Kiedyś Cię wykorzystam! – rzucam żartobliwie
zaprzyjaźnionemu informatykowi, mając oczywiście na myśli wykorzystanie
informatyczne. Artuś nie o Ciebie chodzi.
Przy okazji spotkań towarzyskich albo
rodzinnych zdarza mi się zaobserwować zjawiska, które nie bardzo
mi się podobają. Raz na przykład ciotka zapytała Krzyśka, który jest elektrykiem,
czy mógłby jej naprawić.. telewizor.
Krzysiek powiedział, że może najwyżej sprawdzić, czy sprawne jest
gniazdko. No i tłumacz ciotce przy ludziach, że elektryk na telewizorach się
nie zna.
Często spotyka mnie zaszczyt - zaproszenie do
kuchni w charakterze kucharki. Dawno już nie znam się na nowoczesnych trendach kulinarnych bo gotuję
tylko w domu i tradycyjnie. Zdarza się, że produkt widzę pierwszy raz, ale
w mniemaniu rodziny i znajomych jako
kucharz zawodowy (na papierze) mam decydujące zdanie na tematy kulinarne. Każą
mi też nalewać zupę lub kroić ananasy. To akurat robię chętnie, skoro mogę
pomóc to pomagam.
Syn mój często proszony jest o zrobienie
czegoś przy komputerach. Żeby było jasno – ja tu nie mówię o rodzinnej czy
przyjacielskiej przysłudze na zasadzie – proszę, przyjedź jak znajdziesz czas.
Nie, tu chodzi o wykorzystanie gościa w trakcie przyjęcia czy imprezy.
Mechanik samochodowy musi zajrzeć do auta
szwagra nawet, jeśli jest na rauszu bo coś tam tak stuka. Pani pracująca w aptece doradzić, jaką maść
kupić bo wyskoczyło mi takie coś na ręce.
Nie wiem, czy lekarze badają ciotki i wujków
przy okazji wesel, prawnicy piszą pozwy a księgowe wypełniają pity przy
świątecznym stole. Mam nadzieję, że nie wszyscy dają się wykorzystać zawodowo w
czasie wolnym od pracy.
Z
drugiej strony byłoby to całkiem ciekawe widowisko, na przykład przyjęcie z
okazji pięćdziesiątej rocznicy ślubu – dentystka zagląda do gęby wujkowi,
szwagier mierzy okna, kuzynka siedzi pod stołem i piłuje pięty babci, mama
tłumaczy siostrzeńcowi zadanie z angielskiego, ksiądz ze stryjkiem zamknęli się w garderobie
z powodu spowiedzi, babcia szyje firankę dla dentystki..
tak przy okazji, jak
już jesteś
Skąd ja to znam! Jeszcze jak mam zajrzeć komuś z rodziny do kompa, to pół biedy. Gorzej kiedy jestem wyciągana z domu, gdzie zostałam zaproszona, "bo sąsiad co mieszka, tu niedaleko ma problem z kompem, tylko zajrzysz". Oczywiście okazuje się, że komp jest, ale w częściach i trzeba go złożyć albo system całkowicie padł i trzeba zrobić reinstalkę, a to trwa. A ponoć zostałam zaproszona na kawę, ciacha i imprezkę, a jestem w pracy.
OdpowiedzUsuńmyślę, że informatycy są wykorzystywani najczęściej, nie wiem, dlaczego wielu ludzi uważa, że "tylko zajrzysz do kompa" jakby to nie była taka sama praca jak "tylko zaorzesz pół hektara".
UsuńA no właśnie! I ten poniżający dla mnie tekst - przecież tylko sobie siedzisz i klikasz, czy tam stukasz w klawiaturę, co to za praca? No to zapraszam serdecznie posmakować jak ten chleb smakuje.
UsuńA bo: mało jest usług informatycznych albo mało kursów doszkalających :) albo wszystkie prawie informatyki, proszę bab, wyemigrowało i tam zapierdziela w godzinach i poza godzinami i se 'kwali'... i ino czeka coby go na imprezę zaprosić bo zdobędzie nowych 'klijentóf'.
UsuńJa też w domu hoduje informatyków i to dwóch. I też to przerabiamy , ale najgorsze jest to, jak twierdzą moi informatycy, że ludzie myślą iz informatyk jak lekarz - zna się na wszystkim co tylko z komputerami związane. To trochę tak, jakby poprosić chirurga, żeby zdiagnozował schizofrenię u ciotki. Moi namiętnie odpowiadają - tego nie umiem, ale jakby trzeba było jakąś wykwintną bazę danych postawić to możemy pogadać :) Psiara zw.
OdpowiedzUsuńFajne spostrzeżenie :-)))
OdpowiedzUsuńUśmiałam się , ale chyba faktycznie coś w tym jest :-)
Tak to dokładnie działa. Ja nie jestem bardzo wierząca (no, mówię, że nie praktykuję czynnie) ale w niedzielę lecę do kościoła bo po mszy go tam ...'jedzą (ciasto z czymś tam i kruszonką), piją (kawo-herbatę), lulki palą (na zewnątrz)' a przy okazji załatwia się ... co dusza i ciało potrzebuje. Wszystko bo to miejsce spotkań raz na miesiąc okolicznej 'ferajny' wielospecjalistyczno-zawodowej. Ja tobie, ty mnie, ona jej i jemu, wy mnie, ja wam... Straci się tę godzinę w niedzielę a ile zyska, ile spraw załatwi, na wymienia, nadoradza... Jak ktoś nie chce to nie pokazuje się na tym 'placu współpracy'...
OdpowiedzUsuńNa szczescie zupelnie nie znam tego zjawiska.
OdpowiedzUsuńChociaz kilka razy dostalam email (adres jest na blogu) z prosba o porade kosmetyczna. To niby troche inna forma wiec siadlam grzecznie i wyjasnialam dokladnie co moglam bez mozliwosci widzenia skory a tylko odmyslajac sie co autorka miala na mysli piszac pytania.
Takie sytuacje zdarzyly sie ok. 5 razy i wstyd powiedziec, ale tylko raz dostalam kolejny email zawierajacy slowo "dziekuje".
To wystarczy zeby wyrobic we mnie odruch naciskania na przycisk "delete" przy nastepnej okazji.
Im dluzej zyje tym mniej rozumiem ludzi, znaczy dokladnie TAKICH ludzi.
U mnie goście jak zaproszeni to siedzą przy stole. Ale u mojej młodszej synowej widzę ruch członków jej rodziny przy garach w kuchni.
OdpowiedzUsuńNa szczęście mam taki zawód,taką pracę,że nikt niczego nie wymaga ode mnie na imprezach:D
OdpowiedzUsuńDrugim przemiłym obyczajem znanym mi z autopsji było: skoro jedziesz służbowo za granicę to przywiez mi proszę- i tu repertuar był ogromny - od szpilek krawieckich z kolorowym łebkiem do kompletu sztućców, poprzez bieliznę wielce osobistą. Gdy mówiłam, że owszem mogę ja lub mój mąż przywiezć, ale w takim razie proszę o dewizy, ludzie jakoś się zapowietrzali i...obrażali. Zupełnie jakby poza Polską wszystko było za darmo. Za to nikt nie prosił o przysługi typu zobacz, sprawdz, spójrz w trakcie imprezy, z takimi propozycjami to najczęściej dzwonili np. po 22,00, zdumieni gdy się odmawiało.
OdpowiedzUsuńAle z czasem zyskaliśmy opinię ludzi "nieużytych" i dziwne propozycje się skończyły.
Miłego, ;)
Klarko, jesteś po prostu doceniana i liczy się Twoje zdanie...:)
OdpowiedzUsuńprzy świątecznym stole to raczej mi się nie zdarzyło pitów wypełniać, ale przy kawie to i owszem;)
No to jam mam przegwizdane dokumentnie bo gdzie sie pokażę to każą mi robić ....................... wodzionkę hihihihihihihi /którą w sumie chętnie robię jak jest z czego/.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Uderzyłaś w moją czułą strunę bo....mój mąż często zagląda do kompów moich :ciotek,mam,babć,przyjaciółek i znajomych.....i na pocieszenie sobie myślę,że dobrze,że tylko do komputerów:)Zawsze mogło być gorzej:))))A wtedy byłoby mi jeszcze bardziej przykro:))))Taki los żony inteligentnego komputerowca:)))
OdpowiedzUsuńZnam to niestety,znam. Z przewożeniem autem cudzych rzeczy również.
OdpowiedzUsuńDajemy się wykorzystywać,ale bywa,że odmawiamy.
Moja siostra tak ma.Często jest proszona o zrobienie coś z włosami,co kto potrzebuje,takie"przyjemne z pożytecznym"
OdpowiedzUsuńWanda z W.
bo taki rodzinno/znajomy fachura to skarb.Darmowy skarb...;)
OdpowiedzUsuńwłaśnie, może byś mi coś uszyła?;))
Usuńa Tobie i owszem;))))
Usuńwiem, że ni o mnie chodzi. Ja jestem ostatnia deska ratunku. Poza tym nie daję już się wykorzystać :P
OdpowiedzUsuńnie deska tylko psuj
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZmieniło się u Ciebie Klarko z dodawaniem komentarzy.
UsuńNapisałam , jak zazwyczaj rozpisałam się deczko, a tu zong :)
Nie poszło starym trybem, zalogowałam po nowemu, po nowej mojej skrzynce :)
Nie powtórzę już tego o czym pisałam.
Pozdrawiam serdecznie :)
Mój wujek wpada do nas raz na tydzień lub dwa, aby wypisac dzaidkowi lekarstwa. Przyjmuje wtedy akurat w naszym mieście i tak przy kawie i sobotnim cieście przepisuje, co tam dziadkowi brakuje i dla nas ani dla niego to nie jest wykorzystywanie, po prostu pomoc swojemu staremu ojcu, który już do lekarza nie pójdzie :) zdarzyło się też kilka razy (ale nigdy w czasie wesel czy wigili - za duże świeto :)), że wujek np. w imieniny mówił do nas: przynieście dziadkowe lekarstwa, zobaczę co tam brakuje i mu przepiszę, bo następnym razem będę dopiero za trzy tygodnie. Zdarzyło się też kilka razy, że zbadał nas w czasie tych wizyt w sobotę, gdy byliśmy tylko my i on, ale inicjatywa zawsze wychodziła od niego: Brzydko kaszlesz. Chodźmy do pokoju, to zobaczę co tam masz w płucach.
OdpowiedzUsuńI jego pomoc jest nieoceniona, bo wujek jest dobrym specjalistą w swojej dziedzinie :)
Wspaniały wujek. Ot, pomarzyć o takim...
UsuńNiby masz rację, jednakowoż taki lekarz, którego zgadnąć można w stosownej kwestii, to nie byle jaki kąsek:))).
OdpowiedzUsuńTo Wy, Klarko, nie nadawalibyście się na emigrację, bo tam takie wymiany normalne. :). Ja tam nie wierzę w żadne zaproszenie na ... kawę bezinteresownie, za ładne oczy :).
OdpowiedzUsuńZawsze można przyznać się do jakiejś alergii i nie skorzystać z zaproszenia :). No nie?
tak mnie naszło wieczornie...
OdpowiedzUsuńOtóż cóż,jakieś co najmniej 10 lat temu, kiedy to byliśmy baaardzo popularnym miejscem zakupów i znało nas praktycznie całe DUŻE jednak miasto bywało tak:
Niedzielny poranek, wysiadamy z córką przed ZOO( miasto ościenne) i nagle wyskakuje KLIENT !!! ( znali nas bo sami stoimy wszak ) z narzekaniem że właśnie mu odpadło kółko od wózka I CO MA ZROBIĆ...(wiadomo sprzęt do naprawy wozimy w samochodzie na niedzielne spacery...)
albo
siedzimy przy lampce wina,kawie,środek lata,pod wieczór , sobota...
ooooo jakaś pani do mnie CZY PAŃSTWO to z firmy XYZ ?
no tak,odpowiadam grzecznie.
A bo ja chciałam wózek sprzedać.U was kupowany,w całkiem dobrym stanie,może weźmiecie ?!? użyłam go może z 5 razy...
Znam to , mam męża - elektryk samochodowy, ale zazwyczaj uprzedzają w rozmowie telefonicznej [ musi wziąć narzędzia] ha ha ,ściskam Dusia
OdpowiedzUsuńDarmocha pobudza wyobraźnię
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Czasami trudno kogoś poprosić o pomoc byle jaką.Buziaki.Będę tu odwiedzać.
OdpowiedzUsuńNa szczęście u nas się czegoś takiego nie praktykuje
OdpowiedzUsuń