las na Brzance |
Dom stał na skraju lasu,
prowadziła do niego wąska ścieżka biegnąca nad wąwozem, którym
jeździły furmanki. Chodzić się nim przeważnie nie dało bo był
błotnisty i mokry. W czerwcu i lipcu, gdy na jego brzegach
dojrzewały poziomki, można było desperacko próbować się
do nich dostać. Nie zawsze dawało się przejść tą gliniastą
ścieżką nad wąwozem bo często była rozdeptana i można było
umazać się błotem po kostki, często lepiej było zagłębić się
w las i iść do domu „paryjami” gdzie śnieg leżał często do
kwietnia.
Droga od przystanku do
domu nie była zbyt długa, po drodze nie było ani jednego domu, szło się w zależności od pory roku
najdłużej pół godziny. Chyba, że się szło z chłopakiem,
który odprowadzał to można było iść od wieczora aż do
świtu. Las zaczynał się tuż za przystankiem i nie były to jakieś
zarośla czy krzaki – to były potężne jodły i świerki, a wśród
nich rosły buki. Brzozy to sobie rosły nad wąwozem, teraz dopiero
zrobił się tam, gdzie prowadziła ścieżka, całkiem spory lasek
brzozowy. Pewnie jesienią rośnie w nim pełno czerwonych kozaków.
Las był więc dla mnie
tak trwałym elementem krajobrazu jak teraz ślepa ściana domu
sąsiada. Z okna domu rodziców widać było popielate pnie jodeł wśród
mocnej zieleni gałęzi a pomiędzy nimi jesienią purpurę buków.
Rankiem słychać było świergot ptaków – lubiłam wiosenne
kukanie kukułki, czasem krzyczał jakiś drapieżnik, nocą
pohukiwały sowy.
Nie zwracałam na las
szczególnej uwagi bo był dla mnie najzwyczajniejszy na
świecie, wiedziałam, gdzie można śmiało wejść a gdzie nie
wolno bo można wpaść do bagna, znałam wszystkie skróty i
ścieżki i znałam miejsca, gdzie rosną borówki. Maliny,
poziomki i jeżyny nie rosły w lesie tylko pod lasem lub na
miedzach. Poprawiam – czernice i jagody – tak się mówiło
na jeżyny i poziomki.
Nie bałam się zwierząt
bo to one bały się ludzi i często trzeba było straszyć lisy czy
jastrzębie polujące na kury. Kury nie miały żadnej zagrody, nawet
najmarniejszego płotka, łaziły sobie po trawie i po lesie i
czasem zdarzało się, że kwoka wyprowadziła z lasu stadko kurcząt
bo tam sobie uwiła gniazdo i wysiedziała małe. Nie dziwcie się,
nie ma nic gorszego jak bojowa kwoka, nawet lisy to wiedziały.
Dlaczego więc czasem
bałam się lasu? Nie wiem do dziś, ale mam w pamięci niesamowity,
narastający z każdą chwilą lęk, który mnie doprowadzał
do histerii. Zdarzało się, że wracałam do domu późnym
wieczorem, gdy było już ciemno. Tak miałam zajęcia. Ostatni
autobus przyjeżdżał po dwudziestej pierwszej i tylko latem było o
tej porze widno, jesienią czy zimą to była ciemna noc. Jeśli był
śnieg to nie było tak źle, ale bez śniegu nie było widać nic.
Rzadko miałam z sobą latarkę a jak miałam, to z wyczerpaną
baterią.
Bałam się, gdy wiał
wiatr. Bałam się szumu lasu. Ten szum wydawał mi się czymś
absolutnie nierzeczywistym, początkiem czegoś strasznego a
strasznego tym bardziej, że nieznanego. To coś z tym szumem lasu
prawie się materializowało, było czarne, potężne i niszczące i
nie było od tego ratunku. Szłam z przystanku coraz szybciej, koło
figurki zaczynałam się modlić, las szumiał coraz potężniej i
coraz większy był mój strach. Do domu dobiegałam ze
ściśniętym gardłem i tam dopiero długo płakałam, nie umiejąc
powiedzieć ani sobie, ani nikomu, co się stało.
A może ktoś Ciebie nastraszył
OdpowiedzUsuńjak byłaś mała jakąś bajką ? Opowieścią ?
Ja też tak miałam...
diabłem mnie straszyli, do dziś się boję diabła
UsuńMój sąsiad opowiadał, że do swojego rodzinnego domu, który również był w lesie, wracał ze szkoły z kamieniem w ręce, bo się bał.
