Przez
wiele lat spędzałam prawie całe lato w Świnoujściu. Jechaliśmy na początku
lipca a wracaliśmy w połowie sierpnia. Oczywiście, że nikt nie miał tyle
urlopu, ale pracowaliśmy w systemie zmianowym i można sobie było uzbierać wolne
za soboty i niedziele. Moje alergiczne dziecko bardzo tych wyjazdów
potrzebowało. Mieszkaliśmy tam w mieszkaniu rodziny, która w tym czasie była w
Krakowie. Było Świnoujście moim drugim domem. Znałam mieszkańców bloku, widziałam,
jak im rosną dzieci, wiedziałam, gdzie
kupować lepsze pieczywo, psioczyłam na drożyznę i niewielki wybór owoców, w
szafie czekały na mnie moje rzeczy, których nie było potrzeby wozić.
Gdy
wysiadałam z pociągu, objuczona bagażami, nieludzko zmęczona podróżą, miałam
ochotę z radości pocałować prom. Potem jeszcze tylko wędrówka do nadmorskiej
dzielnicy i wspinanie się na czwarte piętro. Rzucaliśmy toboły, coś jedliśmy, szybki
prysznic i z powrotem w dół. Zaraz za budynkiem był park, z którego wchodziło
się na promenadę. Szliśmy witać się z morzem aż pod wiatrak i dopiero wtedy wracaliśmy
do mieszkania rozpakować się i odpocząć po podróży.
W
Świnoujściu zrozumiałam, jak trudno jest samotnej matce z dzieckiem. Mój syn
był na tyle rozsądny, że nie bałam się go zostawiać samego, gdy szłam rano po
zakupy, przeciwnie – dzwoniłam domofonem a on zbiegał na dół aby pomóc mi je
wnieść. Ale byliśmy skazani wyłącznie na siebie, dopiero po kilku latach
zabierałam na wakacje a to chrześnicę, a to kuzynkę. Miejsca nie brakło, koszty
nie były dużo większe a dziecko miało towarzystwo do zabawy.
Syn
poszedł do liceum i skończyły się wakacje z mamą. Potem byłam w Świnoujściu
jeszcze raz, tylko tydzień, bo czasy się zmieniły i nikogo już nie było stać na
taki długi urlop, dzieci w rodzinie dorosły, syn jeździł latem na Bałkany, ja
na Mazury albo do Wisły.
Aż
w tym roku zupełnie spontanicznie syn z narzeczoną spakowali plecaki i ruszyli
nad morze. Dziś dotarli na pole namiotowe, rozbili się i poszli przywitać się z
Bałtykiem.
Mamo, mnie się
zawsze wydawało, że od promu do domu cioci jest tak strasznie daleko, a nie
jest. Wiesz, te kamienice, gdzie mieszkali Cyganie, są pięknie odnowione. Blok
cioci też ma nową elewację. Widzisz nas? Machamy ci, specjalnie stanęliśmy pod
kamerką na plaży!
Ja tak jako dziecko co roku jeździłam do Zakopanego do znajomych. Fajnie tam wtedy było, bo ta ulica przy której mieszkaliśmy była spokojna. Teraz wybudowali przy niej bloki i spokój się skończył i samochodów też jest więcej, które jeżdżą tuż za oknem...
OdpowiedzUsuńAch, te nasze Arkadie. Chyba każdy z nas ma taką...
OdpowiedzUsuńmam zamiar w tym roku zobaczyć Świnoujście.
OdpowiedzUsuńMoja Arkadia była w Borkowie Kościelnym. Jest to maleńka wieś pomiędzy Płockiem a Warszawą
Znam Świnoujście od dzieciństwa. Jeszcze z czasów jak stacjonowało tam radzieckie wojsko. Pierwszy raz byłem tam w 1966 roku po dwunastogodzinnej, hardkorowej podróży jelczem "ogórkiem", w domu wczasowym z firmy mamy. Potem jeszcze wiele razy. Festiwale FAMA, nadmorska ulica Żeromskiego, muszla koncertowa, port, latarnia to były obowiązkowe punkty do zaliczenia. Potem jeszcze Ahlbeck i granica enerdowska przekraczana na dowód osobisty(namiastka zachodu).
