Należy do najtrudniejszych egzaminów w życiu, przynajmniej tak jest w Polsce. Bardzo dobrze, że jest trudny, bo od niego zależy życie i zdrowie wielu ludzi i nie ma nic gorszego na drodze niż nie znający przepisów i nie potrafiący prowadzić auta kierowca. Pijanych bandytów nie biorę pod uwagę bo to jest przestępstwo a o tym dziś nie będzie.
Jeśli ktoś po trzydziestu godzinach jazdy twierdzi, że jest świetny i prowadzenie samochodu jest banalnie proste to lepiej, by nigdy nie siadał za kierownicą.
Jeśli ktoś zdał za pierwszym razem egzamin i twierdzi, że zdał, bo jest znakomitym kierowcą, niech lepiej nie jeździ. Gratuluję mu, ale po prostu miał szczęście i zdał, znakomitym kierowcą nie jest bo do tego trzeba kilku lat praktyki i to w różnych warunkach, inaczej się jeździ po Krakowie a inaczej po Kuklach.
W Kuklach radzę sobie znakomicie bo jest jedna droga i prowadzi albo do lasu albo 20 km do najbliższego miasteczka przez pola i łąki umajone. Gór, zakrętów, mostków, skrzyżowań, rond wielopoziomowych, świateł czerwonych zielonych żółtych i niebieskich nie ma (tak tak, jak zobaczycie za sobą niebieskie światło to 500 zł z konta poszło się kochać) po prostu jedziesz jak w pysk strzelił na jednym biegu cały czas. Można oglądać bociany i krowy.
Tam więc kursant mógłby zdawać śmiało i mieć do siebie pretensje, że jest niedouczony, nerwowy i się nie nadaje na kierowcę, gdyby tak za drugim razem na przykład nie zdał ale w innych okolicznościach niechże nie rezygnuje tylko bierze dodatkowe lekcje i zdaje do oporu.
Jeśli stresuje Cię egzaminator, wyobraź sobie, że koło Ciebie siedzi nie egzaminator lecz chomik w klatce albo który z moich kotów, o! I wieziesz go do kastracji. Ups.
Najgorszą rzeczą, jaką można zrobić, to zrezygnować z egzaminu, bo się kolejny raz nie udało. Bo stres, ogromny wydatek, i brak wiary w siebie a i krytyka rodziny i znajomych. Znam takie osoby - do tej pory nie mają prawa jazdy bo już się potem nie odważyły. Dlatego uważam, że należy zdawać do skutku, moja znajoma zdawała 18 razy ale to było bardzo dawno temu, teraz chyba jest jakiś limit. Wcale się tym nie przejmowała, a kiedy wreszcie zdała, jeździła tak, że w życiu bym z nią nie pojechała.
Wszystkim kursantom życzę powodzenia!
A jak wspominacie Wasze boje o prawo jazdy?
o Hesssoos to jednak dobrze, że zrobili limity)) 18 razy??? no nie wierzę. Klarko ciśnie mi się coś niefajnego na temat Twojej znajomej ;-)
OdpowiedzUsuńniektórzy po prostu nie mają tego filingu, tej podzielności i tego czegoś no fizycznie nie trybią ... a czasem psychicznie, czyli są zwyczajnie za głupi i trzeba się z tym pogodzić.
Zadałam za drugim razem po 60 godzinach jazd. Dopóty nie czułam się gotowa dopóki nie poszłam na egzamin))))
buziol i nie ma idealnych i świetnych kierowców.
ja tam jej nie liczyłam ale też z nią nie jeździłam na wszelki wypadek tfu tfu
UsuńDzień dobry... - nieśmiało przestępuję z nogi na nogę. No, że też ja tu wcześniej nie wpadłam... Wstyd i hańba... Zajrzyj do mnie, mam niespodziewankę :-)
OdpowiedzUsuńwitaj, rozgość się bo tamten blog trzymam bo trzymam ale ten jest bardziej aktywny
Usuńo Matulu 18 razy... jakoś mi się przypomniała sołtysowa żona z serialu Ranczo:)
OdpowiedzUsuńps. A propos trudności egzaminów na prawko. Podobno od nowego roku będzie jeszcze trudniej.No i drożej.
Widziałam w tv, że teraz kolejki na kursy takie jak za komuny za papierem dupnym:)
rekord wynosi 475 :D to jest dopiero mistrz kierownicy!
UsuńTo już nie mistrz, ale miszcz.. :-)
Usuń(po 50)
Możliwość nauczenia poruszania się samochodem po drogach publicznych stosując się do ogólnie przyjętych zasad to sprawa bardzo indywidualna. Mówi się, że jedni mają to we krwi, drugim to przychodzi ciężko, a inni się po prostu do tego nie nadają i powinni dać sobie spokój z prowadzeniem samochodu po iluś nieudanych próbach.
