Kiedyś miałam w domu naprawdę dużo roślin doniczkowych.
Stały w każdym pomieszczeniu, pnącza i paprocie wisiały na ścianach, krotony, draceny i fikusy zajmowały półki i parapety. Wiedziałam, że niektóre z nich są trujące ale kto liże czy zjada kwiatki doniczkowe? Nie ma się czego bać! Aż pewnego dnia któreś z odwiedzających nas dzieci w zabawie złapało za zwieszającą się malowniczo nad stołem paproć i roślina wraz z doniczką runęła na podłogę. Dziecku nic się nie stało a ja od tamtej pory nie wieszałam już na ścianach żadnych doniczek, nie stawiałam ich również na regałach.
Niedawno w pracy podlewałam bluszcz stojący na regale, pędy zwisały prawie do ziemi, doniczka spadła i ziemia wraz z wodą poleciała na komputer i dokumenty. A gdyby tak któryś z uczniów pociągnął za pęd i ściągnął ją sobie na głowę?
Wracam do brzegu czyli do moich roślin domowych. Byłych. Rosły zadziwiająco bujnie zabierając nam coraz więcej miejsca. Któregoś dnia ktoś wskazał na jedną z nich mówiąc - tym się kot na pewno otruje, nie mówię o ludziach. I na inną - tym można otruć nie tylko kota, człowieka też.
Co prawda wiedziałam, że wiele roślin doniczkowych choćby difenbachia czy popularna w święta gwiazda betlejemska ma toksyczne właściwości ale nie przejmowałam się tym. Mając w domu alergika! Aż raz ktoś opowiedział mi o dziecku, które o mało nie udusiło się polizawszy jakiś liść. O kocie, któremu rozleciała się wątroba po zjedzeniu domowego kwiatka.
I pomyślałam - czy ja mam dobrze w głowie trzymając je wszystkie w domu? Przecież za oknem mam kawał zieleni, drzewa i krzewy, kwiaty od kwietnia do zimy, mało mam roboty? Same nie rosną, wymagają pielęgnacji, miewają szkodniki, zajmują naprawdę dużo miejsca.
Pewnej wiosny wyniosłam wszystkie pod wiatę i tam już zostały.
Teraz w pracy widząc parapety i regały zastawione doniczkami często zastanawiam się - kto będzie winien, gdy któryś z uczniów ściągnie sobie lub koledze na głowę doniczkę, co będzie, jeśli któreś z dziecko poliże lub zje (z ciekawości lub dla zakładu, dzieci mają różne pomysły) kolorowy liść lub choćby zerwie pęd i spuchnie mu ręka jak bania.
Chyba nikt oprócz mnie w ten sposób nie myśli widząc bujne, zielone ozdoby sal i korytarzy.
U mnie kwiaty doniczkowe same się wykańczały nie zdążywszy zrobić nikomu krzywdy ;)
OdpowiedzUsuńNa pięć pokoi plus kuchnia i łazienka w której mam okno, to w kuchni mam jedna doniczką z "kompozycją" kaktusów, którą sama zrobiłam i wieloletniego fiołka, który odradza się jak feniks z popiołów i paść nie może oraz trzy doniczki na parapecie w pokoju dziennym -to wsio. Na głowę, żadne dziecko sobie nie ściągnie, bo parapet niecałe pół metra od podłogi ;P
Mam tyle zieleni za oknem, że nie potrzebuję jej w domu. No i co tu gadać, nie mam ręki do tego ;)
Ja tez zielen mam za oknem, w domu nawet nie probuje sadzic...
