poniedziałek, 24 listopada 2025

z cyklu - a pamiętasz

 

Wszystkie dzieci chodziły na religię. Na zajęciach należało mieć zeszyt i katechizm a na koniec roku szkolnego z rąk księdza dostawało się świadectwo z piątkami.

Raz w tygodniu po lekcjach z położonej niedaleko szkoły cała klasa szła prosto na plebanię. To był duży, szary dom, ogrodzony siatką. Na sporym podwórzu były też budynki gospodarcze. Ksiądz hodował krowy, owce i drób. Miał też wielkiego psa, uwiązanego na łańcuchu do budy. Ten pies budził w nas lęk. A jak się urwie kiedy będziemy wchodzić na plebanię?

Do budynku prowadziły dwa wejścia – jedno przez ganek, tam była kuchnia i prywatne pomieszczenia, i drugie, którym wchodziły dzieci do salki katechetycznej. To była zwyczajna klasa ze starymi ławkami i tablicą. Zimą w rogu salki huczał piec. Czasem ksiądz wyświetlał nam przeźrocza albo uczył nas pieśni.

Nie zawsze lekcje odbywały się w salce. Mieliśmy też zajęcia w kościele. Wtedy ksiądz przypominał nam, że możemy mówić głośno, ale i tak miejsce bardzo nas onieśmielało.

Starsze klasy zamiast lekcji biegły na księżowskie pole przewrócić siano, zbierać ziemniaki czy wyrywać buraki. Młodsze czyściły chodnik wokół kościoła.

To było pięćdziesiąt lat temu. Na religię chodziliśmy tak samo jak na chór czy harcerstwo choć jednak księdza trochę się baliśmy bo rzucał zeszytem ze źle odrobionym zadaniem i krzyczał, ale w kieszeniach miał też cukierki i częstował nas. Wywiadówek z religii nie było ale zeszyt musiał leżeć koło choinki w czasie kolędy. U nas tych zeszytów z pięknymi rysunkami była sterta, wiadomo, sześcioro dzieci, ksiądz sprawdzał również te ze szkoły średniej.

Kościół otoczony był murem podzielonym na części – dwa wejścia boczne i jedno główne. Boczne wejście prowadziło właśnie na plebanię – tam przemykało się do ubikacji położonej tuż za posesją księdza. Wiodła też tamtędy ścieżka na cmentarz przez który można było dostać się do głównej drogi.

Zwykła, drewniana ławka stała po zewnętrznej stronie muru i czasem na niej siadaliśmy czekając na księdza, który miał nam otworzyć kościół. Nie wiem jak do tego doszło, ale raz się tak jakoś zagadałam na tej ławce z koleżanką i nagle okazało się, że jesteśmy same. Wszyscy już dawno weszli na lekcję religii a my się jakoś zagadałyśmy, jedna drugiej coś pokazywała, nie wiem, to było 50 lat temu. Podeszłyśmy do bocznego wejścia ale żadna nie odważyła się wejść nawet do przedsionka. I tak stałyśmy tam prawie becząc co to będzie aż nagle padła decyzja – uciekamy przez cmentarz!

To były moje pierwsze wagary. No i upiekło się nam. Chodziłyśmy z duszą na ramieniu przez tydzień, potem jedna drugą trzymała ze strachu za rękę - co powie ksiądz, co zrobi mama! Aż nadeszła lekcja religii i nikt nawet nie wspomniał że nas nie było. Ale i tak miałyśmy za to pokutę.