UsuńPo ilu próbach? Cóż, to każdy powinien ocenić indywidualnie. Czasem wystarczy kilkanaście, kilkadziesiąt godzin aby nabrać pewnych nawyków i pewności w wykonywaniu manewrów. Czasem spotykam ludzi, których percepcja nie jest w stanie ogarnąć całości zdarzeń wokół prowadzonego samochodu (mimo, że korzystają z samochodu od wielu lat), i Ci nie powinni w żadnym wypadku prowadzić. We współczesnym świecie odpowiedzialność sprawców wypadku ma się nijak do szkody, którą wyrządzają. Znam wiele takich przypadków. Ostatnio dowiedziałem się o wypadku kobiety, która została potrącona na pasach przez młodego człowieka. Ona została inwalidą do końca życia bez możliwości wykonywania jakiejkolwiek pracy zawodowej z jakimś śmiesznym odszkodowaniem niepokrywającym nawet kosztów bieżącej rehabilitacji. Sprawca (22 l.) dostał jakiś wyrok w zawieszeniu. Dlaczego o tym piszę? Gdyby sprawcy wypadków byli karani proporcjonalnie do wyrządzonej krzywdy, to wiele osób zdających egzamin na prawo jazdy poważnie by się zastanowiło czy rzeczywiście tego chce. Jestem przekonany, że gdyby kara dla sprawcy była tak uciążliwa jak krzywda ofiary, to liczba śmiertelnych wypadków na drogach zmniejszyłaby się do 30% albo i mniej.
Współczesne systemy sądownicze powodują, że możemy tylko apelować do sumień ludzkich i refleksji, tyle tylko że w XXI w. zwierzę takie jak sumienie jest na wymarciu.
Ja rozumiem, że w dzisiejszych czasach posiadanie własnego środka lokomocji często jest nieodzowne a na własnego szofera raczej niewielu stać. Miejmy jednak świadomość naszych umiejętności i zastanówmy się choćby tylko nad moralnymi skutkami spowodowanego przez nas potencjalnego wypadku.
Nie piszę tego jako mistrz kierownicy. Za takiego się nie uważam. Jeżdżę po prostu poprawnie i nic ponadto. W ciągu 30 lat spowodowałem tylko 1 kolizję (ot za późno zacząłem hamowanie i uszkodziłem delikatnie zderzak). Zacząłem prowadzić samochód nie będąc jeszcze pełnoletni. Zmarł mój ojciec i musiałem mamie pomagać jeździć. Moja mama to taki typ kierowcy typu kierowca-bombowca. Na szczęście przestała prowadzić samochód od momentu gdy dostałem prawo jazdy, bo problem miała nawet aby w garaż sobie trafić. Egzamin to była dla mnie formalność. Ponieważ jeździłem przeważnie jako pasażer z ojcem, a potem jako pilot z mamą, to praktycznie przepisy ruchu drogowego znałem intuicyjnie. Kodeks drogowy przeczytałem tylko aby usystematyzować swoją wiedzę i wcale nie oznacza to, że jestem genialny. Zachowanie na drodze obserwowałem od dziecka, jeździłem rowerem po ulicy, więc wszystko to było oczywiste. Podobnie moja żona, która zdawała egzamin 20 lat później. Też dzięki temu, że jeździła obok mnie przez wiele lat jako pasażerka, nie miała problemów z odnalezieniem się w ruchu drogowym. Egzamin zdała za pierwszym razem. Co prawda nie musiała wjeżdżać za mnie do garażu, ale przejechała w sumie ok. 50h przed egzaminem (to było więcej niż obowiązkowe godziny). Idąc na egzamin była oczywiście zestresowana jak to egzaminatorzy z premedytacją ulewają kursantów. Po egzaminie zmieniła całkowicie zdanie na ten temat. Widziała co się działo na placu manewrowym. Z grupy 30 zdających zdało 5 osób. 11 w ogóle nie wyjechało z placu manewrowego (i wie dlaczego). Osobiście nie znam nikogo kto nie zdał egzaminu, aby stwierdził, że egzaminator nie zaliczył mu egzaminu złośliwie. Nie wiem ile teraz jest obowiązkowych godzin jazdy przed egzaminem, ale w wielu wypadkach 20 h (które kiedyś obowiązywało) to śmiech na sali.
Moja rada jest taka, aby nawet po zdanym egzaminie państwowym poradzić się zaufanej i obiektywnej osoby mającej doświadczenie za kierownicą, czy ja rzeczywiście mogę poruszać się po drogach.
ALEF
... i na dokończenie, bo się nie zmieściło razem
UsuńZnam osobę, która jeździ samochodem tylko po wsi i wyjątkowo do najbliższego miasteczka. Do Krakowa absolutnie się nie wybierze, bo ruch za duży. I ma rację. Gdyby poruszała się powolutku i ostrożnie, to pewnie by objechała bezpiecznie, ale ilu innych kierowców naraziłaby na niebezpieczeństwo jako zawalidroga?
ALEF
Ta znajoma to rekordzistka:-)) Ja zdawalam calkiem niedawno, i zdalam za drugim podejsciem- jedyne co pamietam to wielki stres.
OdpowiedzUsuńa gdzie zdawałaś? w Polsce?