OdpowiedzUsuńA zapomnialam zapytac, to nad akwarium na scianie to sa naklejki? Bo zamierzam sobie cos takiego sprawic i szukam opinii :-)
OdpowiedzUsuńnaklejki, dobrze się trzyma, zrywa się bez śladu
UsuńJa niby mam rękę do storczyków - zawsze dobrze u mnie rosły. Oddała jednak wszystkie teściowej, bo mam 2 koty i wąskie parapety, co się wyklucza ;)
OdpowiedzUsuńWiem, ze bywaja kwiaty doniczkowe zaliczane do trujacych, ale jakos wrazenia to na mnie nigdy nie robilo, bo uwazam, ze z idiotami nie mieszkalam i nikt kwiatami nie mial zamiaru sie posilac. Dodam moze, ze nie mialam tez zwierzat domowych, ktorym owe rosliny moglyby zaszkodzic. W domu rodzinnym tez nie bylo malych dzieci. A nawet gdyby byly to co? Wszystkie kwiaty precz bo ...moga zaszkodzic, bo albo stoja za wysoko, albo...? Wychowalam sie przy roznorodnosci kwiatow w domu ( sama reki do doniczkowych roslin nie posiadam). Taki element dekoracyjny w latach komunistycznych, kiedy na wiele ludzi stac nie bylo i te kwiaty zakrywaly jakies braki w wystroju domostw. Jakos rodzice nie mysleli, ze moga nam kwiaty na glowe spasc- byli widocznie malo przewidujacy, albo fantazja ich zawodzila- aby, ze mozemy cos z tego wszamac. Przezylysmy ( ja i dwie siostry). Tak samo nasze dzieci, przetrwaly- przezyly babciny domowy kwiatogrod.
OdpowiedzUsuńRaz jednak zdarzyla sie pewna dziwna sytuacja w naszym domostwie rodzinnym. Ojciec uslyszal od kolegi, ze pewien kwiatek jest szkodliwy dla zdrowia domownikow. Zaczal o tym nawijac mamie, ta nie bardzi wierzyla w dziwne opowiesci, wiec ojciec podlal kiedys roslinke woda z sola i kwiata utlukl.
No coz, w sumie to wszystko moze nas zabic.
Ja mam rękę do kwiatów i bardzo lubię mieć w domu, bo nie mam za oknem.
OdpowiedzUsuńSuper, że podjęłaś temat roślin trujących, bo to moja historia z przed kilku tygodni. Poszliśmy do Biedronki, tam fajne sukulenty w ładnej rattanowej doniczce, popatrzyłam i pogłaskałam, a że miejsca w domu brak, to poszłam dalej... W sklepie ciepło, więc odsunęłam szaliczek i coś mnie za chwilę zaczęło swędzieć na brodzie, później na szyi. Gdy wracaliśmy do domu to drapałam się solidnie a jak już dotarłam do lustra to zobaczyłam upiorną zielono- szarą twarz i purpurowa szyja, którą chciałam obedrzeć ze skóry. Chorzowski do auta i po wapno, ja łyknęłam co miałam od alergii- to do dzioba, po wypiciu 3 dawek wapna w literatce wody przestałam się drapać! Odżyłam :). Teraz wiem, nie dotyka się kwiatów!
Serdeczności z Chorzowa!
Masz rację Klarko co do niebezpieczeństw wynikających z postawienia doniczek z kwiatami w miejscach, z których potrącone niechcący mogą spaść komuś na głowę. Byłam świadkiem ataku takiej doniczki z kwiatem na znajomego, który po spotkaniu towarzyskim w domu koleżanki przy ubieraniu butów w przedpokoju przytrzymał się regału, na którym stała doniczka z dorodną paprotką. Jedna chwila i kwiatek wylądował na jego głowie. To musiała być paprotka obronna :)). Nie powiem, nawet ciekawie wyglądał udekorowany odwróconą do góry nogami doniczką spod, której wystawały czule oplatające jego głowę zielone liście, a ramiona miał udekorowane wysypującą się z doniczki ziemią. Ryknęliśmy śmiechem, ale na krótko bo miał tak przerażoną i nieszczęśliwą minę, że rzuciliśmy się wszyscy do pomocy. Na szczęście nie doznał żadnych obrażeń poza szokiem, z którego wyszedł bez szwanku. Dobrze, że ta paprotka odwróciła się do góry nogami w locie. Aż strach pomyśleć co by było gdyby przydzwoniła mu w głowę glinianą doniczką. Od tamtej pory nie stawiam w swoim domu kwiatów na regałach i półkach, a tylko na specjalnych kwietnikach, w miejscach gdzie nikt nie przechodzi. A też miałam regały i półki udekorowane dorodnymi kwiatami. Marytka
OdpowiedzUsuńAle przeciez mozna tez trzymac w domu rosliny, ktore trujace dla nikogo nie sa. :) Przez wiele miesiecy w roku za oknami nic nie kwitnie. A w domu mozna miec mala oaze. :)
OdpowiedzUsuńJuz nie wspominajac o tym, ze sa rosliny, ktore w zamknietych pomieszczeniach maja zbawienny wplyw na powietrze, oczyszczaja je z toksyn. :)
W mojej blizszej i dalszej rodzinie zawsze w domach byly rosliny. Stojace, wiszace. Nie bylo do tej pory (tfu tfu) u nas przypadku zatrucia roslina doniczkowa.