OdpowiedzUsuńAle powiem Ci, że i tak zazdroszczę takiego położenia domu. Do dziś marzę o małym domku w głuszy, na takim zadupiu, żeby do przystanku PKS dwa tygodnie wołami jechać. Wynika to chyba z tego, że wychowałam się w mieście, w blokowisku. Pomimo, że mieszkałam na "zielonym" osiedlu, gdzie było wiele drzew i krzewów, a zaraz obok był duży park, to i tak gdzie się nie obróciłam stał kolejny blok. Mój dziadek zawsze mówił, że zwierzęta krzywdy nie zrobią, chyba, że je sprowokujemy. Duchy, których strasznie się bałam jako dziecko, też nic nie zrobią, bać się należy żywych, którzy mogą zrobić krzywdę. A jak wiadomo tych żywych w blokowisku jak mrówkÓW.
Pominąwszy już wszystkie zagrożenia, mieszkając na wygwizdowie otwierając okno czuje się zapach ziemi i zieleni. Słyszy się śpiew ptaków. A kiedy otwierałam okno w moim pokoju mogłam co najwyżej powąchać zapach spalin i posłuchać jak autobusy zatrzymują się na przystanku.
tam czuje się zapach jodeł i taką charakterystyczną ostrość powietrza - kiedy jadę do mamy to dopiero gdy zachłysnę się tym powietrzem to czuję, że jestem na miejscu. Teraz tam nikt nie uprawia ziemi, dlatego pełno jest węży, czasem podchodzą pod schody.
UsuńSzum wiatru, zwlaszcza zwielokrotniony w koronach drzew, ma w sobie cos groznego, a gdy rozlega sie z ciemnosci, mozna zejsc ze strachu. Kiedy tak mocno wieje i zawodzi na dworze, nawet w bezpiecznym domu przechodza ciarki po plecach.
OdpowiedzUsuńWychowalam sie bez zieleni, na ulicy nie bylo drzew, a do parkow bylo daleko. Wtedy wies mnie nie kusila. Dzisiaj najchetniej zamieszkalabym w srodku lasu, daleko od szosy i ludzi.
teraz wyjeżdżam latem w takie miejsca, gdzie na pewno wiem, że jest las, lubię ten charakterystyczny zapach, nawet i tarcicy, i spokój
Usuńnajwiększym wrogiem człowieka jest on sam, a głównie jego wyobraźnia; rzadko jest to złe doświadczenie, lęki powstają głównie z wyobrażenia sobie tego co może się stać, co możemy zobaczyć, usłyszeć... a opowiadane w dzieciństwie bajki o złej czarownicy chyba nieźle się do tego przyczyniają
OdpowiedzUsuńo czarownicy mówisz? wróżenie z kart i kadzenie ziołami to widywałam dość często;)
Usuńwg mnie karmienie dzieciaków dyrdymałami o czarownicy np. bajką o Jasiu i Małgosi czy Czerwonym Kapturku jest bez sensu, bo rzecz się dzieje w lesie (strasznym i ciemnym)i potem ten las utożsamia się nam ze złem; oczywiście nie jestem za przekazem tylko pozytywnym, że wszystko jest w życiu och i ach, zło świata tez trzeba dziecku uświadamiać, ale chyba nie w ten sposób. Słabo (a chyba nawet wcale)kojarzą mi się bajki o tym, że las może być schronieniem i można tam znaleźć pomoc, a ciemność to nie od razu przybycie jej księcia (pamiętacie - Książę ciemności to nikt inny jak diabeł) tylko naturalna kolej rzeczy po zachodzie "zmęczonego słoneczka"
Usuńw Czerwonym Kapturku oczywiście nie było czarownicy, ale zły był wilk;) też bez sensu...
UsuńTen las i strach Ci się przypomniały w piwnicy?
OdpowiedzUsuńtak
UsuńMieszkam teraz blisko lasu.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony dość rzadko uczęszczana "ulica", z drugiej pole i las. Po lewej i prawej puste domy; do jednego przyjeżdżają weekendowi sąsiedzi, drugi stoi pusty - właścicielka próbuje go sprzedać i bywa tu rzadko i raczej wtedy, kiedy jest w miarę ciepło.
W takie okolice przywiało mnie z typowego blokowiska oddalonego o ok. 300 km.
Pozdrawiam
to masz ciszę i spokój, jeśli tylko jest bezpiecznie to pozazdrościć
UsuńUmysł potrafi płatać figle, popychając wyobraźnię w złą stronę.. Aż dziwne, ile razy obraca się przeciwko nam.