UsuńNie- na Sri Lance. Warunki- identyczne:/
UsuńJa zdawałam swój egzamin na drugim roku studiow, dwadzieścia lat temu to już było. Zdałam za pierwszym razem, w zdezelowanym dużym fiacie, w którym dzień przed egzaminem oderwało się siedzenie kierowcy więc instruktor podłożył deskę i jakoś poszło :-) Fajne czasy
OdpowiedzUsuńAle tak naprawdę można powiedzieć że ktoś dobrze jeździ jeśli przejedzie równik. Od sześciu lat robię pół równika rocznie, to chyba już jestem dobrym kierowcą?
ja nie mam prawa jazdy. jakoś mnie nigdy nie ciągnęło. raz zdawałam, udowodniłam, że to nie dla mnie i dałam spokój. teraz na wsi przy tych odległościach pewnie by się przydało...
OdpowiedzUsuńzdałam za 5-tym razem i za każdym razem uważałam, że oblewano mnie absolutnie słusznie, więc do nikogo nie miałam pretensji. wiele osob mówiło mi, żebym sobie pojechała zdawać w Łomży lub w Ostrołęce to zdam od razu, ale gdybym nie robiła jazd i egzaminu w Warszawie to nie wiem kiedy bym się odważyła po niej jeździć i z jakim skutkiem, więc zgadzam się w 100% z tym co napisałaś powyżej!
OdpowiedzUsuńNależę do mniejszości oburęcznych,(nie to samo co leworęczni, i odradzono mi prowadzenie samochodu ze względu mylenia praw, lewa. Ale pilotem podobno jestem na medal. Młodzi maja po dwa samochody w rodzinie, więc choć sporadycznie(chodzę chętnie na piechotę albo korzystam z komunikacji miejskiej)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńja jestem oburęczna i w niczym mi to nie przeszkadza, a wręcz pomaga :)))
UsuńTo było tak dawno jak zdawałam ,
OdpowiedzUsuńale zdałam bardzo dobrze i bez problemów.
Dzisiaj nie jeżdżę, bo mi się nie chcę.
W domu tylu dobrych kierowców , że po co ? :-)))
Czy miałam szczęście, że egzamin z części o przepisach i praktycznej jazdy zdałam za pierwszym podejściem ?.
OdpowiedzUsuńWiedzę o przepisach przyswoiłam dzięki ćwiczeniom w rozwiązywaniu testów. Przez wiele pierwszych tygodni, prowadząc auto, to pod nosem cytowałam regułkami :).
Na zaliczenie praktycznej jazdy trafił mi się wyjątkowo surowy egzaminator, parszywa pogoda z żabami i czas natężonego ruchu w mieście. Pierwsze chwile były w ogromnym napięciu, włączenie się do ruchu do głównej drogi było możliwe po odczekaniu, aż miałam pewność, że nikt mnie nie staranuje, ale też niepewność jak będę oceniona przez milczącego obok Pana W :)
To było już bardzo dawno, lecz nadal jestem niedzielnym kierowcą, który nie odważy się wjechać do dużego miasta z arteriami i tramwajami :)
Ja zdałam za pierwszym razem to było w 84 roku - jazdę trenowałam dodatkowo na elektrycznym melexie :) -koledzy w pracy zrobili mi tzw. "parkur" i ćwiczyłam te wszystkie przewidzane egzaminem manewry parkowania. Prawko robiłam w PZM - jest coś takiego dziś?? nie wiem. Jeździliśmy maluchem, który miał urwaną linkę do rozrusznika i trzeba było zapalać autko specjalnym patykiem - jeden kursant siedział w aucie a drugi otwierał klapę do silnika i w odpowiednie miejsce wkładał patyk, następował zapłon i hajda po mieście -- hehehe !!!! to były czasy. Samochodem jeżdzę bardzo dużo, czasem w bardzo ekstremalnych warunkach, miałam 2 stłuczki - nie z mojej winy. Jak moje dzieci robiły prawo jazdy siadłam do tego testu - tylko raz - miałam 8 błędów - czyli oblałam :) - Anna
OdpowiedzUsuńNo, dokładnie. Ja w tych testach mam jeszcze wiecej błędów. Jestem bez szans, gdybym tak miał zdawać egzamin powtórnie.
Usuńja też zdawałam w maluchu z kolanami pod brodą a uczyłam się na tipo, wtedy się po dawało łapówki, mówiło się, że się zdaje eksternistycznie
UsuńPoszłam za namową mojego J. jeszcze przed przeprowadzką, bo tutaj, na Końcu Świata faktycznie ciężko bez prawka i choć jednego auta na gospodarstwo.
OdpowiedzUsuńUczyłam się wiec i zdawałam w Krakowie. Kiedy skończyłam kurs i zdałam egzamin wewnętrzny, zapisałam się na egzamin. Znając termin egzaminu (na teorię i praktykę wzięłam 1 dzień, żeby z biegu zdawać), dobrałam jeszcze trzy jazdy po dwie godziny każda.
Stres był, oj był; egzaminator stresował jeszcze bardziej, być może żeby sprawdzić, jak prowadzę w stresie... Byłam przekonana, że nie zdałam - po tej ilości uwag... Ale jednak udało się; nie genialnie, ale na takie -3.
Tutaj też mamy do jednej miejscowości (lekarz, sklep, poczta) 8 km, a do miasta 12-15 (zależy, którą drogą jadę).