Poza tym na zewnatrz nie jestesmy w stanie kontrolowac roslinosci. Trujace pnacza/kwiaty moga byc wszedzie, gdzie chodzimy z dziecmi czy zwierzakami na spacery.
Wazne jest, zeby dzieci od malego uswiadamiac, jak dbac o rosliny i ktorych lepiej unikac. :)
Witaj !
OdpowiedzUsuńU mnie wiele roślin, niektóre także wiszą. Spokojnie nikomu nigdy nic się nie stało.
Pozdrawiam:)
Każda z części rośliny popularnego pomidora jest trująca(w tym także niedojrzały owoc)a się nim zajadamy.
OdpowiedzUsuńPewne kwiaty doniczkowe, wydzielając w mieszkaniach tlen, pewnie mogą również truć w zetknięciu lub po przypadkowym spożyciu. Jeśli jednak wybieramy świadomie i uniemożliwiamy kontakt z nimi dzieciom to niech tam sobie rosną.
Całe nasze życie to właściwie stąpanie po polu minowym. Kiedyś taką wiedzę dostawaliśmy od przodków - teraz uważamy, że jesteśmy od nich mądrzejsi tylko dlatego że oni nie ogarniają jakiegoś tam smartfona kolejnej generacji.
taka u nas moda jeszcze, bujnych kwiatów wszyscy zazdroszczą,
OdpowiedzUsuńpozdrawiam poświątecznie....
Na wszystko uważać to ja już nie mam siły, trzeba uważać na ulicy, w pracy, w domu, strasznie to życie niebezpieczne....
OdpowiedzUsuńTy jesteś jednak Klarka Totalna!!! ;)
OdpowiedzUsuńWywalenie wszystkich roślin uważam za grubą przesadę, chociaż sam kiedyś wywaliłem swoją ogromna kolekcje kaktusów, bo mi małżonka dogadywała, że wolę te kolczaste ... nią ją.
Teraz na oknach mam niezwykle pożyteczne ziółka, które małżonka lubi i po problemie. :)
Zenonie, czyżbyś z przekory przytulał się do... kolekcji???
UsuńTak się chyba w kobiecym umyśle rzecz miała? :D :D :D
UsuńA ja bardzo lubię kwiaty w domu i cieszę się jak dziecko gdy ładnie rosną, gdy puszczają nowe pędy :)
OdpowiedzUsuńJa miałam sporo ale na czas remontu przeniosłam do szwagierki na przechowanie, niestety wróciła tylko hoja, reszta została zmarnowana. Nie dokupiłam i już nie zamierzam.
OdpowiedzUsuńZ okazji generalnego remontu kilka lat temu unicestwiłam wszystkie domowe kwiatki, balkonowe również. I nie odnowiłam kolekcji - zbyt często wyjeżdżam,a nie ma kto się nimi zająć w tym czasie.
OdpowiedzUsuńZresztą za oknem mam mnóstwo zieleni, musi wystarczyć.
Miłego;)
Klarka, czy Ty oby nie przesadzasz? Zwierzęta nie są głupie i byle czego nie jedzą. Przed małymi dziećmi można rośliny zabezpieczyć, potem nauczyć. Rośliny w domu więcej dają pożytku niż szkody. Ja tam lubię rośliny, lubię jak rosna i jak jest zielono.
OdpowiedzUsuńJa myślę tak samo - jak coś jest trujące dla kogokolwiek, to w domu tego nie trzymam. na szczęście jest sporo takich, które krzywdy nie zrobią i takie w domu mam.
OdpowiedzUsuńJa nie mam w domu kwiatów bo...trzeba je myć, cudować, podlewać,problem z wyjazdem.Nie trzeba przestawiać, jak ścieramy parapety itp.Nie czuje się gorzej z tym a i miejsca mam więcej,nie stoi nic na podłodze.No ale ja nie mam tez firanek-nie trzeba po drabinach wchodzić,ręce nie bolą od wieszania.Mam wrażenie,że przestrzeni jest więcej.
OdpowiedzUsuńM.
