Mieszkamy tu prawie trzydzieści lat i przez ten czas mieliśmy jedną lekarkę rodzinną. Do przychodni chodziliśmy rzadko bo jak ktoś pracuje na swoim to nie ma czasu chorować. Ta przychodnia jest miejscem, gdzie się wszyscy znają. Nie ma terminów ani zapisów, jeśli trzeba to od ręki pobierają krew na badania, robią ekg, mierzą ciśnienie albo o zgrozo każą wejść na wagę. Bez problemów dostawałam skierowanie do sanatorium (jedź dziecko jedź z tym kręgosłupem ale w domu też ćwicz te mięśnie muszą być jak gorset) a kiedy potrzebna była jedna czy druga operacja, wychodziłam z gabinetu dokładnie poinformowana - co mam załatwić, gdzie jechać i co mnie czeka.
Pani doktor miała sporo ponad siedemdziesiąt lat odeszła z pracy z powodu ciężkiej choroby. Kiedy w zeszłym roku, a może to było dwa lata temu zawiozłam Krzyśka do przychodni, zastaliśmy nową lekarkę - była to jej córka. Zawiozłam Krzyśka bo osioł sam by nie poszedł a z trudem chodził, wolałam dopilnować żeby nie zwiał spod drzwi. Akurat w gabinecie była też studentka, do której lekarka powiedziała, zaglądając do karty Krzyśka - zobacz, ten pan ostatnio był u lekarza kiedy ciebie nie było jeszcze na świecie. Panu podskoczyło ciśnienie na widok blond-piękności i kiedy ta mierzyła mu ciśnienie, o mało nie rozerwało ciśnieniomierza.
Po badaniu dostał tabletkę pod język i został na korytarzu a lekarka zaprosiła mnie do gabinetu, wręczyła recepty i skierowania informując, co robić by mąż jeszcze trochę pożył. Uwielbiam ten rodzaj humoru.
Teraz niedawno, jakoś w grudniu, poszłam znów z tym kręgosłupem. Już wiedziałam, że tej starszej pani doktor nie ma, musiałam więc iść do tej młodszej. Bałam się trochę bo to jednak daleko i jeśli nie dostanę zlecenia na zastrzyki to kto mnie będzie woził, a może mnie spławi i każe brać paracetamol, różnie bywa. Nowa lekarka, mogą być nowe porządki.
Kolejka była ale siedziałam cierpliwie a kiedy zostałam zaproszona do gabinetu, nie mogłam wstać z krzesełka. Usłyszałam wówczas - a czemu pani nie powiedziała pielęgniarce, że tak cierpi, trzeba wchodzić przez zabiegowy, zaraz zrobimy zastrzyk.
Pani doktor była równie troskliwa jak jej matka. Cierpliwa, spokojna, a do tego z humorem i wesoła. Nie wesołkowata tylko uśmiechnięta. Uprzejma. Z drukarką i laptopem na biurku. Już to sprawdzimy, już to drukujemy, proszę się nie martwić, będzie dobrze. Jeszcze tego spróbujemy.
Dobrze mieć taką przychodnię. Ja jestem trudnym pacjentem i nie ufam żadnemu lekarzowi. Na sam widok przychodni skacze mi ciśnienie, dostaję miesiączki a zęby przestają mnie boleć. Myślę, że zaufanie do lekarza rodzinnego jest niesłychanie ważne. A mieć taką lekarkę jak my to wielkie szczęście.
Wczoraj rano dowiedziałam się, że nasza pani doktor zginęła tragicznie w wypadku samochodowym. Ech, jakie to życie jest niesprawiedliwe.
na koniec opinia z portalu znany lekarz
Po przenosinach z miejskiego molocha no wieś - szok. Zapisy - nie ma, przyjmie jak przyjdziesz i jeszcze poradzi kiedy przyjść żeby nie czekać nawet 15 minut... zamiast 3 minut wywiad trwał chyba z dziesięć.. I co ciekawe oprócz tego że zostałem potraktowany jak Człowiek a nie jak pacjent rzeczywiście wyleczyła Oby było więcej osób którym się chce!
Po przenosinach z miejskiego molocha no wieś - szok. Zapisy - nie ma, przyjmie jak przyjdziesz i jeszcze poradzi kiedy przyjść żeby nie czekać nawet 15 minut... zamiast 3 minut wywiad trwał chyba z dziesięć.. I co ciekawe oprócz tego że zostałem potraktowany jak Człowiek a nie jak pacjent rzeczywiście wyleczyła Oby było więcej osób którym się chce!
Aż mnie serce zabolało:( To jakaś niesprawiedliwość, że dobrych ludzi ubywa. Strasznie przykre:(
OdpowiedzUsuńPrzykro. Bardzo przykro.
OdpowiedzUsuńMiejmy nadzieję, że do trzech razy sztuka, bo pacjentów wciąż przybywa...
Nie znam tej pani doktor przecież, a czytając aż się człowiek uśmiechał, aż polubił tego obcego człowieka o którym czyta.