PS zdałam w grudniu 2010 roku)
UsuńZdałam za pierwszym razem,zdawałam w czasach kiedy było ciężko zdać, i trzy ośrodki na miasto.
OdpowiedzUsuńJeżdziłam dużo, każdego dnia przez 7 lat...a teraz po długiej przerwie mam stracha wsiadając za kierownicę, ale tylko przez pierwszych kilka chwil..
Czy jestem dobrym kierowcą, ludzie nie boją się ze mną jeżdzić:)
A ja to mam takich znajomych, co nie byli na egzaminie a prawo jazdy mają!
OdpowiedzUsuńSam zdawałem w czasach, gdy egzaminator siedział z tyłu w maluchu a obok mnie był instruktor i w razie czego pomagał. A egzaminator znudzonym głosem powtarzał jak mantrę : nie pomagamy, nie pomagamy.
Tak było, tak było - potwierdzam :) Anna
UsuńZdałam w Gdańsku,za 5 razem. Jeżdżę od 11 lat. Przejechałam samotnie całą Polskę maluchem (jednorazowa trasa z okolic Gdańska w okolice Lublina) i pomimo wielu komplementów na temat moich umiejętności nadal nie uważam się za doskonałego kierowcę. Dobrego tak, doskonałego nie :p
OdpowiedzUsuńEgzamin w Krakowie to niełatwa sprawa.. Pamiętam ten stres do dziś, a zadawałam jakieś 3 lata temu. Też uważam, że trzeba brać byka za rogi i zdawać do skutku:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
ps. Jak tam zdrówko?
a dziękuję, jutro ostatni zastrzyk, daję radę;)
UsuńZdawałam w Polsce, w Poznaniu, w LOK-u. Zdałam za pierwszym razem. A z całego kursu tych co zdali od razu było 3. Dwóch facetów i ja. A miałam wtedy 16 lat. Wtedy przepisy na to pozwalały. Byłam jednak świadoma, że do doskonałego kierowcy mi bardzo daleko, a zdany egzamin jest jedynie pozwoleniem na dalsze szlifowanie umiejętności, już bez osobistego trenera siedzącego obok.
OdpowiedzUsuńWszyscy zdawali na "maluchach", ja się zaparłam na "poloneza". Wszyscy się w głowę pukali, że głupia jestem, bo to ciężkie auto, a maluch lekki, prosty i się wszędzie zmieści. Ja się z nich śmiałam jak mieli egzamin i nie potrafili nic.
Pierwszy wyjazd na miasto. Pierwszy dzień miałam prawo jazdy. Wpakowałam się w samo centrum. Na światłach puknęłam taksówkę. Taryfiarz, pieprzona złotówa, tak się rzucał, tak na mnie wrzeszczał, że prawie się pobeczałam. Policjanci przechodzi obok i zobaczyli tą scenę, nikt ich nie wołał. Sami przyszli, pomacali taksówkę i posypało się z miejsca uderzenia szpachlą. Opieprzyli taksówkarza, że sam, specjalnie mi się podłożył, żebym go uderzyła, bo chce ubezpieczenie ze mnie zedrzeć na remont. Wydarli się na niego, że aż ja się wystraszyłam. Pogłaskali mnie po głowie, oddali legitymację szkolną (nie miałam jeszcze dowodu osobistego, bo byłam niepełnoletnia) i nowe prawko, wsadzili do samochodu i kazali odjechać. A taksówkarzowi zrobili bardzo szczegółowy przegląd wozu co do zdatności do jazdy po drogach.
i to jest komentarz na całkiem niezłe opowiadanie;)
UsuńKiedy zapisywałam się na egzamin przede mną stał chłopak, który również chciał się zapisać, ale Pani z okienka po sprawdzeniu który raz będzie zdawał skierowała delikwenta piętro wyżej- do psychologa- bo ponoć jak się ileś tam razy obleje to trzeba testy psychologiczne przejść! Ale to było w 2007 r. i nie wiem czy tak jest nadal.
OdpowiedzUsuńJa zdałam za 1 razem, ale nie jestem dumna, bo Pan egzaminator wręczył mi karteczkę ze słowami "ja pani zaliczę ten egzamin, ale jak pani będzie tak jeździła to rany boskie jaki będzie wypadek"! Ogólnie nie robiłam błędów, tylko jak dla tego Pana to za wolno jeździłam itp. Pamiętam z tego tylko mój mega stres... Testy natomiast zdałam bezbłędnie, bo byłam tak zestresowana, że te próbne, które można zrobić, jak egzaminator tłumaczy co i jak, to ja je zrobiłam w 2 min. bezbłędnie a potem te właściwe również w kilka minut i również bezbłędnie i uciekłam z sali. Wyszłam jako druga, a na jazdę czekałam 3 godz!! I tak sobie czekając już myślałam, że ja źle popatrzyłam i tam miałam same błędy....gdyby nie mój chłopak to bym sobie stamtąd poszła- na szczęście doczekałam ;)
To wyjaśnia dlaczego od 3 lat nie mogę zdecydować się na robienie prawa jazdy. Jestem za nerwowa, a po za tym strasznie bym chyba się stresowała. Także prawka pewnie prędko nie zrobię
OdpowiedzUsuńEgzamin na prawo jazdy był dla mnie najtrudniejszym egzaminem w życiu. W ogóle ten kurs kosztował mnie wiele stresu. Gdyby życie mnie nie zmusiło, odkładałabym go na kolejną wiosnę.
