Myślę, że niektórzy pamiętają sprawę Pchełki bo już tu gościła. (klik)
Z Pchełki zrobiła się już całkiem dorosła Pchła, bo przecież jest już u nas ponad rok. Malutka jest wysterylizowana. Kochana bardzo, piękna, niezbyt duża. Psotna za to okrutnie. Jeszcze nie miałam tak żywego i pełnego niesamowitych pomysłów kota a wychowałam już ich przecież kilka. Pięknie się bawi kocimi zabawkami, których ci u nas dostatek, bo zamawiając przez internet większą ilość karmy zawsze otrzymuję w postaci gratisów właśnie takie drobiazgi. Niestety, kociczka jest nieznośna jeśli chodzi o ludzkie jedzenie. Jest wszystkożerna, więc kradnie na potęgę. Trzeba bardzo uważać, żeby nie zostawić niczego, nawet na chwilę, na stole w kuchni, bo zaraz się do tego dobierze. Tyle o Pchełce.
Teraz inna, bardzo dla nas miła sprawa. Pisałam kiedyś o bardzo kulejącym na przednią łapkę, bezdomnym kocie, który mieszkając w niedokończonym, niezamieszkałym domu prawie trzy lata przychodził na dokarmianie. Kocina strasznie chuda, prawdziwy szkieletor. Dawał się pogłaskać, nawet krople do oczu pozwalał sobie zapuszczać ale po jedzenu natychmiast wracał do siebie. W tym roku na wiosnę dom zburzono i zaczęto budować nowy, więc kot przeniósł się na inna opuszczoną posesję i zaczęliśmy się bardzo o niego martwić, jak sobie poradzi zimą, bo na nowym miejscu jest tylko sterta cegieł i jakaś mała komórka. Nie bardzo widać jaka. Zasłaniają ją krzaki.
Na początku czerwca, po dwudniowej nieobecności, kotek przyszedł w strasznym stanie. Rana na główce, ropień przy pyszczku. Ale najgorsza była tylna łapka. Musiał ją gdześ wsadzić i gwałtownie wyrwać, bo skórę miał zdartą dookoła na długości kilku centymetrów do żywego mięsa. Kota do kontenera i jazda do bardzo przyjaznej kotom lecznicy. Stan był poważny i na kilka dni tam go zatrzymano. Co dzień zastrzyki z antybiotyku i zmiana opatrunku. Przez te kilka dni sprowadziliśmy olbrzymią klatkę i zabezpieczyliśmy przed deszczem. Kiedy zastrzyki się skończyły przenieśliśmy go do tej klatki i jeździliśmy tylko na opatrunki co drugi dzień. Do domu nie można go było wziąć , bo kot półdziki, mieszkają z nami w dodatku dwa nie wychodzące koty a nasz gość panicznie boi się innych kotów. Wypuścić go też nie można było. Stan łapy i opatrunek nie pozwalał na to. W klatce kot przesiedział ponad trzy tygodnie. Niesamowite, od razu nauczył się korzystania z kuwety ze żwirkiem i ani razu nie zdjął opatrunku. Kiedy łapka się wygoiła, kotek został wykastrowany i wypuszczony na wolność. Przez kila tygodni przychodził jeść tak jak przed wypadkiem, tyle że częściej i regularnie,j a potem odchodził w siną dal. Aż tu któregoś dnia, po obfitym śniadaniu odszedł i po dziesięciu minutach wrócił. Doszedł widocznie do wniosku, że już nie chce być dłużej bezdomnym kotem. Było ciepło, więc całymi dniami sypiał w ogródku a my całe dnie byliśmy niedaleko. Na noc był zamykany w klatce, bo baliśmy się, że zaatakuje go duży pies, spuszczany na noc i mający w zwyczaju przeskakiwać przez płot do naszego ogrodu. No a silnie utykający kotek mógł by ucierpieć na takim spotkaniu. Zresztą on sam nauczył się na kolację wskakiwać do klatki. Z samego rana wychodził znowu na cały dzień. Nastały jednak bardzo chłodne noce i spróbowaliśmy zabrać go na noc do domu. Kot został wniesiony do pokoju i zamknięty przed domowymi. Przespał spokojnie noc. Na drugi dzień wybiegł na kilka godzin, wrócił, został wniesiony do tego samego pomieszczenia na śniadanie. Kiedy po kilkunastu minutach zajrzeliśmy do niego, kot spokojnie spał na tapczanie. Znów przespał kilka godzin. I tak jest od kilku dni. W nocy śpi w domu a w dzień jeśli chce, też. Karmimy go tylko w domu.
Tak więc zimowy problem mamy z głowy. Udało się nam go udomowić.
Dodam jeszcze, że ze szkieletora zrobił się całkiem potężny, dobrze odżywiony kot. Ma ok. czterech lat, jest niesamowicie łagodny i chyba kiedyś nie był bezdomny.
tak wyglądałem kiedyś |
a tak wyglądam teraz |
Krystyna dosłała dziś zdjęcia tego szczęściarza.
