Ludzie
Z
powodu trudnych warunków rotacja
zatrudnienia była ogromna i w gazetach ciągle wisiały ogłoszenia zachęcające do
pracy w mleczarni. Pracownikom zamiejscowym zapewniano zakwaterowanie w hotelu
pracowniczym lub na prywatnych kwaterach i głównie to przyciągało dziewczyny, chcące
wyrwać się z rodzinnych miejscowości.
Były
młode, zdeterminowane, nie chciały siedzieć na wsi w domu i często nie miały tam po co wracać. Dla
nich praca w mieście była społecznym awansem. Pochodziły z małych, biednych
wsi, miały wykształcenie takie, jakie dawała zawodowa szkoła położona najbliżej
ich miejscowości, były więc dziewiarki, kaletniczki, rolniczki i kucharki. Jedna
z dziewczyn miała tytuł mechanizatora rolnictwa i umiała zepsuć i naprawić
każdą maszynę a jeździła na widłowych wózkach jak rajdowiec.
Mężczyźni
przychodzili z nakazem z urzędu pracy. Po dwóch tygodniach zwalniali się albo
zostali wyrzucani dyscyplinarnie. Taki Romek był. Pijak nietrzeźwiejący. Przychodził
do roboty pijany, pił litrami kefir i rzucało go konwiami po chłodni aż do
przerwy. Był agresywny. Raz Romek zasnął na palecie. Wózkarz wywiózł go wraz z
tą paletą za bramę i zostawił na chodniku. Odbyło się to na oczach całego
zakładu. Na drugi dzień Romek zaczepił mnie w autobusie pytając – ty,
Matczysko, co ja wczoraj nawywijałem?
Przezywali
mnie Matczysko, bo raz czy dwa mąż jadąc na swoją zmianę (pracował w hucie)
przywiózł mi na kilka godzin do pracy dziecko. Syn grzecznie stał, czekając na
mnie na przełączce nad halą, a z dołu dziewczyny machały do niego mówiąc, że
matczysko zaraz się nim zajmie. Rzeczywiście zastąpiły mnie abym mogła
wcześniej wyjść. Przez ten czas, gdy czekał, biegały do niego, nosząc mu
jogurty i serki.
Kilka
dni później jeden z pracowników przyniósł szczeniaka komuś, kto obiecał dać za
niego butelkę wódki, niestety, ten ktoś się rozmyślił. Właściciel bez
zastanowienia chciał tego szczeniaka ukatrupić, wtedy dziewczyna, z którą
stałam przy taśmie rzuciła mu dwadzieścia tysięcy, wzięła szczeniaczka i
zaniosła do szatni a po pracy oznajmiła, że jedzie wraz ze mną do Łukasza,
mojego syna, bo ma dla niego prezent. W
taki sposób trafił do nas Bobas, najlepszy i najmądrzejszy pies na świecie. Karmiony
twarogiem wyrósł wielki jak smok. Umiał sobie otwierać jogurty i serki. Był w naszej rodzinie kilkanaście lat.
cdn.
nie odezwę się... tylko czytam jednym tchem - i wspominam własną harówkę z młodych lat...
OdpowiedzUsuńDawaj, dawaj! Wreszcie jest co czytać! :)
OdpowiedzUsuńPiękny opis i z talentem opisany! Muszę sobie wydrukować i zapytać siostry jak teraz jest, z tym że u nich nie wolno nic mówić, ale może się nie będzie obawiała? Z tego co przebąkuje to jest inaczej, ale czubek palca straciła na linii.
Tak, tak! Pisz, publikuj kolejne części!
UsuńCzytam z zapartym tchem:) Taka posucha była w necie, a tu proszę bardzo, Klarka ratuje sytuację:))))
Z tym psem pięknie wyszło.
Przytulam dzielną i mądrą Klarkę!
Ja też chcę więcej :)
UsuńDawno Cię Kochana nie czytałam:) Jak zwykle ciekawie jest:)
OdpowiedzUsuńBuziaki:)
O, kolejne, fajne opowieści się zaczęły.Korek115
OdpowiedzUsuńEch, wspomnienia... Wtedy wszystko wydawało się normalne, trzeba było, to się robiło. Byłam dumna, że jestem silniejsza od innych i wybierają mnie na świąteczne, lepiej płatne zmiany.. A teraz walczę ze zrujnowanym kręgosłupem. Czy żałuję? Raczej nie, po prostu takie czasy to były
OdpowiedzUsuńGraźyna
Super, dalej nie zmieniłaś stylu, fajnie się czyta :)
OdpowiedzUsuńWiesz Klarko, dobrze, że o tym wszystkim piszesz. Bo wiele osób już zapomniało jak wyglądała wtedy praca i owo pełne zatrudnienie. Do dziś pamiętam jaki szok przeżyłam trafiając do zakładu produkcyjnego na montaż podzespołów radiowych. Oczywiście miałam o tysiąc razy lepiej niż Ty - biały fartuszek, ergonomiczny fotel, czysto, dość długie przyuczenie do pracy. Ale i tak byłam zszokowana dogłębnie.Na szczęście szybko przeszłam do "Biura Badawczo-Rozwojowego". I faceci byli na szczęście w większości kulturalni, nawet ci na taśmie.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
W podstawówce byliśmy ,nawet nie wiem jak to nazwać,bo przecież nie zwiedzać,a może i zwiedzać :),mleczarnie. Jedyne co zapamiętałam z tej "wycieczki" to niesamowity odór jaki tam był. I te wielgachne maszyny.