OdpowiedzUsuńZdałam za pierwszym razem. Jeżdżę już ponad 8 lat, ale w dalszym ciągu nie uważam się da dobrego kierowcę. Kiedy tylko mogę oddaję kierownicę komu innemu.
ojeny... aż mi się mdło zrobiło... 8 niezdanych i przerwa.. z tego, co wiem nie ma teraz żadnego limitu... chcę wrócić od dawna ale stres wspomnienia mnie hamują...
OdpowiedzUsuńDla mnie najgorszy stres to byly jazdy. Trafil mi sie glupi instruktor, ktory darl sie na mnie jak opetany przy kazdym, najmniejszym bledzie. Kilka razy az mu sie poplakalam w tym aucie, a po kazdej jezdzie rece trzesly mi sie jeszcze godzine po powrocie do domu.
OdpowiedzUsuńA egzamin zdawalam w Trojmiescie i zdalam za 3 podejsciem. A tutaj zdalam za pierwszym, ale tu z kolei zdawalam w malutkim miasteczku. Teraz jezdze juz 10 lat, ale nadal nie uwazam sie za jakiegos rewelacyjnego kierowce... :)
zdałam za drugim razem, więc nie było ciężko, ale na razie jestem niedzielnym kierowcą, bo wtedy na drogach jest dla mnie więcej miejsca. Ale zbieram pomału doświadczenia i może kiedyś będę dobrym kierowcą :)
OdpowiedzUsuńWzielam, poszlam, zdalam!
OdpowiedzUsuńBrzmi jak veni, vidi, vici, prawda?
Zdalam sobie za pierwszym razem, bez zadnych problemow i od tej chwili pomyslalam sobie: to nie jest tak, ze umiesz jezdzic, teraz tylko masz prawo zbierac doswiadczenia samodzielnie, bez zapasowych hamulcow po stronie pasazera i drugiej glowy, ktora czasem pomysli za ciebie.
Tak wlasnie zaczela sie moja kariera za kierownica. Mam prawko blisko 40 lat i jedynymi stluczkami, czy wypadkami byly te niezawinione przeze mnie. Bo ja nikomu nie ufam, szczegolnie innym uzytkownikom ruchu drogowego. Procentuje mi to do dzis.
Jeżdzę już 36 lat, zawsze jezdziłam b. dużo, a prawko robiłam będąc w ciąży. Egzamin z jazdy miałam w godzinach popołudniowego szczytu samochodowego i do tego w centrum miasta, zimą. Z samochodu wysiadłam mokra (jechałam w futrze) a gdy egzaminator zerknął na moje odnóża obute w kozaki na platformie to się zdziwił, że w czymś takim można prowadzić samochód a do tego nie robić kangurów. No ale skąd mężczyzni mogą wiedzieć, że kobiety wszystko potrafią? Dobrze, że jeszcze nie było widać w tym futrze mych krągłości, bo chyba by biedak umarł ze zdziwienia. Jedno co wiem - jeśli już masz prawo jazdy to z niego korzystaj - bo trening codzienny jest niezbędny, by dobrze jezdzić.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Ja zdałam za pierwszym razem, ale nie powinni mnie wypuszczać na drogę! Miałam założenie, że jeżdżę max czterdziestką!;-)
OdpowiedzUsuńDrugi raz :) Za pierwszym zapomniałam o kierunkowskazie na wstecznym ;) A za drugim bułka z masłem, bo stresy wylałam na jeździe tuż przed egzaminem - czego mi odmówiono za pierwszym, a co bardzo polecam - jak instruktorzy nie idą na ugodę (niektórzy zostawiają taką godzinę wypełniając formularze na zaś, moi nie), warto sobie wykupić choćby w innym ośrodku. Zupełnie inaczej się wtedy zdaje i nawet łatwiej patrzeć na tego egzaminatora, może nie jak na chomika, ale zwykłego instruktora, tego co siedział obok chwilę wcześniej ;)
OdpowiedzUsuńTo było ponad dekadę temu, a dziś... dojadę wszędzie. O ile muszę ;) Ale przy teściowej mi gaśnie :D
Nie paliłam się do jazdy, ale zostałam zapisana, opłatę uiszczono, więc skończyłam kurs w 1986. Egzamin zdawałam w listopadzie, w godzinach prawie wieczornych. Lekko nie było bo wszystkie jazdy miałam do południa. Zdałam za pierwszym razem trochę pewnie dlatego, że zdawaliśmy parami ( jedna osoba tam, a druga z powrotem)i moja współtowarzyszka pojechała fatalnie. W porównaniu z nią widocznie nie wypadłam najgorzej. Wtedy były trudne czasy i zwyczajowo komisji dawało się jakiś "mięska i wędlinki" zdobyte przez zaradniejszych kursantów. Ale jestem przekonana, że to nie miało wpływu na "zdawalność" przyszłych kierowców. Sporo osób wtedy odpadło.