OdpowiedzUsuńSkończyłam czytać, a pod oczami mokro.
Że pani doktor taka ludzka.
Że pani Klarka tak piękne opisywać potrafi.
Że życie takie niesprawiedliwe...
o,matko czemu tacy dobrzy ludzie tak wcześnie odchodzą....a już zazdrościłam takiej młodej,empatycznej lekarki....cóż życie jest okrutne
OdpowiedzUsuńJak mawiała moja babcia- widać,że taka miła, dobra i kompetentna osoba była potrzebna gdzie indziej.
OdpowiedzUsuńZastanawiające jak mało jest lekarzy z powołania.
Bo każdy lekarz z powołania jest właśnie taki- miły, troskliwy, uprzejmy i kompetentny, choć praca z chorymi, cierpiącymi ludzmi lekka, łatwa i przyjemna nie jest.
Miłego,;)
Kurde, aż mi się mdło zrobiło na koniec.
OdpowiedzUsuńLekarz rodzinny życzliwy i fachowy to skarb. No i taki,który z natychmiastu nie odpycha od siebie do specjalistów, bez doraźnej pomoc, choć wszyscy wiedzą, że specjalista to za kilka miesięcy. Takich lekarzy coraz mniej :(. Miałam takiego lekarza w poprzednim miejscu, gdzie mieszkałam. W nowym, lekarka mnie nie zabiła tylko dlatego, że T.,mąż znaczy okazał się rozsądniejszym lekarzem i zabrał mnie na SOR. Poszła sobie urodzić drugie dziecko, a jej miejsce zajął p. doktor, którego można poprosić o receptę na absolutnie wszystko. Trzeba tylko odpowiedzieć na pytanie: ile by pani chciała tego brać? Bo dawkowanie trzeba wpisać na receptę. Chyba nie znam takiego drugiego człowieka, który tak totalnie ma wszystkich w dupie.
Dobry lekarz jest jak przyjaciel. Szkoda mi Twojej Pani doktor. A tak w ogóle, to gdzie są takie przyjazne przychodnie. Ja do internisty czekałam tydzień czasu.
OdpowiedzUsuńNie, no przeczytałam koniec i ...dziwnie sie czuje. Bardzo mi przykro!
OdpowiedzUsuńsłów nie mam...
OdpowiedzUsuń:(
OdpowiedzUsuń;(
OdpowiedzUsuń:( bo brak słów....
OdpowiedzUsuńtrudno napisać coś z sensem....
OdpowiedzUsuńO losie!Bardzo przykro.
OdpowiedzUsuńZawsze sie zastanawialqm dlaczego dobrzy ludzie wczesnie odchodza.A ajdluzej zyja tacy, ktorzy dokuczaja wszystkim wokolo.
OdpowiedzUsuńBo daje się im czas na poprawę.
Usuńwidocznie tam, Na Górze potrzebowali dobrego lekarza.
OdpowiedzUsuńPrzykro(
Przykre :-/
OdpowiedzUsuńMasz rację zaufanie to ważna rzecz, nasz lekarz rodzinny poszedł na emeryturę, nie chciał wchodzić w te komputery. Jeszcze nie znalazłam zastępstwa.
bardzo przykro;/
OdpowiedzUsuńNo to się popłakałam :(
OdpowiedzUsuńJa mam coś z twojego męża, oprócz płci oczywiście
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Takich wlasnie mam lekarzy w szpitalu, a poniewaz jestem pacjentem szpitalnym to juz do konca zycia moge sie leczyc tylko u tych lekarzy. Od dermatologa po ginekologa i okuliste wszyscy tacy sami. To tak wrecz pelnia szczescia jak lekarz przychodzi na wizyte przygotowany i wie o pacjencie wszystko. Bylam wlasnie ostatnio u dermatologa. O malo nie zemdlalam jak przepytal na okolicznosc lekow jakie bralam od dwoch lat i zaznaczal czy jeszcze jakies z nich biore czy tez nie. Znal wszystkie szczegoly historii choroby od A do Z i mial dla nas czas. Nie, 10 min w pospiechu ale cale 30 min z pelnym komfortem zadawania pytan i otrzymywania wyczerpujacych odpowiedzi. Slowem mozna:) tylko trzeba chciec:)
OdpowiedzUsuńTakiego mam tez rodzinnego i nawet kilka miesiecy temu udalo mi sie tam zagonic Wspanialego, bo Wspanialy jak Twoj Krzysiek :)
A moze to nie tylko oni? moze to taka meska cecha?
Nie tylko męska, ja też lekarza szerokim łukiem omijam. Jestem zdrowa, ale pójście do lekarza w moim wieku nieuchronnie wiąże się z wykryciem jakiejś dolegliwości. A wtedy ze zdrowej staję się chora...
UsuńNa początku pozazdrościłam ,bo u nas to raczej lekarze ostatniego kontaktu,no a potem tragedia,brak słów.
OdpowiedzUsuńWanda
Smutne...
OdpowiedzUsuńMoja Rodzinna to Rodzina (siostra męża ). Jedyny mankament to dzielące nas 50km.