OdpowiedzUsuńDwa lata temu, wskutek zapewne moich opowiadań, żona namówiła mnie na podróż sentymentalną. Byliśmy 8 dni. Zaliczyliśmy obowiązkowe punkty. Dla żony to było nowe, bardzo dobre wrażenie, ja porównywałem. Zamknąłem oczy i zacisnąłem zęby na ceny. Najważniejszy miał być fan. Było miło, służyłem za przewodnika. Ta podroż miała być dla Niej. Po latach miasto mimo swego rozwoju wydało mi się mniejsze, granica bliższa(jeździliśmy rowerami - polecam). W tym roku planowaliśmy jakiś wyjazd z okazji okrągłej rocznicy ślubu ale nie ma na to teraz szans.
Ech, zakręciła się łezka w oku....
pamiętam koniec polskiej plaży zagrodzony drutem;) koncerty w amfiteatrze nie wszystkie bo dziecko, ale wiesz, ja się tam bawiłam z dzieckiem jakbym sama nim była, huśtałam się na huśtawkach, kopałam doły na plaży i budowałam tiry z piasku, nogi nam siniały od lodowatej wody, syn w domu bezustannie chory tam nie zakaszlał ani razu, cudnie było
UsuńWiele bym oddała za tydzień odpoczynku poza domem...
OdpowiedzUsuńAle masz rewelacyjnego syna Klarko! Ja też bywałam w Świnoujściu w dzieciństwie, ale nie aż tak często...
OdpowiedzUsuńMoją Arkadią był Kołobrzeg, zasiedlany przez mamę, siostrę i mnie co roku na miesiąc albo półtora, aż do znudzenia!!! Gdy tylko sama mogłam zdecydować o kierunku wakacyjnych wyjazdów - najpierw "zaliczyłam" Tatry parę razy, Beskid Sudecki, Beskid Makowski, potem Bieszczady, później Karkonosze, a niedawno i resztę Sudetów. Pozostały mi do obejrzenia Pieniny i Gorce oraz Beskid Niski i Żywiecki. Dopiero od paru lat mogę bez wstrętu patrzeć na nasze kochane morze, byłam nawet ze dwa razy w Kołobrzegu:-)))
OdpowiedzUsuńWspomnienia, wspomnienia...
OdpowiedzUsuńTeż mam dużo wspomnień związanych z wodą, tyle ,
że ta woda jest wszechobecna w moim życiu :-)
Jak się człwiek urodził na Warmii i Mazurach ,
to ma wody pod dostatkiem...
Wzruszyłam się... i moje dziecko na zdjęciu sprzed lat. Pozdrawiam was, kochani!!!
OdpowiedzUsuńna takei długie wypady jeździliśmy do Sopotu.Dwa miesiące u niejakiej BRAUNKI na stancji.
OdpowiedzUsuńChyba tak było przez dobre 6 lat.
Z dziadkami i rodzicami.Z tym że tata tylko na miesiac urlopu.
Mieszkaliśmy przy głownej ulicy ale wtedy to było ...inaczej;))).Pamietam jak robili remont tej ulicy.Zwozili przepiekny piach z plaży czy ja wiem skad i ILE TAM BYŁO BURSZTYNÓW !!!!!!!!!!!! ludzie się wtedy nieźle oblowili przeczesując stery piachu.No i ja też.Niezapomniane wrażenia;)))
I jakie wtedy były dobre PARÓWKI !!!!!!!!!!!
i mialam jarmarczny pierścionek...
ukochany , prześliczny DUŻY złoty ze szmaragdem.Takim zielonym,zielonym bardzo ciemno zielonym....
i przyjechalo wujostwo z córką....i jej sięspodobał....i w całym mieście nie było takiego ze szmaragdowym oczkiem...
i mama mi go kazała jej dać.Nie że kupi jej podobny z innym oczkiem.TAKI chciała i dostała ;/ mnie kupiła mama od razu z błekitneym ale ...to juznei było to.Wyrzuciłam ...
Fajnie tak powspominać miejsca z urlopów, kiedy było się dzieckiem. Jako człowiek dorosły, widzi się to wszystko w zupełnie innym świetle :)
OdpowiedzUsuńA ja jeździłam na wakacje do Nowej Huty :P
OdpowiedzUsuńmiazga:D
UsuńNo, dla dziecka ze wsi naprawdę :) Huśtawki pod blokiem, autobus i więcej niż jeden sklep :P
Usuńyyy, w wakacje to nawet bieganie po tylu schodach jest atrakcją :D
OdpowiedzUsuń