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ostrożnym kierowcą, ale dwa razy "wyrosło mi z tyłu drzewo" jak mówi mój ślubny. Jeżdżę mało bo kierowców w domu dostatek.
Zresztą zdecydowanie wolę rowerek o korzystam z niego cały rok.
A ja zdawalam 3 razy.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz u osrodku egzaminacyjnym. Poszlo.
Drugi raz przy mojej mamie, ktora nie ma prawa jazdy, ale jest kierowca. Zdalam egzamin, kiedy odstawilam ja na Okecie, po 3 godz nizlej jazdy z pd do centralnej Polski.
Trzecim razem zdalam u Taty, w Nowym Jorku, kiedy w godzinach szczytu zaliczylam Dolny Manhattan do Lincoln Tunel. Kto jezdzil po Ny wie, o czym mowie.
W sumie jezdze bardzo dobrze, ale co tu duzo ukrywac, amerykanskie warunki, drogowem oznaczen sa po prostu swietne. Plynie sie.
I oczywiscie uzywam rozumku, a brawura...czasami:)
W październiku minęły dwa lata, jak zrobiłam prawo jazdy. Zrobiłam, bo musiałam.
OdpowiedzUsuńKurs spokojnie, wyjeździłam 30 godzin, dla pewności dokupiłam jeszcze 3 godziny (standardowy czas jednej jazdy: godzina w trasie, dwie godziny po mieście egzaminacyjnym). Pojechałam na egzamin, bałam się jak diabli. Teorię miałam wykutą na blachę od podstawówki, więc żaden strach, ale praktyki się bałam i generalnie byłam pewna, że odejdę z kwitkiem. I zapewne odeszłabym.
Gdyby nie to, że na egzaminie miałabym stłuczkę i zachowując trzeźwy umysł, uniknęłam jej. Egzaminator dał mi ogromny kredyt zaufania, nie wciskając mi wtedy hamulca i nie łapiąc kierownicy. Dowiozłam go do samego garażu w ZORDzie, padł werdykt: wynik pozytywny.
W sobotę zdałam egzamin, w czwartek odebrałam prawo jazdy z wydziału komunikacji i w piątek w godzinach szczytu pojechałam pierwszy raz samodzielnie, samochodem ojca do szkoły. Wtedy dopiero się bałam, ale z każdym dniem było coraz lepiej. Po roku kupiłam własne małe autko, w minione lato zmieniłam samochód na inny.
Sama wiem, że do grona wyborowych kierowców nie należę, ale mam za sobą dwa lata bezpiecznej, bezkolizyjnej jazdy w różnych warunkach. Nie mówię, że nie przekraczam prędkości, ale zawsze wiem, na ile mogę sobie pozwolić.
Ale wiem też, że prawdziwych umiejętności uczymy się sami na trasie. Kurs nie uczy jeździć. Kurs uczy, jak zdać egzamin.
Pozdrawiam,
Parafka :)
Witam,
OdpowiedzUsuńja zdałam akurat za pierwszym razem - ale kiedy to byłoooo :) 91 rok i tato zawodowy kierowca i najlepszy nauczyciel. Wprawdzie uczył mnie pierwszych jazd Żukiem i Melexem na terenie zakładu pracy i w tajemnicy przed mamą podpisał zgodę żebym w wieku 17 lat zrobiła to prawko - ale się udalo! Miałam rewelacyjnego prowadzącego na kursie i jazdy odbywały się naprawdę na super luzie. Egzamin bez żadnego problemu - egzaminator przemiły starszy pan non stop tylko powtarzał: nie denerwuj się dziecko... Ale tak naprawdę jeździć nauczyłam się dopiero w pracy, jak musiałam pokonywać dziennie sporo kilometrów pomiedzy prowadzonymi budowami. Poznań, Warszawa, Wrocław, Toruń, Łódź z Gliwic tam i z powrotem dawały do wiwatu. A mimo to jak firma wysłała mnie na kurs "jazdy ekstremalnej" to mimo przeżytych już poślizgów i nieciekawych sytuacji drogowych, pewnych manewrów nie byłam w stanie zrobić - stwierdziłam, że wolę jeźdźić wolniej :) Ale kursy takie polecam - uczą dużo pokory i ostrożności na drodze.
Pozdrawiam, Sylwia
Ja miałem prawo jazdy na samochód, motocykl i traktor, a jak poszedłem na prawdziwy kurs, to okazało się że jeździć nie umiem. I nie tylko ja, bo wszyscy - 4 miesiące chodzenia na kurs, jazda na zmianę z innymi kursantami, wreszcie tylko z instruktorem, badania lekarskie, w tym psychotechniczne. Po ośmiu godzinach jazdy w pełnym ruchu osiemnastotonywym wehikułem, nie bardzo było wiadomo jak się człowiek nazywa. Instruktorzy powtarzali, nie gap się pod koła, ten co jest przed maską to już trup, patrz 100 metrów przed siebie, tam jeszcze możesz coś przewidzieć, inaczej już tylko refleks. Potem egzamin wewnętrzny, państwowy i wcale jeszcze nie pozwalali samodzielnie na linie iść - jeszcze była jazda z "patronem", dopiero wtedy zaczynało się samodzielną jazdę. Czy po takim kursie jest się doświadczonym kierowcą? A skąd, prawie wszyscy mieli wypadek w pierwszym roku jazdy. Niektórzy nie wytrzymywali tego kieratu - po kilku wypadkach nie z własnej winy szli na kanał, do obsługi, albo rezygnowali. Po pół roku przerwy trzeba było ponownie zdać egzamin wewnętrzny i zaliczyć "patrona". Teraz jest dużo większy ruch i wozy szybsze, naprawdę jest niebezpiecznie.