Mam rodzinnego, ktory jest taki sam jak Twoja Lekarka, ktora odeszla... przetoczylam sie przez wielu lekarzy, a dopiero ten zajal sie mna tak jak lekarz powinien... do tego jest Muzulmaninem i nie kaze mi sie rozbierac przy kazdej okazji z byle powodu, tylko bada przez koszulke, dzieki bogu... i moge do niego przychodzic z psem, a przeciez Muzulmanie, ze tak delikatnie powiem, nie lubia psow... nie jest zle... trzymam kciuki, aby mial jak najwiecej pacjentow i nie wysniosl sie z centrum gdzies na obrzeza miasta.
OdpowiedzUsuńBoże, ale mnie zamurowało. Smutek i żal...
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam drugi raz mając zupełnie idiotyczną nadzieję, że zakończenie się zmieni. Szkoda człowieka i szkoda lekarza.
OdpowiedzUsuńTak sobie z uśmiechem czytałam, ciesząc się Waszym lekarzem. I musiałam trzy razy końcówkę przeczytać, bo moje oczy nie dowierzały...
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńI jak tu komentować po tym zakończeniu? Mogę tylko powtórzyć za Tobą: "Ech..."
OdpowiedzUsuńAz sie rozmarzylam czytajac. Ale koniec mnie zmrozil. Smutne bardzo.
OdpowiedzUsuńNo przykra sytuacja. :(
OdpowiedzUsuńJeżeli aż pod język Krzyśkowi, to znaczy że żadnych blondynek, poza własną małżonką, albo i tego nie?! :)
własna małżonka to dopiero potrafi podnieść ciśnienie, nawet przez telefon!
UsuńTaaa, kiedyś coś rodzinę napadło i dawaj mierzyć sobie nawzajem ciśnienie, a było to na samym początku narzeczeństwa naszej Młodej! No i ta sobie siadła naszemu przyszłemu zięciowi na kolanach, jednocześnie mierząc mu owo na ręku! Oj wynik był dobrze podkręcony i się nieco Młodzi skonfundowali, bo wzbudził powszechną wesołość. :D :D :D
UsuńSmutno mi się zrobiło....
OdpowiedzUsuńKażdy kiedyś musi odejść, ale najbardziej smutno gdy odchodzą ci najlepsi. Serdecznie pozdrawiam wszystkich i życzę Radosnych Świąt Wielkiej Nocy!
OdpowiedzUsuńBardzo przykre :( Ogromna strata dla rodziców tej młodej pani doktor i dla pacjentów.
OdpowiedzUsuńUch, nie dość, że w domu mamy Wielki Tydzień(pies zginął, kot zginął), sytuacja rodzinna zamiast się wyprostować - komplikuje się coraz bardziej a zdrowie szwankuje - to jeszcze ten Pani dzisiejszy wpis wywołujący ból w sercu.
OdpowiedzUsuńCzasami myślę, że lepiej to już było.....
Darek_lask
bardzo Ci współczuję, jak dawno zwierzęta zginęły? W jakich okolicznościach? Bo może trzeba opublikować zdjęcia, pomóc Ci szukać?
UsuńTrzeba mieć nadzieję, trzymaj się.
Szukaliśmy i szukamy już dwa tygodnie. To jest wieś, wszyscy się znają, ale.... my jesteśmy nietutejsi (napływowi), więc nawet jeśli coś wiedzą, to nie powiedzą - dla uciechy i nie będzie to pierwszy raz.
UsuńPonieważ koty są w leasingu u sąsiadów (stodoła z myszami) to wspólnie przetrząsnęliśmy ich obejście niczym Niemcy szukający świniaka w czasie okupacji - bez efektów.
Dzięki za dobre słowo, zawsze raźniej.
Darek_lask
Czy wiadomo coś w sprawie zaginionych zwierzątek??? Jak mi przykro :(
UsuńPies mi nawiał ostatnio, staruszek, schroniskowy, trzynaście lat już u nas jest. Chore serce, padaczka, generalnie wrak człowieka, znaczy wrak psa. I poszedł w długą, bo panienki poczuł. Dwie godziny chodziłam, szukałam, wołałam, a ze mną pół osiedla, bo wszyscy gnojka znają i lubią, taki piękny piesek, a jaki ma miły pyszczek! A on, dziad stary, poczuł mrowienie w okolicach wiadomych i nawiał.
Jak gadzinę zobaczyłam pod bramą, umorusaną całą, bo po jakichś krzakach łaził, to nie wiedziałam - w pysk mu dać, jak zdradzona kobieta (no zdradził mnie z jakimiś czterołapymi, tak czy nie??? ;) ), czy porwać w objęcia i tulić. Tuliłam, ale nie odzywałam się do niego aż do następnego ranka.
Bardzo współczuję Panu, Panie Darku, i trzymam kciuki za powrót bestyjek do domu :)
Klarko tak smutno mi się zrobiło, serce aż scisnelo, dlaczego..
OdpowiedzUsuń