OdpowiedzUsuńJa zawsze w lesie czułam się bezpieczna. W czasach szkolnych włóczyłam się po zmroku po zakopiańskich dolinkach, z walkmanem na uszach. I były to niesamowite wypady! Przyroda - w moim przekonaniu - zawsze była przyjazna:) To raczej ludzi należy się obawiać..
a duchy diabły i straszydła? ha! właśnie!
UsuńZa Komuny pracowałam w fabryce"Polska Wełna"Po pracy drugiej zmiany,wysiadałam za miastem i ok.1,5km.szłam przez las sprzątać za Matulę(była chora)no i ok.1 w nocy do domu na piechotkę ok.3km.oczywiście przez las.No i nie bałam się!!Teraz bała bym się!!!!!Pozdrowionka.
OdpowiedzUsuńodważna byłaś, a może wtedy rzeczywiście było jakoś bezpieczniej albo nie myśleliśmy o zagrożeniach tak, jak teraz, bo przecież człowiek nawet nie miał telefonu i jakby wpadł do jakiej dziury i złamał nogę to nikt by go długo nie szukał, nieraz odwołali ostatni autobus i nocowałam u siostry a mama nie wiedziała gdzie jestem
Usuńbogata wyobraznia to czasem przeklenstwo...
OdpowiedzUsuńczesto pracuje bardzo wczesnie wiec jestem juz na przystanku o 5 rano (ciemna noc) i to zazwyczaj sama. na przeciw mojego przystanku jest myjnia samochodowa samoobslugowa. ostatnio o tej ciemnej 5 rano ktos myl samochod.. tu ruszyla moja wyobraznia:dlaczego ktos o tak dziwnej porze myje samochod? ano dlatego ze przejechal na smierc czlowieka i teraz zmywa slady krwi- cialo ma w bagazniku i zaraz mnie rowniez zamorduje i tam wrzuci poniwaz jestem swiadkiem jak usuwa dowody...
to byl taksowkarz, tez zaczyna wczesnie prace :D
pozdrawiam
dobrze, że nie zadzwoniłaś na policję:D
UsuńA ja głupia szłam 7 km nocą, częściowo przez las na pociąg,o 3 rano, ktoś mnie zabrał w tym lesie stopem, a ja durna wsiadłam. Że nic mi się wtedy nie stało to cud, bałam się jak diabli, ale serce tak wołało, żeby jechać, że nic nie było straszne.To było ponad 20 lat temu i może było bezpieczniej?
OdpowiedzUsuńbyło, ja często jeździłam okazjami i nie bałam się. To z miłości tak szłaś a warto było?
UsuńZ miłości, wciąż razem to znaczy, że warto:)
Usuńmatko kochana jak ja lubię oglądać horrory! kiedyś, jak byłam młoda i głupia i w dodatku na koloniach, założyłam się z takimi samymi głupolami, że pójdę o północy na cmentarz. poszłam, przeszłam, ale pietra miałam okropnego! uściski
OdpowiedzUsuńmiałaś coś zabrać na dowód że byłaś?
Usuńnie, uczciwie przeszłam bez dowodu. potem okazało się, ze obserwowali mnie moi głupole.
UsuńTeż tak poszliśmy, ale grupą, zakład idziemy na cmentarz punkt 24:00 to było w jeszcze w NRD na OHP się jeździło, cmentarz ewangelicki, my wchodzimy, zegar na kościele bimba tą 24 i tu nagle trach, gasną w całej wioseczce światła.Mało w majtki nie zrobiłam, okazało się, że u nich tak zawsze, o tej porze.....
Usuńno ja tez jestem fanką horrorów)) choć potem z kanapy się boję ruszyć i do kibelka udać i w lusterko spojrzeć....matkoooo po nocy bym nigdzie nie polazła, wyobraźnia by mnie zabiła!!!!
OdpowiedzUsuńteatralna
na pewno wiesz, jak wygląda taka naprawdę ciemna noc, gdzie nie widać nigdzie jednego światełka, czyli "ciemno jak w pysk strzelił" w takie noce też często chodziłam, to nic takiego bo ja się nie bałam ciemności tylko tego wiatru i szumu lasu. A horrorów nie oglądam bo mi jakoś niemiło.
UsuńTe lasy są zamieszkane. I to gęściej niżby sie zdawało. Chadzałam często, wylegiwałam się na łące wgapiając się w biedronek kłębowiska czy zwyczajnie podziwiając widoki zza zadaszenia konarów, albo przesiadując na malowniczym pniaku zabawiana przez wiewiórki czy przywożone sarny.Poważnie...kiedyś "złapałam" ich na takim transporcie,pt skąd bierze sie ..... zaopatrzenie w dziczyznę. Najbardziej lubię te marsy przed wyładowaniami elektrostatycznymi wtulona w niewidoczne ramiona. Tak od lat, ja się go nie boję. Ja za nimi przepadam.
