Na hali produkcyjnej mężczyzn było niewielu, pracownicy fizyczni bez kwalifikacji mogli zarobić dużo
więcej w innych zakładach, w hucie czy na budowie.
Z majstrem i kierownikami
rozmawiałam bardzo rzadko i wyłącznie służbowo, nie wiem, jakimi byli ludźmi. Odnosili
się do nas arogancko, siedzieli w takim
przeszklonym pokoju nad produkcją i byli
źli, gdy upominałyśmy się o rękawice czy opatrunki. Często wolałam zawinąć
sobie rękę szmatą niż iść na górę po bandaż.
Nie lubiłam ich.
-
pani się spóźniła
-
przecież jestem, nie mogę stanąć przy taśmie bo w szatni nie ma czystej odzieży,
nie mam się w co przebrać, czekam na pralnię
-
nie obchodzi mnie to, masz po premii
Sam chodził w eleganckim
fartuchu, przyniesionym z pralni przez szatniarki. Nam zawsze brakowało
odzieży, te białe spodnie i bluzy były z kiepskiej bawełny i po kilku praniach w
wybielaczach rozłaziły się w rękach. Nie miałyśmy w szatni osobistych szafek,
odzież na zmianę leżała w koszach i kto przychodził wcześniej, wybierał sobie najlepszą.
Dziewczyny mieszkające w hotelu nie przychodziły w cywilnych ubraniach, po
pracy zrzucały brudną odzież, wkładały czystą i szły na hotel. Kiedyś spotkałam
jedną z nich na mieście i nie poznałam jej. Była śliczna, miała długi warkocz, kolorową
sukienkę i sandałki na obcasach. Roześmiałyśmy się bo zdumiona zawołałam – a gdzie
masz gumiaki i kufajkę?!
Było na produkcji kilku
chłopaków ale nawet nie pamiętam ich imion. Pracowali w chłodni albo przy
maszynach. Dziewczyny czasem z nimi żartowały. Pewnego dnia jeden z nich
powiedział do kolegi, wskazując na mnie – z tą to bym się przespał! Musiałbyś mnie
wcześniej zabić – odparłam bez zastanowienia i w tym samym momencie
zrozumiałam, że właśnie straciłam poczucie bezpieczeństwa. Do tamtego zdarzenia nigdy nie bałam się iść po drugiej zmianie do
przystanku odludną, ciemną ulicą.
Koleżanki uważały, że nie jestem odważna tylko głupia. Miały rację.
Mechanicy i wózkarze mieli więcej luzu niż my, czasem przychodzili flirtować z pracującą przy taśmie dziewczyną i bywało, że
wykorzystywałyśmy to, na przykład każąc się na chwilę zastąpić przy maszynie. Leciałyśmy
wtedy do toalety albo na papierosa. Za palenie na hali można było stracić
premię. Behapówka prześladowała nas dość dotkliwie, grzebała w pojemnikach
szukając ukrytych reklamówek i zaglądała za myjkę, gdzie chowałyśmy kubki z
kawą albo herbatą. Na hali nie można było mieć żadnych osobistych rzeczy.
Wszyscy byliśmy złodziejami.
cdn
Klarka,co będzie jak skończysz pisać o mleczarni????
OdpowiedzUsuńZnasz przypowieść o talentach? Pisz książkę.Nie marnuj talentu,choć tu się nie marnuje,ale chce się więcej i więcej.
Świetny pomysł. Koniecznie pisz tę książkę.
Usuńz książką jest tak - napisać może i mogłabym, ale ktoś musi zrobić redakcję i wydać, a potem sprzedać, a to kosztuje. Nie stać mnie na to. Dlatego piszę tutaj.
UsuńCo to by za mleczarnia na litość ludzką ???!!
OdpowiedzUsuńMój Ojciec był kierownikiem mleczarni ,
to z całego województwa przyjeżdżąli na pokaz jak ją prowadzić.
Zawsze gdzie nie pracował był wzorem.
Zawsze było czysto i zgodnie z przepisami BHP.
Jego nazwisko było znane , za co się nie wziął.
Nie bał się nikogo
i nikt mu nic nie zrobil.
A historie były różne.
Za komuny.
Dlatego cały czas twierdzę ,że wszystko zależy od ludzi.
Dyrektor był do d....y
Chyba się uzależniam. Od Twojego pisania. Myślę o mleczarni przed zaśnięciem. Dzień zaczęłam od stanięcia z Tobą Klarko na hali. Jestem złodziejką Twoich wspomnień.Wszyscy jesteśmy złodziejami ;) Psiara zw.
OdpowiedzUsuńKlarko, nie moge sie doczekac nastepnej czesci :)
OdpowiedzUsuńAja myślę, że tak było. Byłam w kilku podobnych zakładach w czasach PRL-u. Niektóre zwiedzaliśmy ze szkołą w innych odpracowywaliśmy obowiązkowe prace społeczne. I Ci ludzie właśnie tacy byli jak w Twoim Klarko opowiadaniu. Ale znali się na swojej robocie i szanowali ją.
