien zarozumialy, arogancki mlodzieniec, z ktorym wiecznie musielismy sie uzerac, bo uwazal sie za nieomylnego, z kolega z biura odtanczylismy nawet (przy zamknietych drzwiach) taniec radosci. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. W jednej pracy to praktycznie po pożegnaniu i po prezentach, które dostałem praktycznie wciąż byłem traktowany jako pracownik... Zapraszano mnie na firmowe wigilie i święta.

    OdpowiedzUsuń
  7. To ja prawie nie na temat

    Po 10 lat w Lux okazało się że mamy przeprowadzić się do Belgii
    Zrobiliśmy ogromną imprezę pożegnalna

    Ino tylko..
    6 lat później wróciliśmy 😂😂😂😂

    OdpowiedzUsuń
  8. Dawno, dawno temu pracowałam w miejscu, gdzie było ok. 200 osób. Imieniny były zmorą dla Solenizantów i dla tych, co to "wypadało " pójść. Dyrekcja więc wymyśliła, że Solenizantowi przysługuje dzień wolny. Każdy chętnie korzystał, a Imieniny obchodzono dzień wcześniej albo dzień później.Absurd!

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardziej z PRL mi się kojarzą takie imprezy.Ale nigdy nie odczuwałam zadnego przymusu,to ja decyduję,czy chce w czymś uczestniczyć.

    OdpowiedzUsuń
  10. Mnie irytują takie imprezy. Owszem byłam na kilku pożegnalnych imprezach przy piwie i tańcach było super i smutno jednocześnie bo odchodziły fajne osoby. Były też imprezy w pokoju szefostwa gdzie wszyscy czekali na tao żeby w końcu wyjść z tego pokoju. W kwestii prezentów wychodzę z założenia że jeżeli się składam to idę na ciastko, jeżeli się nie składam to na ciastko nie idę. U mnie w pracy ludzie maja chore pomysły i np składka na imieniny dyrekcji wynosi po 10zł od osoby - co w sumie daje ponad 300zł (o ile wszyscy sie złożą) no i ostatnio kupili filiżankę, zestaw herbat i kwiaty za ponad 200zł. No większego absurdu dawno nie widziałam. W tym akurat nie uczestniczyłam, bo uważam takie prezenty po prostu za niemoralne i tyle.

    OdpowiedzUsuń
  11. To chyba najważniejsze - bez hipokryzji i przymusu. U nas - ok. 30 osób w zespole, lubimy się raczej wszyscy, mniej albo bardziej. Gdy ktoś odchodzi bardziej związany z zespołem (zwłaszcza, gdy wyjeżdża daleko) i żałujemy, że odchodzi kupujemy coś miłego, małego (składkowego) żeby o nas pamiętał. Nie wszyscy odchodzący dostali prezent ... Bo może wrócą? Bo nie byli tak związani, pracowali na godziny? Sama nie wiem. To jest spontaniczne, bez obowiązku, wychodzi od zespołu, tak jest dobrze, wydaje mi się. To samo z poczęstunkiem - hucznie nie było nigdy, kto chce częstuje kawą i ciastem podczas zebrania, kto nie, to nie.
    Czasem się trochę przymawiamy :) Choć częściej chcemy świętować czyjś zdany egzamin, nowe uprawnienia.
    Wydaje mi się, że ważne aby nie było sztywnych reguł. Bo na przykład kiedyś się takie ustaliło, teraz już wielu osobom nie pasują, a jest tradycja i obowiązek. To wkurza, bo przecież sytuacje między ludźmi są dynamiczne. Tym sztywnym reguły bym się sprzeciwiała z zasady :)
    Ella-5

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja jak odchodziłam z poprzedniej pracy, to zrobili mi niespodziankę. Pod pretekstem, że chcą zrobić zdjęcie pamiątkowe kto z nimi pracował (choć nie byłam za mocno zadowolona), zrobiliśmy je. Aż w końcu wręczyli mi je, a ja przyszłam do nich z cukierkami, kiedy chodziłam z obiegówką. Do szefowej nie zachodziłam, nie chciałam

    P. S. Czytam już któryś Twój post. Mimo, że piszesz o swojej codzienności, to jest to całkiem ciekawe

    OdpowiedzUsuń
  13. Wróciłam do pracy po dłuższej przerwie (trudne sprawy związane z ciążą i jej stratą). Po kilku dniach zaniosłam tak nie oficjalnie blachę ciasta. Każdy się poczęstował do południowej kawy i było miło.
    Okazało się jednak że po 2tyg zostałam zwolniona... Okazało się wiec, że moje powitalne ciasto było pożegnalnym... Ostatniego dnia napisałam pożegnalnego e-maila do współpracowników i wyszłam z biura...

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz