Lubiłam drugie zmiany. Zanim wyszłam do pracy,
zdążyłam napalić w piecu, posprzątać, ugotować obiad, zrobić to, co tam było
do zrobienia, jak to w domu. Ale nie tylko dlatego. Na drugiej zmianie był luz.
Główny kierownik i
pracownicy biura, żegnani czułym „krzyż na drogę” jechali do domu, behapówka
zwana Hertą również szła, żegnana jeszcze czulszymi słowami, a my spokojnie o
czternastej stawaliśmy przy taśmach. Dużo zależało od tego, ile zrobiła pierwsza
zmiana. Maszyny już mieliśmy poskładane, konwie umyte.
Zdjęcie pochodzi stąd
szukałam cierpliwie zdjęć z produkcji ale google pokazują przeważnie prezesów z medalami. Pracowałam przy takiej myjce bardzo często, z tej strony obsługiwać jest łatwiej choć bardziej śmierdzi.
szukałam cierpliwie zdjęć z produkcji ale google pokazują przeważnie prezesów z medalami. Pracowałam przy takiej myjce bardzo często, z tej strony obsługiwać jest łatwiej choć bardziej śmierdzi.
Halinka stawała przy
ścianie, naciskała dzwonek, wywołujący kogoś z aparatowni i wołała – jechej, bo
nima czasu!
Oznaczało to – puszczaj mleko,
zaczynamy!
Mleczarnia była miejscem
niezwykle hałaśliwym ale przecież jakoś trzeba było się komunikować, dlatego
istniał system znaków i gestów. Majster na nas gwizdał, co było dość i
chamskie, i śmieszne. Bo jeśli wysyłał kogoś do pomocy na twarożkarnię, to
zagwizdał, wskazywał osobę i kierunek, to nie było trudne. Ale tam, gdzie mieściła
się lodziarnia, była również masłownia, więc musiał zagwizdać i pokazać gestem
lizanie lodów. Mógł również zejść i po prostu powiedzieć, czego oczekuje od
pracownika. Jeden z kierowników zawsze schodził, nauczony przykrym
doświadczeniem. Raz bowiem stanął na przełączce nad maszyną, przechylił
się a kiedy chciał zagwizdać, wypadła mu
sztuczna szczęka.
Machnięcie ręki na wysokości
pasa oznaczało połówkę, czyli zmianę butelek na półlitrowe, skrzyżowanie rąk –
koniec.
Coraz częściej widywałyśmy
nie tylko w telewizji mleko w kartonikach i w foliowych woreczkach, a u nas
zainwestowano w nowoczesną linię do butelkowania.
Była szybka, system ssawek
podobny do dojarki wyciągał puste butelki na taśmę kierując je do myjki, wystarczyło przypilnować, by
do maszyny nie trafiło szkło. Nalewanie
było dużo sprawniejsze a odbieranie, mój koszmar, zmienił się po prostu w
zwykłą, znośną pracę. Wystarczyło stać i uważać, napełnione butelki same
lądowały w skrzynkach, jeśli któraś była utrącona lub niedomknięta, wyłapywała
ją fotokomórka i czujnik, taśma się zatrzymywała a ja bezpiecznie mogłam wyjąć
szkło i uzupełnić pojemnik.
Tak było w czasie rozruchu i
kilka dni potem. Aż któregoś dnia kierownik zmiany, człowiek wyjątkowo
prymitywny i ograniczony intelektualnie, wkurzył się na zbyt częste postoje
taśmy, przybiegł z siekierą i uciął czujnik a fotokomórkę zamalował śmietaną. Powiedziałam,
że nie będę tam stać bo nie chcę zostać kaleką. Przeniesiono mnie gdzie
indziej.
Innym razem, gdy któryś
majster kazał mi robić coś zbyt ciężkiego, powiedziałam, że nie będę tego robić,
bo nie jestem koniem. Dał tam któregoś chłopaka. Raz w zakładzie był wyciek
amoniaku i śmierdziało okropnie, wyszłyśmy na zewnątrz, odmawiając pracy. Wtedy
kierownik przyszedł mówiąc, że i tak będziemy to musieć odrobić bo mleko na
rano musi być nalane. To był racjonalny argument, ale nasz majster przyleciał z
szantażem, że jak nie nalejemy to on zadzwoni do najbliższej mleczarni i oni za
nas to zrobią ale my będziemy mieć po premii. Kierownik tylko popatrzył na
niego i powiedział, że sądzi, iż godzina wietrzenia wystarczy a potem ze
wszystkim zdążymy.
Następną inwestycją była
linia do pakowania mleka w foliowe woreczki. Z jakiegoś powodu nie
zainstalowano jej całej i znów zaczęła się katorga z odbieraniem, tu było
znacznie ciężej niż na linii z butelkami, ponieważ projektant nie przewidział,
że woreczki będą zbierane ręcznie i musiałyśmy pracować tak, jak sobie
wymyślili kierownicy.
Woreczki spadały na taśmę błyskawicznie,
należało wrzucić 12 do pojemnika a pojemnik przerzucić na tokorolkę. Wszystko to
w szalonym tempie w pozycji „banan”. Trwało to kilka miesięcy i chyba każda z
pracujących tam osób prosto od taśmy płacząc z bólu trafiała do gabinetu lekarki.
Po drugiej zmianie wracałam
do domu koło północy. Jeszcze jednym plusem popołudniówek było to, że człowiek już
był wieczorem wykąpany.
O, ja cie!
OdpowiedzUsuńA kiedy Matczysko było na drugiej zmianie, to kto się Synkiem opiekował Klarko? Przyznałam się, że nie oglądam seriali, ale ten serial uwielbiam. Pamiętasz taki czeski "Kobieta za ladą - Żena za pultem"? Oczywiście praca nie porównywalnie łatwiejsza w sklepie. Chociaż może mi się tylko tak wydaje.? Dziś też ... serdecznie Cię pozdrawiam. Psiara zw
OdpowiedzUsuńzmienialiśmy się, jak tata pierwsze zmiany to ja drugie itd
Usuńno fajnie... a kiedy się widywaliście?
Usuńpamiętam pojemniki z torebkami foliowymi, które (te torebki) pływały w rozlanym mleku. duzo ich było.
OdpowiedzUsuńWow, Klarko, czekam niecierpliwie na każdy kolejny odcinek. Uzależniłam się od tej serii jak od serialu !!! Każdy post czytam z zapartym tchem.
OdpowiedzUsuńTo niesamowite jak za sprawą twoich słów można się przenieść w czasie !!!
Ja tez lubiłam drugie zmiany, choć moja praca była nieporównywalnie lżejsza., Szefowa szła do domu, a my z dziewczynami szybciutko załatwiałysmy klientów, żeby móc sobie pogadać. Rano za to odprowadzałam młodego do przedszkola i jeszcze trochę dosypiałam, potem zakupy, obiad i do pracy, miałam blisko 3 minuty od domu i bardzo to sobie ceniłam. Miło wspominam to miejsce, choć juz 14 tam nie pracuję.........
OdpowiedzUsuńhorror i tyle...
OdpowiedzUsuńPozycja banan... a to nie ma się co dziwić, ze kręgosłup zapamięta ją do końca życia...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, brrr, M.
Jaki los spotkał szczękę?Mleko w woreczkach było UHT.
OdpowiedzUsuńWanda z W.
Czy szczęka została zapakowana w woreczek z mlekiem? Mleko w woreczkach było już UHT?
OdpowiedzUsuńWanda z W.
mleko było pasteryzowane, ale miało tylko dwa dni trwałości więc na pewno nie było uchate
Usuńszczęka się rozbiła o posadzkę
Ja pamietam w tv taki napis do południa: "Film dla drugiej zmiany".
OdpowiedzUsuńlubiłam drugą zmianę.I pewnie tak było wszędzie.
OdpowiedzUsuńKierownictwo w domu,żadnych wizytacji,więcej luzu,nikt się nie rzuca bez potrzeby.
A praca wykonana bez stresu.
bez szefostwa czasem naprawde lepiej...
OdpowiedzUsuńjeanette
Czytam i czytam i sama nie wiem,czy to tak było fajnie. Wielki "szacun" Klarka.
OdpowiedzUsuń