OdpowiedzUsuńwchłonięte na jednym oddechu... więcej!!!
OdpowiedzUsuńa nawet bezdechu:)
UsuńKlarka,uwielbiam cię:*
Z mojej wsi też dziewczyny wyjeżdżały,ale na studia,a nie do mleczarni.
OdpowiedzUsuńPrzyznam,że nie miałam pojęcia o takiej pracy.Ciekawe to,co piszesz.
Jola
Czytam tez z zapartym tchem i coraz jasniej widze, jaki luksusowy start mi los dal, bo jedyna fizyczna praca jaka w zyciu wykonywalam bylo sprzatanie sali gimnastycznej 2 razy w tygodniu od 7 do 8, zeby miec na kieszonkowe. To bylo w 3 licealnej. Potem juz dawalam tylko korki z matematyki, a po 1 roku studiow zaczelam jezdzic jako pilot i tlumacz, wiec moja praca "fizyczna" ograniczyla sie do mielenia jezykiem i chodzenia na zwiedzania :) … Chyba sie w czepku urodzilam:)
OdpowiedzUsuńnareszcie odrobiną optymizmu powiało...
OdpowiedzUsuńczekam niecierpliwie na kolejne części
Nie zdawałam sobie sprawy,że takie dobre mleczko było okupie ciężką harówką .
OdpowiedzUsuńWanda z W.
A ludzie nic się nie zmienili,
OdpowiedzUsuńjak pili tak piją...
wspaniale się Ciebie czyta... nie komentuję bo w rzece komentarzy, którą tu masz, jeden mniej czy więcej nie ma znaczenia a inni zawsze powiedzą to, co i ja chcę powiedzieć... ale czytam zawsze a ostatnie posty z zapartym tchem ... :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :*
Nie odbiegamy od normy jeżeli napiszę, że i my lubimy podglądać czyjeś życie przez dziurkę od klucza a jeżeli przedstawia je osoba nam osobiście znana i pięknie pisząca to bezkresu naszego szczęścia nie ma końca.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy Matczysko !
A będzie jakiś odcinek tylko o plusach tej pracy?
OdpowiedzUsuńludzie podejmują pracę aby móc spłacić kredyt, kupić żywność, mieć ubezpieczenie zdrowotne, to są plusy pracy.
UsuńTrochę ukryte ale jakże ważne! Przy podejmowaniu pracy i w niej wytrwaniu.
Usuń:)
Patrz jak to jest. Żyje się głodno i aby żyć godnie bierze się kredyt, który się godnie spłaca żyjąc znów głodno...
UsuńPlusem w tamtych latach była więź wśród załogi. Były i owszem też czarne owce, ale były to wyjątki.
OdpowiedzUsuńW ostatnich latach pogubiła się gdzieś ta życzliwość i chęć pomocy słabszej koleżance.
Ciekawe,czy ktoś w tej pracy do emerytury dotrwał.Wtedy bardzo często ludzie całe życie pracowali w jednej pracy,moi rodzice np.,tyle,że umysłowo:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
dzisiejsze BHP albo zwiazki zawodowe zeszlyby na zawal...
OdpowiedzUsuńDzielna Klarka! Moze dzieki temu (ciezkiemu) docenia teraz wszelkie ulatwienia i dostrzega uroki, uroczki i smaczki;)
chyle
tezMonika
Ktoś jeszcze kilka dni temu nieznany staje mi się bliski. Przypomina świat, który znam. Pokazuje ten, którego wcale nie znałam. Bardzo Cię Klarko szanuję i podziwiam za tę taśmę od mleka, za Matczysko i za Bobasa. A jednak też psiara :) Psiara zw.
OdpowiedzUsuńAch, wyobrażam sobie minę Ukasza po otrzymaniu szczeniaczka :)
OdpowiedzUsuńA "matczysko" brzydkie slowo, choć w słowniku języka polskiego jest napisane że to z czułością....
fidelia
Słowo " matczysko" wyraża czułość szczególnie u ustach syna już również dojrzałego. Tak matkę nazywał bodajże Kieślowski... Mnie się podoba taka wersja ale nie do młodej matki, nie od otoczenia bo wtedy przybiera właśnie pejoratywne znaczenie...
Usuńdelifia