OdpowiedzUsuńJak to jest, że w Krakowie autobusy jeżdżą ze średnią prędkością 30 km/h i nie przekraczają przeważnie 40 km/h, a np. w takiej Brukseli jeżdżą na maksa - ile przepisy pozwalają. Kiedyś myślałem, że to kwestia automatycznych skrzyń biegów, które tam mają od dawna, ale w Krakowie teraz też na automatach jeżdżą.
UsuńALEF
Naście lat temu, za drugim razem:) Za pierwszym skasowałam słupek przy łuku. Nawet na miasto nie wyjechałam. Za drugim poszło, jak z płatka. Wolę jazdę po mieście, ale "po trasie" jak muszę to też jadę. Jeden mandat -za prędkość, bo spieszyłam się do pracy. Fotka kosztowała 200 zł. Jedno przytarcie boku ( nie zmieściłam się w bramę) bo myślałam o kłopotach w pracy i wjechałam w bramkę zanim się do końca otworzyła:) Całkiem chyba nieźle na tyle lat:) Raczej jeżdżę dynamicznie, ale bez brawury. Męska opinia -"nie jeździsz jak baba" Hmmmm to chyba komplement? Lubię jeździć i robię to codziennie, zamiast komunikacją wolę jednak samochodem:)
OdpowiedzUsuńto było bardzo dawno temu, kiedy jeszcze byłąm na studiach. Zdąłam od razu, ale wtedy było inaczej. Chyba wszystko było łatwiejsze...
OdpowiedzUsuńJako ,,najstarsza starowinka'' - zdałam jakimś cudem za pierwszym razem, w roku pańskim 1972! Od tej pory moje prawo jazdy spoczywa na dnie skrzyneczki ze zdjęciami... Ale, jakby co, posiadam! A jakie zdjęcie piękne tamże...
OdpowiedzUsuńPolskie prawo jazdy zrobilam fuksem--bylam nauczycielem w zespole szkol rolniczych i kurs byl dla uczniow, ktorzy mieli juz prawko na traktor wiec przepisy znali. Uczylismy sie wiec tylko jazdy a i to w jakims okrojonym wymiarze.Zdalam za pierwszym razem.Jezdzilam sama moze 3 razy i wyjechalam do kraju z ruchem lewostronnym.Uzyskac tutaj prawo jazdy bylo proste,zdawalalm tylko przepisy, ale jezdzic juz nie bylo od razu tak prosto.Dobrze, ze najpierw mieszkalismy w malym miasteczku.Powoli odwazalam sie jezdzic w coraz wiekszym ruchu i teraz po wielu latach jezdze codziennie po ponad 4-milionowym miescie.
OdpowiedzUsuńPrawo jazdy zdawałam w 1989 roku, będąc w siódmym miesiącu ciąży. Teoretyczny egzamin był łatwizną, na manewrach egzaminator krzyczał na mnie: "Jedzie do tyłu, a patrzy do przodu!" - dla wyjaśnienia dodam, że nosiłam wtedy okulary, ze względu na duży brzuch nie mogłam się całkiem odwrócić do tyłu, kątem oka (nieuzbrojonym w okulary) niewiele widziałam. Dlatego już na kursie nauczyłąm się korzystać ze wszystkich obecnych w samochodzie lusterek, co uważałam za wygodniejsze i bardziej skuteczne, bo można też cofać z zasłonięta tylną szybą (np. z bagażem albo przyczepą...) i dlatego patrzyłam "do przodu". Ale jakoś tam zdałam te manewry (patrząc po tej uwadze "do tyłu"), a na ulicach Poznania to już była prościzna. Miałam bowiem BARDZO DOBREGO INSTRUKTORA!
OdpowiedzUsuńJeżdżę dość dużo, teraz około 15000-20000 km rocznie, wcześniej bywało więcej. Nie przerażają mnie żadne okoliczności, obce miasta, rozmaite warunki jazdy. Miałam dwie stłuczki, w tym jedną z mojej, zagapionej, winy. Jednak żadna z nich nie była mordercza dla samochodu, oba jeżdżą nadal i dobrze się sprawują:-)
Też uważam, że trzeba zdawać egzamin kilka razy, jednak po 5-6 egzaminie zastanowiłabym się, czy to jeżdżenie jest dla mnie odpowiednie...
błagam litości! w przyszły czwartek mam egzamin na prawo jazdy i próbuję to wyrzucić z głowy a tu taki sabotaż! :) uch, znowu mi się żołądek na kokardkę zawiązał... egzaminator jest chomikiem... egzaminator jest chomikiem...
OdpowiedzUsuńCalkiem dobrze wspominam moja nauke i egzami... i jak zwykle mialam SZCZESCIE!