OdpowiedzUsuńApel do Klarki
OdpowiedzUsuńPisz o czym chcesz i o czym czujesz, że chcesz pisać. Wtedy wychodzi to najlepiej... A ja i reszta i tak będziemy czytać z zapartym tchem i z myślą "o czym tym razem opowie nam Klarka?"Ale nie pogniewałabym się, gdybyś już zaczęła myśleć nad cyklem wspomnień. Bardzo lubię Cię czytać, przenoszę się razem z Tobą do tamtego świata. Pobudzasz wyobraźnię do działania, mózg zaczyna pracować, zastałe trybiki wprawiasz w ruch.
z publikowaniem wspomnień nie jest tak łatwo, wydanie pośmiertne nie bardzo mnie kręci. Ludzie chcieliby czytać o sobie same dobre rzeczy a ja mam w pamięci nie tylko miłe postaci i zdarzenia. Jeśli nawet ja nie będę przejmować się uwagami, może ucierpieć na tym rodzina.
UsuńTeraz pozostaje pytanie - którą drogą pójść?
Usuńza Ural czy do Australii?;)
UsuńChciałabym zauważyć, że ludzie chcieliby czytać same dobre rzeczy nie tylko o sobie, ale ogólnie. Te wpisy przyprawiają mnie o dreszcze. Nie chcę ich, to przerażające, nie chcę żeby tak było, nie chcę żeby to była prawda. Ludziom, a już mi na pewno, brakuje pozytywnego przekazu. Tak czuję.
UsuńZosiu, przecież wiesz, że te doświadczenia nie pozbawiły mnie wiary w człowieka, nie zamknęłam się na świat, nie stałam się przez nie gorsza. Przeciwnie - uwierzyłam, że choć świata nie zmienię, mogę pokazać, że można żyć godnie i szczęśliwie, wychować dziecko na porządnego człowieka i realizować pasję. Nie chciałabym przerywać pisania w tym momencie. Będzie dobrze na końcu. Teraz będzie jeszcze pod górę, tak ze trzy części.
UsuńTwoje pisanie przypomniało mi moja "ucieczkę "ze wsi.Pracowałam w zakładzie przetwórstwa owoców i warzyw.Warunki pracy takie same jak opisujesz tylko asortyment inny,ale ,jak to się mówi spożywka.Było albo za zimno albo za gorąco,mokro,śmierdziało siarką,której związku używano i używa do konserwacji pulpy,przecierów.Brudno nie było lecz i urządzenia i przepisy BHP były inne.Wolałam tamte przetwory,różne dżemy,przeciery soki,przetwory w słoikach i puszkach,były o niebo smaczniejsze i bardziej naturalne.Też pracowało dużo kobiet .na winiarni przeważali mężczyżni ale tam nie pracowałam.Po swoich przodkach a przede wszystkim tacie jestem prawdziwą rolniczką ,kocham ziemię,wieś i na moje szczęście po roku pracy i bycia "miastową"wróciłam do swojej wsi .Mimo harówy byłam szczęśliwa bo robiłam i robię to co lubię .
OdpowiedzUsuńJa pierdzielę. Czyli można powiedzieć, że wyzysk kapitalistyczny pełną gębą. Aż dech zapiera.
OdpowiedzUsuńPamiętam jeden taki przypadek, kiedy dorabiałam sobie pracując na stacji benzynowej. Za kontuarem schowałam sobie kubek z kawą. Stałam kilka godzin przy kasie, bo nie było gdzie usiąść, a poza tym cały czas była kolejka i przyjmowałam płatności za benzynę. Zaschło mi w ustach i odruchowo zrobiłam łyk (jeden łyk) kawy. Po 10 sekundach przybiegł kierownik ze swojej kanciapy, gdzie grał na kompie w pasjansa, bo nic innego matoł nie potrafił i opierniczył mnie przy ludziach, że brak mi kultury, bo kawkę sobie popijam przy klientach i kazał mi natychmiast odnieść kubek do kuchenki. A mnie naprawdę w ustach zaschło, bo nie było czasu na wyjście choćby do toalety.
na halach produkcyjnych nic się nie zmieniło od Twoich czasów Klarko. Dalej pracownik produkcyjnych dla kierownictwa to dno,patologia,złodzieje i urwy... Nie szanują ludzi,myślą że są Panami ich losu. Jedynie co w sumie jest innego-własna szafka. A to i tak tylko dla pracowników stałych. Pracownik z agencji,musi nosić ciuchy do domu,albo modlić się żeby mu nie ukradli,jak je gdzieś schowa.
OdpowiedzUsuńIwona
najgorsze, że tak było w wielu miejscach pracy... a jeszcze gorsze, że chyba nadal jest...może nieco inaczej... ale jednak....
OdpowiedzUsuńKlarko, wczoraj pod wpływem Twoich wpisów wspominałam - opowiadałam córce i znajomym przy kolacyjnym grillu , jak wyglądała moja pierwsza praca etatowa. No taka prawdziwa za pensję .
OdpowiedzUsuńBardzo możliwe, że popełnię na ten temat notkę. Ale to już w wolniejszym czasie, jak przejdzie tsunami remontu dachowego :)
Aaaa, piszesz bardzo ogólnie te wspomnienia, to myślę, że nikt nie powinien poczuć się urażony, nawet, jeśli gdzieś tam doszuka się ,że też w tym miejscu pracował.
Kiedyś kochałam moją pracę, teraz choć to ta sama praca, bywa, że myślę o niej "nienawidzę cię", ale to nie praca jest winna, to ludzie, którzy kreują tam atmosferę.........takich szuj nie znałam przez całe życie zawodowe, jak teraz w przeciągu 3 lat.
OdpowiedzUsuńA ja przestaję czytać komentarze bo mi się niebieska krew w żyłach pieni: niemożliwe, że tak było. A sto lat temu, a w średniowieczu i tak wstecz dla danego pokolenia to była rzeczywistość jedyna, pokolenie to nie tęskniło do Internetu i innych udogodnień. Przeżyło i geny przekazało. Z tą szlachetną krwią trochę gorzej, dalej trzeba pracować na siebie.
OdpowiedzUsuńTo nie czytaj,przymusu nie ma. Sama chyba nie wiesz,co chciałaś powiedzieć,nic z tego komentarza nie wynika,brzmi jak humor z zeszytów szkolnych:)
Usuńpozdrawiam Klarko,
Iza
Ja tak troszkę na marginesie. Znam z autopsji Mleczarnie od wewnątrz, gdyż w latach 90 mieliśmy sklep i wyroby mleczarskie odbieraliśmy na miejscu w mleczarni. Do dziś pamiętam wszechobecny smród skiśniętego mleka oraz widok chromowanych i niklowanych czystych naczyń, pojemników jak i wiecznie mokrą kafelkowa posadzkę. Aby tam wytrwać trzeba mieć jaja /niezależnie od płci/ i nie ogłuchnąć do szczęku ładowanych butelek z mlekiem itp. /biały kapsel - zwykłe mleko, złoty - pełnotłuste, maslanka - fioletowy, kefir - kapsel zielony z paskiem, śmietana - złoty kapsel..........chyba jeszcze dobrze pamiętam/.
OdpowiedzUsuńŻywię najwyższy szacunek dla ludzi ciężko pracujących fizycznie na swój chleb gdyż przez część swojego życia byłem w ich szeregach. Do dziś jednym z moich najlepszych przyjaciół jest palacz kotłowy spod Prudnika i jak spotykamy się z okazji kolejnego spotkania opłatkowego to nie możemy się nagadać.
Jestem zbudowany ilością blogerów i komentujących którzy przyznają się do codziennej harówki na swój powszechny kawałek chlebka.
Pozdrawiam i uchylam kapelusza !
Piotrze,dużo znaczą dla mnie twoje słowa.Dlatego,że ja stoję na początku tej drogi mlecznej.Praca niełatwa i niewdzięczna.Tyle,że szef mnie nie poniża.Sama się poniżam myśleniem,że społecznie chłop to coś gorszego;)Pozdrawiam
UsuńLepszy chłop niż dziki człowiek z miasta. :)
UsuńWidzę że taśma ma przestój, czekam niecierpliwie na produkcję :)
OdpowiedzUsuńPS. Dobrze, że tu piszesz a nie książkę, bo mnie nie stać na luksusy...
Pozdrawiam serdecznie i łikendowo!
Greta
Mnie się fantastycznie podoba pisanie Klarki. Widzę swoją pierwszą pracę w drukarni... Ktoś też może pracował? Na introligatorni mieliśmy całe ręce pocięte kartkami i poklejone klejem, babrało się to potem strasznie, plastry przeszkadzały w układaniu. Ech, fajnie było. Pasowało mi tamto zmęczenie, jedynie fizyczne.
OdpowiedzUsuńKlarko, twoje wspomnienia są dla nas bezcenne, jednocześnie takie inne od naszych i takie podobne do naszych, nie wiem, jak to lepiej ująć. Jeśli możesz, pisz. Powymieniaj Kazików na Jacków, może nikt się nie zorientuje. Zresztą przecież do tej pory nie wymieniałaś nikogo. Możemy przyjąć że to twoja nieograniczona fantazja :-)
Mnie się podoba właśnie tak jak piszesz, to nic że pod górkę, to przecież zawsze tak wygląda. Potem jest lepiej, potem znowu pod górkę, jak to w życiu.
Plisss, nie przestawaj :-)
O, kartki potrafią pociąć - i to głęboko! Coś o tym wiem, bo różne rzeczy w drukarni zdarzało mi się robić. :)
UsuńTo tak jak mnie właśnie :-) jak był koniec roku to rzucali nas po wszystkich działach żeby był lepszy przerób. A i tak miło wspominam :-)
OdpowiedzUsuń