Uwielbiam takie historie i takich ludzi uwielbiam!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
babz
<3 i takie historie lubię czytać :)
OdpowiedzUsuńŚwietna wiadomość. Uśmiech sam wchodzi na twarz.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :) :) :) :)
Cudne zakończenie aż się wzruszyłam....
OdpowiedzUsuńNo to poprosimy zdjęcionko szczęściarza.
OdpowiedzUsuńUdało mu się, że trafił na Was.
Inna sprawa- co można osiągnąć cierpliwością i miłością do zwierzęcia ?
Zdjencionka będą za kilka dni jak tylko będę mieć trochę luzu.
UsuńDziękuję.
UsuńJuż dosyć miał zapewne poniewierki i postanowił osiąść na stałe w bezpiecznym i spokojnym miejscu.
Serce rośnie!
OdpowiedzUsuńTam na górze jest taka tablica którą prowadzi mój imiennik i na pewno przy Tobie już jest wiele kreseczek.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nigdy sie nie spotkamy bo mnie kreseczki stawia ten na dole.
Pozdrawiam
Chyba przekonam sie do kotow.../smiech/!
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judyta
Mądre koty, wiedzą kogo wybrać:) Bardzo podziwiam Twoje ogromne serce dla kotów:)
OdpowiedzUsuńSzczęściarz z kociaka, że trafił na dobrych ludzi, którzy chcieli o niego zadbać :-)
OdpowiedzUsuńOby już teraz wiódł spokojny żywot kanapowca :-)
Ma rację Opolski, wszystko tam na górze policzone :-) Dobro wraca do nas w innej postaci, do was wróci na pewno. Piękna historia.
OdpowiedzUsuń:))) uwielbiam takie historie :)))) wszyscy wiom, że to koty wybierają właściciela :))))
OdpowiedzUsuńZawsze jak czytam takie historie to dusza śpiewa mi i tańczy, że tacy dobrzy ludzie są na tym świecie i na pewno ta dobroć będzie odwzajemniona :)
OdpowiedzUsuńLubimy takie historie,serce rośnie że są tacy wspaniali Ludzie.Że dobro wraca.Ale dobro ma być jak kręgi na wodzie,jak domino....Może ktoś,po tym wpisie Klarkowym,pochyli się nad chorym kotem,psem....
OdpowiedzUsuńHistoria wery budujaca;)
OdpowiedzUsuńCzy Szkieletor ma juz nowe imie? Bo Szkieletor juz nie pasuje;) moze Lagodek?
Jesli umie korzystac z kuwety to chyba ktos go kiedys nauczyl... a potem zaczal przeszkadzac?
tez Monika
Nie daliśmy mu na imię Szkieletor. To tylko określenie jego byłego wglądu. Mąż go nazwał Obowiązek, wtedy kiedy obowiązkowo wyglądaliśmy kilka razy dziennie czy przyszedł na karmienie i tak zostało. Pod tym imieniem został nawet zarejestrowany u weteryniarza ( nie poprawiać)
UsuńWiem jak to jest.Murcia dwie zimy mieszkała pod wiatą w zrobionej cieplutkiej budce.Była bardzo dzika.Teraz przeważnie przebywa w domu(ma ulubiony fotel).Natomiast Mruczuś wychowany w domu,owszem w dzień śpi w domu ale po kolacji domaga się na dwór i gdzieś sobie nocuje. Serdeczne pozdrowionka i głaski dla koteczków....
OdpowiedzUsuńPiękna historia :) Zawsze mnie zastanawiało powiedzenie, że to koty odnajdują ludzi, a teraz, od trzech tygodni wiem że to prawda :D Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTo kolejny dowód, że koty wiedzą same, co dla nich najlepsze i zgodnie z tą wiedzą postępują. A ludzie mają im tylko pomóc.
OdpowiedzUsuńU mnie takim przykładem jest Pan Czesio, który jako zupełny maluszek postanowił się do nas wprowadzić i się wprowadził.
Chętnie obejrzę zdjęcie pana Obowiązka (Obowiązku?).
Napewno nie był bezdomny od małego, bo taki kot nie dałby się do siebie zbliżyć a już napewno zakropić coś do oczu, nawet zwykłe głaskanie odpada bo nie są tego nauczone. pisze to z własnego doświadczenia. do nas zaczeła przychodzić strasznie chyda kotka i wyjadała psu z miski jedzienie, a miska na dworzu bo pies podwórkowy. okazało się że ma dwójke młodych z którymi po jakiś dwóch tygodniach się pojawiła po tym jak zaczeliśmy jej wystawiać osobną miseczke z jedzeniem. była strasznie nie ufna i właściwie choć po paru latach się przyzwyczaiła że u nas jest jej dom, plus dwójka jej kociąt która teraz jest całkiem dorosła i też u nas została to nie dadzą się pogłaskać, a złapanie w celu podwiązania jajników to był nie lada wyczyn. mimo tego że wiedzą że krzywdy im nie zrobimy i chodzą za każdym domownikiem bo a nuż dostaną coś lepszego do jedzenia niż to co na codzień, to o głaskaniu nie ma mowy, czy choćby o tym żeby ocierały sie o nogi tak jak to robią udomowione koty. były od małego dzikie i już takie raczej pozostaną. dlatego sądze że kota z wpisu ktoś po porstu bardzo skrzywdził i tylko cieszyć się można że są ludzie o tak dużym sercu
OdpowiedzUsuńCzapki z głów . Coś wspaniałego .-;))))
OdpowiedzUsuńSzacunek dla ludzi o dobrych sercach!