Masz przykre doświadczenia związane z roślinami w pomieszczeniach. Ja takich nie mam i lubię rośliny zarówno w domu jak i w ogrodzie. Jeśli rośliny będą ustawione w taki sposób, że nie będą zagrażały zdrowiu i życiu domowników - to czemu nie ? Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNiedawno w pracy podlewałam bluszcz stojący na regale, pędy zwisały prawie do ziemi, doniczka spadła i ziemia wraz z wodą poleciała na komputer i dokumenty. Rozumiem dlaczego teraz ta Twoja niechęć do doniczkowych . Pozdrawiam serdecznie-;)
OdpowiedzUsuńJa też ograniczyłam kwiaty do minimum, choć trucizn nie trzymałam. Za to na balkoniku ziółka już rosną.
OdpowiedzUsuńTo mi przypomina, że sama jako dzieciak pogryzłam liść któregoś kwiatka. :D Ten akurat nie był trujący, ale autodestrukcyjne skłonności dzieci przechodzą moje pojęcie.
OdpowiedzUsuńJa, jako małe dziecię, pogłaskałam kaktusa, bo był taki puszysty...:))) Ale kwiatki w doniczkach mam i bardzo lubię. Synek też ma ciągoty do hodowli roślin. W zeszłym roku miał doniczkę z fasolką mung (nawet trochę jej zebrał), teraz widziałam próbę hodowli słoneczników, już są duże skubańce.:)))
OdpowiedzUsuńKotu czy psu może zaszkodzić także czekolada...
Po prostu trzeba uważać, a z trującymi czy szkodliwymi roślinami dzieci mogą zetknąć się wszędzie.
Zapewne to była opuncja? Opuncje są śliczne, ale zdradliwe! :D :D :D
UsuńZlikwidował wszystkie domowe po wypadku w pracy. W piatek przed wyjściem podlałam, jak zawsze. Z jednej z doniczek woda wyciekła, poleciała na patapet, z parapetu niżej prosto na przedłużcz, zaiskrzyło, zadymiło. Szlag trafił komputer i serwer. Wywaliło prąd. Ja zdaełam kolana, kiedym rzuciła się wyrywac wtyczki z kontaktów. Mało na zawał nie zeszłam. Wywaliłam wszystkie i w pracy i w domu. Teraz mam zioła, kwiatkie sezonowe (hiacynty, żonkile, cbulki wsadzam do ogródu) a potem to, jak mam ochotę kupuję kwiaty cięte.
OdpowiedzUsuńJestem w szoku
OdpowiedzUsuńa to Polska właśnie czy co??
u nas maja świra na punkcie bezpieczeństwa
I zaloze sie , ze czasami przesadzaja. Bo u nas tez takiego swira maja i czesto szukaja problemow tam, gdzie ich nie ma.
UsuńPiękne kwiaty. Super kiciuś. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDobry temat. W domu trzymam różności i cieszę się jak rosną, ale trzeba mieć trochę ostrożności. Jak zobaczyłam dorodny oleander na niskim parapecie w poczekalni przychodni dla dzieci, to powiedziałam pani pielęgniarce czym to grozi (oleander "koniobójca" -jeden listek dodany koniowi sąsiada do siana był w stanie go zabić). Co zrobiła z tą wiedzą nie wiem, bo zajęłam się swoim chorym dzieckiem.
OdpowiedzUsuńMarynia
Mam bluszcza tuż przy podłodze a Kot nawet go nie tknął nigdy...nie mówiąc o gryzieniu pyszczkiem..
OdpowiedzUsuńRoślinki w domu poszły sobie, gdy pojawiły się koty. Po prostu -koty je zutylizowały. A to doniczkę zrzuciły z kwietnika, a to rozsiadły się wśród zielistki. Dorobiłam się zielistek od nowa. Wiszą na ścianach. Dzieci nie ma - nie ma opcji zrzucenia, ściągnięcia, zawalenia kompa, zrobienia zwarcia. A w szkole? W pracowni info miałam jedną jedyną różę chińską w wielkiej donicy, na taborecie. Jak by spadła to najwyżej na odciski komuś.
OdpowiedzUsuńPodziwiam umiłowanie do trujaków w domu i ogrodzie. Ludziska bez wiedzy czy bezmyślni? Sumaki, rączniki, datury! A jak tak szczawiom od sąsiada przyjdzie się tanim kosztem najarać i w szpitalu potem wylądują?