OdpowiedzUsuńGdzieś, na 1/3 odległości jest kapliczka, taka jakie dziećmi będąc usiłowaliśmy sygnować. Takie symbole religijne są i w tych lasach przepastnych, niem. Ale u nich same króliki i dziki miód. Żadnej rogacizny;)
A wiatr to mojej matki syndrom. Ten , którego tak obawiał sie "Perfect". Naturalnie....
PSTak to jest, że te nawet straszne nastroje w naszych bliskich nas wzruszają. I takiej pewności- życzę. To już jest Dom (od lat chodzę jak "opętana" ścieżkami, które powinnam znać hist. zaszłościami i na taki spacer- się wybieramy przy czym trudno się nie mazgaić)
dostrzeżona
Dostrzezenie tej grstosci w lesie bywa i przeklenstwem i blogoslawienstwem.
UsuńNajbardziej podoba mi się wspomnienie o kwoce bojowej:) Wyobrażam sobie, jak wyprowadza te kurczaczki z lasu... Nie wiem, jakie one miały szanse. U sąsiadki na wsi, co rusz to przychodzi lis i dusi jakiś drób.
OdpowiedzUsuńDlaczego się bałaś? Wyobraźnia, wyobraźnia kochana! Miałam podobnie z pewnym lasem, o którym słyszałam tajemnicze historie.
OdpowiedzUsuńWitaj
OdpowiedzUsuńWiesz, ja od maleńkości wychowywałam się blisko lasów. Oswoiłam się z nimi chyba, bo nawet tych obcych się nie lękam.
Pamiętam, kiedy pojechałam w okolice Suchej Beskidzkiej, w obce dla mnie strony. Był akurat wysyp grzybów, zatem ja miłośniczka zbierania chciałam iść do lasu. Nie puszczono mnie, ale dano jako towarzysza starszego Pana- także grzybiarza. Ów Pan zorientowawszy się, że umiem zbierać, zostawił mnie samą w lesie o 4.30 rano. Nie bałam się tylko zbierałam.
Jakież było zdziwienie, gdy wróciłam sama, z pełnym koszykiem grzybów.
Las, to cud przyrody i miejsce wyciszenia- dla mnie :)
Serdeczności zostawiam :)
A spacer po lesie jest dla mnie najbardziej relaksujących i ulubionym :)
Ja jako dziecko u Babci na wsi chodziłam sama do lasu, ale też trochę się bałam jak mocno wiało. Ogólnie jestem strachobździl ale na duchy i straszydła, nie na zwierzęta i ludzi. Pewnie dlatego, że, odpukać, nikt mi jeszcze nic nie zrobił. Po jakiejś sugestywnej książce do piwnicy sama bym nie poszła, z wiekiem jest coraz gorzej. Boję się sama spać, a z mężem też nie mogę, bo chrapie...
OdpowiedzUsuńewa-z-antygony
A wiesz, Klarko, że w Twoim pisaniu czuje się ten las i to, że dorastałaś własnie tam?
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńKlarko!
No jakoś ta muszę trochę zrobić dystans od pisania i pewne rzeczy, sprawy na spokojnie przemyśleć. I tu nie będę opisywał jakie.
W każdym razie wpis będzie za dwa tygodnie.
Miałaś fobię LAS. Tak mi się wydaje. To jest rodzaj choroby tak jak fobie na pająki, żaby czy rosówki.
Przykra sprawa. Nikt wtedy nie potrafił Ci pomóc??
Nie pytano dlaczego płakałaś?
Pozdrawiam Vojtek
ojtam ojtam.
OdpowiedzUsuńWszyscy bagatelizują.
A przecież wiadomo, że są strzygi i upiory, Blair Witch Project i Zielony Człowiek. Nie bez przyczyny atawistycznie lękamy się lasu, oddychamy na otwartej przestrzeni, mamy to od zarania.
Zapraszam do mnie po wyróżnienie:-) ciekawa jestem twoich 10 rzeczy...
Może to się wzięło z wczesnej młodości, ktoś naopowiadał złowieszczych historii i strach przed nimi potem urósł z czasem do takich rozmiarów, że już nie dało się od niego uciec, nawet kiedy człowiek już dorosły?...
OdpowiedzUsuńMroczna opowieść, będzie kontynuacja?