Istniała zawodówka,
kształcąca mleczarzy i uczniowie z tej szkoły mieli u nas praktyki. Rzadko pracowali
na butelkowni, bo były tam zbyt trudne warunki dla nieletnich, ale zdarzało
się, że brakowało ludzi i wtedy przy taśmie stawała uczennica. Nie zmieniała
nas jednak, to było oczywiste, tylko cały czas stała „na ekranie”.
Ekran był fragmentem podświetlonej
taśmy, na której przesuwały się czyste butelki. Należało je pilnie obserwować –
czy są dobrze umyte, czy nie ma w nich resztek, pleśni, szkła lub osadu z sody.
Brudne i popękane nie powinny trafić do następnego odcinka, czyli pod nalewaki.
Teoretycznie przy taśmie
powinno być trzy osoby – dwie odbierają mleko, jedna pilnuje ekranu i co pół
godziny zmiana. Jednak na ekranie były albo uczennice, albo ktoś, kto nie mógł
ciężej pracować.
Jedna z dziewczyn opowiadała,
że w jej rodzinnej wiosce, gdy nie mieli konia, orali krową. Raz brat pchał
pług a ona prowadziła krowę za pysk, potem ona pchała pług a brat prowadził
krowę, a za trzecim przejazdem krowa musiała odpoczywać, bo dawała mleko, więc
pług ciągnęła ona. Tak jej się skojarzył ten układ ze staniem na ekranie.
Uczennice pracowały
najczęściej na twarożkarni, pomagały też w laboratorium. Panie laborantki były
porządnymi ludźmi. Kiedy przychodziły na produkcję brać próbki, nigdy się nami
nie wysługiwały tylko czekały cierpliwie, aż będzie dogodny moment, by zrobić
swoje a nam nie przeszkadzać. Jeśli, robiąc wymaz, zauważyły coś w konwi lub na
przykrywce, dyskretnie odkładały ją na bok mówiąc – tak nie może być. Raz
zdarzyło mi się pomylić i zamiast chudego mleka nalałam kilka konwi tłustego. Pani
tylko machnęła ręką, kazała zerwać plomby i dać właściwe oznakowanie.
Przeciwieństwem do nich były
osoby z biura. Biuro znajdowało się po drugiej stronie placu, na dole był
firmowy sklepik, na parterze kasa i gabinet lekarski, na górze pokoje
urzędników. Byłam tam zaledwie kilka razy w roku, no i oczywiście na koniec z
obiegówką. Pójście do biura było dość trudne bo jak się urwać od taśmy? Na przerwie o dziesiątej nie można było iść, raz poszłam i
usłyszałam – wy uważacie na tej
produkcji, że my nie mamy prawa do przerwy?
Był taki Józek, nie bardzo
sprawny intelektualnie, ale bardzo pracowity człowiek, strasznie chudy,
garbaty, zajmował się odbieraniem pełnych konwi z taśmy w chłodni, to było
najcięższe zajęcie, bańka z mlekiem ważyła ok 40 kg.
Kiedy szedł po coś do biura,
ściągał przed klatką gumiaki i szedł dalej boso. Tak samo do lekarki.
Lekarka była w porządku. Rozmawiała z nami jak z normalnymi ludźmi. Raz trafiłam do
niej z płaczem z powodu potwornego bólu w plecach. Dostałam zastrzyk
przeciwbólowy i zwolnienie od następnego dnia, bo była już dwunasta.
Wróciłam do majstra z tym zwolnieniem a on powiedział,
że albo mam wracać do chłodni (ładowałam w ten dzień śmietanę na palety) albo mam przynieść zwolnienie na te pozostałe
godziny.
Nawet to przejście z
powrotem do biurowca było dla mnie trudne, a co dopiero dalsza praca. Kiedy powiedziałam,
o co chodzi, pani doktor zmieniła zwolnienie i zamiast dziesięciu dni wpisała
czternaście.
Pytacie, czy na produkcji
pracował ktoś starszy. Nie, najstarsza z nas miała chyba trzydzieści parę lat,
na zdjęciu jest prawie cały skład naszej zmiany z butelkowni.
PS. Nie gniewajcie się na mnie za utrudnienia związane z komentowaniem, musiałam wprowadzić logowanie. Myślę, że to nie jest bardzo kłopotliwe, a mnie nie będzie zalewał spam.
Jak zawsze,czytam,chłonę i mi mało:)
OdpowiedzUsuńRenata mi się przypomniała od razu...
OdpowiedzUsuńw wielu opowiadaniach na pierwszym blogu jest echo mleczarni
UsuńMiędzy innymi o Marioli...
Usuńo widzisz, Mariolki nie ma na zdjęciu
UsuńBo starsze by nie wytrzymały tak ciężkiej pracy. Przeraża mnie i wkurza do ślepej furii ten podział na roboli i na biurwy. Wszędzie tak jest i doprowadza do szału. Pracowałam w zupełnie innej branży, ale i nas tak było. Byłam biurwą, tą "lepsiejszą" zdaniem niektórych i musiałam nie raz ryknąć tak, że szyby w oknach zadrżały, żeby co poniektóre zajarzyły, że ludzie z magazynu to też ludzie i należy im się szacunek. Wynika to z tego, że niektórzy nigdy nie splamili się pracą fizyczną, a ten co musiał sobie ręce ubrudzić, to szanuje innych, którzy właśnie to robią. Tak myślę.
OdpowiedzUsuńno to już wiem dlaczego tak lubię mleko i inne produkty mleczne, po prostu Klarka je robiła i pilnowała, żeby były smaczne i zdrowe
OdpowiedzUsuńChłonę z zainteresowaniem, choć nierzadko smutnieję...
OdpowiedzUsuńP.S zapomniałem napisać, skoro z Klarki taka atrakcyjna kobieta to na pewno po tym mleku i twarożkach, w końcu Kleopatra wiedziała co robi, ale gdzie tam jej do Klarki ;)
OdpowiedzUsuńpamiętasz co robiła Miaukotka? zaczynasz to samo
UsuńA co robiła?? :-D
UsuńMa chłopak rację, atrakcyjna kobieta, to zdjęcie znad morza wymiata, skomentowałam, tylko komentarz zaginął w akcji...
Ty atrakcyjna, Kleopatra jakoś bokiem chodziła :-)
hmm a mówi się, że dziś się ciężko pracuje i że dziś wykorzystują ludzi. fajne zdjęcie)))
OdpowiedzUsuńA mnie z telefonu nie przechodzą komentarze :-( W pracy nie mam przeważnie czasu na choćby zerknięcie na bloga, więc tylko czytam na szybkiego i nie komentuję, bo nie ma jak. Próbowałam wczoraj z domu wysłać komentarz, nie ma niestety. Funduszy na nowego laptopa też nie ma niestety :-) Klarko, czytam, pilnie czytam, tylko kurczę nie mam jak pisać jak bardzo mi się twoje pisanie podoba...
OdpowiedzUsuńJa miałem praktyki w mleczarni ... przez pewien czas nie piłem mleka.
OdpowiedzUsuńMoją pierwszą pracą etatową było miejsce , gdzie wyrabiano słodycze. Zanim zostałam "biurwą" , to przeszłam staż na wszystkich liniach produkcyjnych. Ale to nie tylko z tego powodu mam szacunek dla , jak to określasz roboli.
OdpowiedzUsuńKlarko!
OdpowiedzUsuńCzytam jednym tchem.........
:))
czytam, zaglądam często, komentuję rzadko.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, miłego dnia :))
Są tacy, co myślą, że tylko teraz się ciężko pracuje....
OdpowiedzUsuńNo ta po prawej- rewelacja! Widać, że zdjęcie zrobione na przerwie, bo wszyscy uśmiechnięci.Jeden uśmiech