14 komentarzy:

  1. Jakie to było traumatyczne przeżycie, skoro pamiętasz je do dziś :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Twoje opowieści :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja zaczęłam uczęszczać na religię dopiero gdy miałam 10 lat i oczywiście były te lekcje na terenie kościoła. Jesienią to ksiądz rektor przychodził i wyganiał nas do przykościelnego sadu byśmy dla swych rodzin nazbierali jabłek- bo chociaż to wszystko było w stolicy to przykościelny teren był naprawdę duży i w jednej części był nieduży sad. Wszyscy lubiliśmy księdza rektora bo kiedyś w naszej obecności mocno zrugał młodego katechetę za to, że nas "morduje" klepaniem pacierza i krzyczy na nas gdy przekręcamy niechcący tekst a to nie ma być perfekcyjny tekst tylko nasza szczera prośba do Boga.Wszyscy parafianie bardzo lubili i cenili księdza rektora i gdy zmarł to naprawdę wszyscy bardzo żałowali że już nas opuścił.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja pamietam tylko druga klase, nauki przedkomunijne a potem juz nic. Pewnie nie chodzilam :))) Pamietam za to dobrze czytanie (ogladanie) wielkiej, przechodniej bibli jako 3-4 latka. To byla najlepsza bajka dziecinstwa ze wspanialymi grafikami. Nastepny powrot do bibli jako literatury pieknej nastapil na studiach zamykajac okres dorastania religijnego. Na trzecie podejscie jeszcze sie nie zdecydowalam. Moze nie zdaze?
    Twoje wspomnienia jak zwykle cudne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Och, religia w kościele, to cała historia... te opowieści dziwnej treści. W naszym kościele były drzwi wahadłowe, dostałam kiedyś centralnie w czoło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :))))))) Zawahalas sie przy wejsciu! :)))))))))))

      Usuń
    2. No właśnie wychodziłam już😉
      jotka

      Usuń
  6. Ja to jakoś tę religię lubiłam
    Rodziców się nie bałam, bo byli mniej religijni niż ja😀
    Moje dzieci nie miały religii
    Były religijne i wierzące dopóki nie wicki do Polski. Taka sytuacja.

    OdpowiedzUsuń
  7. Moje lekcje religii tez byly w przykoscielnej salce. Ksiadz byl starszy i surowy, w pozniejszych latach byly panie katechetki - juz bardziej "ludzkie" kiedys trzeba bylo narysowac Jezusa - Pasterza. Ja nie umialam za bardzo, wiec wycielam obrazek z ksiazeczki do nabozenstwa, obrysowalam kontur i pokolorowalam. Ksiadz sie zdziwil ale nic nie powiedzial. Potem sie biedzilam jak wkleic ten obrazek z powrotem;))) Dzieci sa kreatywne!

    OdpowiedzUsuń
  8. Z religii pamiętam głównie imię ojca, który ją przez parę lat prowadził - bo kościół u nas klasztorny - Bonawentura, takie się wydawało niesamowite 😁 I że do salki lekcyjnej pięliśmy się po schodach na strych.
    Niedawno przejeżdżaliśmy tamtędy z bratem, patrzę - a tego budynku już wcale nie ma. Zdaje się, że wymarły siostry, które tam mieszkały i zapewniały obsługę braciom...

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja pamiętam z podstawówki, że nasza katechetka miała długie paznokcie, co nie było takie popularne 60 lat temu. W ogóle była bardzo elegancka skoro to zapamiętałem. potem 40 lat później spotkałem ja w kancelarii kościelnej, załatwiając sprawy pogrzebowe ojca. Siedziała za biurkiem Pani w wieku ponad 70 lat. Odruchowo spojrzałem na dłonie, ale miała krótki manicure. Jak to w naszych głowach siedzą drobiazgi. Nie wiadomo na co i po co? Może dla tych wspomnień właśnie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedyś wszyscy chodzili, choć nie musieli. Włącznie ze mną. Chyba Kościół przeszarżował z tym umieszczaniem religii w szkołach.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja to nawet maturę z religii napisałam, ale nic to wtedy wymiernego nam nie dawało.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ucieczka przez cmentarz? To moja historia. Tylko u mnie był cmentarz poniemiecki, czasami można było znaleźć kości. A ksiądz był bardzo fajny, głośny, teraz myślę, że mój tata byłby podobnym księdzem (tatko w dzieciństwie chciał być księdzem).

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz