To był całkiem niezły czas.
Lubiłyśmy się, spotykałyśmy się czasem po pracy, wytworzyła się między nami
może nie przyjaźń ale koleżeństwo pełne życzliwości. Pożyczałyśmy sobie
sukienki na specjalne okazje, jedna drugiej załatwiała coś na mieście,
opowiadałyśmy sobie o swoich domach i rodzinach. Nikt sam dla siebie nie robił
kawy czy herbaty, zawsze pamiętał o koleżankach od taśmy.
Wśród dziewczyn na
produkcji panowała lojalność. Jeśli któraś czuła się gorzej, miała
ciężką miesiączkę a akurat była wyznaczona tego dnia do najcięższej pracy, na
przykład do noszenia konwi, mogła poprosić koleżankę o zamianę. Oczywiście żadna
z nas tego nie nadużywała. Osobną sprawą były ciężarne. Zdarzyło się, że jedna
z nas, będąc w ciąży z bliźniętami, straciła najpierw jedno a potem drugie
dziecko. Kto donosił ciążę do dwunastu tygodni, zostawał przeniesiony na inny
dział do lżejszej pracy. Na butelkowni
też były nieco lżejsze stanowiska, na przykład mycie dekli albo plombowanie
konwi, toteż solidarnie zamieniałyśmy się miejscami.
*
Mariola chodziła w za dużych o trzy rozmiary
białych gumowcach bo kiedy fasowała roboczą odzież, na magazynie nie było mniejszych
numerów. Ja już w tym czasie chodziłam w cudownych butach trekkingowych, które
zdobyłam u teściowej w sklepie z używaną odzieżą. Te buty były
błogosławieństwem i zapowiedziałam, że jeśli ktoś mi je ukradnie to się zwolnię.
Mariola chodziła tak, jakby
się miała co krok wywrócić, jej ruchy były nieskoordynowane, podskakiwała,
wymachiwała rękami. Była strasznie chuda, skrzynkę z mlekiem podnosiła na trzy
razy. Wszystko robiła z rozmachem, strach było koło niej stać bo można było
niespodziewanie dostać w zęby.
Miała wadę wymowy, mówiła
bełkotliwie i zawsze podniesionym głosem, co było dla wszystkich irytujące. Traktowała
nas jak wrogów, była miła tylko wtedy, gdy miała nadzieję na korzyść.
Kiedy przebierała się w
szatni, zauważyłam, że ma za sprawą tych dużych gumowców otarte do krwi łydki. Ja
patrzyłam na jej kościste nogi a ona na moje buty. Nie, przykro mi bardzo, ale
się nie zamienimy – powiedziałam na jej żądanie. Dziewczyny
wiedząc, jaki mam stosunek do moich butów, ryknęły śmiechem.
Nie śmiejcie się, ona
jeszcze nam wszystkim wybierze jajka – stwierdziła proroczo Teresa.
Lista obecności leżała w
kantorku do szóstej piętnaście. Kto zamarudził w szatni albo robił kawę, mógł
mieć wpisane spóźnienie, dlatego często podpisywała jedna drugą. Majster o tym podpisywaniu
wiedział, nie było to takie ważne, taśma
tak wcześnie nie ruszała, trzeba było najpierw skręcić maszyny i wysprzątać
chłodnię.
Pewnego dnia Mariola
podetknęła majstrowi pod nos listę mówiąc triumfalnie – Renatki nie ma a jest
podpisana! W chłodni jest, po kefir poszła, suszy ją – powiedziałam natychmiast i to było na szczęście prawdą. Ale od tej pory bałyśmy się podpisywać za kogoś.
Innym razem Mariola powiedziała, że jest w ciąży. Trzy dni spędziła „pod ochroną” a na czwarty dzień
oznajmiła, że dostała okres i też nie będzie nosić konwi. Doszło do tego, że
nikt z nią nie chciał pracować, cichły rozmowy w jej obecności i nawet przy
stoliku w pokoju śniadań siedziała sama.
Dopiero, gdy do pracy
przyjął się jej mąż, zrozumiałyśmy, dlaczego nas cały czas atakowała i
wykorzystywała.
Był wysokim, dobrze
zbudowanym blondynem, poruszał się wolno, jakby leniwie, na twarzy miał wiecznie
ironiczny uśmieszek. Przyjeżdżał do pracy samochodem, co było w tamtych czasach
wyjątkiem, był przecież robotnikiem fizycznym i z tego, co mówiła Mariola,
wcześniej pracował w różnych miejscach ale zawsze krótko.
Kiedy byli razem na zmianie,
Mariola latała koło niego, sprzątała za niego stanowisko, na przerwie robiła mu
kanapki i herbatę i wiele innych rzeczy, o których nie napiszę. On po pracy
szedł do samochodu i jeśli ona nie zdążyła się przebrać, odjeżdżał sam. Mariola jechała autobusem, dźwigając wszystko,
co ukradła. On miał jakieś specjalne zamówienia od sąsiadów i znajomych i na
tym zarabiali.
Dzień po dniu widzieliśmy,
jak ten facet się nad nią znęca. Raz przechodził koło niej i kopnął w pojemnik,
na którym siedziała. Upadła na posadzkę, boleśnie się tłukąc. Innym razem
popchnął ją na maszynę i uderzyła głową w metalową obudowę. Przychodziła do
pracy posiniaczona, mówiła, że bije ją również teściowa.
Chciałyśmy jej pomóc,
chciałyśmy świadczyć w sądzie, prosiłyśmy, żeby od niego odeszła i zgłosiła
sprawę o znęcanie. Była na nas jeszcze bardziej zła.
Wreszcie majster załatwił
to po swojemu, proponując wypowiedzenie za porozumieniem stron. Zwolnili się obydwoje.
Odejście z pracy tej pary
przyjęliśmy z wielką ulgą.
W tamtych czasach była większa solidarność pracowników. Jakoś trzymaliśmy się kupy. teraz młodzi znają jedynie wyścig szczurów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
O kurde...
OdpowiedzUsuńna szczęście jeszcze zdarzają się perełki w tych czasach, że pracownicy trzymają się razem. Pomagają sobie nie tylko w pracy, ale poza nią.
OdpowiedzUsuńKlarko niestety są ludzie, którym nie można pomóc. Może to lubią, albo boją się opinii środowiska?
Artek (zapracowany)
w sumie to ja też lubię, jak się coś w komentarzach dzieje, dlatego nie pisnę słowem, jeśli czytelnicy zrobią tu miazgę, Tylko ignorant może napisać, że ofiara przemocy lubi to!
UsuńOfiara przemocy lubi to .. i jeszcze owo :)
UsuńTakich Mariolek sponiewieranych fizycznie i psychicznie jest dużo,ale też przybywa "Mariolek" zdrowych na ciele i duszy,które donoszą na swoich kolegów.
OdpowiedzUsuńWanda z W.
donosicielstwo było dla mnie zawsze najgorszym występkiem w pracy.
OdpowiedzUsuńmiałam jednak w młodosci szefową, która nagradzała za donoszenie. widzisz, jaka wredna świna?
Łatwo powiedzieć, że "ja to bym gnoja zabiła, a potem się z nim rozwiodła". Tylko, że takie relacje obciążone są można to nazwać uzależnieniem. Trudno powiedzieć co sama bym zrobiła. Może tak jak ona bym skakała za mężusiem, żeby tylko mnie nie zostawił. Chociaż nie. Nie potrafiłabym tak. Za mniejsze przewinienia wbijałam na pal i paliłam na stosie. Ale nie każdy jest taki wredny jak ja. Są jeszcze wrażliwcy.
OdpowiedzUsuńno niemiło.
OdpowiedzUsuńI jeszcze teściowa?
parszywie wpadła dziewczyna;/.
Dobrze napisałam ,że nie będę chciała o tym czytać.
okropna w opisie a jednak taka .... bezbronna .
Klarko nie tak szybko, nie nadążam czytać;)
OdpowiedzUsuńakord;)
UsuńBiedna Mariolka. Jakim sposobem mogłaby od męża odejść, skoro i tak "cienko przędła". Żal mi jej.
OdpowiedzUsuńmogła tak jak inne zamieszkać na stancji, przecież pracowała i zarabiała
Usuńile kobieta nawet lepiej zarabiajacych,samodzielnych itp - było lub jest w podobnej sytuacji?
Usuńto coś tkwi w psychice...
Matyldo - pełna zgoda, ja do dziś nie bardzo pojmuję to, co się między nimi działo, obawiam się, że jeszcze trochę, a my również dałybyśmy się sterroryzować temu łajdakowi
OdpowiedzUsuńTo był sadysta, a ona jego ofiarą. Może była typem masochistki..okropna para tych dwojga..brrr
OdpowiedzUsuńObrazek jak z podręcznika psychologii. Niestety prawdziwy :( Ofiara przemocy czasem sama staje się sprawcą, np. wobec dzieci, albo innych słabszych od siebie. A czemu nie odchodzi? Najpierw trzeba dojść do ściany. Widać Mariola jeszcze jej nie zobaczyła. Jeszcze myślała, że ją kocha. Jeszcze marzyła, że kiedyś się zmieni.Dla niej oczywiście. Czy była głupia? Nie. Była ofiarą przemocy. Jak tysiące innych: robotnic, lekarek, urzędniczek, albo bezdomnych alkoholiczek. I jak wielu facetów, którzy w domu dostają w pysk. Mam nadzieję, że w jej życiu nadszedł dzień, kiedy powiedziała dość. Psiara zw.
OdpowiedzUsuńA no własnie.
OdpowiedzUsuńM. była ofiarą swojego męża i jego matki, ale nie odchodząc od nich niejako z nimi współpracowała. Koledzy z pracy, zupełnie tego nie chcąc, stawali się ofiarami jej - złośliwości? zemsty? rozpaczy?
Na pewno ciekawe było by wyjaśnienie tego zjawiska, Dla siebie zauważyłam już dawno, że nadtoż ciekawe i trudne zawikłania psychologiczne najlepiej pozostawić specjalistom (albo jakimś innym mądrym ochotnikom). Nie przerabiać ich na własnej skórze.
Na takie stać mnie niestety proste wnioski.
Tak,było więcej koleżeństwa,wzajemnej pomocy,byliśmy bardziej solidarni.I chyba bardziej radośni,cieszyło nas dużo małych rzeczy.Takich Mariolek było i niestety jest jeszcze dużo.Stąd tyle przemocy wobec dzieci ,osób mniej sprawnych fizycznie.Zło napędza zło.
OdpowiedzUsuńTaką Mariolkę mieliśmy tam, gdzie mieszkałam wcześniej. Nie raz z sąsiadami szliśmy Jej na pomoc, a już następnego dnia szli jako szczęśliwe małżeństwo pod rączkę do kościoła. Dzisiaj już od kilku lat jest po rozwodzie. Mam nadzieję, że i ta dziewczyna z którą pracowałaś zrobiła porządek z draniem...
OdpowiedzUsuń(po 50)
(po 50)
i ja znam taką"Mariolkę" - nie wiem, czy mąż ją bije, ale np nie wpuszcza do domu jak na czas nie wróci z pracy (wiem, że wtedy nocowała u kogoś znajomego) nie rozumiem;/
OdpowiedzUsuńKażdy zna taką Mariolkę.I jest bezadny.
OdpowiedzUsuńMariolka pewnie go po prostu ślepo kochała... Może pochodziła z jakiejś biednej miejscowości, a ten - pożal się boże - Adonis umożliwił jej przeprowadzkę i życie w większym mieście? Może była zakompleksiona, a ten ją omotał i przejął całkowicie kontrolę nad jej życiem? Z opisu wynika, że to lepszy cwaniak był. Może... Może... Może... Jest cała masa takich ślepych Mariolek... Szkoda. Należy im tylko współczuć.
OdpowiedzUsuńO rany , takie życie to koszmar. Jestem szczęśliwa, że żyję w normalnym świecie i bez takiego kata . Mogę mieć marzenia, choć skromne i spać spokojnie . Klarko , wspaniała opowieść dla tych którzy uważają się za nieszczęśliwych - dziękuję i pozdrawiam .
OdpowiedzUsuń