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith
Ja zdałam za 5 razem w 2008 r. Z egzaminu pamiętam tyle że egzaminator miał na nazwisko Kalisz i jak wsiadłam do auta to na radiu wyświetliło się "radio Kalisz" i omal nie padłam ze śmiechu. Trafił mi się bardzo symaptyczny egzaminator :)
OdpowiedzUsuńCóż, trzeba próbować, jak chce się mieć ten papier, choć dla mnie jest to grabież w majestacie prawa. Te niekończące się podejścia do egzaminu nie służą bynajmniej poprawie techniki jazdy, a są jedynie "skokiem na kasę". My Polacy jeździmy generalnie bardzo źle i zupełnie nie wiem, z czego to wynika. Znam bowiem kraj, gdzie kursu jako takiego nie ma, jeździ się swoim samochodem z kimś z rodziny ze specjalną tabliczką, a potem przychodzi się tylko zdać, co jest formalnością - i już. I wszyscy jeżdżą dobrze, a co najbardziej podziwiam - bez problemu parkują wielkie krążowniki szos w każdym miejscu, równiutko, a nie "okrakiem"
OdpowiedzUsuńJa własnie w środę mam egzamin i już pomału zaczynam się denerwować. Na szczęście ma wykupione dwie godziny jazdy przed egzaminem to może trochę ten stres ze mnie zejdzie. Trzymajcie kciuki!
OdpowiedzUsuńsylwana
Ja zdawałam 5 razy, nerwy ogromne, ale znajomi mówią, że lubią ze mną jeździeć, bo czują się bezpiecznie ;-)
OdpowiedzUsuńJadzia
A ja zdawałam 5 razy :) Trzy polałam z mojej ewidentnej winy. Raz przepraszałam egzaminatora, że coś odwaliłam, bo mu z oczu patrzyło, że dobra dusza. Raz jechałam z nerwowym gburem, który mi wpisał wymuszenie pierwszeństwa, mimo iż nic na mojej drodze nie jechało :) A zdałam jadąc ze smutnym, małomównym, aczkolwiek rzeczowym panem :)
OdpowiedzUsuńTrzy lata temu to było.
Teraz jeżdżę codziennie do pracy i jakoś sobie radzę :)
PS. Poszłam na kurs w wyniku zakładu z kumpelą. Byłam przekonana, że to nie dla mnie i że za stara jestem i lewą z prawą mylę, ale jakoś się w trakcie spodobało:)))
Jem winogrona i pozdrawiam Klarkę ;)
Ja zdalam za pierwszym razem i nie dlatego ze jestem swietnym kierowca ale dlatego ze mialam farta i ze egzaminator byl pijany :)
OdpowiedzUsuńA egzaminy powinny byc latwiejsze, zwlaszcza te restrykcje z parkowaniem to nonsens. A tak to szkoly ucza jak zdac egzamin a nie jak jezdzic bezpiecznie.
Surrey
Bo uczyć jeździć się powinno w warunkach normalnych i na własną odpowiedzialność. Tak na przykład jest w Belgii.
UsuńZdajesz egzamin teoretyczny i masz prawo prowadzić samochód w towarzystwie osoby, która ma prawo jazdy od min. 2 czy 3 lat.
Jeździsz i trenujesz ile chcesz swoim samochodem, ale na egzaminie nie ma żartów.
Ciekawostką jest, że są tam jeszcze ludzie, którzy mają prawo jazdy, a nigdy nie zdawali żadnego egzaminu. Otóż gdzieś do połowy lat 60. w Belgii nie było obowiązku posiadania prawa jazdy. Ktoś kupował samochód, to po prostu nim jeździł. Sam się musiał nauczyć i zastanowić czy chce i potrafi jeździć.
Gdy wprowadzono je w latach 60. to wszyscy, którzy w tym czasie posiadali samochód otrzymywali z urzędu prawo jazdy. Więc zapewne można jeszcze znaleźć takich, którzy je w taki sposób dostali.
ALEF
Jak wspominacie własny ślub? Tak właśnie rocznicę mieliśmy wokół kościoła. Na egzaminie - wypominki.
OdpowiedzUsuńZ zazdrośnie zaglądającym Słońcem przez szyby, tak rażąco....z aktorem z telenoweli wynajetym.Bo...kursantka oglądała.... to go sciągneliśmy.
2 wydzierających się emocjonalnie mężczyzn na 20latkę. Jestem starsza o 2 lata- miałam zagmatwane papiery.
2 kobiety walczące o męczyzn i pieniądze...kursantki- Galimatias. Gdzie umiejętnosć jazdy była raczej psych. egzaminem.
Fatalne matki, wypychające wózeczki tuż przed maskę samochodu oznaczonego eLLLLL. Nie wiem ktomiał większe zgorszenie na twarzy: popychaczka wózka cz kursantka ganiąca nierozsądną opiekunkę dziecka.
Przyznam, że nieźle radzono sobie z wdrożeniem. Ale na szybkich jazdach.
PS Mdłości. Przy jazdach powolnych, w korkach i z... kleistym nauczycielem to naprawdę uciążliwe.
Calvin?
jr