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam z całego serca za troskę i miłość do zwierząt.Szacun dla Was
OdpowiedzUsuńPodziwiam, nie wiem co więcej napisać. Szacunek i podziw :-)
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńTak jest. Ja od dawna roztłumaczam Memu, że jeśli kiedyś jakiś zwierz nas wybierze na opiekunów to nie ma przeproś i nie może inaczej być. Bo to palec Boży:)
I "niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba".
Może właśnie przez te moje wywody o Przeznaczeniu Mareczek bez oporu zaakceptował fakt, że lada dzień pojawi się u nas kolejna gęba do nakarmienia i następne stworzenie do opieki. Mniej więcej za tydzień przywozimy ciocinego pieska. Zamieszka z nami, będzie nasz:) Właściwie już od dawna myślimy o nim jak o swoim:) Lada dzień będzie już z nami:)
dziś się duuużo naczytałam o złych ludziach. dzięki, ze na dobranoc mogę poczytać o tych najlepszych.
OdpowiedzUsuńSą dobrzy ludzie na tym świecie :)
OdpowiedzUsuńBiedne, nieszczęśliwe zwierzę, które znalazło szczęśliwy dom i kochającą rodzinę... ech, łezka poleciała :)
OdpowiedzUsuńNie ma dnia, żebym nie myślała o 'moim' rudym kocurku, którego przygarnęłam na kilka dni, i którego oddałam znajomej. Nie mogłam go zatrzymać, ale codziennie zastanawiam się - a co, jeśli on mnie wybrał...? Wierzę, że jest u Sylwii szczęśliwy i jest mu dobrze, ale... tęsknię, po prostu tęsknię za tym rudym zbójcą, który tak słodko spał na parapecie...
Czyżby Kasia-Psiara stała się również Kasią-Kociarą? :)
Jeśli jest jakaś rasa kota, która nie uczula, gdy kot jest już dorosły, może kiedyś jakiś kot będzie mnie miał... :)
Pozdrowienia!
Dopiero teraz dotarło do mnie,że nigdy nie przyniosłam kota do domu,bo chciałam kotka.Wszystkie są z przypadku,wypadku,podrzucane albo ich dzieci.Psy mam 3.Dwa z nich przytargały do domu dzieci,bo znalazły porzucone.To tak oczywiste,że nigdy o tym nie myślałam. Cieszę się,że synowie nie przejdą obojętnie koło takiej biedy.
OdpowiedzUsuńKrysiu,ogromny szacun.Kot wygląda wspaniale.Prawda,że widać po nim,mimo wszystko,steranie życiem?
UsuńNie umiem ocenić czy widać po nim dawne biedy, bo dawniej a teraz to ogromna różnica. Kuleje bardzo chodząc. Biega przeważnie na trzech łapkach chociaż czasem podpiera się tą chorą i widać, że dłuższe chodzenie trochę go męczy. Jednak na drzewka czasem włazi. Co prawda niewysoko ale zawsze...Jest bardzo płochliwy, boi się kotów i ma paniczny lęk gdy przed podjeżdżającą śmieciarą. Wygląda bardzo ładnie. Za gruby nie jest ale taki mięciutki i nawet dość ciężki. Po za tym łagodny, pieszczoch, szybko się przywyczja do dobrego i szybko uczy nowych zachowań.
UsuńJeszcze raz powtórzę, jesteście dobrymi ludźmi i miło poczytać że bezinteresowna dobroć ma wciąż miejsce. Chociaż nie wiem, czy bezinteresowna, wszak za to możecie go głaskać.. :-D
OdpowiedzUsuńMój kot miał być czarny, mieć zielone oczy i biały krawatek i skarpetki. Kiedy pojechałam do znajomej, której kotka miała czworo kociąt, trzy czarne i jednego rudego, to ten rudy od razu władował mi się na kolana i już został. I jak tu nie mówić, że to kot wybiera człowieka.... Teraz jest statecznym, dorosłym kotem, na kolana już się nie ładuje, ale zawsze jest blisko, bliziutko. Już ponad 8 lat...
OdpowiedzUsuńIiiiiii......jest o kotach;) NIeco dziwnie (bo nigdy nie dywagowałam w tym temacie kocim) ale może uda sie przyjaźń. Z kotem;)
OdpowiedzUsuńIza R
Bardzo wzruszona dla cudownego człowieka P. Krysi, najcieplejsze uczucia przesyłam i życzenia wszystkiego dobrego.
OdpowiedzUsuń